EUROPA 1: Horacy w przekªadzie Kubiaka (07.04.2004)
PRAGNIENIE SPOKOJU
O spokój prosi bogów na otwartym Morzu Egei wzi¦ty kto±, gdy w czarnej Chmurze zgasª ksi¦»yc i swojskie nie zal±ni¡ Gwiazdy »eglarzom. O spokój prosi Tracja, w±ciekªa bojem, Jak i z koªczanu dumni Medzi, spokój, Którego, Grose, nie kupisz za klejnot, Szkarªat ni zªoto, Bo »adne skarby, »aden konsularny Nie przegna wo¹ny nieszcz¦snych tumultów Ani trosk duszy, które pod ozdobnym Lec¡ sutem. yje si¦ dobrze na maªym, gdy bªyszczy Na zgrzebnym stole solniczka po przodkach, A snów ulotnych nie pªoszy l¦k ani Oble±na chciwo±¢. Czemu w tym krótkim »yciu chcemy posia¢ Tyle? I ziemie wybieramy innym Rozgrzane sªo«cem? Któ» to, zbieg z ojczyzny, Umknie od siebie?
Horacy 65-8 r. p.n.e.
Wdziera si¦ troska na okute miedzi¡ Nawy, zabójcza. Konnych i jelenie Prze±cignie, pr¦dsza ni» wiatr, co przed sob¡ Gna deszcz nawalny. Rad z tego, co jest teraz, rzeczy przyszªych Niech duch nie szuka, lecz czuªym u±miechem ªagodzi gorycz. Nic nie jest od ka»dej Strony szcz¦±liwe. wietnego wzi¦ªa wczesna ±mier¢ Achilla, Dªuga skurczyªa Titonusa staro±¢. Mo»e mnie wªa±nie da godzina, czego Odmawia tobie. Sycylskie rycz¡ wokóª siebie trzody, Których jest setka. W twych stajniach r»y ±migªa Klacz, w±ród rydwanów biegªa. W afryka«skiej Dwakro¢ purpurze Nurzana weªna ci¦ zdobi. Mnie skrawek Ziemi i greckie tchnienie, wierna swemu Imieniu, Parka daªa, i zawistnym Pogardza¢ tªumem.
Mój Horacy Zygmunt Kubiak Sam si¦ w nim kiedy± zakochaªem, gdy miaªem niewiele ponad dziesi¦¢ lat. Byªo to podczas okupacji hitlerowskiej w Polsce. Chodziªem do gimnazjum, oczywi±cie tajnego. Obowi¡zywaª w nim program caªkowicie przedwojenny. A przed wojn¡ w gimnazjach uczono ªaciny, i to jak! Mo»na byªo za niedbaªo±¢ w tej dziedzinie wylecie¢, jak za niedbaªo±¢ w j¦zyku polskim. Moje zakochanie miaªo i taki skutek: Horacy, ªaci«ski poeta, przywiódª mnie te» do j¦zyka greckiego. Jego urzekaj¡ce zauroczenie Grecj¡ sprawiªo, »e nastolatek polski si¦gn¡ª ªapczywie po ksi¡»ki o Grecji. Traªem na znajduj¡c¡ si¦ w naszym domu Iliad¦ Homera w przekªadzie Jana Czubka, galicyjskiego uczonego z pocz¡tków XX stulecia. Byªem podbity ju» caªkowicie. Udaªo mi si¦ po»yczy¢ od znajomych podr¦cznik gramatyki greckiej (o ksi¡»ki w okresie okupacji byªo trudno) i caªy przepisaªem do szkolnych kajetów. Ale zostawiam ju» te drogie mi wspomnienia. Czªowiek wzi¦ty na otwartym morzu to wi¦zie« burzy. Horacy, którego ªaknienie spokoju, najgª¦bsze pragnienie ludzi, nie dziwi nas, gdy znamy wczesny okres jego »ycia, przemawia do przyjaciela, Grosfusa, który musiaª by¢ bardzo bogaty. Poeta przypomina mu, »e nie pomo»e mu nawet urz¦dnik konsula (konsularny wo¹ny), gdy b¦d¡ si¦ miota¢ pod sutem (kiedy Grosfus nie mo»e zasn¡¢ i le»¡c, patrzy w sut) jego medytacje jak dokuczliwe ptaki. Któ» to, zbieg z ojczyzny. Umknie od siebie? - a wi¦c nie warto emigrowa¢. Mogªo si¦ zdawa¢, »e Titonus, ukochany Jutrzenki, lepszy miaª los od innych, lecz wyproszona mu przez bogini¦ dªugowieczno±¢ sprawiªa, »e zrobiª si¦ niezmiernie stary, wysuszony i malutki. Imi¦ bogini Parki znaczy dosªownie Oszcz¦dna; mniemano, »e daje maªo, ale zawsze co± cennego. Taka jest oda 16 ksi¦gi II Horacego. Niezmiennie j¡ lubi¦, staraªem si¦ ni¡ podzieli¢ z moimi czytelnikami, którym niezmiennie jestem wierny. Zygmunt Kubiak zmarª 19 marca 2004. Przekªad i omówienie ody Horacego zostaªy przez Niego oarowane czytelnikom Europy tydzie« wcze±niej.
EUROPA 2: Mandelsztam w przekªadzie Rymkiewicza (14.04.2004) Miasto mnie chwyta w swoje lepkie ªapy. Gdzie si¦ podziej¦ - mo»e kto± mi powie. Kªódki i rygle, stycze«, drzwi zamkni¦te. Od tego chce mi si¦ rycze¢ - jak krowie. Wszystkie ulice - przekrzywione. Wszystkie zauªki - jak po«czocha. W komórkach, w k¡tach, w zakamarkach Kto± tam si¦ chowa, szczeka, szlocha. Tam gdzie jest stacja wodnych pomp, Spadam w t¦ jam¦, w ten dóª oblodzony, W zmarzni¦tej ziemi jest tam z drewna kosz, Sk¡d jak w gor¡czce lec¡ zªe gawrony A ja za nimi zachwycony krzycz¦, Tu gdzie powietrze póªumarªe jemy: - O czytelnicy moi! Towarzysze! Mo»e na schodach pobiesiadujemy? 1 lutego 1937 Zabª¡kaªem si¦ w niebie - co robi¢? Niech odpowie - kto tam jest blisko. atwiej byªo dzwoni¢ dziewi¦ciorgu Atletycznym dantejskim dyskom. Nie rozª¡cz¡ mnie z »yciem - bo ono To zabija mnie, a to znów pie±ci, Wkªada w uszy, w oczy, w oczodoªy Florenty«skie smutne opowie±ci.
Osip Mandelsztam 1891-1938
Ale lepiej wie«ców laurowych Nie kªa±¢ tutaj na »adnej skroni, Lepiej serce na kawaªki podzieli¢, Na kawaªki dzwonów - niech dzwoni. A gdy umr¦, gdy ju» odsªu»¦, Tu z »ywymi do»ywotnio po sªowie, Wtedy niebo - gª¦biej i wy»ej Niech mej piersi wystygªej odpowie. 9-19 marca 1937 Widz¡cy wskro± ¹renic¡ ostrych os, Ostrz¡cych o± globow¡, o± globow¡, Ja wszystko wiem, ja to, co daª mi los, Na pami¦¢ wiem, na pró»no, co do sªowa. Nie »ebym ±piewa¢ chciaª, nie »ebym chciaª Na struny me kªa±¢ smyczek czarnogªosy: Ja z »ycia pij¦, ja bym z tego braª, Co brz¦cz¡ mi pot¦»ne, chytre osy. Gdybym i ja, o gdybym kiedy± ja Usªyszaª jak przez sen i ±mier¢ na wskro±, A gªo±niej ni» ±wierszcz¡ce lustro dnia, Skrzypi globowa o±, globowa o±. 8 lutego 1937 Ale ju» rozkoªysaªy bram¦ mªode lwy myke«skie... 1937 (?)
obok Pasternaka i Achmatowej najwi¦kszy poeta rosyjski XX wieku. Urodzony w 1891 roku w Warszawie, zmarª w ªagrze w 1938 roku. Pierwszy przekªad z Mandelsztama zrobiªem w hotelu w Moskwie - byªo to na pocz¡tku lat sze±¢dziesi¡tych, hotel nazywaª si¦ Warszawa. Pokazaªem go zaraz (w jakim± mieszkaniu niedaleko Galerii Tretiakowskiej) Nadie»dzie Mandelsztam, a potem Annie Achmatowej. Nadie»da Mandelsztam byªa zadowolona z przekªadu i namawiaªa mnie, »ebym tªumaczyª dalej. W Moskwie Mandelsztama jeszcze wtedy nie drukowano, to byª dopiero pocz¡tek jego wielkiej ±wiatowej sªawy. Troch¦ pó¹niej przeªo»yªem jeszcze trzyna±cie wierszy na pro±b¦ Ryszarda Przybylskiego...
EUROPA 3: Nieznane wiersze Tadeusza Borowskiego (21.04.2004) *** B¦dziemy ziemi¦ ry¢ kilofami, niecierpliwie, drapie»nie, pr¦dko, znajdziemy w stawach pod Harmenzami nie przepalone ludzkie szcz¦ki. Odªamki kolan, resztki bioder odrzucimy, zmieciemy na kup¦ niecierpliwi, drapie»ni, gªodni nie tego przyszli±my szuka¢. Lecz przerywszy ziemi¦ z mozoªem, przemieszawszy ko±ci i bªoto, odgrzebiemy troch¦ popioªów zamiast zakopanego zªota.
pejza» emigracyjny
Oto noc jak ocean. Szumi ponad nami historii gªuchy nurt. Jak na dnie morza le»ymy wrakami okr¦tów bez wie±ci przepadªych. Burze nad nami id¡. Chwiej¡ si¦ noc¡ l¡dy jak »oªnierze w szeregu. Nie do nas droga burzom. Pr¡dom nie prowadzi¢ okr¦tów zatopionych. Oto »ywioªy morskie. Oto brzeg jak banda» owija czoªo burzy. I milczenie wszystkich okr¦tów zatopionych, odartych z bander. Cmentarzysko.
Pier± Ewy Fiszer
Pochylony na ukos swojego brzucha gªow¡ w dóª wisz¦ nad dymem wªosów Bezczelnych Archanioªów którzy sier±ci¡ goªych do pachwin nóg zataczaj¡ w powietrzu elipsy odrzuciwszy na ziemi¦ bengalski wieniec z czóª:
Tadeusz Borowski (1922-1951)
horyzont A wy»ej Nad perspektywicznym sªonecznikiem gªowy na ukos i przeci¡gaj¡cym si¦ jak rami¦ oraz noga Rudego Archanioªa obuta sandaªem chmury p¦cznieje kropl¡ niebo niewymierne wymi¦ APOKALIPTYCZNEJ BESTII Za± pod nami W wie«cu Bezczelnego Archanioªa na wprost gªowy nad któr¡ wisz¦ na dnie garnka widnokr¦gu podstawionego pod wymi¦ w±ród d¹wigaj¡cej si¦ ku nam peªnej wyczekiwania na kropl¦ ciszy, pªywa samotna i irracjonalna lewa pier± Ewy Fiszer Ewie - tadeusz borowski, Warszawa 29 VI 1946
Do Madonny Ryngrafowej
Ju» dªugo byli±my przedmurzem I twoim ludem po±wi¦conym. Dzisiaj wyrzucasz nam ze zªo±ci, Innemu oddanym panu Ej»e Madonno, panno ±wi¦ta... ....... ...i ciebie mo»e nieczªowiecz¡ Na s¡d pozwiemy ostateczny.
Znany jest przede wszystkim dzi¦ki swojej prozie obozowej. Zbyt ªatwo zapominamy o tym, »e debiutowaª wªa±nie jako poeta, w okupowanej Warszawie. I »e dªugi czas postrzegaª siebie przede wszystkim jako poet¦. Pisaª wiersze tak»e w obozie koncentracyjnymi potem jako dipis w Monachium. Pisaª je równie» po powrocie do Polski. Niektóre z jego wierszy maj¡ charakter wprawek czy »artów, ale s¡ w±ród nich równie» takie, które ukazuj¡ Borowskiego jako jednego z najwa»niejszych poetów wojennego pokolenia. Zamieszczone obok wiersze, nigdy wcze±niej nie publikowane, znajd¡ si¦ w pierwszym z czterech tomów krytycznej edycji dzieª Borowskiego, opracowanej przez Tadeusza Drewnowskiego i Justyn¦ Szcz¦sn¡, której publikacj¦ rozpoczyna Wydawnictwo Literackie. Przygotowywany tom zawiera trzy razy wi¦cej tekstów poetyckich ni» najpeªniejsza dot¡d edycja, Utwory zebrane.
EUROPA 4: Yeats w przekªadzie Pomorskiego (28.04.2004)
Wie»a
I co ja z t¡ karykatur¡ zrobi¦ Sterane serce! - z tym absurdem caªym, Z moj¡ staro±ci¡? Wlok¦ j¡ na sobie Jak pies za swym ogonem. Kiedy» miaªem Bujniejsz¡, nami¦tniejsz¡ wyobra¹ni¦, Dla cudów tego ±wiata czulsze ucho I oko? Nie w dzieci«stwie, gdy tak ra¹nie Pi¡ªem si¦ na Ben Bulben z w¦dk¡, z much¡ Lub skromniej, bo z robakiem, i jak »ycie Dªu»yª mi si¦ dzie« letni. Chyba zwinie Manatki moja Muza, bo, widzicie, Wypada mi w Platonie i w Plotynie Szuka¢ kolegów, a» mi wyobra¹ni¦, Oko i ucho abstrakcyjne swary Ukontentuj¡, chyba »e si¦ zbªa¹ni¦ Wlok¡c za sob¡ co± jak garnek stary. [...] Spisuj¦ ostatni¡ wol¦; Ludzie czystego sumienia, Którzy od uj±cia w dole Pn¡ si¦ do ¹ródeª strumienia, By w¦dk¦ zarzuci¢ rano U skaªy ±ciemniaªej w wodzie, Niech dum¦ po mnie dostan¡, Dum¦ »yw¡ w narodzie, Co nie zna s¡du ni bata, Ni ci»by, co pomiatana, Ni tyrana, który pomiata, W narodzie Burke'a, Grattana, Który - odmawia¢ w mocy Dawaª, i dum¦ ±witu, Gdy ±wiatªo wystrzeli jak z procy, Dum¦ rogu z dawnego mitu I deszczu, co nagle przybywa, Gdy wyschªy wszystkie strumienie, Dum¦ chwili, kiedy znikliwa Po±wiata przykuwa spojrzenie ab¦dzia, co naraz dªug¡ I poªyskliw¡ na fali Sun¡¢ zaczyna smug¡ Z ostatni¡ pie±ni¡ w oddali. Skªadam wyznanie wiary: To ±mieszne, co Plotyn twierdzi, To, co plótª Platon stary: Nie byªo »ycia i ±mierci, A» czªowiek razem je zªo»yª
William Butler Yeats 1865-1939
We wªasnej zawzi¦tej duszy, Caªy ten kram sobie stworzyª, A jak»e, dosy¢ du»y Dla Sªo«ca, Ksi¦»yca, globu, A dodam, »e go zachwyca W marzeniach, gdy wstaje z grobu, Raj poza sfer¡ Ksi¦»yca. Pokój wam, pozostali, Dumne kamienie Grecji, Uczone dzieªa Italii, To, co widz¡ poeci, Pokój miªosnym pami¡tkom, Wspomnieniom o sªowach kobiet, Tym wszystkim dobrym pocz¡tkom, Z których buduje czªowiek Nadludzkich marze« zwierciadªo. Tak kawki skrzecz¡ i wrzeszcz¡ Skªadaj¡c jak popadªo W strzelnicach, w których si¦ gnie»d»¡, Patyki, a» wreszcie samica Spi¦trzony dosy¢ kopiasto Pusty wierzchoªek zaszczyca I ogrzewa pokraczne gniazdo. Dum¦ i wiar¦ m¡ we¹cie, Mªodzi o czystym sumieniu, Pn¡c si¦ po zboczu, by wreszcie W eksploduj¡cym promieniu Zarzuci¢ w¦dk¦ u skaªy; I ja byªem jak ci rybacy, Zanim mnie podªamaªy Lata siedz¡cej pracy. A teraz wªasn¡ dusz¦ Zap¦dzi¢, cho¢by nie chciaªa, Do szkoªy m¡dro±ci musz¦, A» ta ruina ciaªa, Powolny zanik krwi, Ot¦pienie starcze, Zªo±liwe zwidy i Brzemi¦ straszne mierci przyjacióª, ±mierci Oczu, przy których widoku Tchu brakªo w piersi, B¦d¡ jak dym obªoku, Co horyzont przesªania, Albo jak ptasie o zmroku Senne nawoªywania. 1926
lauret Nagrody Nobla w 1923 roku Ten Irlandczyk na wpóª z wyboru, staª si¦ najwybitniejszym twórc¡ odrodzenia narodowego w literaturze irlandzkiej. Zarazem za± - jednym z najznakomitszych poetów j¦zyka angielskiego i liryków europejskich XX wieku. Za mªodu piewca celtyckiego zmroku, z wiekiem nie tylko zyskaª na klarownej jasno±ci, ale te» na wspaniaªej umiej¦tno±ci udomowienia, sprywatyzowania krajobrazu, mitu, tradycji i wspóªczesno±ci Irlandii. Pami¦¢ narodowa to pami¦¢ o sobie i o ludziach - o uczuciach do osób znajomych, które w iryjskiej mikroskali stawaªy si¦ osobami publicznymi; o postaciach dawnych czy zgoªa zmy±lonych (jak ów Hanrahan Rudy z opowiada« Yeatsa), które wchodziªy w kr¡g s¡siedzkich legend i za»yªo±ci na tej wyspie nie tak znów wielkiej. Z odrestaurowanej przez siebie ±redniowiecznej wie»y - tytuªowego symbolu poematu i caªego zbioru wierszy z 1928 roku - Yeats spogl¡da na dzieje i na wspóªczesno±¢ jak na najbli»sz¡ okolic¦, zamieszkan¡ przez ludzi i zjawy - od klepi¡cych tu niegdy± bied¦ pancernych rycerzy i puryta«skich »oªdaków Cromwella, skrzy»owanymi podwi¡zkami spinaj¡cych pod kolanem nogawice, do dzisiejszych politycznych op¦ta«ców i zachowuj¡cych zdrowy rozs¡dek ludzi czystego sumienia, których nie n¦ci raj poza sfer¡ niebiesk¡ Ksi¦»yca. Nie starzeje si¦ ten wiersz, powracaj¡cy w polskich przekªadach: obecny jest bodaj trzeci, po wersjach Czesªawa Miªosza i Ludmiªy Marja«skiej.
Adam Pomorski
EUROPA 5: Nowe wiersze Leszka Elektorowicza (05.05.2004)
Hej - ho!
Sªysz¦ melodi¦ z dzieci¦cych lat kiedy unosi si¦ znad klawiatury tkni¦tej palcami mojej matki z mgieª i wibruje gªosem ±nie»nej królewny wskrzeszonej z lmowego snu W obrazie tym szukam siebie z tamtych dni - i nie znajduj¦ Ale ba±niowe lasy zolbrzymiaªe kwiaty mchy pod baldachami grzybów niebosi¦»nych zaroiªy si¦: brodate krasnale we wnucz¦ta zmienione w±ród jagód i biaªych paproci kr¡»¡ szukaj¡c prawdziwego dziadka ale on te» si¦ odnale¹¢ nie mo»e poleciaª za ±piewem królewny i rozpªyn¡ª si¦ w tle
Lustro
Jakby przez moj¡ twarz przewiaª kiedy± wiatr i pozostaª na niej Twarz z innych dziejów z innego miasta pi¦kniejszego o mªodo±¢ twarz ze wspomnienia które jest ±wiatªem skamieniaªym
Mo»e tylko jeden gest
Leszek Elektorowicz
sªowo spojrzenie da¢ jeden kwiat ró»¦ serca chwil¦ szcz¦±cia mo»e to niewiele mo»e to wszystko co mo»esz mo»e istniejesz tylko dla tej chwili mo»e tylko w tej chwili
Przed ekranem
Oboje przed ekranem on trzyma jej dªo« patrzy na poruszaj¡ce si¦ na tai szkªa ksztaªty sªyszy strzaªy krzyki akcja oboj¦tna pomieszane w¡tki tylko jej obecno±¢ faluje obok wypeªnia go sob¡ nad wszystkimi ba±niami ucisza zam¦t faluje obok jest
ur. 1924 Poeta, prozaik, krytyk i tªumacz. Nowy wybór jego wierszy zatytuªowany Niektóre stronice uka»e si¦ nakªadem Wydawnictwa Literackiego. Czym jest wiersz? Zatrzymaniem chwili, zatrzymaniem czasu. Chciaªbym kiedy± zªo»y¢ tom z moich utworów, nie tylko wierszy, tak»e niektórych tekstów proz¡, np. opowiada«, które zatrzymaªy czas, prze»yty w m¦ce, trwodze, ekstazie, rado±ci. Dªugie to lata i zarazem zbyt krótkie. Ale kogó» obchodzi dzi± czas zatrzymany, przeszªy? W tej chaotycznej gonitwie do... (do czego w ostateczno±ci - dopowiedzcie sobie sami). Uciekamy od przeszªo±ci, a nawet od niezbyt radosnego teraz, w ±wiat przyszªo±ci, zdewaluowany dzi±, o wiele ubo»szy od tego, który stworzyli H.G. Wells czy A. Huxley. Zajrzyjmy wi¦c czasem w owo residuum r¡bka zatrzymanej, czy - jak kto woli - ocalonej chwili w probówce poezji.
EUROPA 6: Nowe wiersze ks. Jana Twardowskiego (12.05.2004)
Warzywa
Owieczki
Lekarstwo
Pruszkowskie ogrody
Wa»niejsze nieraz od tego o czym po cichu marzysz czyszczenie mycie obieranie warzyw 2004 Polski cyprys jaªowiec lepszy kawaler ni» wdowiec Przecie» to nie do rzeczy nie martw si¦ bezsens te» leczy 2004
led¹
Cieszy si¦ ±led¹ »e nie b¦dzie duchem tylko ±ledziem ciemnozielonym z posrebrzanym brzuchem 2004
Jan Twardowski
Mówi¡ o pot¦pieniu dyskusje sprzeczki chodz¡ w gª¦bokim niebie czarne owieczki 2004 Ogrody pruszkowskie ogrody ±wiat zaczarowany przypomniaª nam si¦ wiersz ten w osiemnastym wieku pisany: Mi¦dzy lilie tulipany wol¦ wej±¢ ni» mi¦dzy pany 2004
Dzi±
Mówi si¦ - Do jutra a umiera dzi± 2004
ur. 1915 Debiutowaª literacko jeszcze jako gimnazjalista na ªamach wydawanej w latach trzydziestych Ku¹nicy mªodych. W czasie wojny dziaªaª w AK i braª udziaª w Powstaniu Warszawskim. W 1945 wst¡piª do seminarium duchownego, a w roku 1948 przyj¡ª ±wi¦cenia kapªa«skie. Jest drugim najwybitniejszym (obok Karola Wojtyªy) przedstawicielem mocno obecnego w polskiej poezji nurtu poetów kapªanów. Bestsellerami staªy si¦ m.in. jego tomy: Znaki ufno±ci (1970), Nie przyszedªem Pana nawraca¢ (1986) czy Niecodziennik wtóry (1995). Nowe wiersze Jana Twardowskiego pochodz¡ z tomu Zawsze na zawsze, przygotowanego przez Ludow¡ Spóªdzielni¦ Wydawnicz¡.
EUROPA 7: Achmatowa w przekªadzie Pomianowskiego (19.05.2004)
Odªamki
1. Stoj¦ - z ognia i wody wyzuta, Rozª¡czona z jedynym synem, Na szafocie, pod pr¦gierzem, pod knutem Niby pod monarszym baldachimem. 2. I zap¦dziª si¦ w ogniu polemik A» na lód jenisejskiej równiny. Dla was to jest spiskowiec, nikczemnik, Dla mnie - mój syn jedyny. 3. Siedem tysi¦cy wiorst i trzy. Tam nie dobiegnie matczyny krzyk. Tam si¦ zatraci w polarnym wietrze, Przez g¡szcz udr¦cze« tam si¦ nie przedrze. Tam odczªowiecz¡ ci¦, zgnoj¡ do cna, Ostatni, pierwszy, jedyny, miªy. A tu - koczuje nieczuªa wiosna U leningradzkiej mojej mogiªy. 4. Czy, i kiedy, i komu mówiªa, To, co ±miaªa powiedzie¢ w tej chwili e katorga jej syna zgnoiªa I »e Muz¦ jej zabato»yli?! Zasªu»yªa na sro»sz¡ kar¦, Ni» zªoczy«cy, ju» dani katu. B¦dzie dla niej to zaszczyt nad miar¦ Poniewiera¢ si¦ w domu wariatów. 5. Wy mnie w ko«cu na haku krwawym Wywiesicie, jak rze¹ne zwierz¦, eby tªum turystów ciekawych Mógª chichota¢, nie mog¡c uwierzy¢. I napisz¡ ich zacne gazety, e wybitny wygasª jej talent, e poetka, no tak, lecz niestety, Zegar dziejów nie dla niej biª wcale. 1949
Anna Achmatowa (1889-1966)
*** Polewany lazur nieba zblakª, Sªycha¢ lepiej piosnk¦ okaryny. To» to tylko zwykªa dudka z gliny, Co jej ka»e u»ala¢ si¦ tak? Któ» to wyspowiadaª jej mój grzech I dlaczego odpuszcza mi winy?.. Pó¹ne sªo«ce zaszªo za olszyny, Promie« wikªa si¦ w koronach drzew. 1915 *** Tygodniami tu z nikim dwóch sªów nie zamieni¦, Przesiaduj¦ na brzegu kamieniem, Bo to ulga, »e gorycz ta sama jest prawie W bryzgach fal i we ªzach, co je dªawi¦. Byªy zimy i wiosny bywaªy, a jednak W pami¦¢ wrosªa mi tylko ta jedna: Rozja±niªy si¦ noce i ±nieg zacz¡ª taja¢. Wyszªam z domu popatrze¢ na peªni¦ I, spotkany w so±niaku, na cichych rozstajach, Kto± zapytaª mnie, obcy zupeªnie: - Czy nie ciebie to szukam na ±wiata bezdro»u? Czy nie tob¡ to, z dawna, od wieku, Tak si¦ ciesz¦ i trapi¦, jak siostr¡ najdro»sz¡? - Nie! - odparªam. - Nie, obcy czªowieku. Ale kiedy po±wiata zajrzaªa mu w oczy, Dªo« mu daªam bez chwili wahania, A on pier±cie« darowaª mi, pier±cie« uroczny, Który ustrzec mnie miaª od kochania. I powiedziaª mi, po czym rozpozna¢ t¦ stron¦, Gdzie nam znów jest spotkanie s¡dzone: Morze, smukªa latarnia, zatoki kolisko, Wreszcie - pioªun, znak znaków i omen. Jak si¦ wszystko zacz¦ªo, niech sko«czy si¦ wszystko. I nic wi¦cej nie powiem ju». Amen. Sewastopol, 1916
Wiek XX nie wydaª wielu poetów równych Annie Achmatowej, Rosjance, która przybraªa nazwisko swojej tatarskiej babki. Podziwiana od chwili debiutu, malowana przez Modiglianiego, od zwyci¦stwa rewolucji »yªa w nieustannym napi¦ciu - mi¦dzy uwielbieniem czytelników a szykanami wªadzy, odmawiaj¡c zawsze wyjazdu z ojczyzny za granic¦. Jej pierwszego m¦»a, poet¦ Gumilowa, rozstrzelano w 1921, ich syna, Lwa, wybitnego historyka, pakowano parokrotnie do obozów. Poznaªem j¡ w Azji rodkowej, dok¡d Stalin kazaª ewakuowa¢ z obl¦»onego Leningradu artystów, pó¹niej miaªem szcz¦±liw¡ okazj¦ spotka¢ j¡ w Moskwie u Soi Toªstoj, wnuczki Lwa, dzie« po wieczorze leningradzkich poetów. Wieczór zako«czyª si¦ owacj¡ dla Achmatowej tak gromk¡, »e przyspieszyª rozpraw¦ Kremla z niepokorn¡ literatur¡. Ukaz CK WKP(b) z 1 sierpnia 1946 przypi¦cz¦towaª los poetki na dªugie lata. Syna wypuszczono dopiero w 56., nowy tom wierszy wyszedª dopiero w 58., za granic¦ dano wyjecha¢ (pierwszy raz po rewolucji) w 1964. Otoczona podziwem mªodych poetów - z Josifem Brodskim na czele - sp¦dziªa ostatnie lata na wyªawianiu z pami¦ci niedozwolonych dawniej wªasnych utworów i na studiach o tradycji rzemiosªa poetyckiego.
Jerzy Pomianowski
EUROPA 8: Kawas w przekªadzie Libery (26.05.2004)
Pami¦¢
Bogowie nie umieraj¡. Umiera tylko wiara maªodusznych ±miertelnych. Bogowie s¡ nie±miertelni. A przed naszymi oczami kryj¡ ich srebrne chmury. Przenaj±wi¦tsza Tesalio, Ciebie jeszcze miªuj¡, ich dusze Ci¦ pami¦taj¡. Bogowie, jak i my, wracaj¡ we wspomnieniach do pierwszych porywów miªosnych. I kiedy ±wit pocaªunkiem wita miªo±nie Tesali¦, powietrzem jej wstrz¡sa dreszcz bogów i nieraz nad jej wzgórzami szybuje jaka± posta¢ nie z tego ±wiata - z eteru.
Itaka
Je»eli do Itaki wybierasz si¦ w podró», niech b¦dzie to podró» dªuga, peªna przygód i nauk. Nie l¦kaj si¦ Cyklopów ani Lestrygonów, nawet gniewny Posejdon niech ci¦ nie przera»a. Je±li my±l twoja b¦dzie górnolotna, a ciaªo i dusza zdolne wci¡» do wzrusze« niepospolitych - nigdy ich nie spotkasz. Je±li nie masz ich w sobie, jeste± od nich wolny. Je±li twa dusza nie kryje ich na dnie, ani Cyklopi, ani Lestrygoni, nawet gniewny Posejdon nie wejd¡ ci w drog¦. Niech b¦dzie to podró» dªuga. Zawi« do wielu portów, których jeszcze nie znasz; witaj je w letnim brzasku - z rado±ci¡, szcz¦±liwy. Zajrzyj te» do Fenicjan, aby kupi¢ u nich drogocenne rzeczy: perªy i korale, jantar i heban,
Konstandinos Kawas
oraz wonne olejki - te wszelkie pachnidªa, które odurzaj¡ - ile tylko zapragniesz. I odwied¹ miasta egipskie, aby uszczkn¡¢ wiedzy od tych, co j¡ posiedli. Byleby± tylko stale pami¦taª o jednym: o swoim przeznaczeniu i celu - Itace. Lecz nie musisz si¦ ±pieszy¢. Podró»uj dªugo - latami. Lepiej by± byª ju» stary, gdy dotrzesz do wyspy, i na tyle zasobny w dobra tego ±wiata, by ju» nie oczekiwa¢ od Itaki bogactw. Itaka daªa ci podró». Gdyby nie ona, nie ruszyªby± w drog¦. Daªa wi¦c wszystko; wi¦cej da¢ nie mogªa. Nie czuj si¦ przeto zawiedziony, je±li powita ci¦ uboga. Zreszt¡ gdy wrócisz, dojrzaªy i m¡dry, sam to zrozumiesz - co znaczy Itaka.
mier¢ cesarza Tacyta
Cesarz Tacyt jest chory. Có», trudy wojny musiaªy Zachwia¢ jego staro±ci¡. Spoczywaj¡c na ªo»u, w znienawidzonym obozie, w tej zakazanej Tyanie - ach, gdzie± na ko«cu ±wiata! wspomina drog¡ Kampani¦, sw¡ will¦, ogród, spacery »ycie sprzed sze±ciu miesi¦cy. I konaj¡c powoli, przeklina przekl¦ty Senat.
(1863-1933) Kawas, który caªe »ycie sp¦dziª w Aleksandrii, a bywalców tamtejszych kawiar« i swoich przyjacióª uwieczniaª w wierszach obok wodzów i my±licieli antycznego ±wiata, byª w polskiej literaturze obecny od dawna. Przekªadali jego wiersze m.in. Czesªaw Miªosz i Zygmunt Kubiak, a Zbigniew Herbert uczyniª go jednym ze swoich przewodników i mistrzów. Polskim poetom, ale tak»e polskim czytelnikom wyj¡tkowo odpowiadaªa melancholia tego aleksandryjczyka, spadkobiercy wielkiej cywilizacji helle«skiej, tworz¡cego dwa tysi¡ce lat po jej upadku. Kolejnym Polakiem, który mierzy si¦ z oszcz¦dn¡ i retoryczn¡ fraz¡ Kawasa, jest Antoni Libera. Ten pisarz, tªumacz i re»yser teatralny ma w swoim dorobku przekªady dzieª Becketta, Szekspira, Hölderlina, Wilde'a, a tak»e, przeªo»on¡ wraz z Januszem Szpota«skim, Antygon¦ Sofoklesa.
EUROPA 9: Nowa poezja Zbigniewa Macheja (02.06.2004)
Ezra Pound
Pami¦tam, »e Cantos Pounda wypo»yczyªem z biblioteki konsulatu ameryka«skiego w Krakowie wiosn¡ 1983 roku. Byªa to druga wiosna stanu wojennego, znowu nie nasza wiosna, cho¢ zªoty deszcz ±wieciª jednakowo dla wszystkich i kwitªy morele i Wielkanoc przemin¦ªa z wiatrem jak zwykle i Chrystus zmartwychwstaª jak to w Krakowie i nawet miaª przyjecha¢ drugi raz Ojciec wi¦ty. A ja byªem ju» po swoich pierwszych studiach, lecz studiowaªem drugi kierunek, »eby jeszcze odroczy¢ sobie wojsko i mieszkaªem na Woli Justowskiej, w zielonej dzielnicy snobów i nowobogackich, w suterenie willi pewnego in»yniera, pokoiku przy gara»u, niemal jak w celi, bo okno byªo zakratowane i dom z niewielkim ogrodem ogrodzony byª siatk¡ i furtk¦ zamykano na klucz, wi¦c trzeba byªo skaka¢ przez pªot, zwªaszcza noc¡ i psy szczekaªy i obok w koszarach desantowcy wybiegali na zapraw¦ porann¡, podczas gdy nieopodal, w swojej pracowni z widokiem na wiejski, drewniany ko±cióª, Krzysztof Penderecki komponowaª we ±nie Raj utracony albo Polskie requiem. Wynajmowaªem t¦ cel¦ razem z moim koleg¡ Tomaszem, zykiem teoretycznym, w zamian za dziewi¦¢ godzin pracy ka»dego z nas tygodniowo na pobliskiej plantacji leszczyny. Z wiosn¡ pracy przybywaªo, bo zim¡ tworzyªy si¦ zalegªo±ci, które trzeba byªo potem odrabia¢ a» do jesieni. Jednak po Wielkanocy wszyscy ju» si¦ cieszyli na pierwszomajowe ±wi¦to pracy z powodu solidarno±ciowych demonstracji w Hucie, milicyjnego paªowania i gazów ªzawi¡cych. Do wszystkiego mo»na si¦ byªo przyzwyczai¢, nawet do bezprawia stanu wojennego, nawet do nieustannego zagro»enia przemoc¡ i bezsensown¡
Zbigniew Machej
±mierci¡. Zreszt¡, co to byª za stan wojenny, skoro normalnie korzystaªo si¦ z biblioteki konsulatu ameryka«skiego, dok¡d cz¦sto chodziªem i wypo»yczaªem sobie a Muzom ró»ne ameryka«skie ksi¡»ki z wierszami, bo jeszcze chciaªo mi si¦ uczy¢ angielskiego i tªumaczy¢ ameryka«skie wiersze. Wi¦c przytaszczyªem do swojej celi Cantos, tomiszcze grubsze od cegªy, niepor¦czne i z ceglastymi okªadkami. Wieczorami, po zaj¦ciach w instytucie i pracy w leszczynie, siedziaªem nad tym Poundem w przednówkowym nastroju przy stoliku w mojej celi. Z tranzystora cicho leciaªy przeboje New Romantic, pachniaªo kaw¡ zbo»ow¡ i sma»on¡ cebul¡. Naprzeciw mnie Tomasz studiowaª zagadnienie continuum i czytaª po angielsku Whiteheada. Przetªumaczyªem sobie Canto I i Canto XLV i byªem przekonany, »e moje przekªady tych wierszy s¡ lepsze ni» te, które znaªem z antologii: Poeci j¦zyka angielskiego, ale niedªugo potem daªem za wygran¡. Wieczory byªy coraz krótsze, drzewa kwitªy, powietrze na Woli Justowskiej pachniaªo ±wie»¡, wilgotn¡ traw¡, spulchnion¡ ziemi¡ i kwiatami rododendronów. Wiosna ±ci¡gaªa z nas wszystkich swój doroczny haracz. Jej ±wi¦towanie nie mogªo jednak oby¢ si¦ bez oar z mªodej krwi i majowych nabo»e«stw »aªobnych. Wiadomo, najokrutniejszy miesi¡c to kwiecie«, który w naszych stronach wypada raczej w maju. Dlatego woleli±my wieczorami je¹dzi¢ do dziewczyn, do akademika Piast albo siedzie¢ przy piwie w Cichym K¡ciku. I nie miaªo sensu, »ebym przed samym sob¡ udawaª, »e rozumiem to, czego nie rozumiaªem. A zrozumiaªem tyle, »e Pound próbowaª opisa¢ raj. Opisa¢ raj? To przecie» nie udaªo si¦ nawet Dantemu. Ale jakie mogªoby by¢ inne zadanie poety?
ur. 1958 Zbigniew Machej urodziª si¦ w Cieszynie, co nie pozostaªo bez wpªywu na jego fascynacj¦ czesk¡ poezj¡, któr¡ kompetentnie przekªada. Jego fascynacja poezj¡ anglosask¡ to z kolei owoc mªodzie«czych lektur, tak»e si¦gania po Literatur¦ na wiecie, z któr¡ dzisiaj regularnie wspóªpracuje. W burzliwych pocz¡tkach lat 80. studiowaª polonistyk¦ i religioznawstwo na Uniwersytecie Jagiello«skim. Zadebiutowaª w 1984 roku tomem wierszy Smakosze, kochankowie i pªatni mordercy. Z czasem okazaª si¦ jednym z najciekawszych poetów, którzy rozpoczynali swoj¡ karier¦ zanim jeszcze polsk¡ poezj¦ zdominowaªo na czas jaki± pokolenie bruLionu. Jego poezje i przekªady byªy wielokrotnie nagradzane. Niezale»nie od pracy twórczej, jest dzisiaj dyplomat¡ kulturalnym III RP, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej w Pradze. Na naszych ªamach prezentujemy fragment przygotowywanego przez niego do druku tomu Wspomnienia z poezji nowoczesnej.
EUROPA 10: Nowe wiersze Jarosªawa Marka Rymkiewicza (09.06.2004)
Niezabudki
Listki wierzbowe ja was bardzo prosz¦ Na »ycie dajcie mi cho¢by trzy grosze Ja jestem biedny mam tylko ogródek Kwitnie w nim wiosn¡ kilka niezabudek Kwiatek Vergißmeinnicht te» si¦ nazywa Ale co my±li to przed nami skrywa I ty trzy grosze daj mi - stary je»u Dawnego Boga kulawy »oªnierzu Mªody orzechu i czeremcho stara Wspomó»cie tego kto si¦ o was stara Trzy grosze dla mnie i trzy dla grabarza Tego co kopie tam w rogu cmentarza Je»e czeremchy i wy sójki-±mieszki Troch¦ lito±ci miejcie dla kole»ki Gdzie niezabudki kwitn¡ tam w tym rogu Damy pytanie ostatniemu Bogu Potem pójdziemy wszyscy do nico±ci Za te trzy grosze przyjm¡ nas tam w go±ci czerwiec 2002 roku
Ogród w Milanówku ±nieg z deszczem w ko«cu listopada
Pada ±nieg z deszczem mokn¡ cztery skyrockety I moknie cis - ten co ma co± z pi¦knej kobiety I tam pod sosn¡ moknie - moja ªysa gªowa Je±li jest Bóg to w ±niegu i deszczu si¦ chowa Ten pie« - zªamana wierzbo - to byªoby ciaªo Je±li jest jaka± reszta to co z ni¡ si¦ staªo? Moknie je» mój kolega - wygl¡da spod li±ci Chciaªby wiedzie¢ czy z Boga s¡ jakie± korzy±ci I moknie szambo nim je zamkn¡ w szambowozie Tam w ±rodku ±wiat-wisielec wisi na powrozie Mo»e i wisi w ±rodku - ale w ±rodku czego? Tego lepiej nie wiedzie¢ mój maªy kolego listopad 2002 roku
Ariadna na Naxos
Die Tiefen des Daseins sind unermeßlich. Richard Strauss, Ariadne auf Naxos Ariadno! patrz! - tam pªyn¡ trzy okr¦ty Tu przy tym brzegu ko«czy si¦ ich droga
Jarosªaw Marek Rymkiewicz ur. 1935
Patrz! gdzie zielone kªóc¡ si¦ odm¦ty Co± si¦ wynurza - to ma ciaªo Boga - Twoj¡ sukienk¦ we¹mie sobie morze I we¹mie sobie twoje pstre trzewiczki A ja na tobie nagi si¦ poªo»¦ Tak ten Bóg wtedy mówiª do ksi¦»niczki Potem nad wysp¡ lekko si¦ unie±li Ni»ej o pla»¦ biªa srebrna piana O ich odlocie mówi¡ stare pie±ni Ale ta sprawa nie jest dobrze znana Bóg byª w pierzastym heªmie marynarza Poza tym nagi - naga te» ksi¦»niczka A morze mówi - »e to si¦ powtarza I nie zamierza zwróci¢ jej trzewiczka grudzie« 2002 roku
Na temat z Malczewskiego
Przyszªo±¢ jeszcze otruta, rozczochrana idzie [...] Maria, pie±« druga, VII Przyszªo±¢ idzie - kulawa rozczochrana struta Póª spódnicy póª majtek póª lewego buta Po«czochy! ta dziurawa a tej nie ma wcale Przyszªo±¢ idzie w nieznane samej sobie dale Albo idzie tu» obok - w pobliskie pobli»e I tam zwija si¦ w kª¦bek swoj¡ ran¦ li»e Wlok¡ si¦ za ni¡ wªosy wczorajsze wymioty Nie wie gdzie ma si¦ uda¢ - takie ma kªopoty Martwym okiem ogl¡da swoje wymiociny Po«czochy! ta opada a ta bez przyczyny A ta pocerowana - to po«czocha trzecia! Jak bramy otwieraj¡ si¦ z trzaskiem stulecia! Wªosy siwe skudlone w rodzaju koªtuna Co± jak skrzypce Schnittkego ich ostatnia struna Opadaj¡ce suknie podwi¡zki wi¡zadªa Skª¦bione na jej ªo»u krwawe prze±cieradªa I tak si¦ wªa±nie zbli»a do wªasnego kresu W istnieniu które nie ma tutaj interesu To ja - pora»aj¡co unieobecniony Udaj¡cy si¦ w podró» z ka»dej mojej strony czerwiec 2003 roku
EUROPA 11: Stevens w przekªadzie Elektorowicza (16.06.2004)
Dobrze ubrany m¦»czyzna z brod¡
Po ostatecznym nie przychodzi jakie± tak Od tego tak zale»y przyszªo±¢ ±wiata. Nie to byªa noc. Tak jest sªo«cem tej chwili. Gdy odrzucone rzeczy, odmówione nam, Spªyn¦ªy w kaskadzie zachodu, lecz jedna, Cho¢by jedna tylko rzecz si¦ ostaªa, Nie wi¦ksza ni» czuªka ±wierszcza, Nie wi¦cej ni» my±l codzienna, uparta, mowa Ja¹ni, która w j¦zyku znajduje oparcie, Je±li jedna rzecz, niezawodna, zostanie, to chyba Wystarczy. O, wa±ni ªagodna w tej kwestii! O, wa±ni ªagodna, miód w sercu, Mªodo±¢ w ciele, z napomknienia bªahego, O czym± w co si¦ wierzy, czego si¦ do±wiadcza: Ksztaªt na poduszce, dysz¡cy we ±nie, I aureola nad zdyszanym domem ... Nigdy si¦ nie dogodzi umysªowi, nigdy.
Przeczysty dzie« bez wspomnie«
adnych »oªnierzy w tej scenerii, adnych my±li o ludziach ju» zmarªych, Jakimi byli przed lat pi¦¢dziesi¦ciu, Mªodzi, o»ywieni, w radosnym nastroju, Mªodzi, chodz¡cy w±ród promieni sªo«ca, Gdy w niebieskich dresach schylali si¦ po co±, Dzisiejsza pogoda nie utkwi w pami¦ci. Dzisiejszy nastrój wyzuty z wszystkiego. adnych spraw znajomych z wyj¡tkiem nico±ci Przepªywa nad nami bez ukrytych znacze«, Jakby nikt z nas nigdy tutaj nie byª Ani teraz tu nie jest; na tym banalnym spektaklu, W tym teatrze cieni, w tym co on oznacza.
Wallace Stevens (1879 - 1955)
Anegdota o ksi¦ciu indyków W blasku ksi¦»yca Ujrzaªem Husarza, W blasku ksi¦»yca Na tym zachwaszczonym polu. O, jaki byª gniewny Jakby ze snu obudzony! Sk¡d ta twoja czerwie« W mlecznej mgle bª¦kitu? Spytaªem. Sk¡d ten blask sªoneczny Jakby± si¦ obudziª W samym ±rodku snu? Ty, który si¦ bª¡kasz Rzekª Na tym zachwaszczonym polu, Krótk¡ masz pami¦¢. Lecz ja stawiam tamy Potokowi mych snów. Zrozumiaªem teraz e bª¦kitny ten teren Peªen byª bloków z betonu I spl¡tanej stali. I zaznaªem trwogi Na zachwaszczonym tym polu A zarazem i pi¦kna Blasku ksi¦»yca Który pada na nie Pada Jak opada sen W powietrze bez winy.
Wallace Stevens to jeden z najwybitniejszych poetów ameryka«skich poªowy XX wieku. Debiutowaª w 44. roku »ycia, lecz wi¦kszo±¢ utworów, wierszy, esejów powstaªa, gdy pisarz przekroczyª pi¦¢dziesi¡t lat. Stworzyª niepowtarzalny styl, nieªatwy w odbiorze, lecz fascynuj¡cy sw¡ poetyck¡ wizj¡, oscyluj¡c¡ mi¦dzy do±wiadczeniem a wyobra¹ni¡, której w poezji przypisywaª najwi¦ksz¡ rol¦. Wiele jego wierszy ma równie» charakter opisowy, przenikni¦ty nastrojem medytacji. Po uko«czeniu prawa na Uniwersytetach Harvarda i Nowojorskim przez caªe »ycie utrzymywaª si¦ z pracy w rmach ubezpieczeniowych.
EUROPA 12: Nowe wiersze Krystyny Miªob¦dzkiej (23.06.2004) *** coraz dªu»sze patrz¦, coraz krótsze widz¦ jestem »e jestem dró»ka biegn¡ca przez las, zbiegaj¡ca z górki las w las, sam jest si¦, swoje otwiera szklisto±¢ (zaszybie) tego co widz¦ tego co tu mówi¦ *** obieram kartoe, gªaszcz¦ ci¦ po gªowie, podnosz¦ listek z ziemi, zapalam ±wiatªo, zapalam papierosa, chwytam klamk¦, wyjmuj¦ bilet tramwajowy nie spiesz si¦ tak, za pr¦dko siwiejesz biegnij biegnij, tyle twojego co zakªuje w piersiach *** ...nieba od ziemi ziarna od plew bólu od bólu ciebie ode mnie ciaªa od ko±ci w»arty we mnie znak dzielenia
Krystyna Miªob¦dzka ur. 1932
*** zaci±ni¦te usta zza których nie wyjd¦ *** jestem do znikania chc¦ niczym ±wiadczy¢ niczego wzi¡¢ niczego mie¢ nikogo zatrzyma¢ i te »al si¦ Bo»e podró»e »eby mnie byªo wi¦cej »eby mi si¦ du»o widziaªo jestem wszystkim czego nie mam furtk¡ bez ogrodu *** najwi¦kszym odkryciem wydaje mi si¦ szare, brudne ±wiatªo o którym mówimy jasno i maªa przestrze«, któr¡ potramy naraz zobaczy¢ wszystko dokoªa jest zadziwiaj¡co na swoim miejscu tak ªatwe, »e chciaªoby si¦ zaraz wyj±¢ znowu po sprawunki ale nie umiem tego wytªumaczy¢
Jest jedn¡ z najwybitniejszych polskich poetek wspóªczesnych. Poza kilkoma tomami wierszy (m.in. Pokrewne 1970, Pami¦tam 1992, Imiesªowy 2000) jest autork¡ utworów dramatycznych, a tak»e bajek i widowisk dla dzieci. Laureatka wielu nagród literackich, m.in. nagrody im. Barbary Sadowskiej (1992). Wywodzi si¦ z nurtu poezji lingwistycznej. Oszcz¦dna w sªowach, odwa»na w j¦zyku. Prezentowane wiersze pochodz¡ z najnowszego tomiku poetki Po krzyku, wydanego przez wrocªawskie Biuro Literackie.
EUROPA 13: Williams w przekªadzie Elektorowicza (30.06.2004)
Scenka
Rosªy ró»e na deszczu Nie ±cinaj ich, bªagaªem I tak nie wytrzymaj¡ dªugo, odrzekªa Lecz takie s¡ pi¦kne tam wªa±nie gdzie rosn¡. Och, kiedy± wszyscy byli±my pi¦kni powiedziaªa i ±ci¦ªa je i do r¡k mi podaªa.
Codziennie
Codziennie gdy id¦ do auta przechodz¡c przez ogród cz¦sto nachodzi mnie my±l - jaka szkoda »e Arystoteles nie pomy±laª by pisa¢ ody pochwalne i pozostawi¢ po sobie notatki Zadeptana trawa m¡ci gªadko±¢ trawnika kiedy rozgl¡dam si¦ w prawo i w lewo tik-tak A z prawa i z lewa pn¡ si¦ li±cie po smukªym pniu jednorocznej brzoskwini Ró»a ci¦ zawsze oszuka. Ka»da jest jedyn¡ ta za±, niepodobna do innych otwiera si¦ na pªask jak talerzyk prawie i nie ma kielicha. Ale to jest ró»a, ró»a ró»owa. Czujesz wr¦cz jak obraca si¦ wolno na ciernistej ªodydze.
William Carlos Williams (1883-1963)
Katarynka
Powinno by¢ wesele wesele, wesele! Powinno by¢ wesele Rosji z Ameryk¡ Byªoby z tego troch¦ ªadnych dzieci troch¦ dzieci, troch¦ dzieci Byªoby z tego troch¦ ªadnych dzieci aby rozweseli¢ ±wiat Po zrównaniu klas zrównaniu, zrównaniu bogaczy wyparliby ªagodni, miªo±ci¡ bogaci A my b¦dziemy gªosowa¢ na tyrana za tyranem, za tyranem mia»d»¡c¡ przewag¡, mia»d»¡c¡ przewag¡ gdy b¦dziemy gªosowa¢. B¦dziemy, b¦dziemy!
Niby pie±«
Niech czeka w¡» pod wodorostem a pisanie niech b¦dzie ze sªów, powolne i pr¦dkie, baczne w zadawaniu ciosu, spokojne w czekaniu bezsenne - przez metafor¦ pojedna¢ ludzi i kamienie. Tworzy¢. (adnych poj¦¢ poza tymi co w rzeczach) Odkrywa¢! Skalnica jest moim kwiatem, który rozsadza skaªy.
Cho¢ przez caªe »ycie byª praktykuj¡cym lekarzem pediatr¡, dla poezji ameryka«skiej W. C. Williams stanowi swoisty drogowskaz, który nadal prowadzi wiod¡ce w niej nurty w stron¦ przedmiotowo±ci i nowatorstwa. Sªynna maksyma Williamsa no ideas but in things (»adnych poj¦¢, poza tymi, co w rzeczach) streszcza istot¦ jego poezji, wywodz¡c¡ si¦ od imagizmu, lecz id¡c¡ dalej - do logicznej jego konsekwencji. W wersykacji powoªuje si¦ Williams na tradycje ameryka«skiej poezji, szczególnie na Whitmana, tworz¡c jednak wªasny zwi¦zªy j¦zyk poetycki, daleki od regularnego wiersza, który uwa»a za rodzaj ªo»a prokrustowego poezji. Jego tworzywo poetyckie jest na wskro± zmysªowe: jest tym co si¦ widzi, czuje w¦chem, co mo»na dotkn¡¢, rozumie¢. Williams od»egnuje si¦ od metazyki, opisuje przedmiot jako cel sam w sobie. Ale czy nie przypomina to Kantowskiej Ding an sich (rzeczy samej w sobie)? Wi¦c jednak i tu wkradªaby si¦ metazyka?
EUROPA 14: Chlebnikow w przekªadzie Pomorskiego (07.07.2004) *** W morze moru! w morze moru! Mewa-czajka! Czrezwyczajka Na poddaszu czy w piwnicy, Czy w salonie, czy w chaªupie Okowaªa, okowaªa Bolszewickich trupów góry. Trup na trupie. Mewa-czajka! Czrezwyczajka apy krwawe wysun¦ªa, W morza ±mierci to« zapadªa, J¦ków ±mierci zaczerpn¦ªa, Albo w ziemi prze±cieradªa Ciaªa m¦ki spowin¦ªa, Trupy martwych owin¦ªa I poduszk¡ czarnej gliny Uspokaja umarlaki, Pod paznokie¢ bladosiny Wbija cienki dªugi gwó¹d¹. Morze pªacze. J¦czy morze. Nie±li±my przez to«, bezdro»e Od stuleci O wolno±ci sen wiekowy. wiadkiem s¡ nam nasze dzieci: Czy t¦ ±mier¢ i te okowy Kto± wawrzynem nazwa¢ mógª? Kto opowie, kto uwierzy W góry trupów skoro ±wit, Tam gdzie ±lady martwych nóg, Gdzie grobowy dóª kopaªa Przeznaczenia r¦ka biaªa?! Kto si¦ dowie, kto uwierzy W now¡ gaªk¦ u laseczki? Gaªk¦ oczn¡!
Wielimir Chlebnikow
*** Nie jak zapustny diabeªek Nadymam si¦ Do pisku ±miesznego I g¦by pªaksiwej zasmarkanego oseska. Nie, jam z bratniego grobu I z pogrzebu? Wolno±ci dzwon. R¦k¦ podnosz¦, by rzec O niebezpiecze«stwie. Dalek¡ i mglist¡ Ukazaªem wam drog¦, I to nie ogniskami wielkimi Do gotowania woªu Na waszym pokªadzie, Waszych znajomych i krewnych. Tak, obrywaªem si¦ i spadaªem, Chmury mnie przesªaniaªy I przesªaniaj¡ do dzi±. Ale czy to nie wy±cie spadali pó¹niej I odp¦dzali pami¦¢ zagªady, W kamieniach rze¹bi¡c mimowiednie Ze mnie ziemi tej cie«? Za to, »e przypomniaªem o gwiazdach I byªem jak podmuch istnienia tych golców, Niejeden raz porzucali±cie mnie Kradn¡c moje ubranie, Kiedy przepªywaªem cie±niny pie±ni, I na±miewali±cie si¦, »em goªy. Siebie obna»ali±cie przecie» Pó¹niejszych o kilka lat, Nie dostrzegaj¡c we mnie Wierzchoªka zdarze«, Pióra r¦ki czasów Przesªoni¦tej my±l¡ pisarza. Samotny lekarz W domu wariatów, piewaªem pie±ni-lekarstwa.
(1885-1922) Uchodzi za jednego z najwi¦kszych poetów europejskich pierwszej awangardy. Rówie±nik Witkacego, urodzony jeszcze w carskiej Rosji, zn¦kany chorobami i gªodem zmarª tu» po zako«czeniu rosyjskiej wojny domowej. Symbolistyczne wtajemniczenia, futurystyczne fermenty, nieeuklidesowe eksperymenty artystyczne wi¡zaª z wyniesionymi z domu tradycjami anarchorewolucyjnymi. W swej lirycznej omnipotencji zachowaª okrutn¡ przenikliwo±¢ widzenia: w cyklu poematów, wierszy i nowel z lat 1921-22 bez zªudze« odmalowaª wstrz¡saj¡cy i porywaj¡cy obraz rewolucji. Jedn¡ z jego marginalnych postaci byª charkowski czekista Sajenko, króluj¡cy w ekspozycji miejscowego muzeum a» do lat 90. - autor wdzi¦cznego kalamburu o gaªce ocznej.
EUROPA 15: Bukowski - o wszystkim, co mo»e znikn¡¢ (14.07.2004)
poci¡gnij za sznurek,
a poruszy si¦ kukieªka ka»dy facet musi zda¢ sobie spraw¦ »e to wszystko mo»e znikn¡¢ w jednej chwili: kot, kobieta, praca, przednia opona, ªó»ko, ±ciany, pokój; wszystkie rzeczy najpotrzebniejsze do »ycia, ª¡cznie z miªo±ci¡, spoczywaj¡ na fundamentach z piasku i pojedyncze zdarzenie, niewa»ne jak od ciebie odlegªe: ±mier¢ chªopca w Hongkongu albo ±nie»yca w Omaha mo»e przynie±¢ ci zgub¦. caªa twoja porcelana rozbije si¦ o kuchenn¡ podªog¦, wejdzie twoja dziewczyna a ty b¦dziesz staª pijany w samym ±rodku tego wszystkiego i kiedy zapyta: mój bo»e, co tu si¦ staªo? odpowiesz: nie wiem, naprawd¦ nie wiem.
czynsz te» jest za du»y
w solniczce mieszkaj¡ bestie w czajniczku do herbaty jest lotnisko r¦k¦ mojej matki znalazªem w szuadzie na reklamówki spod ªy»ek sªycha¢ pisk torturowanych »yj¡tek w szae stoi zamordowany facet w nowym zielonym krawacie pod podªog¡
Charles Bukowski
sªysz¦ dusz¡cego si¦ anioªa z rozszerzaj¡cymi si¦ nozdrzami ci¦»ko tu »y¢. bardzo ci¦»ko tu »y¢. w nocy cienie zamieniaj¡ si¦ w nienarodzonych. pod ªó»kiem paj¡ki zabijaj¡ biaªe ideaªy. noce s¡ straszne noce s¡ okrutne upijam si¦, aby zasn¡¢ musz¦ upija¢ si¦ aby zasn¡¢. rano przy ±niadaniu widz¦ jak po ulicy tocz¡ umarªych (nigdy nie czytaªem o tym w gazecie). i wsz¦dzie s¡ orªy siedz¡ na dachu, na trawniku, w moim samochodzie. orªy nie maj¡ oczu i ±mierdz¡ siark¡. bardzo mnie to zniech¦ca. przychodz¡ do mnie ludzie siadaj¡ na krzesªach naprzeciwko mnie i widz¦ jak chodzi po nich robactwo zielone zªote i »óªte insekty których oni z siebie nie strzepuj¡. mieszkam tu za dªugo. musz¦ niedªugo pojecha¢ do Omaha. mówi¡ »e tam wszystko jest z jadeitu i nic si¦ nie rusza. mówi¡ »e mo»na tam robi¢ ±ciegi na wodzie i spa¢ wysoko na drzewach oliwnych. ciekawe czy to prawda? nie mog¦ tu dªu»ej wytrzyma¢.
przeªo»yª Piotr Madej
(1920-1994) Przyszedª na ±wiat w Niemczech, w wieku lat 3 z przyczyn caªkowicie pozapolitycznych staª si¦ Amerykaninem. Uznawany za jednego z najwybitniejszych ameryka«skich prozaików XX wieku, bardzo ceniony tak»e jako autor poezji. Jako prozaik i poeta zacz¡ª by¢ znany na przeªomie lat 60. i 70. wraz z tryumfem pokolenia dzieci-kwiatów. W jego twórczo±ci - wywrotowej, witalistycznej i indywidualistycznej - trudno jednak odnale¹¢ zbiorowe emocje tamtej epoki. Wiersze zacz¡ª pisa¢ na dªugo przedtem, zanim zadebiutowaª jako prozaik. Najstarsze z nich ukazaªy si¦ w 1946 roku w nieznanym, wydawanym w Filadeli, magazynie literackim Matrix. Obszerny tom wierszy Charlesa Bukowskiego Pªon¡c w wodzie, ton¡c w ogniu (w przekªadzie Piotra Madeja) uka»e si¦ tego lata nakªadem ocyny Noir sur Blanc.
EUROPA 16: Ginsberg w przekªadzie Piotra Sommera (21.07.2004)
Pozdrowienia dla Fernanda Pessoi
Co zaczn¦ czyta¢ Pesso¦ my±l¦ sobie jestem od niego lepszy robi¦ to samo bardziej ekstrawagancko - on raptem z Portugalii, ja Amerykanin z najwspanialszego Kraju na ±wiecie aktualnie jest Koniec XX wieku cho¢ Portugalia byªa wielkim imperium w 15-tym wieku pal diabli teraz skurczyªa si¦ w K¡ciku Póªwyspu Iberyjskiego podczas gdy Nowy Jork we¹my taki Nowy Jork cho¢ Mexico City jest wi¦ksze Nowy Jork jest bogatszy pomy±le¢ Empire State Building jeszcze niedawno najwi¦kszy drapacz ±wiatowego imperium cokolwiek to znaczy ja prze»yªem 61 lat XX wieku Pessoa chodziª po Rua do Ouro tylko do roku 1936 On wdaª si¦ w Whitmana to ja si¦ wdaj¦ w Pesso¦ bez wzgl¦du na to co powiedz¡ poza tym umarªy nie zgªaszaªby zastrze»e«. A dlaczego jestem lepszy od Pessoi? Znaj¡ mnie na 4 kontynentach mam 25 ksi¡»ek po angielsku on tylko 3 bo pisaª gªównie po portugalsku, ale to nie jego wina USA to wi¦kszy kraj drobne 2 biliony dªugu chwilowe szale«stwo, brudna robota Reagana obª¦d ameryka«skiego stulecia nietypowy dla naszej Nacji któr¡ Whitman opiewaª po epicku cho¢ martwiª si¦ o ni¡ w Democratic Vistas Jako buddysta nie pyszni¦ si¦ swoj¡ wy»szo±ci¡ nad Pesso¡ jestem skromny Pessoa byª czubek to du»a ró»nica acz najwyra¹niej gej - tak jak Sokrates czy cho¢by Michaª Anioª da Vinci Szekspir nieoceniony comrado Walt Fakt splamiªem si¦ czerwieni¡ ju» w mªodo±ci ale ledwie co to nauka niszczy warstwy ozonu caª¡ ziemi¦ radioaktywnym antykomunizmem zatruwaj¡ w tej epoce antystalini±ci Mo»e troch¦ kªamaªem
Allen Ginsberg
w wierszach rzadko, tylko w obronie cudzej reputacji. Otwarcie powiem byªem zbyt Szczery na temat matki ale chciaªem dobrze Czy Pessoa wspomina gdzie± matk¦? musiaªa by¢ ciekawa, i mocna skoro urodziªa sze±cioraczki Alberta Cairo Alvara de Campos Ricarda Reisa Bernarda Soaresa Alexandra Searcha a równocze±nie samego Fernanda Pesso¦ klasycznego seksofrenika Któremu myl¡ si¦ postacie nie a» tak dobrze znane poza male«kim królestwem Portugalii (do niedawna podrz¦dnym pa«stwem policyjnym) Wi¦c »eby przej±¢ do sedna yyy co to ja miaªem w ka»dym razie na pewno lubi¦ porównywa¢ tego Ginsberga i Pesso¦ o którym mówi si¦ w Iberii i który prawie nie ma ksi¡»ek po angielsku teraz to w dyplomacji najwa»niejszy j¦zyk rozci¡ga si¦ na caªe Chiny. Poza tym byª kurduplem, sam przyznaª w swoich rozwlekªych Pozdrowieniach dla Walta Whitmana przy moich 171, 45cm co daje, nie chwal¡c si¦, nieco powy»ej ±redniej ±wiatowej mówi¦ powa»nie o sobie i Pessoi. Tak czy owak nigdy na mnie nie wpªyn¡ª, nie czytaªem Pessoi przed napisaniem mego sªynnego Skowytu przeªo»onego ju» na 24 j¦zyki, do dzi± dnia nie miaªem obaw o wpªyw Pessoi na mnie Jest póªnoc 12 kwietnia 88 roku ledwie zerkam na jego ksi¡»k¦ pewnie przelotnie na mnie wpªywa, a niech tam ale lektura jednej strony w przekªadzie nie dowodzi jeszcze Wpªywu. A wracaj¡c do Pessoi, to o czym on pisaª? Whitman (Lizbona, morze itd.) na wyj¡tkowo nu»¡c¡ modª¦, biegunka ust, jak mówi¡ niektórzy - Pessoa-messoa. 12 kwietnia 1988 roku
(1926-1997) W caªej kontrkulturowej formacji Beat Generation nie byªo chyba poety sªawniejszego ni» Allen Ginsberg. Od poªowy lat 50. graª rol¦ najbardziej wyrazistego jej reprezentanta i w jakim± sensie reprezentowaª caªy jej skªad podstawowy, a mo»e i rezerwowy. Przyj¡ªem kiedy± zamówienie na wybór wierszy Ginsberga, który to wybór nie uwzgl¦dniaª jego ostatniej ksi¡»ki, Metropolitan Greetings (1994). A nie uwzgl¦dniaª, bo wtedy jeszcze jej nie byªo. Poprawiam teraz swoje stare przekªady z poetów ameryka«skich i robi¦ troch¦ nowych - dla wydawnictwa W. A. B., do antologii O krok od nich. Z Ginsberga umy±liªem sobie dorzuci¢ do niej poemacik Salutations to Fernando Pessoa, który ukazaª si¦ w Metropolitan Greetings i który, zapewne dzi¦ki swym przymiotom autoparodystycznym, nale»y u pó¹nego Ginsberga do najwdzi¦czniejszych.
EUROPA 17: Robert Pinsky o Ameryce pokrytej sadz¡ (28.07.2004)
Sadza
Archaiczne poci¡gi sparzone z nasz¡ ludzk¡ krwi¡. Kamienna estakada, mur wsporników. Nad torami Hulaszczy wi¦ty Mikoªaj przep¦dzony na sªup. Czarny »u»el, ªopian, sumak, pepsi, celofan, Ka»da sylaba niczym wªókno sznura W sieci sªów spl¡tanej w nami¦tnym cieniu Ko±cistej winoro±li i tyczek na fasol¦ w podwórku Obok nasypu. Zanim rozbªysªo ±wiatªo Poranka, grzmi¡ce tu kurzem, powolne, Oci¦»aªe stwory wydobyªy z okien sypialni Podniosª¡ muzyk¦, i ich wyziewy Zakªuªy nas w nozdrza. Przytorowa tawerna i ko±cióª Byªych niewolników, synagoga ubogich, Sycylijski spo»ywczy, polski »ªóbek. Pokolenia Cz¡steczek, które niczym Zeus przenikn¦ªy Chleb i pokryªy ogrodowe pomidory - nawet Nasze prze±cieradªa, które dr»aªy i brykaªy na wietrze Bardziej roz±wietlone ni» inne, zmi¦kczone »elazist¡ czerni¡, Zamieniaj¡ce si¦ w zbroj¦ w srebrnym zimowym sªo«cu. przeª. Paweª Marcinkiewicz
Druga r¦ka
Gorsza, cho¢ bli¹niacza, ta, której dokonania i przywileje pozostaj¡ w cieniu: mo»liwo±¢ dosi¦gni¦cia
Robert Pinsky (ur. 1940)
tatua»u na prawym ramieniu, noszenia baseballowej r¦kawicy. Czuj¦ jej znajomy ci¦»ar i szorstko±¢, gdy w przelocie styka si¦ z t¡ sprawniejsz¡. Zaplataj¡ palce. Jest troch¦ lewa, nadal z najwi¦kszym trudem jasno i poprawnie wyra»a si¦ na pi±mie. Porównania z siostr¡ parali»uj¡ j¡ tak, »e nie pokazuje, na co j¡ sta¢. A jednak i ona gªaskaªa piersi, uda, obejmowaªa delikatn¡ kostk¦ czy, w najbardziej intymnym z u±cisków, palce dªoni. Mo»liwe, »e jej dr»¡cy dotyk, jako nieco mniej wprawny, mniej pewny, jest ledwo wyczuwalnie milszy. Na Polach Elizejskich, gdzie ka»dy defekt zostanie powetowany, a ostatni b¦d¡ pierwszymi, to ona b¦dzie wie±¢ prym; tej drugiej zostanie rola pomocnicy. I gdy mój cie« b¦dzie si¦ przechadzaª po za±wiatach, prawa r¦ka b¦dzie si¦ radowa¢, wyswobodzona od brzemienia wi¡zanych z ni¡ oczekiwa«: wreszcie naprawd¦ wolna od jarzma sprawno±ci. przeª. Agnieszka Pokojska
Robert Pinsky jest poet¡, a tak»e tªumaczem i edytorem. W latach 1997-2000 peªniª godno±¢ Poety-Laureata Biblioteki Kongresu USA, przyczyniaj¡c si¦ do popularyzowania poezji i podkre±lenia jej miejsca w kulturze ameryka«skiej, gªównie dzi¦ki swemu szeroko zakrojonemu programowi Favorite Poem Project, w ramach którego tysi¡ce Amerykanów dzieliªo si¦ w internecie swoimi ulubionymi wierszami. Pinsky jest te» redaktorem internetowego magazynu Slate. W swoim poetyckim dorobku ma wiele ksi¡»ek, wyró»nianych presti»owymi nagrodami, m.in. The Figured Wheel: New and Collected Poems 1966-1996, nominowan¡ do Nagrody Pulitzera i nagrodzon¡ Lenor Marshall Award. Jest tak»e laureatem Shelley Memorial Award, William Carlos Williams Prize oraz - za bestsellerowe tªumaczenie Boskiej komedii - Los Angeles Times Book Award i Howard Morton Landon Translation Prize. Ostatni jego tom to Jersey Rain (2000). Robert Pinsky jest czªonkiem American Academy of Arts and Letters. Wykªada creative writing na uniwersytecie w Bostonie.
EUROPA 18: Sylvia Plath w przekªadzie Zbigniewa Herberta (04.08.2004)
Lustro
Jestem srebrne i dokªadne. Nie mam uprzedze«. Cokolwiek widz¦, poªykam natychmiast Takie, jak to jest, niezamglone ani miªo±ci¡, ani nienawi±ci¡. Nie jestem okrutne tylko prawdomówne Oko maªego, czworok¡tnego boga. Wi¦kszo±¢ czasu medytuj¦ na przeciwlegªej ±cianie. Jest ona ró»owa i nakrapiana. Patrzyªem na ni¡ tak dªugo e s¡dz¦ i» staªa si¦ cz¦±ci¡ mojego serca. Lecz ona migoce. Twarze i ciemno±¢ rozdzielaj¡ nas bezustannie. Teraz jestem jeziorem. Kobieta pochyla si¦ nade mn¡, Przeszukuje a» do dna, »eby odkry¢ kim jest naprawd¦, Potem zwraca si¦ do tych kªamców, ±wiec i ksi¦»yca. Nagradza mnie ªzami i niepokojem r¡k. Jestem wa»ne dla niej. Odchodzi i powraca. Co rano twarz jej zast¦puje ciemno±¢. We mnie zatopiªa mªod¡ dziewczyn¦ i we mnie stara kobieta Staje naprzeciw niej, dzie« po dniu, jak okropna ryba.
mier¢ i spóªka
Dwaj, naturalnie, »e jest ich dwóch To mi si¦ wydaje oczywiste Jeden z nich nie patrzy nigdy w gór¦, jego oczy zakryte Wyªupiaste jak u Blake'a, Znamiona jego s¡ znakiem handlowym -
Sylvia Plath
Blizna od sparzenia wod¡, Naga nied¹ kondora. Jestem dla niego ±wie»ym mi¦sem. Jego dziób Klekocze: Nie jestem jeszcze jego. Mówi mi jak bardzo ¹le wychodz¦ na zdj¦ciu. Mówi mi jak miªo Wygl¡daj¡ niemowl¦ta w swoich szpitalnych Lodówkach, ze skromn¡ Falbank¡ wokóª szyi, Potem z jo«skimi faªdami Ich caªunów, Na koniec dwie maªe nó»ki Nie u±miecha si¦, nie pali papierosa. Za to ten drugi wªa±nie to robi Jego wªosy s¡ dªugie i nienaganne. Bastard Masturbuj¡cy odblask, Chce by¢ kochany. Nawet nie drgn¡ª. Mróz maluje kwiat, Rosa tworzy gwiazdy, Umarªy dzwon, Umarªy dzwon.
(1932-1963) Najwybitniejsza XX-wieczna poetka ameryka«ska. Pochodziªa z rodziny niemieckich emigrantów, jej ojciec dorastaª w Grabowie, na terenie dzisiejszej Polski, a w Stanach Zjednoczonych wykªadaª entomologi¦ na uniwersytecie w Bostonie. Sylvia Plath przez caªe »ycie cierpiaªa na depresj¦, której konsekwencj¡ byªy liczne próby samobójcze. Jej sytuacji psychicznej nie poprawiªo maª»e«stwo z innym wybitnym poet¡ ameryka«skim, Tedem Hughesem, które rozpadªo si¦ w roku 1962. W lutym nast¦pnego roku popeªniªa samobójstwo. Jej Szklany klosz i niektóre wydane po ±mierci wiersze zostaªy pó¹niej zaliczone - bez wiedzy i zgody poetki - do tradycji drugiej fali ameryka«skiego feminizmu. W Polsce wydano kilka zbiorów poezji Sylvii Plath, a tak»e Szklany klosz, Listy do domu i Dziennik. Przekªady Zbigniewa Herberta zostaªy opublikowane w antologii wierszy poetek ameryka«skich Dzikie Brzoskwinie, która ukazaªa si¦, pod redakcj¡ Julii Hartwig, nakªadem wydawnictwa Sic!
EUROPA 19: Billy Collins o ±wietlanej przeszªo±ci (11.08.2004)
Z wierszy uªo»onych ponad trzy tysi¡ce mil od Tintern Sªuchamy, jak dawno zmarli poeci Abbey obwieszczaj¡ swoje umieranie Byªem tu kiedy±, dawnymi czasy, i dzi± jestem tu znowu stwierdzenie to wyst¦puje w poezji równie cz¦sto jak deszcz w przyrodzie. Jegomo±¢, który je wypowiada, mo»e si¦ gapi¢ na angielski krajobraz, hale upstrzone owcami, rz¦dy wysokich drzew wie«cz¡ce wzgórza, albo mo»e pogr¡»a¢ si¦ w cieniu mrocznego, bawarskiego lasu z kawaªkiem sera i ksi¦g¡ ba±ni wci±ni¦tymi do plecaka. Ale uczucie jest zawsze jednakie. Za pierwszym razem byªo mu lepiej. Teraz to ju» nie to samo. Nie czuje si¦ tak wesóª jak wówczas. Czego± zawsze brakuje ªab¦dzi, bªysku na tai jeziora, jakiego± maªego lecz istotnego szczegóªu. Albo wszystko po trochu zeszªo na marne. Niebie±ciejsze byªo kiedy± niebo i gª¦bsze, chmury byªy podobniejsze katedrom, a woda pomykaªa ponad skaªami z wi¦kszym wzburzeniem. Z naszych foteli ogl¡damy jak biedny poecina w surducie wspomina anielskie góry lodowe dzieci«stwa i bª¡ka si¦ po±ród pól chwastów.
Billy Collins ur. 1941
z póªwyspu, brzegu rzeki, obok stogu siana, w zagajniku. Sªuchamy ich przera»enia, tego, które wypªywa z wierszy, tak jak woda wypªywa z gumowego w¦»a, tak jak zapaªka pªomienie przemawia ogniem. I kiedy w ko«cu odkªadamy ksi¡»k¦ odchylamy si¦ w fotelu, zamykamy oczy kªuj¡ce od druku i zapadamy w zakªadk¦ snu, jeste±my na tyle m¡drzy, aby wiedzie¢ »e gdy si¦ obudzimy na krótko przed obiadem, nic nie b¦dzie równie dobre jak byªo kiedy±. Czego± b¦dzie najwyra¹niej brakowa¢ w tym pokoju o ksztaªcie trumny, którego ±ciany i okna przybior¡ podobny odcie« szaro±ci, bªyszcz¡ca gardenia pochyli si¦ w obitej doniczce z terakoty. Buty, skarpetki, popielniczka, caªun zasªon, br¡zowiej¡cy ogryzek jabªka... Nic nie b¦dzie takie, jakie byªo kilka godzin temu, we wspaniaªej przeszªo±ci, przed nasz¡ drzemk¡, w Zªotym Wieku, który dobiegª ko«ca jako± zaraz po drugim ±niadaniu.
przeª. Paweª Marcinkiewicz
Mªodzi poeci ameryka«scy pytani, jaki poeta zrobiª na nich najwi¦ksze wra»enie, niemal jednogªo±nie odpowiadaj¡: Billy Collins. I to bez wzgl¦du na to, czy uwa»aj¡ si¦ za kontynuatorów szkoªy nowojorskiej, z Ashberym i Schuylerem na czele, czy za spadkobierców beatników i poezji ulicznej, której patronuj¡ Ginsberg i Micheline. ywioªem Collinsa, urodzonego w 1941 roku w Nowym Jorku, jest (nie) codzienno±¢ ameryka«skich przedmie±¢. Mo»e wªa±nie dlatego cieszy si¦ niespotykan¡ od czasów Roberta Frosta popularno±ci¡ jako poeta prostych ludzi. Trzy ostatnie ksi¡»ki poety, Dziewi¦¢ koni (2002), egluj¡c samotnie po pokoju (2001) oraz Piknik, bªyskawica (1998), pobiªy wszelkie rekordy sprzeda»y tomików poezji. Ich autor w latach 2001-2002 peªniª funkcj¦ Poety Laureata przy Bibliotece Kongresu, a ponadto zdobyª wiele nagród literackich, w tym presti»ow¡ Levinson Award przyznawan¡ przez chicagowski miesi¦cznik Poetry.
EUROPA 20: Martynow w przekªadzie Pomianowskiego (18.08.2004)
a«cuch
Z kªamstw, niedomówie« i wykr¦tów Nieªatwo b¦dzie si¦ wyleczy¢. T¦gie spletli±my sobie p¦ta, a«cuch za nami wci¡» si¦ wlecze. Na r¦kach czªowiek go nie czuje I nie ma go na podor¦dziu. J¦zyków ludzkich nie kr¦puje, Ale w j¦zyku d¹wi¦czy wsz¦dzie.
Leonid Martynow (1905-1980)
Na nogach znikªy ±lady oków I my±li czªowiek, »e to przeszªo±¢, Lecz zgrzyta co± na ka»dym kroku I skrzypi, chrz¦±ci pod podeszw¡. Pono to rzecz niewa»ka zgoªa, A jednak twarde te ogniwa w pyª zapomnienia zetrze¢ zdoªa rdza sama jedna, rdza cierpliwa. 1980
Martynow przeszedª przez Rosj¦ i literatur¦ rosyjsk¡ chyªkiem i wªa±nie dlatego nale»y do niewielu znakomitych poetów - intruzów sowieckiej ery - którym udaªo si¦ umrze¢ we wªasnym ªó»ku. Drugim takim, jakiego bli»ej znaªem, byª Jewgienij Szwarc, wspaniaªy autor Smoka i Nagiego króla, ale uwa»any byª za bajkopisarza, a literatura dla dzieci podlegaªa w NKWD innej komórce, z natury rzeczy - mniej gorliwej. Leonid Nikoªajewicz zjawiª si¦ w moim numerze hotelowym, zanim jeszcze Gostinnica Jewropa otrzymaªa nazw¦ Armenia w ramach walki z kosmopolityzmem; musiaª to by¢ wi¦c rok 1947. Stukn¦ªa mu zatem czterdziestka i miaª ju» za sob¡ dªugie podró»e po Syberii i Kazachstanie. Z pocz¡tku odbywaª je na wªasn¡ r¦k¦, jako syn kolejarza i dziennikarz (Grubyj korm - 1930). Pó¹niej opisywanie t¦»ej¡cej w grudy rzeczywisto±ci przychodziªo mu coraz trudniej i j¡ª pisa¢ wiersze. Byªy coraz bardziej hermetyczne. Nie pomogªy odwoªania do bylinnego folkloru i póªnocnej przyrody. Prócz innych represji dotkn¡ª go zakaz druku i a» do 1955 nie wolno byªo Martynowa wspomnie¢ ani sªowem. Ale caªa Rosja czytaj¡ca wiedziaªa, »e to poeta frapuj¡cy. Gdy zjawiª si¦ u mnie, przyniósª wydany ukradkiem na prowincji tom wierszy ukomorie. Jako »e miaª zakaz meldunku w Moskwie, skorzystaª z - na poªy eksterytorialnego - charakteru mego korespondenckiego lokum i podj¡ª si¦ w zamian pracy nad przekªadami na rosyjski polskich wierszy dla antologii, jaka wyj±¢ miaªa nakªadem Goslitizdatu. Arcydzieªem, które daje miar¦ talentu Martynowa, byªo tªumaczenie Zieleni Tuwima; nie znaj¡c polskiego, korzystaª czasem z wyja±nie« gospodarza schronienia. Dopiero w 1965 tom wierszy Pierworodstwo przyniósª mu rozgªos i zdj¡ª ze« cie« nieªaski. To jego wiersze - obok prozy Szukszyna - s¡ dowodem, »e sowieckiej wªadzy nie udaªo si¦ przer¡ba¢ wi¦zi mi¦dzy odkrywcz¡ poetyk¡ nowatorów a tradycj¡ narodow¡.
EUROPA 21: Upragniona wiara w sprawiedliwo±¢ (25.08.2004)
Który skrzywdziªe±
Który skrzywdziªe± czªowieka prostego miechem nad krzywd¡ jego wybuchaj¡c, Gromad¦ bªaznów koªo siebie maj¡c Na pomieszanie dobrego i zªego, Cho¢by przed tob¡ wszyscy si¦ skªonili Cnot¦ i m¡dro±¢ tobie przypisuj¡c, Zªote medale na twoj¡ cze±¢ kuj¡c,
Czesªaw Miªosz (1911-2004)
Radzi, »e jeszcze jeden dzie« prze»yli, Nie b¡d¹ bezpieczny. Poeta pami¦ta. Mo»esz go zabi¢ - narodzi si¦ nowy. Spisane b¦d¡ czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byªby ±wit zimowy I sznur i gaª¡¹ pod ci¦»arem zgi¦ta. Washington D.C., 1950
z tomu wiatªo dzienne (1953)
Wiem, »e nie oddaj¦ tym moim wyborem sprawiedliwo±ci Poecie. Napisaª wiele bogatszych w my±li wierszy, dotkn¡ª spraw jeszcze powa»niejszych i gª¦bszych. Ale pami¦¢ podsuwa wªa±nie ten wiersz, bo jest w nim wyraz upragnionej, chocia» nierealnej wiary w sprawiedliwo±¢. Wiemy, »e na ziemi tej sprawiedliwo±ci nie b¦dzie. Wiemy, »e krzywdziciel umrze bezkarnie w dostatku, a poeta zostanie zabity i nie narodzi si¦ nowy (a je±li si¦ narodzi, to zajmie si¦ czym innym, a nie pami¦ci¡ o krzywdzie bezbronnych). A jednak podnosi nas na duchu pogró»ka poeta pami¦ta i sªowa nie b¡d¹ bezpieczny. Spisane b¦d¡ czyny i rozmowy. Chyba »aden inny wiersz Miªosza nie brzmiaª tak mocno w czasach pogardy i buty, jak ten wªa±nie. Potem dopiero w pami¦ci pojawia si¦ Campo dei Fiori (z tym wzruszaj¡cym bª¦dem w tytule, poprawionym dopiero po latach) i jeszcze pó¹niej te najgª¦bsze, dojmuj¡ce wiersze o poszukiwaniu Boga, peªne l¦ku wobec perspektywy niepowodzenia poszukiwa«. W poezji i wszelkiej sztuce gª¦bia dora¹nie przegrywa z emocjami. Wiersz, który pomagaª odreagowa¢ bezsilno±¢, wyryª mi si¦ w pami¦ci, cho¢ byª kataplazmem. A te najgª¦bsze wiersze pozostaªy mi do czytania w dªugie zimowe wieczory, kiedy cisza podsuwa najprzenikliwsze pytania.
EUROPA 22: Nowe wiersze Jerzego Ficowskiego (01.09.2004)
Instrukcja
zanim w klepsydrze zu»yje si¦ piasek posiejmy jego ziarnko do ziarnka zbierzmy jaªowy plon kilka chwil przemijania a kiedy± potem postawmy j¡ do góry dnem na zasiew nowy spróbujmy przemin¡¢ z powrotem w nieodwracalny czas
***
rzeki wstrzymuj¡ nurt opuszczaj¡ koryta z miejsca na miejsce
Jerzy Ficowski ur. 1924
koczuj¡ lasy i pustkowia »adna mapa nie nad¡»y za nimi za nami wiewiórki gubi¡ z wysoka resztki przyci¡gania ziemi czas biegu przyspiesza nasza historia ju» si¦ w nim nie zmie±ci
Swoboda ruchu
Stare lalki leniwe boginki bezwªadu nie prosz¡ o nic ale zanosz¡ stanowczo »¡danie swobody ruchu modl¡ si¦ o spr¦»ynk¦
Uczestnik powstania warszawskiego, po jego upadku przebywaª w niemieckich obozach. Nale»y do twórców, którzy od pi¦tna zagªady nie wyzwolili si¦ nigdy. Debiutowaª w roku 1948 tomem Oªowiani »oªnierze. Wydaª m. in.: Amulety i denicje, Ptak poza ptakiem, Odczytywanie popioªów. Znawca folkloru romskiego; najbardziej znane s¡ jego przekªady wierszy Papuszy, poetki cyga«skiej. Badacz twórczo±ci Brunona Schulza (Regiony wielkiej herezji). J¦zyk jego wiersza, j¦zyk w ruchu, j¦zyk poruszaj¡cy si¦ wstecz i w gª¡b, i w poprzek, zapuszczaj¡cy si¦ do zakamarków, o których sam mo»e ju» zapomniaª (...), wychodzi z tych prób nie tylko zwyci¦sko, ale z nadwy»k¡, o której wspóªczesnym mu poetom, caªkiem ±wietnym poetom jego formacji, nie ±niªo si¦ zbyt cz¦sto - pisaª o poezji Ficowskiego Piotr Sommer. Zamieszczone obok wiersze uka»¡ si¦ w najnowszym tomiku poety Zawczas z poniewczasem, przygotowywanym przez Wydawnictwo Literackie.
EUROPA 23: Sommer o ±wiecie po wªa±ciwej stronie (08.09.2004)
Druga poªowa
Dzi¦kuj¦ ci, udaªo mi si¦ usi¡±¢ po wªa±ciwej stronie, po stronie rzeki co wci¡ga wyst¦puj¡cy z siebie brzeg. Z napisem Riverdale i kamieniami co si¦ nie mieszcz¡ w ziemi, z budynkiem z czerwonej cegªy. Z napisem Yonkers, co skr¦ca lekko w lewo, potem znika. Dzi¦kuj¦, mog¦ patrze¢. Z mostem który±my przerzucili z tego a» na tamten brzeg, gdzie± na poziomie Tarrytown, z t¡ prawie niewidoczn¡ regulacj¡. Mimo to rzeka podchodzi czasem a» pod same tory, przypomina, a strome wzgórza po drugiej stronie potakuj¡ nieruchomo, to tylko ±wiatªo zawsze wzruszaªo si¦ ich losem. I losem rzeki? która - wystarczy j¡ na chwil¦ spu±ci¢ z oka - zapada si¦ przy Croton-Harmon, pod torem trzecim przy peronie drugim. Ale po drugiej stronie patrzyªbym na domy, drogi, drzewa ogoªocone z li±ci, ale l±ni¡ce tym zapó¹nionym ±wiatªem grudnia, bo to ju» stycze« - z przywarªym tu i ówdzie do pni cieniem. Na skale, przy Poughkeepsie, mógªbym zobaczy¢ z bliska sople, bo sªo«ce nie rozpu±ciªo jeszcze wszystkich lodów, i stycze« jest bez±nie»ny. A ±wiatªo
Piotr Sommer ur. 1948
odbite od powierzchni wody, nawet przez przyciemnione okna, przyci¡ga moj¡ nieuwag¦. Bo rzeka znowu jest szeroka i druty trakcji pomagaj¡ jej nie zboczy¢ z drogi. Dzi¦kuj¦, udaªo mi si¦ znowu usi¡±¢ po wªa±ciwej stronie nawet je»eli tamten brzeg zawija si¦ i znów odpªywa, jako± w lewo, a potem prostolinijnie si¦ odwija i wzgórza stoj¡ tu» nad wod¡, mi¦kkie mocne skaªy a nie wzgórza. Ale i w wodzie zmieniaj¡ si¦ okoliczno±ci, warunki terenowe, mieni si¦ temperament wody. Przy Rhinecli woda stygnie, jak w prawdziwym Renie i na nic caªe sªo«ce. Woda czy rzeka? Czy ja to moje ciaªo, czy ja to moje oko, które te» stygnie, cho¢ przecie» dalej widzi góry, a bli»ej biaªe pªaty kry na wodzie? I oto znowu most, kruchy i jasnociemny po±ród tej kry, z samochodami peªzn¡cymi przez powietrze, tak czyste i niezliczone, »e jak tu wraca¢ do przestrzeni peªnej poszczególnych dni i snów, które nie zd¡»¡ si¦ zawi¡za¢, jak p¡czki w kwietniu po nawrocie zimy. Dzi¦kuj¦, dzi± usiadªem po wªa±ciwej stronie, po stronie ptactwa, co nie czuje chªodu i siedzi opierzone w wodzie, pªywa, podfruwa, szuka po»ywienia.
Na przekªadach Piotra Sommera wychowaªo si¦ caªe pisz¡ce pokolenie bruLionu. O'haryzm czy berrymanizm Sendeckiego i wietlickiego, a tak»e caªa rozwijaj¡ca si¦ poetyka Jacka Podsiadªy byªy w istocie sommeryzmami. Wiele zawdzi¦czaªy doskonaªym przekªadom Franka O'Hary, Johna Ashbery'ego czy Johna Berrymana, ukazuj¡cym si¦ przez lata w Literaturze na wiecie, której redaktorem naczelnym Sommer zostaª w roku 1994. Z kolei Manuela Gretkowska ksztaªtowaªa swoj¡ wra»liwo±¢ estetyczn¡ na jego przekªadach Seamusa Heaneya. Sommer jest tak»e bardzo ciekawym poet¡ oryginalnym. Opublikowaª kilka wa»nych dla polskiej poezji tomów, m.in. Czynnik liryczny i inne wiersze oraz Artykuªy pochodzenia zagranicznego.
EUROPA 24: Kronhold o szurni¦tych ludziach i czasach (15.09.2004)
Szurni¦ty Erwin
Czy pami¦tacie szurni¦tego Erwina? Tego, który mieszkaª na Placu Londzina? Czy my±licie o nim? Czy wspominacie? Czy ±wiec¦ mu na grobie zapalacie? Szurni¦ty Erwin bardzo by si¦ cieszyª. Stukn¡ªby obcasami i ±wi¦tych roz±mieszyª. Sam byª nierozgarni¦ty, wi¦c ±wi¦ty na pewno. Zapaliª si¦ do nieba i spªon¡ª jak drewno. A wy go wspominajcie przy chlebie i winie zwykªego ±miertelnika w niezwykªym Erwinie.
Gdzie droga pulsuje
Gdzie droga pulsuje w¡sk¡ serpentyn¡ zabierz mnie do lasu na czosnek i wino dzikie wino le±ne i czosnek nied¹wiedzi beczka peªna ±miechu turla si¦ i bredzi ubierz mnie w przytuli¦ jak w ciepª¡ baweªn¦ roztopi¢ si¦ w li±ciach na dobre i ciemne podgl¡da¢ storczyki ró»owe plamiste czy» nie s¡ to znaki najczystsze zaiste
ma
Tªucze si¦ po nocy w oknie ¢ma. To pan Bojda
Jerzy Kronhold ur. 1946
nauczyciel muzyki zleciaª z drabiny. al szkl¡cych si¦ wi±ni i wyci¡gów fortepianowych. Nie ma kto by skosiª lucern¦. Orstwie stercz¡ i gwiazdy czuj¡ si¦ ogoªocone. I nikt ju» nie zagra Papillon Griega allegro grazioso w tym miejscu blisko pachn¡cej rezedy.
Stró» mocny
Kisling stró» mocny nie anioª ubezpieczyª si¦ przed wojn¡ na wypadek wojny. Jednemu synowi daª imi¦ wedªug cesarza, drugiemu na cze±¢ kanclerza. Niewiele mu to zreszt¡ pomogªo, bo i tak wzi¦li go do asenterunku i rzucili pod Stalingrad. Przywiózª stamt¡d odmro»one uszy w prezencie dla »ony.
Ten urodzony w Cieszynie poeta byª zaliczany do pokolenia, a tak»e formacji poetyckiej Nowej Fali. Przez wiele lat pozostawaª w cieniu innych przedstawicieli tego pokolenia - Stanisªawa Bara«czaka, Ryszarda Krynickiego czy Adama Zagajewskiego. Jego odr¦bna poetyka staªa si¦ widoczna w pó¹nych tomikach: Ni» i Wiek br¡zu. W latach 80. Kronhold byª aktywnym dziaªaczem organizacji Solidarno±¢ Polsko-Czesko-Sªowacka, skupiaj¡cej opozycjonistów i niezale»nych artystów z trzech krajów. Obecnie jest dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Bratysªawie.
EUROPA 25: Williams - wiersze bez pocieszenia (22.09.2004)
nieg
Noc¡ bez przerwy ±nieg, pó¹niej, przed ±witem, zamarzaj¡cy deszcz, by nad ranem caªe miasto l±niªo w glazurze ostrej, skrupulatnie wypolerowanej jasno±ci, wszystko jest wygªadzone, samochody tkwi¡ niemal po okna w kopnych zaspach wy±cieªaj¡cych w¡skie uliczki, budynki wznosz¡ si¦ z podobnych do pni warstw usypanych przez wiatr. Pod±wietlone chmury, rozmazane oletowe pr¦gi, tylna stra» ±nie»ycy wci¡» wisi na wschodzie, nieruchoma nad pªaskim dorzeczem Delaware; powy»ej nic, umyte niebo, jedna »wawa smu»ka bladego dymu wznosi si¦ chybotliwie, ale wyra¹nie, w jasny eter. Nikogo nie ma jeszcze na dworze, z wyj¡tkiem Catherine, która zamyka za sob¡ drzwi i rusza ulic¡.
Charles Kenneth Williams ur.1936
Park
W tym pozbawionym pami¦ci, skupionym, niepohamowanie embrionalnym wyluzowaniu wªa±ciwym dla zgubionych, utytªany menel le»y rozci¡gni¦ty na zielonej ªawce obok piaskownicy, wlepiaj¡c puste spojrzenie w dzieci. Chcesz si¦ ze mn¡ bawi¢? - maªy chªopczyk pyta drugiego, jego ksztaªtna gªówka schyla si¦ ulegle, ale ten drugi ma ±liczny wóz stra»acki, wi¦c nie musi odpowiada¢ i znacz¡co nie odpowiada, po prostu przesuwa zabawk¦, której koªa unieruchomiª piasek, po niskim, kamiennym murku. Pierwszy dzieciak schyla si¦ niepocieszony i odciska dªonie w ziemi jak Budda. Kostki menela s¡ kostropate i nabrzmiaªe, stargane bolesnymi »ylakami i naro±lami. Kto zechce przyj±¢ do nas teraz? Kto nas pocieszy? Kto we¹mie nas w swe uzdrawiaj¡ce dªonie? przeª. Paweª Marcinkiewicz
Jest laureatem najwa»niejszych nagród literackich (m. in. Pulitzera i National Book Award), ale przede wszystkim autorem najcz¦±ciej czytanym i na±ladowanym przez ameryka«skich poetów mªodego pokolenia. Debiutowaª w 1969 roku tomem Lies (Kªamstwa). By¢ mo»e najwa»niejszy w jego dorobku jest trzeci tom poezji With Ignorance (Z ignorancj¡) z roku 1977. Polskim czytelnikom eksperymenty formalne Williamsa przypomina¢ mog¡ miªoszowskie poszukiwanie formy bardziej pojemnej,/ która nie byªaby zanadto poezj¡ ani zanadto proz¡. Nie jest to przypadek, bowiem lektura poetów Europy Wschodniej byªa dla Williamsa najwa»niejszym do±wiadczeniem czytelniczym okresu, kiedy budowaª sw¡ poetyck¡ osobowo±¢. W Polsce nakªadem wydawnictwa a5 ukazaª si¦ wybór jego wierszy Czuwanie.
EUROPA 26: Nowe wiersze Elektorowicza (29.09.2004)
Finisz
Ostatnie metry jak przebiec a bieg byª dªugi i m¦cz¡cy z przeszkodami ale do przebycia jak si¦ okazaªo Wielu biegªo pi¦kniej innym tchu zabrakªo dªugi byª bieg przeszkody wysokie nie ogl¡daj si¦ wstecz cho¢ za tob¡ ±lady krwi musisz biec musisz biec dalej ile metrów jeszcze? czy s¡ do przebycia? oddech przy±pieszony na niszu przed tob¡ ju» dosi¦gli mety
Leszek Elektorowicz ur.1924
i le»¡ na ziemi bez siª twarz¡ do nieba zwróceni Olimpiada 2004
Ikona
Jeste± moj¡ ikon¡ w ramki dni oprawion¡ wodz¦ za tob¡ oczami a lata mi¦dzy nami i wokóª odeszªe cienie karmimy je westchnieniem Jeste± moj¡ ikon¡ widz¦ tw¡ twarz skrwawion¡ i ªzy twe czyste rz¦siste nad wie±ci najgorszej listem Widz¦ twe ksztaªty w sªo«cu widz¦ ci¦ ±ni¡c¡ ta«cz¡c¡ widz¦ wspólne patrzenie na chleba przeistoczenie Czas twego spojrzenia nie zetrze gdy wnikniesz ze mn¡ w powietrze Jeste± moj¡ ikon¡ moj¡ na wieki »on¡
Autor dwudziestu kilku ksi¡»ek i wieluset publikacji prasowych. Wspóªzaªo»yciel Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat m.in. nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Publikowane tu utwory zªo»¡ si¦ na nowy zbiór wierszy, kolejny po zapowiedzianym na pa¹dziernik wyborze Niektóre stronice. Czy istnieje poezja okoliczno±ciowa? Je±li oznaczaªaby j¡ rymowanka na np. Dzie« Nauczyciela, to udziaª poezji byªby nader w¡tpliwy. Lecz okoliczno±¢ mo»na rozumie¢ jako jedyny w swym rodzaju moment poruszenia jakiej± czuªej struny wra»e«. Wtedy jest to zaczyn wiersza, którego przesªanie przekracza daleko konwencj¦ wiersza okoliczno±ciowego - mówi Leszek Elektorowicz.
EUROPA 27: Gottfried Benn wali ªbem w marmur (06.10.2004)
Mªody Hebbel
Wy rze¹bicie, wy snycujecie: zwinne dªuto w wykwintnie mi¦kkiej dªoni. Ja wal¦ ªbem o bryª¦ marmuru, »eby wydrze¢ z niej ksztaªt, ja r¦kami robi¦ na chleb. Jeszcze tak mi daleko do siebie. A chc¦ by¢ Sob¡! W gª¦boko±ci krwi nosz¦ tego, który woªa, bo sam je stworzyª, do boskich niebios i do ludzkich ziem. Z mojej matki taka prostaczka, »e ±miech porwaªby was na jej widok, a dom mamy w ciasnym chlewie, wystawionym na ko«cu wsi. Moje dzieci«stwo jak strup: pod nim rana, z niej dzie« w dzie« s¡czy si¦ krew. To mnie tak szpeci. Snu mi nie trzeba. arcia tyle, »ebym nie zdechª i ju»! W tej walce nie ma lito±ci, mieczami je»y si¦ ±wiat. Ka»dy gªodny mojego serca. Ka»dy musz¦, bezbronny, zatopi¢ w swej wªasnej krwi. 1913
Matka
Jak ran¦ nosz¦ ci¦ na czole, która si¦ nie zasklepia. Nie zawsze boli. Sercu nie pozwol¦,
Gottfried Benn 1886-1956
»eby wyciekªo przez ni¡, uszªo mi. Czasem mnie tylko nagle co± o±lepia i w ustach mam smak krwi. 1913
Coraz Milkliwszy?
Ty: na ostatniej wªo±ci, ty: w ostatniej ±wiatªo±ci, bo czy nie ±wiatªo±¢ blada na twarz st¦»aª¡ pada, to sól ªzy, sól ªzy twojej, to obna»enie z siebie, to Bóg, który ból koi w bezcielesnym swym niebie. nie wiesz sam, w której dobie zguba staªa si¦ w tobie, krzyki, ±piewy ci¦ wiod¡, biegn¡ gªosem nad wod¡, tropikalne z dna morza lasy, drzew rumowiska, które groza przestworza hukiem a» tutaj ciska. »¡dze twoje: prawieki, sªo«ce i mrok daleki, mara, trwoga odlegªa, na jaw z cienia wybiegªa, coraz czystszy, znikliwszy, w cie« si¦ wspinasz z daleka, ciebie, coraz milkliwszy, nikt nie woªa, nie czeka. 1929 przeª. Adam Pomorski
Poeta sªawy i niesªawy. Sªaw¦ lekarzowi z zawodu przyniosªy wczesne ekspresjonistyczne wiersze baudelaire'owskim turpizmem cyklu Morga (kostnica publiczna). Robi¡ wra»enie do dzi±, a mo»e na powrót dzi±, gdy kultura popularna oswaja czytelników z sentymentaln¡ nekroli¡. Sªaw¦ poetyck¡, dzi¦ki tªumionej i podsycanej nihilizmem zimnej furii swych wierszy, odzyskaª Benn w Niemczech, zrujnowanych zycznie i moralnie po kl¦sce II wojny ±wiatowej. Mi¦dzy wojnami mimo rozgªosu miaª swój czas niesªawy. Ekspresjonistyczna karykatura zgniªego liberalizmu Republiki Weimarskiej (na miar¦ obrazów Georga Grosza) kazaªa mu w imi¦ rewolucyjnego konserwatyzmu poprze¢ w 1933 roku nazistowski przewrót. Pi¦tna infamii nie starªo do±¢ szybkie (po nocy dªugich no»y) wycofanie tego poparcia ani urz¦dowa niesªawa, w któr¡ - wraz z zakazem druku - popadª w Trzeciej Rzeszy jako przedstawiciel sztuki zdegenerowanej. Jak niejeden wybitny twórca i intelektualista XX wieku Benn ka»e nam pyta¢ o wspólne podªo»e wielkiej poezji i politycznej aberracji jej autora. Czy naprawd¦ o obu decydowaªa wspólnota postawy?
EUROPA 28: Wspomnienia z poezji nowoczesnej (13.10.2004)
Kwiaty zªa
Pami¦tam, »e Kwiaty zªa przeczytaªem pierwszy raz przed Wielkanoc¡ w 1977 roku. A tak»e wybór wierszy Rimbauda, równie» w »óªtej, celofanowej serii PIWu i oczywi±cie Apollinaire'a w wydaniu Biblioteki Narodowej. Byªo ju» wtedy wiadomo, »e jako nalista olimpiady polonistycznej nie musz¦ zdawa¢ matury z polskiego i mam wolny wst¦p na studia polonistyczne. W szkole zwolnili mnie z lekcji i mogªem caªymi dniami robi¢ to, co chciaªem i umiaªem najlepiej: czyta¢, czyta¢ i czyta¢. Zwariujesz, synku, od tego czytania, prorokowaªa mi moja Mama, ale ja i tak ju» byªem stracony dla normalnego »ycia. Z tych ksi¡»ek nic nigdy nie b¦dziesz miaª, ostrzegaª mnie mój Ojciec, ale ja i tak ju» nie umiaªem z nim rozmawia¢. Ksi¡»ki staªy si¦ dla mnie wa»niejsze ni» ludzie, bli»sze ni» najbli»sza rodzina. Czarne litery z ksi¡»ek, sªowa, sªowa, sªowa i zdania, wiersz po wierszu g¦stniaªy wokóª mojej gªowy jak kokon ogromnego, niewidzialnego jedwabnika nawarstwiaj¡c si¦ dzie« po dniu w prze¹roczyst¡, krystaliczn¡ otchªa«, która nie tyle oddzielaªa mnie od ±wiata, ile prowadziªa jak czuªy i czujny radar do innej, prawdziwej - jak domy±laªem si¦ sentymentalnie - rzeczywisto±ci. Szedªem za t¡ otchªani¡ na o±lep, bezpowrotnie, ostatecznie. Pascal miaª swoj¡ otchªa«, szªa z nim nieprzerwanie - powtarzaªem sobie za Baudelairem. Wierzyªem, »e jest to ta sama otchªa«, która we wszystkim dokoªa pªonie niewidzialnym ogniem. Mo»na byªo tylko czyta¢ i milcze¢. Szkoªa, rodzina, religia, rutyna codziennych zaj¦¢, groteskowe niespeªnienia mªodocianych miªo±ci, nawet muzyka, bez której przedtem nie wyobra»aªem sobie »ycia - nic ju» nie miaªo takiego znaczenia jak dawniej. Ja to kto± inny, ja to kto± inny - powtarzaªem sobie naiwnie raz po raz. Wszystko dokoªa pªon¦ªo niewidzialnym ogniem, wszystko dokoªa pªyn¦ªo niezgª¦bionym, ufnym, bezkresnym nurtem w nieznanym
Zbigniew Machej ur. 1958
porz¡dku i kierunku, który nie mógª by¢ niewªa±ciwy. Zegar niech dzwoni noc niech nastaje dzie« ulatuje ja pozostaj¦ - ±piewaªem sobie refren piosenki z Alkoholi. Nie wiedziaªem, kim jestem. Nie wiedziaªem, co robi¢. Ale nie trzeba byªo nic robi¢ tylko czyta¢, czyta¢, czyta¢, czyta¢.
Wªadimir Majakowski
Pami¦tam, »e jako ucze« pi¡tej klasy podstawówki musiaªem deklamowa¢ wiersze Majakowskiego na akademii ku czci Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Pa¹dziernikowej. Za rok, kiedy w nast¦pnej klasie wychowawczyni znowu wyznaczyªa mnie do recytowania Majakowskiego z tej samej okazji, wstaªem z ªawki i o±wiadczyªem, »e si¦ na to nie zgadzam. W ci¡gu tego roku zacz¡ªem uczy¢ si¦ gry na gitarze klasycznej w ognisku muzycznym. Wyci¦te z Trybuny Robotniczej zdj¦cie Beatlesów przechodz¡cych po zebrach na drug¡ stron¦ ulicy wisiaªo przyszpilone do sªomianej maty na ±cianie przy moim ªó»ku. Przestaªem czyta¢ wiat Mªodych, zacz¡ªem kupowa¢ Magazyn Filmowy. Mój Ojciec zostaª wezwany do szkoªy. Nie tylko odmówiªem deklamowania Majakowskiego, miaªem te» za dªugie wªosy. Groziªa mi gorsza ocena ze sprawowania, chocia» ze wszystkich przedmiotów byªem dobry. Przed wywiadówk¡ trzy razy chodziªem skraca¢ wªosy. W kolejce u fryzjera przegl¡daªem kolorowe tygodniki. Na zdj¦ciach w Panoramie Niemen miaª wªosy coraz dªu»sze. Natomiast Edward Gierek byª obci¦ty na je»a. Wszyscy jednak pomagali towarzyszom stoczniowcom, którzy obiecali pomóc towarzyszowi pierwszemu sekretarzowi, »eby Polska rosªa w siª¦ a ludziom »yªo si¦ dostatniej. Zacz¡ªem chodzi¢ na ameryka«skie lmy dozwolone od lat szesnastu a bileterki przymykaªy na to oczy, bo byªem wyro±ni¦ty. Od szóstej dziesi¦¢, po wiadomo±ciach, sªuchaªem Randez vous o szóstej dziesi¦¢. Mój ojciec znowu wst¡piª do partii i dlatego mógª wyje»d»a¢ do Niemiec sk¡d przywoziª nie tylko nowe numery Sterna, ale tylko Sterna mogªem przegl¡da¢ w domu legalnie. Wujek z Ameryki, którego wszyscy w rodzinie przezywali Szowinista, przysªaª mi w paczce gum¦ do »ucia i pierwsze d»insy. Mówiªo si¦ na nie raje, chocia» to byªy levisy. Kiedy w siódmej klasie chodziªem w rajach i »uªem ameryka«sk¡ gum¦, mój ojciec - z zawodu ksi¦gowy - zostaª skarbnikiem komitetu rodzicielskiego. Z czasem przestaªo mi zale»e¢ na dªugich wªosach. Coraz lepiej graªem na gitarze, ale zdj¦cie Beatlesów ju» nie wisiaªo przy moim ªó»ku. Teraz sªuchaªo si¦ T. Rex.
Poeta i tªumacz. Znawca czeskiej literatury. Studiowaª polonistyk¦ i religioznawstwo na Uniwersytecie Jagiello«skim. Zadebiutowaª w 1984 roku tomem wierszy Smakosze, kochankowie i pªatni mordercy. Wielokrotnie nagradzany za przekªady i wªasn¡ twórczo±¢ poetyck¡. Publikowane wiersze s¡ cz¦±ci¡ przygotowywanego do druku tomu Wspomnienia z poezji nowoczesnej.
EUROPA 29: Wiersze o ±wiecie, który mija (20.10.2004)
Tkwi¡c w miejscu
Czy kto± wytrzyma Skwar dnia i gro¹by zimy, Podró» z jednego miejsca w inne, Czy go zadowoli Le»enie do wieczora na mierzei Mi¦dzy l¡dem a morzem, Albo papieros zamiast obiadu Przed bram¡ zamkni¦t¡ na ªa«cuch Na skraju lasu? Uciekaj¡ metale, L±ni¡ce od sªo«ca albo zardzewiaªe, Mijaj¡ miasta w p¦dzie, Cho¢ semafory opuszczono wsz¦dzie; Mimo to nic si¦ nie przemieszcza, Bo tylko listy odwiedzaj¡ te miejsca, Porywamy je przy bramie i czytamy zdyszani, I pierwsze wiosenne kwiaty przybywaj¡ strzaskane, Katastrofa j¡ka si¦ przez telefon I bªyska ubolewanie. Gdy przyje»d»a tu prawdziwy podró»ny, Podczas rozmowy przy kominku jest maªomówny, Posyªaj¡c zagadkowy u±miech, Wi¦c pó¹niej Mapa naszych domysªów robi si¦ tak pokr¦tna, e nawet strach ma pietra. Tkwimy w miejscu: Nikt si¦ nie dowie, Jakiego nawrócenia oczekuj¡ w jasnej stolicy, Do jakiej strasznej uczty mog¡ gra¢ wiejscy muzycy, Bo nikt si¦ nie zapuszcza dalej Ni» ko«cowa stacja czy ostatnia przysta«, Nikt nie pójdzie sam ani nie ka»e i±¢ synom, Wy»ej ni» gnij¡cy stóg, Gdzie gajowy w getrach z psem i int¡ Krzyczy: - Stój!
Wystan Hugh Auden 1907-1973
Casino
yj¡ tylko ich dªonie, przyci¡gni¦te tarcz¡ ruletki, w¦druj¡ce jak zrozpaczone sarny do strumienia przez kurz i zaro±la pustyni, albo obracaj¡ce si¦ cicho, jak sªoneczniki ku ±wiatªu, i gdy noc unosi pªacz rozpalonych dzieci, »¡dze lwów w jaskiniach, miªostki speców od jaski«, zbieraj¡c je wszystkie i pozostaj¡c noc¡ wielka sala jest peªna ich modlitw. Na ostatnie ±wi¦to osamotnienia zaprosili si¦ sami, du»o ich i w rytuale niedowierzania wci¡» doª¡czaj¡ nowi; z liczb zostaj¡ wskrzeszone wszystkie ich gwiazdy, zaczarowane, doczesne, smutne. Na zewn¡trz ciche rzeki pªyn¡ mi¦dzy zupeªnie »ywych do±¢ blisko ich schadzek, i góry ich dziel¡, a ptaki, gª¦boko w zieleni i wilgoci lata, ±piewaj¡ na cze±¢ ich pracy. Lecz tutaj »adna naga nimfa nie przyjdzie do pasterza, fontanna jest nieczynna, nie uro±nie wawrzyn; labirynt jest bezpieczny, ale nie ma ko«ca, a ni¢ Ariadny p¦kªa, bo gª¦bsza jest w tych dªoniach linia losu: szcz¦±cie sprzyjaªo niewielu, i mo»liwe, »e »aden nie zaznaª miªo±ci, a co podobne bogom w tym pokoleniu miaªo si¦ nigdy nie narodzi¢. kwiecie« 1936
Orfeusz
Na co liczy ta pie±« peªna nadziei? A jego poruszone dªonie Tak blisko ptaków, nie±miaªe, czaruj¡ce? Trwa¢ w uniesieniu i szcz¦±ciu, Czy przede wszystkim posi¡±¢ wiedz¦ »ycia? Ale pi¦knym wystarczaj¡ czyste nuty powietrza; Wystarczy, »e jest ciepªo. Ach, je±li naprawd¦ stawi¡ Opór zimie, sªabym pªatkom ±niegu, Czego dokona pragnienie, czego taniec? kwiecie« 1937
Im bardziej oddala si¦ wiek XX, tym ja±niej wydaje si¦ ±wieci¢ gwiazda W. H. Audena. Nie »eby Audena nie doceniano za »ycia: ju» pod koniec lat 60. do±¢ powszechnie uwa»ano go za najwi¦kszego mistrza j¦zyka angielskiego XX w. Autor ponad dwudziestu tomów poezji, kilku zbiorów esejów i wielu sztuk teatralnych dzi± przyci¡ga niecodzienn¡ perspektyw¡ wierszy, zaskakuj¡cym obrazowaniem oraz ironi¡. Wszystkie te ±rodki artystyczne skªadaj¡ si¦ na szczególny rodzaj napi¦cia, dzi¦ki któremu nic nie jest oczywiste w jego utworach, a ich przesªanie nie daje si¦ sprowadzi¢ do prostego moraªu. Wªa±nie to otwarcie na wielo±¢ interpretacji sprawia, »e Auden brzmi tak wspóªcze±nie. Prezentowane wiersze pochodz¡ z wczesnego, angielskiego okresu twórczo±ci poety.
EUROPA 30: Wiersze o straconych chwilach (27.10.2004)
Czªowiek i wielbª¡d
W wigili¦ czterdziestych urodzin siedziaªem z fajk¡ na ganku, kiedy ni st¡d, ni zow¡d, zjawili si¦ czªowiek i wielbª¡d. Nie odezwali si¦ sªowem, lecz gdy ju» byli daleko i opuszczali miasteczko, obaj zacz¦li ±piewa¢. Co wªa±ciwie ±piewali, nadal jest dla mnie zagadk¡: sªowa nie byªy wyra¹ne, a melodia pokr¦tna, zbyt trudna, bym j¡ spami¦taª. Szli tak dalej w pustyni¦, a ich splecione gªosy niosªy si¦ do mnie na wietrze wraz z suchym wzdychaniem piasku. Ten ich przedziwny ±piew, subtelne pomieszanie czªowieka i wielbª¡da, zdawaª si¦ ideaªem dla wszystkich niezwykªych par. Czy»by to byªa ta noc, na któr¡ tak dªugo czekaªem? Chciaªem wierzy¢, »e tak, ale w ostatniej chwili, gdy ju» znikali mi z oczu, obaj, czªowiek i wielbª¡d, przestali nagle ±piewa¢ i galopem pognali z powrotem do miasteczka. Stan¦li przed moim gankiem i wpiwszy we mnie wzrok, oznajmili: Wszystko popsuªe±. Popsuªe± wszystko na zawsze. 2003
Lustro
Biaªy pokój, przyj¦cie, staªem w grupie kilku przyjacióª pod wielkim lustrem w pozªacanej ramie, wychylonym nieco do przodu nad kominkiem. Pili±my whisky. Niektórzy, nie odczuwaj¡c bólu, próbowali okre±li¢ dokªadny odcie« »óªci, jak¡ sªo«ce o zmierzchu
Mark Strand ur. 1934
barwiªo nasze trunki. Zamkn¡ªem na chwil¦ oczy i znów spojrzaªem w lustro: po drugiej stronie pokoju, oparta o ±cian¦, staªa kobieta w zielonej sukni. Jakby rozkojarzona, jedn¡ r¦k¡ nerwowo bawiªa si¦ koralami i stale patrzaªa w lustro, nie na mnie, lecz gdzie± za mnie, gdzie±, gdzie nikogo nie byªo, lecz dok¡d mo»e kto± wªa±nie wtedy wyruszaª w drog¦ na jej spotkanie. I w tym momencie koledzy uznali, »e czas ju» i±¢, pój±¢ na inne przyj¦cie. Byªo to lata temu, i cho¢ ju» zapomniaªem kim byli±my i dok¡d±my poszli, pami¦tam nadal t¦ chwil¦ - kiedy, uniósªszy wzrok, ujrzaªem j¡, wpatrzon¡ w co± za mn¡, w jakie± miejsce, które mogªem jedynie wypeªni¢ wyobra¹ni¡. I zawsze, gdy o tym my±l¦, czuj¦ ukªucie bólu, jakbym wychodziª z gª¦bi lustra i wkraczaª do tego biaªego pokoju, bez tchu i peªen nadziei, aby odkry¢, za pó¹no, »e jej tam nie ma. 2004 przeª. Agnieszka Koªakowska
Mo»e najwi¦kszy ameryka«ski mistrz poezji - prócz 10 tomów wierszy wydaª te» opowiadania, antologie i monograe. W 1990 zostaª ameryka«skim Poet¡ Laureatem; w 1999 otrzymaª nagrod¦ Pulitzera. Wykªada na Uniwersytecie Chicagowskim. Jego gªos, niezwykle silny, jasny i precyzyjny, jakby wyryty w bryle lodu, jest zarazem elegancki i poruszaj¡cy; jego wiersze umiej¡ by¢ jednocze±nie abstrakcyjne i peªne zmysªowego do±wiadczenia. Bywaj¡ te» bardzo ±mieszne, tak»e - a mo»e nawet: zwªaszcza - te najbardziej ponure albo liryczne, o ±mierci, miªo±ci i przemijaniu.
EUROPA 31: Rowerem Herberta w za±wiaty (03.11.2004)
Dedykowane rowerowi Zbigniewa Herberta Nawet je±li naprawd¦ nigdy Ci¦ nie miaª mógª przecie» za Tob¡ potajemnie t¦skni¢ wi¦c w swych marzeniach znaª ka»dy Twój szczegóª blask szprych i chromowanych cz¦±ci zapach smaru i gumy czarne kªykcie ªa«cucha dzie« po dniu pozostawaªe± niewidoczny wi¦c nigdy nie musiaª zamyka¢ Ci¦ czy chowa¢ bo przecie» nikt nie mógª Ci¦ zobaczy¢
William Stanley Merwin ur. 1927
i cho¢ faktycznie nigdy nie nauczyª si¦ na Tobie je¹dzi¢ utrzymuj¡c w pionie sw¡ kr¡gª¡ skor¡ do wywrotki mas¦ na czubkach palców wody s¡cz¡cej si¦ z gª¦bi kiedy ju» oddaliª si¦ na spory kawaªek - jego r¦ce na kierownicy stopy w powietrzu mogªe± go zabra¢ w ka»de miejsce nareszcie jak deszcz w deszczu zupeªnie niewidzialny przeª. Paweª Marcinkiewicz
Po raz pierwszy Merwin spotkaª Zbigniewa Herberta pod koniec lat 60. w Nowym Jorku, podczas tournée zorganizowanego dla polskiego poety przez Poetry Center. Przy spotkaniu obecny byª tak»e Czesªaw Miªosz, którego wtedy znano w Stanach gªównie jako tªumacza Herberta, a to za spraw¡ niezwykle popularnego wyboru wierszy Herberta jego autorstwa, wydanego w 1968 roku w Penguinie. Czego mógª nauczy¢ Merwina, luminarza salonów literackich, przybysz zza »elaznej kurtyny? Przede wszystkim umiej¦tno±ci znajdowania mitologicznej ci¡gªo±ci kultury Zachodu w cz¦sto przygn¦biaj¡cej codzienno±ci Ameryki z okresu wojny wietnamskiej. Ponadto Herbert u±wiadomiª mu, jak istotna mo»e by¢ w zdeprawowanej rzeczywisto±ci zdolno±¢ do wydawania moralnego os¡du, któr¡ poezja ameryka«ska tego okresu niemal zupeªnie zatraciªa. Kolejne spotkanie poetów miaªo miejsce w 1971 roku, podczas drugiego pobytu Herberta w Ameryce z okazji jego póªrocznych wykªadów w Los Angeles. Wtedy powstaªa mi¦dzy nimi pewna za»yªo±¢: Merwin zaprzyja¹niª si¦ z Herbertem, którego twórczo±¢ ceniª niezwykle wysoko, co równie» wida¢ w herbertowskich wierszach Merwina z tego okresu, peªnych nawi¡za« do kultury antycznej. Dalsze spotkania poetów, po powrocie Herberta do Europy, nie byªy zbyt cz¦ste, ale silna wzajemna sympatia mi¦dzy nimi nigdy nie wygasªa. Wiersz Dedykowane rowerowi Zbigniewa Herberta jest nieco »artobliw¡ elegi¡ dla polskiego poety. Herbert nigdy nie nauczyª si¦ je¹dzi¢ na rowerze. Równie» nigdy nie zrobiª prawa jazdy. Wiersz Merwina jest w istocie hoªdem dla normalnego »ycia, które Herbert mógªby mie¢, gdyby byªo mu dane urodzi¢ si¦ kiedy indziej i gdzie indziej. Tak oto wyobra»ony rower zabiera w za±wiaty ciaªo Herberta rozpuszczaj¡ce si¦ w sokach ziemi.
EUROPA 32: Wiersze o »aªobnych pragnieniach (10.11.2004)
Pragnienia
Poza tym wszystkim, jest pragnienie samotno±ci: Chocia» niebo ciemnieje od chmur ocjalnych zaprosze«, Cho¢ pilnie przestrzegamy drukowanych wskazówek seksu, A rodzina jest fotografowana pod agowym masztem Poza tym wszystkim, jest pragnienie samotno±ci. Pod tym wszystkim, pªynie pragnienie zapomnienia: Pomimo pomysªowych napi¦¢ kalendarza, Ubezpieczenia na »ycie, zaplanowanych ±wi¡t pªodno±ci, Kosztownego wysiªku odwracania oczu od ±mierci Pod tym wszystkim, pªynie pragnienie zapomnienia.
Philip Larkin 1922-1985
Dni
Po co s¡ dni? W dniach »yjemy. Przychodz¡, budz¡ nas Dzie« po dniu. W nich mamy by¢ szcz¦±liwi: Gdzie mo»emy »y¢, je±li nie w dniach? Ach, rozwi¡zywanie tego pytania Sprowadza ksi¦dza i doktora Biegn¡cych przez pola W swych dªugich okryciach przeª. Krzysztof Boczkowski
Jest jednym z najwybitniejszych poetów XX wieku, tak samo istotnym dla rozwoju poezji jak Czesªaw Miªosz. Jednak jego wiersze, chªodne, obiektywne i ukazuj¡ce zwykle »ycie w jego smutnej prawdzie, nie podobaªy si¦ nieporównanie bardziej witalistycznemu Miªoszowi, który nazwaª go »aªobnym Larkinem i byª przeciwnikiem jego poezji i osoby, oskar»aj¡c go mi¦dzy innymi o rasizm. Philip Larkin prowadziª bardzo jednostajne »ycie jako bibliotekarz uniwersytecki w mie±cie Hull i nigdy nie wyjechaª poza granice Anglii oraz nigdy si¦ nie o»eniª. Oczywi±cie nie miaªo to wpªywu na jego wysok¡ pozycj¦ literack¡ w Wielkiej Brytanii i za granic¡, czego dowodem mo»e by¢ fakt, »e Stanisªaw Bara«czak swoj¡ antologi¦ 125 angloj¦zycznych poetów zatytuªowaª Od Chaucera do Larkina.
EUROPA 33: "Król olch"Goethego w przekªadzie Libery (17.11.2004)
Król olch
Zapada ju» noc i wicher dmie. Kto o tej porze na koniu mknie? Z dzieckiem w ramionach, w mroku bez dna; To ojciec z synkiem do domu gna. - Dlaczego, synku, odwracasz wzrok? - Nie widzisz, tato? Popatrz tam, w bok. Król olch mnie wabi, korona mu l±ni. - To tylko mgªa. Co± ci si¦ ±ni. Mój miªy chªopcze, chod¹-»e tu! B¦dziem si¦ bawi¢, a» zbraknie tchu. Wspaniaªe miejsca nad brzegiem znam I pozªacany mój szal ci dam. - Ach, tato, tato! Sªyszysz ten ±piew? To znów król olch, to znów jego zew. - Spokojnie, synku, to wiatru ±wist. To szelest li±ci lub ptaków gwizd.
Johann Wolfgang Goethe 1749-1832
Nie zwlekaj, chªopcze! Mam córek moc! I z nimi si¦ b¦dziesz bawiª co noc. piewaj¡c, ta«cz¡c, powiod¡ ci¦ hen I tam ukoªysz¡, a» zmorzy ci¦ sen. - Patrz, tato, tato! Nie widzisz? Tam! To córki króla. Znak daj¡ nam. - Nie, synku, nie! To »aden znak. To próchno si¦ sypie i ±wieci tak. Kochany mój! Urzekªe± mnie. Wi¦c chod¹ po dobroci! Bo porw¦ ci¦. - Ach, tato, tato! Porywa mnie król! Ciemnieje mi w oczach, przeszywa ból. Rumak przyspiesza, co siª, co tchu; Biegnie na przeªaj, po trawie, mchu. I oto ±wiatªo: dom tu»-tu». Có» z tego! Dziecko nie »yje ju». Przeª. Antoni Libera
Król olch to jedna z najpi¦kniejszych romantycznych ballad najwi¦kszego (obok Schillera) niemieckiego poety swojej epoki. Motyw ballady o królu elfów (w wersji Goethego - królu olch), który tropi w¦druj¡cego przez las ojca, a w ko«cu u±mierca jego syna, zostaª przez Goethego przej¦ty od Herdera, który z kolei odnalazª go po±ród du«skich ludowych legend. W Polsce Króla olch przekªadali wszyscy, od Wªadysªawa Syrokomli (Kto jedzie tak pó¹no w±ród nocnej zamieci?/ To ojciec z dzieci¦ciem jak gdyby wiatr leci) a» po Wisªaw¦ Szymborsk¡ (Noc padªa na las, las w mroku spaª,/ Kto± noc¡ lasem na koniu gnaª). Nowy przekªad Antoniego Libery zachowuje zarówno wierno±¢ oryginaªowi, jak te» dynamiczny, ±piewny rytm prawdziwej romantycznej ballady.
EUROPA 34: Ezra Pound w przekªadzie Elektorowicza (24.11.2004)
Pakt
Zawieram z tob¡ ukªad, Walcie Whitmanie, Do±¢ dªugo ju» nie mogªem ci¦ znosi¢ Przychodz¦ do ciebie jak wyrostek Który miaª upartego ojca Jestem ju» w tym wieku, »e mog¦ zaprzyja¹ni¢ si¦ Ty± pierwszy ±ci¡ª pie« drzewa Teraz jest czas rze¹bienia w nim. Z tej samej my tkanki, z tych samych korzeni Niech b¦dzie wi¦c pakt mi¦dzy nami.
Powrót
Patrz, powracaj¡, ach, patrz na te ruchy Niepewne, na te oci¦»aªe stopy, Jak id¡ z trudno±ci¡, chwiejnie Niezdecydowanie! Patrz, powracaj¡ jeden, za nim drugi, Boja¹liwi i jakby póªsenni, Jakby ±nieg, co si¦ waha W poszumie na wietrze, czy si¦ nie wstrzyma¢ w póª drogi. To ci z Orªów grozy Nieprzejednani. Bogowie chybkiej pogoni! Przy nich srebrne psy go«cze, w¦sz¡ce ±lady w powietrzu!
Ezra Pound 1885-1972
Haj»e! Haj»e Pr¦dcy byli w grabie»y, A w¦ch mieli czujny Duchem krwi przepojeni Spuszczeni ze smyczy, bladzi niewolnicy!
Ortus
Co to byª za poród? Czy nie rodziªem po to Aby jej dusz¦ na ±wiat wydoby¢, Nada¢ pierwiastkom tym imi¦ i wn¦trze! Ona jest pi¦kna jak sªo«ca blask, jak nektar. Nie ma imienia, ani miejsca swego. Jak»e rodziªem, by wyodr¦bni¢ jej dusz¦, Nada¢ jej imi¦ i byt! Jeste± uwi¡zana, sp¦tana, to pewne, Wpl¡tana w nieurodzone cz¡steczki, Pokochaªem wód opad i ciemno±¢. Zaklinam ci¦, wejd¹ w swoje »ycie Zaklinam ci¦, naucz si¦ mówi¢ ja, Kiedy ci¦ wypytuj¦, Bo± nie cz¦±ci¡ jest, lecz caªo±ci¡ Nie okruchem, lecz bytem. przeª. Leszek Elektorowicz
Jeden z najwybitniejszych poetów ameryka«skich XX w., wspóªtwórca kierunku zwanego imagizmem. Twórca, który wywarª wielki wpªyw na wspóªczesnych mu pisarzy, jak T.S. Eliot czy James Joyce. W dedykacji do najsªynniejszego swego poematu Jaªowa ziemia Eliot okre±liª go jako Il migliore fabrio (Wi¦kszy mistrz). W pierwszym okresie twórczo±ci przewa»aªy u Pounda niedªugie wiersze liryczne (do nich nale»¡ utwory, które dzi± publikujemy), pó¹niej skupiª si¦ na dªugim cyklu Cantos (Pie±ni). Zdeklarowany pacysta (por. Powrót) i zaci¦ty wróg lichwiarskiego kapitalizmu, w czasie II wojny ±wiatowej popadª w kolaboracj¦ z wªoskim faszyzmem, za co zostaª uznany przez s¡d ameryka«ski za zdrajc¦ i skazano go na kilkuletnie odosobnienie w zakªadzie dla umysªowo chorych w Waszyngtonie. Po odbyciu kary wróciª do Wªoch, gdzie przebywaª stale od 1924 roku.
EUROPA 35: Williams o urokach podwójnego »ycia (01.12.2004)
Modlitwa
Bo»e, daj mi siª¦ prowadzi¢ podwójne »ycie, Przetnij mnie na póª. Spraw, aby ka»da poªowa byªa szcz¦±liwa na swój sposób - z tym, co w niej pozostaªo. Pozwól, abym nie sªuchaª moich najlepszych instynktów i robiª to, co chc¦ robi¢, czymkolwiek by to byªo, nie »aªuj¡c tego i nie my±l¡c, »e jednak powinienem »aªowa¢. Gdy pó¹no w nocy przychodz¦ z domu - do domu, mówi¡c, »e wkrótce musz¦ wyj±¢, przypomnij, abym wyjrzaª przez okno, by zorientowa¢ si¦ - w którym domu jestem. Przypnij u±miech do mojej twarzy, gdy wracam o dwa tygodnie za pó¹no, opalony, z prezentami dla wszystkich. Naucz mnie, jak si¦ zachowa¢ i gdzie patrze¢
Hugo Williams ur. 1942
kiedy wyja±niam, gdzie byªem i co tam robiªem. Czy byªo to dobre, czy zªe? Czy czym± jak gdyby po±rednim? - chciaªbym wiedzie¢, co mam s¡dzi¢ o tym, Ty mo»e sprawisz, »e b¦d¦ wiedziaª? Gdy czas ju» pój±¢ do ªó»ka, w tym albo w tamtym moim »yciu, id¹ przede mn¡ po schodach na gór¦, zapal ±wiatªo w rogu pokoju. I powiedz mi: czy ±pi¦ tutaj w pi»amie, czy nago? Je±li nie mo»esz wy±wiadczy¢ tej przysªugi, i przeci¡¢ mnie na póª, to daj mi Bo»e siª¦, bym mógª prowadzi¢ podwójne »ycie. 1994 przeª. Krzysztof Boczkowski
Jest jednym z najwybitniejszych »yj¡cych angielskich poetów, którego talent przewidziaª chyba Laurence Olivier, przesyªaj¡c po jego urodzeniu depesz¦ gratulacyjn¡ rodzicom nowo narodzonego. Wiersze Williamsa, pisane cz¦sto w pierwszej osobie, zawieraj¡ du»o humoru i autoironii. Swój utwór, który zatytuªowaª Ostatni wiersz, rozpocz¡ª sªowami: Naªo»yªem groteskow¡ mask¦/ aby napisa¢ te linijki. Jednocze±nie jednak jest to poezja pogodna i prosta, której autor stara si¦ przedstawi¢ kondycj¦ ludzk¡ i jej powikªania. Jest lubiana przez czytelników i cz¦sto cytowana w antologiach.
EUROPA 36: Keats kpi z wªasnej melancholii (08.12.2004)
Oda na melancholi¦
I a. Cho¢by± zbudowaª korab z trupich gnatów I maszt z upiornej czyni¡c szubienicy Z kirów ze±ciubiª »agiel, i za±wiatów J¦kiem go wyd¡ª, krwawy, bladolicy; Cho¢by widlasty miaª by¢ sterem wraku M¦czarni¡ ±mierci sztywny ogon smoczy, A takielunkiem - jaki± wywªok wstr¦tny Ze ªba Meduzy ªysej, i tak szlaku Do Melancholii nie odnajd¡ oczy, ni¡cej na wyspie w nurtach Lety m¦tnej. I b. Nie, nie, do Lety nie chod¹ i z korzeni Tojadu nie pij truj¡cego wina: Bladego czoªa niechaj nie sczerwieni Wilczej jagody sokiem Prozerpina; Nie czy« ró»a«cem nasion cisu krwawych, aªobn¡ Psyche niechaj ci nie b¦dzie ma brudna ani gnojny »uk, puchacza Nie czy« wspólnikiem w smutków swych obrz¦dzie; Ospaªo±¢ bowiem cieni nieruchawych Dusz¦ w bezsennej udr¦ce przytªacza.
John Keats (1795-1821)
II Gdy jednak nagle Melancholia lunie ez deszczem z nieba jak ze ªzawej chmury, Co wzgórze kryj¡c w kwietniowym caªunie Mdªe kwiatów gªówki pod¹wiga do góry, Pa± wtedy smutek rumie«cami ranka, Albo i t¦cz¡ sªonej w piasku fali, Lub obto±ci¡ kulistej piwonii; Kiedy za± gniewem bªy±nie twa kochanka, Srogo±¢, co w oczach si¦ bezrównych pali, Pij, pij, dªo« wiotk¡ wi¦»¡c w swojej dªoni. III Pi¦kno±¢ j¡ go±ci - a to rzecz doczesna; Rado±¢, co r¦k¡ zawsze znak rozª¡ki Od ust posyªa; ¡dza, co bolesna, Karmi trucizn¡ miododajnej ª¡ki. Ba, nawet Rozkosz ma w ±wi¡tyni swojej Oªtarzyk dla niej; kto na podniebieniu Wra»liwym grono radosne wyci±nie Twardym j¦zykiem, ten j¡ dojrzy w cieniu; Moc¡ jej gorzk¡ dusza si¦ w nim poi, A» w±ród jej mglistych trofeów zawi±nie. Maj 1819 (?) przeª. Adam Pomorski
Co najmniej od czasów wiktoria«skich uchodzi za patrona estetów. Reputacja to faªszywa. Mªodo zmarªy romantyk »ywiª zgoªa barokowe (i gotyckie zarazem) zamiªowanie do ironicznej makabry. Dawaª mu wyraz w poematach i w drobnych wierszach. W jego odzie - nie bez zwi¡zku ze sªynnym traktatem Anatomia Melancholii (1621) Roberta Burtona - niebywaªa w swej groteskowo±ci pierwsza strofa narzuca dwuznaczne odczytanie trzech pozostaªych. Szkopuª w tym, »e autor usun¡ª j¡ z pierwodruku (by¢ mo»e w trosce o decorum lub pod naciskiem wydawcy). Operacja ta daªa ciekawy skutek: dopiero po lekturze usuni¦tej stancy liryczny utwór w trzech strofach traci pozory zaiste melancholijnej oczywisto±ci i w swym czarnym humorze nabiera przeciwnego wyd¹wi¦ku. Adam Pomorski
EUROPA 37: Andruchowycz opró»nia skrzynk¦ na listy (15.12.2004)
Back in USSR
Nie byªo mnie tak dªugo, »e zupeªnie nic si¦ nie zmieniªo. Ten sam smród na schodach, ten sam maraton u±miechu na wszystkich kanaªach, z wyj¡tkiem pierwszego, ale na pierwszym nawet maraton u±miechu byªby szcz¦±ciem, cho¢ có» to tam znowu za »arty na temat sªoniny? Listów jako takich nie ma, jednak jaki± potwór regularnie podrzuca pod drzwi to wezwania do zapªaty, to Kurier Krywbasu, to inne paskudztwa, jak na przykªad zaproszenie na prezentacj¦ sycylijskich brzytew albo na wystaw¦ dzieci¦cego malarstwa Nasz dom Ukraina. Ja wiem, »e nasz dom to Ukraina. Odwracam si¦ do ±ciany i zamykam oczy z pragnieniem, »eby przespa¢ pi¦¢dziesi¡t lat, po czym si¦ nie obudzi¢.
Seven - eleven
W mi¦dzynarodowym poci¡gu Czerniowce-Przemy±l, na odcinku mi¦dzy Frankowskiem a Lwowem, koªomyjscy gastarbeiterzy i gastarbeiterki gªo±no licz¡ wczorajsze samoloty nad Ameryk¡. Jedena±cie samolotów, caªych jedena±cie!
Jurij Andruchowycz ur.1960
W my±li si¦ przyª¡czam do nich, w my±li zaginaj¡c palce. Pierwsze dwa rozjebaªy World Trade Center, jeszcze dwa wbiªy si¦ w budynek Pentagonu. Mamy cztery. Pi¡ty spadª w lasach Pensylwanii. (Czy nie pod tymi sosnami, które ostatnio obejmowaªem w czerwcu?) Jeszcze jeden na Chicago. Plus jeden na Los Angeles. Mamy siedem. Ale gdzie pozostaªe cztery? Jeszcze lataj¡? Zestrzelone? Czy eksplodowaªy w niebie? I co z Las Vegas? I gdzie byª Mulder, i co robiªa Scully? I czemu Bruce nie zasªoniª sob¡ »adnej kabiny pilotów, z jedenastu - »adnej? I czemu Mel, ani Chuck, ani inni, nie mówi¡c ju» o Nicku Cage'u czy Arnoldzie, nie wª¡czyli si¦ do akcji, brocz¡cy krwi¡, na póª sekundy przed katastrof¡ nie rozbili kapsuªy, i odci¡gn¡wszy d¹wigni¦, nie dosi¦gn¦li koniuszkami palców detonatora? Najstraszniejsze - kiedy bohaterowie s¡ bezsilni. Najsmutniejsze - kiedy ratownicy nie ratuj¡. Bo»e, ratuj przynajmniej Ty: i t¦ dziecinn¡ Ameryk¦, i wszystkich nas, którzy jeste±my w drodze, i tych, którzy s¡ w domu, i nawet tych oszoªomów... Je±li tylko to mie±ci si¦ w Twoich planach. przeª. Bohdan Zadura
Najciekawszy poeta i pisarz ukrai«ski ±redniego pokolenia. Oprócz poezji publikuje tak»e powie±ci i eseje. W 2000 roku wraz z Andrzejem Stasiukiem wydaª ksi¡»k¦ Moja Europa. Dwa eseje o Europie zwanej ±rodkow¡. Urodziª si¦ w Stanisªawowie (IwanoFrankowsk) na Ukrainie, a debiutowaª w latach 80., wraz z caª¡ grup¡ mªodych twórców literatury i rocka. Prezentowane przez nas wiersze pochodz¡ z najnowszego tomu poezji Jurija Andruchowycza Piosenki dla martwego koguta, który wkrótce uka»e si¦ nakªadem wrocªawskiego Biura Literackiego, w przekªadzie Bohdana Zadury.
EUROPA 38: XXI wiek pokochamy jeszcze bardziej (22.12.2004)
Winda
1 Winda zjechaªa do piwnic. Otworzyªy si¦ drzwi. Kto± wszedª i spytaª: Do góry? W dóª, powiedziaªem, W dóª. Do góry ju» nie pojad¦. 2 Winda zjechaªa do piwnic. Otworzyªy si¦ drzwi. Kto± wszedª i spytaª: Do góry? W dóª, powiedziaªem, W dóª. Do góry ju» nie pojad¦.
2002
Ja o mierci nie my±l¦, ale mier¢ my±li o mnie. Rozsiada si¦ w fotelu, zaciera r¦ce, gªadzi Brod¦ i mówi: My±l¦ o Strandzie. My±l¦, Jak kiedy±, w ogródku, b¦d¦ wywija¢ kos¡ Lub podziwia¢ klepsydr¦ w ±wietle ksi¦»yca, i Pojawi si¦ Strand, w krawacie i marynarce, i razem Pod nagimi drzewami przejdziemy si¦ alej¡ do miasta dusz. A kiedy Dojdziemy do Wielkiej Piazzy, z paªacami z marmuru, Tªum, który b¦dzie tam czekaª, powita nas krzykiem rado±ci,
Mark Strand ur.1934
I polej¡ si¦ ªzy, ju» twarde i zimne jak szkªo, Tak dªugo wstrzymywane, i rozprysn¡ si¦ z trzaskiem na bruku. O, niechby ten dzie« ju» nadszedª. Niechby wreszcie ju» nadszedª.
B¦d¦ kochaª dwudziesty pierwszy wiek
Kolacja stygªa. Go±cie, w nadziei na szybkie, Przypadkowe i ªatwe rutynowe zbli»enia, le»eli Porozwalani po sypialniach. Kartoe byªy twarde, fasola mi¦kka, a mi¦so? Mi¦sa nie byªo. Domy i wi¡zy »óªkªy w zimowym sªo«cu; Sarny szªy drog¡ jak uchod¹cy; a przed wjazdem do domu Wygrzewaªy si¦ koty na masce samochodu. I nagle jaki± czªowiek Zwróciª si¦ do mnie i rzekª: Cho¢ kocham przeszªo±¢, jej ciemno±¢ I ci¦»ar, który nas nic nie nauczyª, i to, »e jest stracona i »e caªa Niczego od nas nie chce, dwudziesty pierwszy wiek pokocham jeszcze bardziej, Bo widz¦ w nim kogo± w szlafroku i kapciach - biedaka o ciemnych oczach, Jak brnie po ±niegu, nie zostawiaj¡c po sobie nic, »adnego ±ladu. Aha, powiedziaªem, wkªadaj¡c kapelusz, Aha. przeª. Agnieszka Koªakowska
W 1990 zostaª ameryka«skim Poet¡ laureatem, w 1999 roku otrzymaª za poezje nagrod¦ Pulitzera. Oprócz poezji wydaje zbiory opowiada«, a tak»e monograe i antologie. Wykªada literatur¦ na Uniwersytecie Chicagowskim. W jego wierszach dominuje ironia i autoironia. Wªa±ciwe mu, jako poecie, poczucie humoru podszyte jest melancholi¡.
EUROPA 39: Okradziony w Szwecji, zabity w Kijowie (29.12.2004)
Familiya Hruzina
Kikabidze, powiedziaªa twardo, jego nazwisko Kikabidze. Co za gªupi pomysª - cz¦stowa¢ piwem dziwk¦ o drugiej w nocy, podaj¡c si¦ za biznesmana z Prybaªtyki na delegacji w Kijowie! A jednak - jaka okazja posªucha¢, co wie tutejszy naród o kraju, w którym »yje, o tych, którzy nigdy ju» w nim nie b¦d¡ »yli, o tych, którzy nie b¦d¡ »yli w ogóle. Zabili go, opowiada, do wielu rzeczy si¦ dokopaª, byª najlepszym dziennikarzem w naszym kraju. Nie mog¦ prostowa¢ jej pomyªek, nie mog¦ wiedzie¢, jak to byªo naprawd¦, jak naprawd¦ si¦ nazywaª. Po prostu chce si¦ wierzy¢ we wªasne kªamstwo: jestem biznesmanem z Prybaªtyki (tak, biznesman z Prybaªtyki!), i ju» od samego rana w tym kraju mam podpisywa¢ umowy, oblewa¢ je, pi¢ kaw¦, koniak, ªyka¢ atenolol, wysyªa¢ faksy i esemesy i wraca¢ co szybciej do swojej Rygi. A ona powtarza i powtarza: Kikabidze, Kikabidze jego nazwisko.
Guess who was my Guest
Powiesiwszy na klamce trójk¡t z napisem Do not disturb, please, hotelowy zªodziej zamyka si¦ w moim pokoju. Interesuj¡ go pieni¡dze i kosztowno±ci. Mnie, prawd¦ mówi¡c, te». Okazuje si¦, »e w tym kraju tak samo
Jurij Andruchowycz ur.1960
s¡ zªodzieje. Jeden z nich wªa±nie przegl¡da szuady, moje zdj¦cia, notesy (czemu mam dwa - czemu u diabªa nie wpisaªem wszystkich adresów do jednego?), delikatnie przetrz¡sa wn¦trze walizki, delikatnie zostawia w spokoju najbardziej osobiste rzeczy, jak na przykªad miniaturk¦ chryslera, gªupi upominek od sponsorów. Potem wyci¡ga z baru jedn¡ dietetyczn¡ col¦, machinalnie j¡ pije, przygl¡da si¦ cyrylicznym literom na moich ksi¡»kach, dochodzi do wniosku, »e jestem Rosjaninem. I can't give you anything but love. Ale i tutaj przegi¡ªem. Bo nawet miªo±ci nie potra¦ ci da¢ chyba »e bratni¡, która nie wchodzi w rachub¦. Takie czasy. W ostatniej chwili jednak znajduje swoje czterysta z hakiem baksów, nie pogardza tak»e dwudziestoma hrywnami, bior¡c je z pewno±ci¡ za jakie± algierskie dinary, tak samo zabiera bilet kolejowy na powrotne poª¡czenie Lwów-Kijów. Bardzo mu si¦ przyda w tej jego Szwecji, gdzie nie ma Kijowa, gdzie nie ma Lwowa, gdzie sama zagranica. Ju» jestem w windzie, kiedy on wychodzi na korytarz, kiedy zamyka za sob¡ drzwi, kiedy przewiesza trójk¡t na klamce teraz ju» dorzeczniejsz¡ stron¡ Please make-up. Spotykamy si¦ koªo windy. Wybacz, »e nie mogªem da¢ ci miªo±ci. Kup sobie heroin¦ za caªe cztery setki. przeª. Bohdan Zadura
Najciekawszy pisarz i poeta ukrai«ski ±redniego pokolenia. W 1987 wraz z Wiktorem Neborakiem i Oªeksandrem Irwancem zaªo»yª grup¦ poetyck¡ Bu-Ba-Bu, która intensywnie uczestniczyªa w odrodzeniu kultury ukrai«skiej u progu niepodlegªo±ci. Poeci z Bu-Ba-Bu odwoªywali si¦ do ukrai«skiej tradycji literackiej, a tak»e czerpali z dorobku poezji zachodniej, rocka i kontrkultury. Prezentowane wiersze pochodz¡ z najnowszego tomu poezji Jurija Andruchowycza Piosenki dla martwego koguta, który ukazuje si¦ wªa±nie w Polsce nakªadem wrocªawskiego Biura Literackiego, w przekªadzie Bohdana Zadury.
EUROPA 40: Eliot na Trzech Króli (05.01.2005)
W¦drówka Trzech Króli
Mróz przenikaª do szpiku ko±ci, Najgorsza pora roku Na podró», tak dªug¡ podró»: Drogi w gª¦bokim ±niegu, lodowaty wiatr, Martwy ±rodek zimy. Wielbª¡dy w strupach i otarciach, krn¡brne, Kªadªy si¦ w topniej¡cym ±niegu. Byªy chwile, »e »aªowali±my Letnich paªaców na wzgórzach, tarasów I dziewcz¡t w jedwabiach, roznosz¡cych sorbet. Wielbª¡dnicy kl¦li i zªorzeczyli, Uciekali, »¡dali trunków i kobiet; I gasn¡ce ogniska, brak schronie«, Wrogie miasta, nieprzyjazne osiedla I wsie brudne, bior¡ce wysokie opªaty: Trudny byª dla nas ów czas. W ko«cu jechali±my ju» tylko noc¡, Zasypiaj¡c i budz¡c si¦ co chwila, W±ród gªosów, które w uszach nam ±piewaªy, e nasz trud jest szale«stwem. A» o ±wicie zjechali±my do ªagodnej doliny, W zapach wilgotnych ro±lin, pod lini¡ ±niegów,
Thomas Stearns Eliot (1888-1965)
Z rw¡cym strumieniem - nad nim mªyn roztr¡caª ciemno±¢, Trzy drzewa na niskim nieboskªonie I stary biaªy ko« galopuj¡cy w dal po bªoniu. Potem przybyli±my do karczmy z li±¢mi winoro±li nad bram¡, Sze±¢ dªoni w drzwiach otwartych graªo w ko±ci o srebrniki, Stopy kopaªy puste bukªaki po winie; Lecz nie byªo tam dobrej nowiny, wi¦c jechali±my dalej Aby przyby¢ wieczorem - w ostatniej chwili Znajduj¡c miejsce, mo»na rzec, odpowiednie. Wszystko to byªo dawno, lecz dobrze pami¦tam, I uczyniªbym to jeszcze raz; ale ustalmy To ustalmy To: Czy droga wiodªa nas do Narodzin, Czy do mierci? To byªy Narodziny - oczywi±cie, Mieli±my dowód, niew¡tpliwy. Widziaªem narodziny i ±mier¢, Lecz s¡dziªem, »e ró»ni¡ si¦. Te Narodziny byªy dla nas Ci¦»k¡ i gorzk¡ agoni¡, jak mier¢, nasza ±mier¢. Wrócili±my do swych ziem, dawnych Królestw, Lecz nie jest nam ju» ªatwo, w±ród praw starej wiary, Z ludem dzi± obcym, wielbi¡cym swych bogów. Ch¦tnie bym przyj¡ª inn¡ ±mier¢. przeª. Krzysztof Boczkowski
Najwi¦kszy poeta pierwszej poªowy XX wieku, umarª 40 lat temu - 4 stycznia 1965 r. Wywarª ogromny wpªyw na poezj¦ ±wiatow¡ w okresie mi¦dzywojennym, a na polsk¡ - po II wojnie ±wiatowej, zarówno jako poeta, jak i krytyk. Okres buntowniczej i awangardowej mªodo±ci zamkn¡ª w poematach Pie±« miªosna J. Alfreda Prufrocka i Ziemia jaªowa. Potem, po napisaniu w latach 20. dewocyjnej rody popielcowej i Wierszy Ariela, zako«czyª sw¡ twórczo±¢ poetyck¡ Czterema kwartetami (1936-42) - których przesªaniem jest ludzka pokora i miªo±¢ do Boga, jak równie» rozwa»anie roli czasu, historii i religii w »yciu czªowieka i spoªecze«stwa. Eliot, czªowiek niezwykle twórczy, inteligentny i o wielkiej erudycji, byª jednocze±nie mizoginist¡, rojalist¡ oraz antysemit¡, i nigdy nie wyrzekª si¦ swych pogl¡dów. Jego do±¢ skomplikowane i nieszcz¦±liwe »ycie osobiste (o miªo±ci i maª»e«stwie wyra»aª si¦ jak najgorzej) znalazªo w sposób zaskakuj¡cy szcz¦±liwe rozwi¡zanie w niezwykle udanym i peªnym miªo±ci zwi¡zku maª»e«skim 68-letniego poety z jego 38-letni¡ sekretark¡, która postanowiªa pozna¢ go, gdy jako mªoda dziewczyna usªyszaªa w radiu W¦drówk¦ Trzech Króli, pierwszy z czterech Wierszy Ariela. Byªy one pisane i ogªaszane w ci¡gu czterech lat, od roku 1927, w okresie Bo»ego Narodzenia i Trzech Króli.
EUROPA 41: Król kl¦ka przed sªowem (12.01.2005)
Betlejem jest wsz¦dzie Betlejem jest wsz¦dzie gdzie nadal cierpi¡ dzieci Betlejem jest wsz¦dzie dok¡d starzy królowie ±piesz¡ noc¡ i gdzie kl¦kaj¡ przed nadziej¡
Podró» do Polski
Gdzie± tam w Polsce ±pi stary wagon na kwitn¡cych torach ±pi bardzo gª¦boko i przez sen cicho si¦ ±mieje jakby przez caªe »ycie woziª tylko nowo»e«ców
Ka»de sªowo
Ka»de sªowo mo»e si¦ sta¢ stajenk¡ przed któr¡ ukl¦knie król
Krakowskie jaskóªki
Kiedy jaskóªki kr¡»¡ wieczorem nad Krakowem nie wiedz¡ nic o wyci¡gni¦tych dªoniach
Karl Lubomirski ur. 1939
nie wiedz¡ nic o ±wietle które po drodze od czªowieka do czªowieka w oknach ko±cioªów nabiera tchu
Tybet
Drzewa stoj¡ tak cicho jakby kto± byª pod nimi pogrzebany Ptaki odpoczywaj¡ gdzie± na poªudniu Z gª¦bi jeziora i po biaªych zboczach wznosi si¦ siªa z której jeszcze wbrew naszej woli ro±niemy
Irak w czasie wojny
mier¢ ma pi¦kny gªos i lubi nosi¢ srebrny mundur lubi kroczy¢ na czele kolumny mªodych m¦»czyzn a jeszcze czulej kocha chªopców i na bitewnych polach Ziemi napeªnia swoje dzbany przeª. Zbigniew Machej
Jeden z najwybitniejszych »yj¡cych poetów j¦zyka niemieckiego, jest autorem niemal zupeªnie w Polsce nieznanym. Niewielki wybór jego wierszy w przekªadzie Wojciecha Kunickiego ukazaª si¦ w nakªadzie 100 egzemplarzy w 1992 roku w lubelskim wydawnictwie Test. Ale warto przyjrze¢ si¦ tej poezji bli»ej nie tylko dlatego, »e jej autor jest potomkiem znanej polskiej rodziny arystokratycznej. Lubomirski urodziª si¦ w Hall (Tyrol). Od 1963 roku mieszka we Wªoszech. Publikuje tak»e proz¦ i sztuki teatralne. Debiutowaª w 1973 zbiorem wierszy Stille ist das Mass der Weite (Cisza jest miar¡ dali). Wydaª osiem ksi¡»ek poetyckich. Poezj¦ Lubomirskiego wysoko ceniª Ernst Jünger, a Karl Popper porównywaª j¡ do muzyki Schuberta.
EUROPA 42: Nieokrzesani, prowincjonalni apostoªowie (19.01.2005)
Dwunastu
Bezbronni, nieokrzesani, nic nie znacz¡cy, z prowincji, usªyszawszy gªos Ducha, ruszyli w ponury ±wiat, dudni¡cy zgieªkiem bitewnym i oracjami retorów, by oarowa¢ rado±¢. Lecz kiedy tylko Sªowo zostaªo usªyszane, zaraz znale¹li si¦ tacy, co j¦li szemra¢ i szydzi¢, a inni gorszyli si¦. A jednak byli i tacy, którzy ponie±li je, poruszeni do gª¦bi. I objawiona Prawda wskrzeszaªa dawno pomarªych, i uzdrawiaªa chorych, i wyzwalaªa z grzechu. I chwaªa opowie±ci, któr¡ gªosiªo Dwunastu, obejmowaªa ludzi. Wtedy Ksi¡»¦ Ciemno±ci, którego wielbiª ±wiat, poj¡ª, »e oto wiatªo zagra»a jego pot¦dze. I przemówiª do swoich, zasiadªszy na swym tronie. I haªa±liwy tªum poddaª si¦ jego woli niszczenia i zagªady, i drgn¦ªa, i poszªa w ruch ospaªa machina pa«stwa.
Wystan Hugh Auden 1907-1973
I staªo si¦: pojmano, kolejno, jednego po drugim, i udr¦czonych, stracono. O Panie, Bo»e mój, wybacz, je»eli bª¡dz¦, i nie odtr¡caj mnie, lecz w tej dolinie zw¡tpienia wska» mi wªa±ciw¡ drog¦. Niech dotrze do Ciebie mój krzyk krzyk mej niewiernej nico±ci który± rzekª do Moj»esza: Przecie» ja b¦d¦ tam. Na grobach bawi¡ si¦ dzieci: zmarli ju» nie powstaj¡. Pomniki stoj¡ dalej, pyszni¡c si¦ dawn¡ ±wietno±ci¡, lecz nie maj¡ ju» mocy: nie czyni¡ dobra ni zªa. I nie wyczytasz ju» losu z rozgwie»d»onego nieba, chocia» dalej jest pi¦kne. I mowa dalej jest ±wi¦ta, ale ju» »aden z j¦zyków: Prawd¦ gªosi si¦ w ka»dym. Ile miesi¦cy i wiatrów, tylu nauczycieli: byªo i jest ich dwunastu. Czcijmy ich, otoczonych ±wietlist¡ aureol¡, czcijmy radosn¡ wrzaw¡. przeª. Antoni Libera
Poeta, dramaturg, eseista. Uwa»any za najbardziej wpªywowego po T.S. Eliocie angloj¦zycznego poet¦ XX wieku. Urodziª si¦ w Yorku, jako syn lekarza. Pierwszy tom jego poezji ukazaª si¦ w 1930 roku. Podczas studiów na Oksfordzie zwi¡zaª si¦ z grup¡ lewicuj¡cych pisarzy brytyjskich. Wzi¡ª udziaª w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie Republiki. W 1939 roku osiedliª si¦ w USA i wkrótce przyj¡ª ameryka«skie obywatelstwo. Kilka lat pó¹niej prze»yª konwersj¦ na katolicyzm. Do Eliota zbli»a go zmysª ironii i skªonno±¢ do klasycyzmu (przekonanie, »e czas u±wi¦ca j¦zyk). Ró»ni - wra»liwo±¢ spoªeczna, obecna tak»e w jego poezji.
EUROPA 43: Nowe wiersze Ewy Lipskiej (26.01.2005)
Otchªa«
Czasem widzisz jak z gªów sypie si¦ tynk. uszczy si¦ elewacja rozumu. Znowu historia Po co do niej wraca¢, kiedy i tak wszystko przed nami. Staªo si¦. Nie odstanie. Siedz¦ pod byle jakim niebem i sªucham co mówi przeci¦tno±¢. W ksi¡»kach do modlenia zakªadka reklamy przeciwzmarszczkowego ptactwa. Z ka»dego narodu mo»na wycisn¡¢ morderców. Skomle moralno±¢ przy pªocie pod cytryn¡ sªo«ca. Wystarczy troch¦ nudy. Jazgot przemówie«. I na zªo±¢ otchªa«.
Tramwaj
Trzymam w gar±ci ten krajobraz przez który jad¦ tramwajem. Jedynka. Czuj¦ zmysªowe »elazo kóª. Ulegªe pasma szyn. Zupeªnie jak w zabawkach edukacyjnych. Dziewczynka ust¦puje mi miejsca. Na zakr¦cie wywraca si¦ j¦zyk.
Ewa Lipska ur. 1945
Z ust wypadaj¡ sylaby Nieokrzesany zgrzyt. Ciesz si¦ dziecko jeszcze, ciesz si¦ t¡ chwil¡. Tym tramwajem. Tym Dalej Ale nie Najdalej. To wiem. Twoje siwe wªosy czekaj¡ ju» na tramwajowej p¦tli. Ja siedz¦ jeszcze kiedy wysiada twoja biaªa laska podpieraj¡ca moj¡ przepowiedni¦. Do ciebie mówi¦, dziecko Dziewczynka si¦ ±mieje. Ale »art mówi¡ podró»ni: »ycie staro±¢ ±mier¢. I kiedy tramwaj staje na przystanku za±miewaj¡ si¦ jeszcze jego hamulce.
Sprawa miªo±ci intymnej
Zjada ostryg¦ ostro»nie rozchylaj¡c dwucz¦±ciow¡ wapienn¡ skorup¦. Narzeka na klimat Który ostatnio zgorzkniaª. ycie jest stronniczym psem. Zreszt¡ nie spierajmy si¦ o dygresje. Podaj mi swój szept. Dzisiaj rezygnuj¦ z kolacji.
Z racji dat urodzenia i debiutu (pierwszy tom poezji wydaªa w 1967 roku) przypisuje si¦ j¡ do poetyckiej formacji Nowej Fali. Ona sama nie czuje si¦ jednak czªonkiem jakiegokolwiek pokolenia czy grupy. Studiowaªa malarstwo na krakowskiej Akademii Sztuk Pi¦knych. Pracowaªa w Wydawnictwie Literackim, wspóªredagowaªa Pismo, Ark¦ i Dekad¦ Literack¡. Od 1992 roku przez dziesi¦¢ lat pracowaªa w polskiej ambasadzie w Wiedniu i kierowaªa Instytutem Polskim. Dzi± mieszka w Krakowie - swoim mie±cie rodzinnym. Otrzymaªa m.in. Nagrod¦ im. Andrzeja Bursy, nagrod¦ Ko±cielskich, Nagrod¦ Polskiego PEN Clubu. Wybory jej wierszy ukazaªy si¦ w blisko 20 krajach. W najbli»szych dniach nakªadem Wydawnictwa Literackiego uka»e si¦ nowy tom jej wierszy Gdzie indziej.
EUROPA 44: Puszkin bawi si¦ piekªem (02.02.2005)
I
Ruszyli±my wi¦c dalej - sam widok przera»a: Diabelec, podwin¡wszy pod siebie kopyto, Nad piekielnym pªomieniem obraca lichwiarza. Tªuszcz rozpalony ±cieka w smolone koryto, Lichwiarz pieczony w ogniu skwierczy za± i p¦ka. Pytaªem o tej m¦ki istot¦ ukryt¡, A Wergili: O, wielce istotna to m¦ka! Tylko o zysku my±li ten zªy staruch przecie, Dobiera si¦ do skóry, mój synu, i n¦ka, Tªuszcz wysysa z dªu»ników na tym waszym ±wiecie, A tu... Grzesznik pieczony zakwiczaª jak prosi¦: O, bodajby mi teraz w zimnej ton¡¢ Lecie! O, bodajby mi skóra w mro¹nej stygªa rosie! Sto za sto cierpie¢ musz¦ - procent niebywaªy! Tu pukn¡ª gªo±no - oczy spu±ciªem, lecz w nosie Zakr¦ciª mnie (o, dziwo!) fetorek zastaªy, Jak gdyby si¦ zaparte stªukªo wªa±nie jaje, Lub stra»e w kwarantannie siark¡ okadzaªy. Ju», byªo, nos zatykam, ju» si¦ w tyª podaj¦, Ale dalej mnie, dalej, m¡dry wiódª przewodnik. Gªaz d¹wign¡wszy za klamr¦, co z gªazu wystaje, Zeszli±my w dóª - do piwnic sprowadziª nas chodnik.
Aleksander Puszkin 1799-1837
II
I ujrzaªem przed sob¡ czarny rój demonów, Przekl¦t¡ si¦ igraszk¡ zabawiaªy bisy, Podobne z oddalenia do mrówczych zagonów: Piekielnego sklepienia szczyt dotykaª ªysy Szklanej góry, co ostra na ksztaªt Araratu D¹wigaªa swe nad ciemn¡ równin¡ zarysy. Diabli za± roz»arzone »elazo granatu Smrodnymi pazurami w dóª pchn¦li z urwiska; Pocisk w p¦dzie zata«czyª na kraw¦dzi - a tu Gªadka góra w kolczaste gwiazdy si¦ rozpryska. Wtedy inne znów czarty niecierpliw¡ zgraj¡ Przespro±nymi bluzgaj¡c plugastwami z pyska Chaps! pod r¦ce oary, kiecki zadzieraj¡ Niewie±cie i jej siostrze i jazda! w dóª z krzykiem Na siedz¡co jak strzaªa obie w dóª ±migaj¡... Srog¡ sªyszaªem rozpacz we wrzasku ich dzikim; Szkªo r»nie, rozdziera ciaªo kawaª za kawaªem A zªe skacze z uciechy, przytupuje z kwikiem. W okropnej konsternacji na to spogl¡daªem. przeª. Adam Pomorski
Obecne polskie poj¦cie o Puszkinie uksztaªtowaª - niestety - wzorzec stalinowski i jego pochodne. To on narzuciª historyczne stereotypy (z obowi¡zkowym kcjopisarstwem pod nagªówkiem Puszkin i Mickiewicz czy te» Puszkin i dekabry±ci), ale te» kanon tekstów, ich doboru i przekªadu. Trudno w nich odnale¹¢ sedno zjawiska: libertynizm i sceptycyzm, sarkastyczny lub wyniosªy dystans do rozideologizowanych parweniuszy, harmonijn¡ precyzj¦ poezji na miar¦ dziejowych i psychologicznych paradoksów. Autor igra trzema stylami - wzniosªym, ±rednim i prostym - nie gubi¡c ich rozró»nienia. Pudªo rezonansowe jego burleskowych obscenów powstaªo ze szlachetnego tworzywa: z dyskursywnego stylu prozaika i historyka, ale te» z dyskursu lirycznego, któremu ironia nie ujmuje wagi. Zaprezentowana tu parodia przekªadu Dantejskiej Komedii, gdzie niefortunny tªumacz na miar¦ swej doktryny i zªego gustu pomieszaª wzniosªo±¢ z wulgarno±ci¡, przekracza horyzont epoki: dawne nadu»ycie stylistyczne budzi bardzo wspóªczesne poczucie absurdu.
EUROPA 45: Poezja pocieszenia (09.02.2005)
Dzi± Kain nie zgªadzi Abla na naszej dobrej ziemi
Dzi± Kain nie zgªadzi Abla na naszej dobrej ziemi Ani Adam si¦ nie zachwieje na naszym zakrytym Ksi¦»ycu Ani Izmael nie padnie trupem na 28. ulicy Z wbitym w mózg nowobedfordzkim harpunem I prawym pªucem w±ród odpadów w Hoboken. Dªugiego dnia bowiem trzeba, aby znale¹li si¦ zagubieni I aby z wiosenn¡ sªodycz¡ rado±ci spotkali si¦ ci Których tragiczny rozdzieliª los, poszukiwani najdªu»ej Aby zd¡»yli na czas pa±¢ sobie w ramiona. Opuszczona owieczka powraca dzi± do stada Ogrzano zmarzni¦tych w ulicy, gdzie s¦py si¦ czaj¡, Przed napa±ci¡ si¦ schroniª albatros sp¦tany, Torturowani nie zaznaj¡ ju» grozy Bo na pustkowiu na nic wszelkie zªo±ci Mªodym nie zazdroszcz¡ starcy, ni mªodzi staro±ci. Gdy dobry bóg Loki ±ciga podziemne smoki wiat sªyszy nasze modlitwy za samotnego sternika na wachcie Gdy sygnaª zabrzmi mu noc¡, a on ledwie si¦ trzyma na o±lizgªym luku,
Malcolm Lowry 1909-1957
I za »eglarza dryfuj¡cego u dalekich brzegów Lub za »oªnierza uwi¦zªego w szczelinie pokªadu po±ród gradobicia I za zaªog¦ wykl¦tego statku z czarnymi »aglami, mkn¡cego o zmierzchu Za± matki przel¦kªe, w udr¦ce, i wszystkich prze±ladowanych, bez ró»nicy Duch wspóªczuj¡cy zawierza Pi¦¢dziesi¡tnicy. O, poeci z Bo»ej ªaski, zwiastuni wiatrów porywu Powiadam wam, »e owca ju» w domu I Gogol swym ciepªym j¡ pªaszczem okrywa! Miasto nasze po nocy strasznej rozkwitnie o morskim poranku Tylko ±cierpcie nas, znie±cie m¡ pie±« cierpliwie Bo dªuga jest noc ostatnia, a ±wit nas rozliczy, jak w banku.
Z Pie±ni
po dzikich nocach o pasterzu kochliwy w czerwonym br¡zie zachodu ukryj swój wstyd w norze knajpy norskiej
Najwybitniejszy pisarz kanadyjski XX wieku. Urodzony w Birkenhead, w angielskim hrabstwie Cheshire, studiowaª na Uniwersytecie Cambridge. Kilka lat sp¦dziª na morzu (st¡d liczne odniesienia w publikowanym tu wierszu). Nast¦pnie osiadª w Brytyjskiej Kolumbii w Kanadzie. Sporo podró»owaª, byª m.in. w Meksyku, gdzie toczy si¦ akcja jego najbardziej znanej powie±ci Pod wulkanem. Uprawiaª proz¦ powie±ciow¡ i poezj¦. Autor arcydzieªa literatury angloj¦zycznej, wspomnianej powie±ci Pod wulkanem (1947) oraz innych utworów tego gatunku, jak Ultramaryna (1932) czy Lunar Caustic (1968), a tak»e tomów opowiada« i poezji Selected poems (1963). Jego wielce oryginalna twórczo±¢ poetycka jest w Polsce prawie nieznana.
EUROPA 46: Podró»e ±miertelników (16.02.2005)
Do statku, którym Wergiliusz popªyn¡ª do Aten Niech ci¦ boska pani Cypru I Heleny bracia - gwiazdy jasne wiod¡; Ojciec wiatrów niech swych Synów zamknie w grocie wszystkich Prócz Iapyga, by± okr¦cie, co± Mi winien Wergiliusza, mógª Go odda¢ Attyki wybrze»om; strze» O, bªagam - ocal duszy mej poªow¦! Musiaª mie¢ serce w d¡b i spi» Odziane, kto pierwszy kruchej Zaufaª ªupinie i poszedª na otwarte Morze. Ani si¦ l¦kaª wichrów Póªnocnych, ni smutnych mgieª, Ni furii poªudniowych burz, Co przeciw niemu wzbudzi¢ Mógª surowy Adriatyku król. Czy mo»e jeszcze ±mier¢ zatrwo»y¢ tego, Kto suchym okiem ogl¡daª podwodne potwory, Kto widziaª morza wrz¡cego czelu±cie, I skaªy Przyl¡dka Piorunów - postrachu »eglarzy?
Horacy 65-8 r. p.n.e.
Na pró»no bóg oddzieliª m¡drze Oceanem obce sobie ziemie Skoro my niepobo»nie odzie na wod¦ spuszczamy. Zuchwaªy ludzki ród, co wci¡» Upada, tego co nie wolno chc¡c! Zuchwaªy Prometeusz tak Skradziony niebu ogie« W domy ludziom wniósª a z nim N¦dza i chorób blady strach Weszªy pod niski dach. A powstrzymany Wpierw niespieszny Los mierci przynagliª dzie«. W niewa»kie niebiosa Dedal wdziera si¦ Skrzydªami nie danymi ludziom; A Herkulesa trud przekracza Acherontu brzeg. Nic dla ±miertelnych nie jest niemo»liwe. Gªupota do nieba samego nas pcha, Ani nas trwo»¡ bo»ej pomsty ognie, Które z hukiem przecinaj¡ niebiosy. przeª. Krzysztof Koehler
Pie±« ta jest przykªadem utworu poetyckiego zwanego propemptikon, w którym autor »yczy bliskiej sobie osobie szcz¦±liwej podró»y. Utwór adresowany jest do Wergiliusza, wielkiego epika rzymskiego, który wyrusza do Grecji, by ko«czy¢ prac¦ nad dzieªem »ycia Eneid¡. Horacy wykorzystuje ow¡ liryczn¡ konwencj¦ do rozwa»a« nad ludzkim poznaniem. Pie±« jest zdecydowanie i ostro zadanym pytaniem o cel i sens, a przede wszystkim konsekwencje przekraczania granic ustanowionych przez bogów. Sªowom z wiersza point¦ dopisaªa egzystencja: podró» grecka staªa si¦ przyczyn¡ choroby, a w konsekwencji - ±mierci Wergilego, który nie doko«czyª swego arcydzieªa, staj¡c si¦ oar¡ ognistych strzaª Apollina.
EUROPA 47: Okolica duszy (23.02.2005)
Hymn
Wiem »e je±li ci¦ znajd¦ b¦d¦ musiaª opu±ci¢ ziemi¦ i wyruszy¢ dalej nad sªonymi bagnami i berniklami w zatoce i nad wzgórzami wysokiej hikory i nad jeziorami w kraterach i kanionami i dalej w gór¦ przez sfery rzedn¡cego powietrza za czarne ±wiec¡ce chmury gdzie czªowiek chce si¦ zatrzyma¢ i popatrze¢ na te wszystkie dyfuzje ±wiatªa i bombardowania w gór¦ wy»ej ni» si¦ga wzrok prosto w niewczesne niezró»nicowane puste zupeªne I wiem »e je±li ci¦ znajd¦ b¦d¦ musiaª zosta¢ z ziemi¡ bada¢ j¡ cienkimi narz¦dziami i oczami piasku ufa¢ kosmkom zarodni i najprostszym jamochªonom i modli¢ si¦ o komórk¦ nerwow¡ caª¡ dusz¡ moich chemicznych reakcji i zej±¢ w dóª tam gdzie oko widzi tylko ±lady Jeste± wsz¦dzie cz¦±ciowy i caªkowity Jeste± wewn¡trz wszystkiego i na zewn¡trz Id¦ ±cie»k¡ w dóª wzgórza gdzie ambrowce zacz¦ªy puszcza¢ wiosenne soki przy naci¦ciach i widz¦ jak kora p¦ka i skr¦ca si¦ jak »adna inna kora przepastna dla mojej mrówczej duszy biegn¡cej w gór¦ i w dóª i je±li ci¦ znajd¦ b¦d¦ musiaª zej±¢ gª¦boko w twoj¡ nisk¡ rozdzielczo±¢ i je±li ci¦ znajd¦ b¦d¦ musiaª zosta¢ tu z osobnymi li±¢mi
Okolica
Dusza jest regionem bez okre±lonych granic: nie jest pewne czy preria mo»e j¡ wyrazi¢ a dystans wyznaczy¢:
Archie Randolph Ammons 1926-2001
sunie (dopasowuj¡c si¦) jak masa kontynentu tam, gdzie mo»e wzlecie¢ najwy»ej, rozbudowuj¡c sw¡ najgª¦bsz¡, okrywaj¡c¡ podstaw¦ (dokªadnie proporcjonaln¡): nie sunie w jednym kierunku: istnieje linia podziaªu: s¡ systemy rzeczne jak cienie zimowych drzew na wzgórzach: dopªywy, cieki, wysokie jeziora: nieruchome bagna porosªe liliami: jest kapry±na, ma swoje pogody: powodzie wytr¡caj¡ j¡ z równowagi i pustosz¡, szlam zmienia rozªo»enie ci¦»aru, natur¦ zawarto±ci: tr¡by powietrzne przechodz¡ przez ni¡ lub tkwi¡ w niej wiruj¡c jak osobne porz¡dki: wschodzi ksi¦»yc: s¡ miejsca jaªowe: moczary wzbieraj¡ce same z siebie, wzrost, który wyrasta w destrukcj¦ wzrostu, zmiany charakteru, inwazje torfu nanoszonego przez topole i d¦by: póªszlachetne kamienie i cenne metale wpadaj¡ z mulistej wody w muª: to obszar równowagi, która naprawd¦ trzyma si¦ na wªosku, ciemne wzburzone wody, dzikie w¦gorze, przeciwne pr¡dy: ±rodowisko, precyzyjna ekologia form do pewnego stopnia toleruj¡cych si¦ nawzajem, nie caªkiem dla siebie zgubnych: pªyn¡ca warstwa: zawiesina, piana dla tego, co gª¦bokie i ma inn¡ natur¦: ale zarazem gª¦bsza ni» gª¦bia: wakat i wir: mo»e by¢ sferyczna, ±wiatªo i wiedza to tylko t¦czówka i otwór dla jej ciemnych sposobów widzenia: jak przychodzi i odchodzi, rozdziera si¦ i goi, wiruje i nieruchomieje: wschodzi ksi¦»yc: okolica. przeª. Paweª Marcinkiewicz
Powszechnie uwa»any za najwi¦kszego, obok Johna Ashbery'ego, poet¦ ameryka«skiego ko«ca XX wieku. Peªna lista honorów, które otrzymaª, byªaby zbyt dªuga na to skromne omówienie. Nale»¡ do nich nagroda sªynnego miesi¦cznika Poetry - Ruth Lilly Poetry Award, stypendium Guggenheima oraz medal Roberta Frosta za wybitne osi¡gni¦cia w dziedzinie poezji. Popularno±¢ przyniósª mu wydany w 1973 roku wybór wierszy Collected Poems: 1951-1971, nagrodzony m.in. presti»ow¡ National Book Award, i wªa±nie z tej ksi¡»ki pochodz¡ prezentowane tu przekªady. Wielu krytyków podkre±la wpªyw doktryn religijnych Wschodu na poezj¦ Ammonsa: buddyzmu, chi«skiej mitologii oraz tak zwanej najcichszej sekty - szkoªy Tai Chi I. Filozoa tej ostatniej, zwana sztuk¡ umysªu (Hsin Shu), zalecaªa medytacj¦, w której braªo udziaª caªe ciaªo, nie tylko mózg czy serce, ale peªna istota czªowieka. W wierszach Ammonsa to, co niematerialne, wyra»one jest w j¦zyku krajobrazu i jego cech zycznych doznawanych przez zmysªy. Dusza to pewna okolica, któr¡ mo»na przemierzy¢, my±lenie to zbieranie kamieni, na które jeste±my skazani, a czysto±¢ to otworzenie bram ja¹ni i wyzwolenie si¦ od ±wiadomo±ci, by wszechobecny duch mógª znale¹¢ w nas swój dom.
EUROPA 48: Nosimy w sobie ziarna wszystkich bogów (02.03.2005)
Nie mo»e by¢ »alu
Na tym ªó»eczku, prawie dzieci¦cym, zmarªa Droste (mo»na zobaczy¢ w jej muzeum w Meersburgu), na tej soe Hölderlin w wie»y u stolarza, Rilke, George chyba w szwajcarskich ªó»kach szpitalnych, w Weimarze wielkie czarne oczy Nietzschego spocz¦ªy na biaªej poduszce, do ostatniego spojrzenia wszystko to teraz rupiecie, albo w ogóle nie istnieje, nieokre±lone, nierzeczywiste w bole±nie wiecznym rozkªadzie. Nosimy w sobie ziarna wszystkich bogów, gen ±mierci i gen rozkoszy kto rozdzieliª: sªowa i rzeczy, kto pomieszaª: cierpienia i miejsce w którym si¦ ko«cz¡, las z ªez strumieniami, dla krótkich godzin schronienie mizerne.
Pi¦kna mªodo±¢
Usta dziewczyny - która dªugo le»aªa w sitowiu byªy tak ponadgryzane!
Gottfried Benn 1886-1956
Gdy otwarto klatk¦ piersiow¡ sterczaª w niej dziurawy przeªyk. W ko«cu pod altan¡ przepony znale¹li±my gniazdo mªodych szczurów. Maªa siostrzyczka le»aªa martwa; inne karmiªy si¦ w¡trob¡ i nerkami, piªy zimn¡ krew, i prze»yªy tutaj pi¦kn¡ mªodo±¢. Pi¦kn¡ i szybk¡ miaªy tak»e ±mier¢: - wrzucone razem do kubªa z wod¡ Ach, jak kwiczaªy maªe mordki! Nie mo»e by¢ »alu. Za dalekie, za odlegªe, zbyt niedotykalne ªo»e i ªzy, bez Nie, bez Tak, narodziny i ból, i wiara, falowanie, niewysªowione, przemkni¦cie, nadziemskie, we ±nie przebudzenie, poruszyªo ªo»e i ªzy u±nij! 6 stycznia 1956
Wybitny niemiecki poeta i eseista, podobnie jak wielu pisarzy byª lekarzem. Zarówno studia, jak i staªa praktyka lekarska wywarªy wpªyw na pogl¡dy i poezj¦ Benna, który w 1917 r. opublikowaª swój pierwszy du»y zbiór poetycki Mi¦so. Pochodzi z niego wiersz Pi¦kna mªodo±¢, ekspresjonistyczny i nieprzyjemnie werystyczny w swej wymowie. Po krótkim okresie wspóªpracy z nazizmem Benn jawnie z nim zerwaª. Do poezji i eseistyki powróciª dopiero po II wojnie ±wiatowej. Pi¦kny liryk Nie mo»e by¢ »alu jest jego ostatnim wierszem, napisaª go na póª roku przed ±mierci¡, po dªugim okresie poetyckiego milczenia. Jego wiersze wywarªy du»y wpªyw na wspóªczesnych mu i pó¹niejszych poetów niemieckich.
EUROPA 49: Szale«stwo Irlandii (09.03.2005)
Tysi¡c dziewi¦¢set dziewi¦tnasty
Na drogach szaª p¦dz¡cych koni; w szale Pi¦kne je¹d¹czynie, p¦ki wst¦g widmowe W ªopocie grzyw, nad czuªym ko«skim uchem, Lecz konie, konie, zaje»d»one w cwale, Padaj¡, nikn¡, Zªe podnosi gªow¦: Znów córy Herodiady wraz z podmuchem Nagªym kurzawy p¦dz¡ w±ród wichury Z tupotem stóp, w tumulcie widm, we wrzawie, A cel je w labiryncie wiatru n¦ci; Niech ±mie szaleniec r¦k¡ dotkn¡¢ której, Ju» »¡dzy albo gniewu wrzask w kurzawie, Mkn¡, ±lepe, z wiatrem - wiatr ±lepymi kr¦ci. Wiatr ±cichª, kurz opadª; oczy wielkie, puste, Pod gªupi¡ strzech¡ wªosów: czart si¦ zjawia, Robert Artisson; jego diablej bucie Alicja Kytler, ±wi¦c¡c sw¡ rozpust¦, Mosi¦»ne w darze niosªa pióra pawia Albo czerwone grzebienie kogucie.
Kobieta mªoda i stara
Jej widzenie w lesie Pie« suchy pod tak bujnym li±ciem, ciemn¡ Jak wino noc¡ w ±wi¦tym gaju stoj¦, Za stara dla m¦»czyzny. Nadaremno ni¡c o m¦»czyznach. Roj¡c, »e ukoj¦ Wi¦kszy ból mniejszym. Rani¦ ten pode mn¡ Pie«, krwi szukaj¡c w wyschªej »yle, swoje
William Butler Yeats 1865-1939
Ciaªo rozdzieram, by utoczy¢ wina Z pnia, co kochanka warg si¦ dopomina. Unosz¦ palce znów, paznokie¢ wzrokiem Badam, jak wino ciemny. Mrok ocieka W dóª palców; ale czerwie« walczy z mrokiem, W mroku pochodnie bªysªy sk¡d± z daleka, Muzyki echem li±cie dr»¡ szerokim; Ci¦»ko rannego niesie tªum czªowieka, M¦»czyzn¦, i opiewa, dzwoni¡c w lutnie, Besti¦, co rani ciaªo tak okrutnie. Dumne kobiety szªy za pie±ni gªosem, Jak ci»ba u malarza Quattrocenta, Z czoªem zmroczonym, z potarganym wªosem, Mantegni my±l, w bezmy±lny ksztaªt zamkni¦ta Na wieki mªode, miaªy»by nad losem Rozmy±la¢? Nagle »aªobnego ±wi¦ta Zapaª mnie porwaª i nad piersi¡ krwaw¡ J¦ªam pomstowa¢, upojona wrzaw¡. Rozdarty strz¦p, zbrukany krwi¡ i bªotem, Utopiª we mnie szklisty wzrok. Sªodyczy Cierpkiej miªo±ci czuj¦ smak z powrotem, A »e upadªe ciaªo moje krzyczy, Te na obrazie, na czerwonym zªotym, Ciaªa nie sªysz¡, w orgii »aªobniczej Nie symbol nios¡c i nie ba±ni stare, Lecz serca mego kata i oar¦. przeª. Adam Pomorski
Tym razem wielki irlandzki poeta powraca jako czªowiek dojrzaªy, z obsesj¡ ju» mu niedost¦pnej, a zawsze zwyci¦skiej mªodo±ci. Nie w jej witalnym niarze, lecz w marach i zjawach przeszªo±ci i staro±ci odnajduje obraz ludzkiego szale«stwa. Poemat Tysi¡c dziewi¦¢set dziewi¦tnasty to gorzkie ±wiadectwo krwawego rozbratu w niepodlegªej od niedawna Irlandii. Ten, kto siedem temu lat plótª o prawdzie i honorze, dzi± a» piszczy, patrze¢ rad, jak si¦ szczury gryz¡ w norze - pisze autor w ust¦pie, poprzedzaj¡cym publikowany tu fragment. W±ród wichrów, ±redniowiecznych cór Herodiady, poªudnic, wiruj¡cych na rozstajnych drogach tego kraju, jawi¡ mu si¦ umarli, cwaªuj¡cy pod wodz¡ diabªa, z którym (pod nazwiskiem Roberta Artissona) zadawa¢ si¦ miaªa Lady Alicja Kytler, bohaterka sªynnego procesu o czary w Kilkenny w latach 1324-25. W Widzeniu w lesie starczy erotyzm kobiety sublimuje w micie Adonisa/Attisa/Ozyrysa, niewiele wcze±niej analizowanym w sªynnej rozprawie Jamesa George'a Frazera, jednego z twórców nowoczesnej atropologii kultury.
EUROPA 50: Rozproszeni ludzie (16.03.2005)
Cherubicznie
Zaprowadziªem moj¡ córk¦ Kelsey na dworzec kolejowy. Gdy odje»d»aª poci¡g, machali±my do siebie dªugo. Nigdy wi¦cej jej nie zobaczyªem. Odjechaªa, aby zosta¢ pierwsz¡ kobiet¡ na ksi¦»ycu. Nikt nie wiedziaª, jak si¦ tam dostaªa. I nigdy nie wróciªa, o ile mi wiadomo. I nigdy nie napisaªa do mnie, nigdy nie zadzwoniªa. Mam nadziej¦, »e jest szcz¦±liwa, mój ksi¦»ycowy promyczek. Co noc patrz¦ przez teleskop. Widz¦ dinozaury, ±nie»ne lamparty, amingi. Widziaªem jednookiego psa, który merdaª ogonem. Widziaªem pocztow¡ furgonetk¦. Widziaªem »aglówk¦, cho¢ oczywi±cie nie ma tam wody. Widziaªem znak informuj¡cy o wodzie, skierowany ku ziemi. Widziaªem znak informuj¡cy o hamburgerach skierowany ku ziemi. Widziaªem, jak maªa dziewczynka przewraca si¦ na dzieci¦cym rowerku. Atomowa mandarynka pyªu, to wszystko. Nigdy wi¦cej nie widziaªem dziewczynki. Kóªka przewróconego rowerka wci¡» si¦ obracaªy. pij, powiedziaªem, ±pij male«ka.
D¹wi¦k jak daleki grzmot
Zasn¡ªem na kanapie przy wª¡czonym telewizorze. Co jaki± czas otwieraªem jedno oko i jaki± potwór d¹gaª kogo± no»em lub zjadaª. Raz pi¦kna kobieta ±ci¡gaªa bluzk¦. I wtedy zadzwoniª telefon. Nie umiaªem powiedzie¢, czy to telefon w telewizorze, czy mój wªasny. Usiadªem rozespany i si¦gn¡ªem po sªuchawk¦. Howie - powiedziaª kobiecy gªos, czy to ty? Po twoim tonie poznaj¦, »e jeste±
James Tate ur. 1943
±pi¡cy. Bo jestem - odparªem. Nie nazywaªem si¦ Howie, lecz miaªem ochot¦ porozmawia¢ z t¡ kobiet¡. Howie, t¦skni¦ za tob¡. Chciaªabym by¢ teraz z tob¡ w ªó»ku - powiedziaªa. Ja te» za tob¡ t¦skni¦. Chciaªbym, »eby± byªa ze mn¡ teraz - odparªem. Denerwowaªo mnie, »e nie znam jej imienia i nie wiem, czy mog¦ zwraca¢ si¦ do niej skarbie, czy kochanie, czy innym takim sªowem. Przyjed¹ zaraz do mnie - powiedziaªem. Och wiesz, »e jestem w Australii. I mam jeszcze prac¦ na kolejny miesi¡c. To okropne by¢ tak daleko od ciebie - odparªa. Kocham ci¦ - powiedziaªem, i my±l¦, »e tak czuªem. Jeste± dla mnie wszystkim, Howie. Nie daªabym rady, gdybym nie wiedziaªa, »e mnie kochasz. My±l¦ o tobie caªy czas. Wpatruj¦ si¦ w twoje zdj¦cie, jak tylko mam okazj¦. Daje mi to siª¦ - to i te krótkie telefony od ciebie. Teraz kªad¹ si¦ spa¢ i ±nij o mnie, ±nij, »e ci¦ caªuj¦ i przytulam. Musz¦ ko«czy¢. Kocham ci¦, Howie - odparªa i odªo»yªa sªuchawk¦. I cho¢ mój stan mo»na by okre±li¢ jako bªogie zamroczenie, czuªem si¦ jak Howie, naprawd¦, i wierzyªem caªym sercem, »e bezimienna, nieznana z twarzy, obiecana mi w Australii, naprawd¦ mnie kocha i »e moja wielka miªo±¢ do niej daje jej siª¦. Uªo»yªem si¦ na kanapie i zasn¡ªem sªodkim snem. Lecz wtedy usªyszaªem, jak ryczy lew i zadr»aªem o nasze »ycie. Howie! - krzykn¦ªa ona. Ratunku! Lecz ja nie mogªem jej uratowa¢. Byªem zaj¦ty gdzie indziej, wi¡zaªem sznurowadªo.
Jest w poezji ameryka«skiej postaci¡ szczególn¡: buntownik zawsze id¡cy pod pr¡d obowi¡zuj¡cych kanonów i literackich mód, ale te» uznana, pierwszoplanowa wielko±¢, prezes Akademii Poetów Ameryka«skich. Debiutowaª w 1966 roku skrajnie chªodnym i ironicznym tomem The Lost Pilot (Zaginiony pilot). Byªo to w okresie, gdy najwi¦ksz¡ popularno±ci¡ cieszyli si¦ w Ameryce poeci konfesyjni jak Robert Lowell - którzy szokowali biograczn¡ dosªowno±ci¡ swych utworów. James Tate wprost przeciwnie - stroniª od biograzmu. Interesowaª go sam j¦zyk: narracje zbudowane na d¹wi¦kowych skojarzeniach, które nie prowadziªy czytelników do jednoznacznego moraªu, a tak»e metafory bez ambicji opisu rzeczywisto±ci. Za wybór swych wczesnych wierszy, Selected Poems, otrzymaª w 1992 roku nagrod¦ Pulitzera. W latach 90. nast¡piª w poezji Jamesa Tate'a pewien zwrot: kiedy dªubanie w j¦zyku staªo si¦ swoist¡ mod¡, poeta zacz¡ª dla odmiany stosowa¢ tradycyjne formy narracyjne. S¡ programowo antypoetyckie. Ich suchy, rzeczowy styl pozbawiony jest jakichkolwiek gur retorycznych czy innych formalnych wyznaczników mowy wi¡zanej. Prezentowane tu przekªady pochodz¡ z ostatniego tomu poety Lost River (Zgubiona rzeka).
EUROPA 51: Nie pragn¡ usta niemieckie d¹wi¦cznych harmonii... (23.03.2005)
Do Diotimy
W chªodnych podmuchach gaª¦zie frun¡ jak wªosy w ta«cu; Przyjd¹ tylko tutaj i spójrz, Ile rado±ci wokóª; jak d¹wi¦czna duchowym dotknieniem Lira, tak ±piewa i gra Ziemia za spraw¡ nieba strunami deszczu i sªo«ca; I niby d¹wi¦ki, co spór Wiod¡ miªo±nie o swoje pierwsze«stwo na strunach, tysi¦czny Budz¡c w po±piechu swym zgieªk, Dalej, dalej po górach biegn¡ akordem melodii wiatªo na przemian i cie«. Lekko wpierw lice strumienia, brata niebiosów, z wysoka Srebrn¡ zrosiªo si¦ ªz¡, Teraz ju» z bliska, ju» z caªej peªni bezcennej sypn¦ªo Niebo na strumie«, na gaj, Sercu ul»ywszy ci¦»aru... ... Ju» i gaju zielono±¢, i obraz nieba w strumieniu Zmierzchn¡ª nam w oczach i znikª, Czoªo góry samotnej i chaty wie±niacze, i skaªy, Co jej przywarªy do stóp, I pagórki wkoªo niej, co jak baranki zalegªy, W krzaki kwitn¡ce jak w pªaszcz Runa mi¦kkiego wtulone, pij¡ u ¹ródeª góry, Czystych i chªodnych, a w kr¡g Paruj¡ca dolina, runi¡ okryta i kwieciem, Ogród wkoªo nas i ±wiat Bli»szy i dalszy rozpierzcha si¦, ginie w wesoªym zam¦cie.
Friedrich Hölderlin 1770-1843
Zgasªo i sªo«ce: a» tu Przeszumiaªy niebia«skie potoki i nagle, obmyta, Mªoda znów, zbywszy swych lat, Ze szcz¦±liwymi dzie¢mi ziemia wychodzi z k¡pieli. ywiej roz±wietla si¦ gaj Zielono±ci¡ wesoª¡, zªoc¡ si¦ kwiaty jak iskry, ... Biaªe jak trzoda, gdy pasterz zap¦dzi j¡ do strumienia... *** Na ±niadym li±ciu spoczywa Grono, nadzieja wina, jak na policzku Cie« zªotego kolczyka, co zwisa Z ucha dziewczyny Mam wi¦c pozosta¢ bez»enny. atwo si¦ jednak zapl¡ta¢ W ªa«cuch, który Samo zerwie, ciel¦ciu.
Pracowity
Lubi przecie» i siewca Widzie¢ t¦, Co drzemie dzie« caªy Nad po«czoch¡, dziergan¡ na drutach. Nie pragn¡ usta niemieckie D¹wi¦cznych harmonii, Ale miªy im Na kªuj¡cej brodzie chrz¦st Pocaªunków. przeª. Adam Pomorski
W porodowych kurczach rewolucji i wojen tzw. ciemne o±wiecenie (antyutopijne i antydoktrynerskie) wydaªo na ±wiat homunculusa nowej epoki, Poet¦ Obª¡kanego. W Anglii - Blake'a, w Niemczech - Hölderlina, we Francji i Rosji - Nervala i Batiuszkowa (bez niego 100 lat pó¹niej nie byªoby Mandelsztama). Ta posta¢ ulepiona jest z nowej materii, zapowiada i przerasta romantyzm nie tylko mitotwórcz¡ wizj¡ lozoi dziejów i lozoi przyrody, ale rozdarciem psychologii indywidualnej i zbiorowej. 80 lat przed Dostojewskim, szkicuj¡c portret wolno±ciowych spiskowców, Hölderlin opisuje ich martwe oczy i twarze jak pobojowisko. Inspiracja jest tu schillerowska, ostro±¢ widzenia na granicy psychopatologii - wªasna. Zachwyca ostro±¢ tej poezji, jej niewiarygodnie osobisty ton i wyobra¹nia, której sªucha caªy kosmos: od najintymniejszych szczegóªów (chrz¦st pocaªunków na kªuj¡cej brodzie) a» po uniwersum natury! I kiedy to pisane: rok 1797, 1807...
EUROPA 52: Nowe wiersze (30.03.2005)
Cyrk
Poecie Sztuka cyrkowa to sztuka wysoka trapez trampolina »onglerka salto lina zawsze na granicy »ycia i wytrzymaªo±ci wytrwa¢ ¢wiczy¢ powtarza¢ bez ko«ca do nieomylno±ci do nieskazitelno±ci ka»dy ruch doskonaªy by¢ musi uwaga napi¦ta jak struna bª¡d równa si¦ ±mierci faªszywy krok - otchªani udany numer ulga ocalnia trwa sekund par¦ utwór ulotny wart minuty oklasków zanim zniknie z pami¦ci Czym zasªu»yª wiersz twój na tyle» wy»sz¡ chwaª¦
Za wiele
Za wiele sªów na powitanie na ruch czy bezwªad sªów za wiele za wiele w pro±bie i podzi¦ce za wiele ich w skardzie i w gniewie w ucisku czas i na swobodzie i sªów za wiele na wyznanie kiedy póª sªowa starczy na nie Gdybym je umiaª w ton przemieni¢ byle nie tonów za wiele na taniec wolaªbym w tonach ni» w tomach uton¡¢ na koniec byle i nut nie za wiele na ton dzwon po»egnanie
Leszek Elektorowicz
Patrzy zza rogu
Szczerze mówi¡c nudne i dr¦cz¡ce jest patrze¢ na was mªode wilki w chaszczach ignorancji uczonej poszczekuj¡ce na nas »e wci¡» jeszcze »yjemy Nie nasz wybór - wierzcie sªysze¢ was nie rado±¢ tak maªo wiecie na wy»ynach swej naiwno±ci cyfrowej i wiedzie¢ nie chcecie Mieli±cie szcz¦±cie nie pozna¢ Potwora o chwytnych dªugich r¦kach z pazurami ze stali nie przygniataª was do murów zbroczonych tchu pozbawiaj¡c Nie odwracajcie oczu aby si¦ nie pojawiª ON YJE ju» patrzy zza rogu na wasze uciechy swawolne widzimy go my którym dane byªo widzie¢ zbyt wiele Nie ga±cie widoków wam oszcz¦dzonych pokory pokory powtórki okrutniejsze bywaj¡ patrzcie dokoªa wstecz i do przodu i na siebie patrzcie czy niektórym nie rosn¡ pazury ze stali nadziei nadziei
ur. 1924 Poeta, prozaik, eseista. Tªumacz poezji angielskiej i ameryka«skiej. Autor dwudziestu kilku ksi¡»ek poetyckich - ostatnio Bu¢ i nie by¢ (1993), Jeden znak (1994), Anglosaskie muzy (1996), Czasy i chwile (1998). Na staªe wspóªpracuje z wychodz¡cym w Krakowie dwumiesi¦cznikiem Arcana. Nale»y do Pen Clubu, byª czªonkiem ZLP, a pó¹niej wspóªzaªo»ycielem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Prezentowane dzisiaj wiersze pochodz¡ z przygotowywanego obecnie przez poet¦ cyklu Wiersze przekorne.
EUROPA 53: Tryptyk Rzymski (fragment) (06.04.2005) I tu wªa±nie u stóp tej przedziwnej syksty«skiej polichromii Zbieraj¡ si¦ kardynaªowie Wspólnota odpowiedzialna za dziedzictwo kluczy Królestwa. Przychodzi wªa±nie tu. I Michaª Anioª znów ogarnia ich widzeniem. (...) W Nim »yjemy, poruszamy si¦ i jeste±my... Kim jest ON? Oto dªo« stwarzaj¡ca Wszechmog¡cego Starca skierowana w stron¦ Adama... Na pocz¡tku Bóg stworzyª... On wszystko widz¡cy... Syksty«ska polichromia przemawia wówczas Sªowem Pana: Tu est Petrus - usªyszaª Szymon syn Jony. Tobie dam klucze Królestwa Ludzie, którym trosk¦ o dziedzictwo kluczy powierzono, Zbieraj¡ si¦ tutaj, pozwalaj¡ si¦ ogarn¡¢ syksty«skiej polichromii, Wizji, któr¡ Michaª Anioª pozostawiª -
Karol Wojtyªa
Tak byªo w sierpniu, a potem w pa¹dzierniku pami¦tnego roku dwóch konklawe, I tak b¦dzie znów, gdy zajdzie potrzeba po mojej ±mierci Trzeba by do nich przemawiaªa wizja Michaªa Anioªa, con-clave: wspólna troska o dziedzictwo kluczy, kluczy Królestwa Oto widz¦ ich pomi¦dzy Pocz¡tkiem i Kresem, Pomi¦dzy Dniem Stworzenia i S¡du Postanowiono czªowiekowi raz umrze¢, a potem S¡d! Ostateczna przejrzysto±¢ i ±wiatªo. Przejrzysto±¢ dziejów Przejrzysto±¢ sumie« Potrzeba, aby w czasie konklawe Michaª Anioª u±wiadomiª ludziom: Nie zapominajcie: Omnia nuda et aperta sunt ante oculis Tuis. Ty, który wszystko przenikasz - wska»! On wska»e...
(1920-2005) Trzeciego dnia mojego pobytu u Ojca wi¦tego, Jana Pawªa II, który w pa¹dzierniku 2003 roku zaprosiª mnie do siebie w charakterze prywatnego konsultanta wierszy medytacyjnych, jakie napisaª tamtego lata w Castel Gandolfo, Autor doª¡czyª do drugiej cz¦±ci Tryptyku Rzymskiego ten wªa±nie fragment. Gdy pisz¦ te sªowa w niecaª¡ dob¦ po zgonie Jana Pawªa II, te wersy wci¡» przychodz¡ mi na my±l. Bo oto ju» wtedy papie» zastanawiaª si¦ nad przyszªo±ci¡ Ko±cioªa, papiestwa, nast¦pstwa piotrowego po Jego ±mierci. Kiedy wówczas sko«czyªem swoj¡ lektur¦, powiedziaªem zaskoczony: Oto koniec dyskusji o zrzeczeniu si¦ urz¦du przez papie»a. W czasie ówczesnego pobytu w apartamentach papieskich usªyszaªem tak»e wyznanie: Panie Marku, musi pan wiedzie¢, »e Kaplica Syksty«ska odegraªa wielk¡ rol¦ w moim »yciu. Caªa ±rodkowa cz¦±¢ Tryptyku Rzymskiego jest medytacj¡ nad freskami Michaªa Anioªa ze sªynnej kaplicy w Watykanie. Papie» wizj¦ artysty malarza nie tylko przyj¡ª jako odczyt najgª¦biej teologicznych tre±ci ksi¦gi Genesis ze Starego Testamentu - a wi¦c zawierzyª wizji artysty tak jak wizji prorockiej - ale w dodatku j¡ poetycko rozwin¡ª. Nie po to, by naucza¢ i poucza¢, ale - by samemu zrozumie¢ tajemnice narodzin, »ycia i ±mierci czªowieka. A wi¦c i wªasnego »ycia. Tym tªumacz¦, dlaczego zdecydowaª si¦ wyrazi¢ to sªowami medytacji poetyckiej. Pami¦tam, jak mi wyja±niaª, »e tylko j¦zyk poezji zdolny jest do wyra»enia spraw, których j¦zyk teologów, naukowców, tak»e j¦zyk prozy nie mo»e wyrazi¢. I rzeczywi±cie, jak inaczej wyrazi¢ miaª papie» swe prze»ycia i my±li, pytaj¡c: Kim jest On?. Jak to, Jan Paweª II nie wie, kim jest Bóg? Otó» nawet Ojciec wi¦ty nie wiedziaª tego w peªni - i wie dopiero dzisiaj. Chodziªo mu o niezgª¦bion¡ tajemnic¦ bosko±ci Trójcy wi¦tej, o której jest mowa w dalszej cz¦±ci Tryptyku. Metafor¦ Kaplicy Syksty«skiej u»yª Ojciec wi¦ty równie» dlatego, »e w niej odbywaj¡ si¦ kolejne wybory nowych papie»y. Tak»e i On przyj¡ª tam klucze Królestwa. Wspomina te» bardzo realistycznie pami¦tny rok dwóch konklawe; chodzi o wybór po ±mierci Pawªa VI Jana Pawªa I - Papie»a U±miechu, który po 33-dniowym pontykacie nagle zmarª. Po tej nieoczekiwanej ±mierci wybór padª na kardynaªa Wojtyª¦. W ci¡gu o±miu poetyckich dni sp¦dzonych cz¦±ciowo w apartamentach Ojca wi¦tego usªyszaªem owo wyznanie o roli, jak¡ Kaplica Syksty«ska odegraªa w »yciu Jana Pawªa II. Za »ycia papie»a chciaªem raz w druku te sªowa zacytowa¢, ale z Rzymu poproszono, bym tego nie czyniª. Chodziªo o to, »e sªów osobistych wyzna« papie»y nie nale»y (za ich »ycia) ujawnia¢. I oto stajemy ju» dzisiaj przed niebywaª¡ perspektyw¡. Niebawem zbierze si¦ kolejne konklawe, a kardynaªowie odpowiadaj¡cy za losy Ko±cioªa w XXI wieku b¦d¡ tymi, których powinna ogarn¡¢ wizja ±wieckiego artysty. Ju» teraz zastanawiamy si¦, kto b¦dzie nast¦pnym sukcesorem tego, kto dzier»y klucze Królestwa, Ko±cioªa »ywych i umarªych. Jan Paweª II nas spoza progu Kaplicy Syksty«skiej i wªasnej ±mierci pociesza. On wska»e..., mówi poeta. Kto? Duch wi¦ty.
EUROPA 54: Zmartwychwstanie dekabrysty (13.04.2005)
Zmartwychwstanie Pa«skie
Na wszystkim cisza, wszystko le»y w cieniu, Ziemia w przeczuciach tonie i w milczeniu; Milcz¡ i ci »oªnierze, którzy grobu strzeg¡. A umarªy spocz¡ª w grobie, A miaª tylko miªo±¢ w sobie, A um¦czon byª od zªego. Na wszystkim cisza, wszystko le»y w cieniu; I nagle mrok pierwszemu uderzeniu Promieni »yciodajnych, fali w ±wiatªa morzu, Ulegª, rzednie cie« ponury, Niebo stroi si¦ w purpury, Dzie« z noc¡ walczy w przestworzu. I nagle sªo«ce na widnokr¡g wbiega, I d¹wi¦k zwyci¦skiej tr¡by si¦ rozlega, I serce gór, i ziemskie doliny zadr»aªy. Blask w niebiosach si¦ zapaliª, Anioª sfrun¡ª, gªaz odwaliª, Blednie wartownik struchlaªy. Spojrzeli zbrojni - i pierzchli w popªochu; Odbiegli grobu i run¦li w prochu. Oto On, udr¦czony, zel»ony, pobity, Ha«by, ±mierci odkupiciel, Pan Bóg nasz i nasz Zbawiciel, Powstaje, chwaª¡ spowity! Wesel si¦, serce me, hosanna ±wi¦ta! Chrystus zmartwychwstaª, Chrystus zerwaª p¦ta Ciemno±ci wiekuistej i powstaª w dzie« trzeci.
Wilhelm Küchelbecker 1797-1846
Zwyci¦zca ±miertelnej nocy, Piekielnej wyrwaª nas mocy, Daª imi¦ nam Bo»ych dzieci. I dla mnie (biada mi!), dla mego grzechu, W±ród nieprzyjacióª szyderczego ±miechu, I dla mnie w zel»ywo±ci umieraª i w m¦ce. Ja to sprawiªem zarazem, e druzgotano »elazem Bogu »ebra, nogi, r¦ce. I dla mnie (chwaªa!) zbudziª Go do »ycia, I Pan Zast¦pów wywiódª Go z ukrycia. I ja, sk¡pany oto we krwi Chrystusowej, Wst¡pi¦, wi¦zie« ziemskich mroków, Z grzechowych, doczesnych oków W nowe »ycie i czas nowy! Ugnijcie si¦, kolana! ªzy rado±ne, Strumieniem pªy«cie z oczu! o, bezgªo±ne, O, moje oniemiaªe serce, trwaj w zachwycie! Wzywaj, dr»¡ca, Pana swego, W miªo±ci niepoj¦tego, Jego chwal, duszo, w bª¦kicie! Niech w pie±« pochwaln¡ »ycie swe odmieni¦! Ka»de swe odt¡d niech po±wi¦c¦ tchnienie Jemu, Panu mojemu i wªadcy na niebie! W nim nieprzyjacioªy moje Miªuj¦: przez m¦ki swoje Ich cierpienie wzi¡ª na siebie.
Jeden z najciekawszych poetów w±ród rosyjskich dekabrystów. Kolega i przyjaciel Puszkina z elitarnego liceum w Carskim Siole, w literaturze jednak niemal jego przeciwie«stwo. Przenikliwy krytyk i teoretyk, wraz z najbli»szym mu Aleksandrem Gribojedowem (autorem komedii M¡dremu biada, stylistycznie pochodnej od Prologu w teatrze z Fausta Goethego), odtrutki na Schillera i Byrona szukaª w Szekspirze i Goethem. Za czynny udziaª w petersburskim powstaniu 1825 roku przez 10 lat wi¦ziony w twierdzy, a nast¦pnie do ±mierci »ywcem zapeklowany w syberyjskiej zsyªce. Przez caªy ten czas ów rodowity Niemiec, luteranin, walczyª o duchowe ocalenie, wzbogacaj¡c sw¡ poezj¦ o motywy religijne i pogª¦biaj¡c jej wymow¦ my±low¡. wiadectwem tej walki, któr¡ przypªaciª ±lepot¡, pozostaª nader interesuj¡cy Dziennik wi¦zienny i zesªa«czy, ±wiadectwem czasów i postaw - poematy i dramy, nadsyªane z twierdzy i z Sybiru, a bez nazwiska autora publikowane w Petersburgu przez wiernego mu Puszkina.
EUROPA 55: Jeste±my stworzeni dla siebie... (20.04.2005) *** skoro uczucie jest najwa»niejsze ten kto zwraca uwag¦ na skªadni¦ rzeczy nigdy nie pocaªuje ci¦ caªkowicie; caªkowicie by¢ gªupcem gdy Wiosna na ±wiecie moja krew pochwala, a pocaªunki, o Pani, to los lepszy ni» m¡dro±¢ przysi¦gam na wszystkie kwiaty. Nie pªacz - najlepszy gest mego mózgu to mniej ni» najl»ejsze mrugni¦cie twych powiek które mówi jeste±my stworzeni dla siebie: wi¦c ±miej si¦ odchylona w moich ramionach, poniewa» »ycie nie jest paragrafem A ±mier¢ (jak my±l¦) to nie »aden nawias *** platon mówiª jemu: nie wierzyª (jezus mówiª jemu: nie uwierzyª) lao tse na pewno powiedziaª mu, i generaª (tak dziecino) sherman* i nawet (wierz
Edward Estlin Cummings 1894-1962
albo nie) ty powiedziaªa± mu: ja powiedziaªem mu: my powiedzieli±my (on nie uwierzyª; tak ªaskawco) trzeba byªo dopiero kawaªka zjaponizowanej starej szóstej alei** w czubek jego gªowy: aby do niego dotarªo *William Tecumseh Sherman, generaª z okresu wojny secesyjnej, który powiedziaª absolwentom akademii wojskowej: Wojna jest piekªem. ** Pod koniec lat 30. wybuchª w USA skandal w zwi¡zku ze sprzedaniem Japonii zªomu, uzyskanego z rozbiórki kolei nadziemnej ponad Szóst¡ Alej¡ w Nowym Jorku. Zostaª on nast¦pnie zu»yty do wyrobu pocisków i amunicji, którymi strzelano do »oªnierzy USA w czasie II wojny ±wiatowej. *** przez chwil¦ lub upªyn¦ªo caªe »ycie id¡c w ciemno±ciach spotkaªem chrystusa jezusa) moje serce podskoczyªo do góry i poªo»yªo si¦ nieruchomo gdy przechodziª (tak blisko jak ja jestem obok ciebie a jednak bli»ej zrobiony tylko z samotno±ci
e. e. cummings (tak bowiem »yczyª sobie, by zapisywa¢ jego nazwisko - nie u»ywaj¡c, podobnie jak w wierszach, du»ych liter), uko«czyª na Uniwersytecie Harvarda grek¦ i j¦zyki nowo»ytne. Tak jakW. C. Williams ª¡czyª nowoczesno±¢ z tradycj¡ i tak samo szczególne mistrzostwo osi¡gn¡ª w krótkich wierszach opisuj¡cych widzian¡ sytuacj¦ czy konkretne prze»ycie. Byª zdecydowanym pacyst¡ i czªowiekiem post¦powym, nie ulegª jednak w czasie podró»y do ZSRR zªudzeniu wielu intelektualistów, opisuj¡cych Rosj¦ jako kraj wolnych ludzi. Ukªad graczny jego poezji, przy pozornym przymusie nowatorstwa, byª gª¦boko przemy±lany - zwi¡zany z wewn¦trzn¡ struktur¡, rytmem i przesªaniem wierszy.
EUROPA 56: Je±li czªowiek nie ma ªadu w sobie... (27.04.2005)
Canto XIII
Kung szedª obok ±wi¡tyni dynastii i przez gaj cedrowy, a potem doªem wzdªu» rzeki, A byli z nim Ciu, Ci i Tien o cichym gªosie I: Jeste±my nieznani - rzekª Kung Chcecie powozi¢ rydwanem? Wtedy b¦dziecie znani, A mo»e to ja mam wsi¡±¢ na rydwan albo strzela¢ z ªuku, Albo wygªasza¢ publiczne oracje? A Cy-lu rzekª: Zaprowadziªbym ªad na granicach. I Ciu: Gdybym byª wªadc¡ prowincji, Zaprowadziªbym lepszy ªad ni» tutejszy. A Ci rzekª: Ja wolaªbym maª¡ ±wi¡tyni¦ w górach, ad w odprawianych obrz¡dkach i stosowny porz¡dek rytuaªu, A Tien mówiª z dªoni¡ na strunach lutni Mi¦kkie tony nie ucichªy, kiedy opu±ciª dªo« - I d¹wi¦k jak dym unosiª si¦ pod li±cie, A on odprowadzaª go wzrokiem. Stary w¡dóª w rzece I chªopcy pi¦tami odbijaj¡cy si¦ o desk¦ Lub w zaro±lach graj¡cy na mandolinie. I Kung wszystkich obdarzyª tym samym u±miechem. A Ceng-si pragn¡ª si¦ dowiedzie¢, który z nich daª wªa±ciw¡ odpowied¹. Rzekª Kung: Wszyscy dali wªa±ciw¡ odpowied¹, To znaczy: ka»dy wedªug swojej natury. I Kung podniósª trzcink¦ na Juana anga, chocia» Juan ang byª starszy, Bo Juan ang udawaª, »e m¡dro±¢ spªywa na«, kiedy siedzi przy drodze. I rzekª Kung: Ty stary gªupku, daj ju» temu spokój, Wsta« i zrób co±, co ma po»ytek. I rzekª Kung: Szanuj zdolno±ci dziecka, Od chwili gdy zacznie oddycha¢ przeczystym powietrzem,
Ezra Pound (1885-1972)
Ale czªowiek pi¦¢dziesi¦cioletni, który nic jeszcze nie wie, nie jest wart odrobiny szacunku. I: Kiedy ksi¡»¦ wokóª siebie zgromadzi Wszystkich m¦drców i artystów, jego skarby nie b¦d¡ le»aªy odªogiem. I rzekª Kung, i napisaª na li±ciach bambusa: Je±li czªowiek nie ma ªadu w sobie, Nie zaprowadzi ªadu wokóª siebie; I je±li czªowiek nie ma ªadu w sobie Nie znajdzie ªadu w uczynkach swej rodziny; A je±li ksi¡»¦ nie ma ªadu w sobie, Nie zaprowadzi ªadu w swoich wªo±ciach. I Kung podyktowaª sªowa ªad i braterskie poszanowanie, Nic nie mówi¡c o »yciu po ±mierci. I rzekª: Ka»dy potra przebra¢ miar¦, Tak ªatwo jest strzela¢ obok celu, Tak trudno spokojnie sta¢ w ±rodku. I zapytali go: je»eli czªowiek popeªni morderstwo, czy jego ojciec powinien ukry¢ go, chroni¢? Rzekª Kung: Powinien go ukry¢. I Kung oddaª córk¦ Kung Czangowi, Chocia» Kung Czang siedziaª w wi¦zieniu. A siostrzenic¦ oddaª Nan Jungowi, chocia» Nan Jung byª bez stanowiska. I rzekª Kung: Rz¡dy Wana byªy peªne umiaru, Za jego dni dobrze si¦ dziaªo w Pa«stwie, I nawet ja jeszcze pami¦tam, Jak historycy zostawiali puste miejsca w ksi¦gach, Bo byªy rzeczy, których nie wiedzieli, Ale ten czas wydaje si¦ ju» ko«czy¢. I rzekª Kung: Bez charakteru nie b¦dziesz potraª gra¢ na tym instrumencie ani wykonywa¢ Muzyki odpowiedniej dla Pie±ni. Kwiaty morelowych krzewów lec¡ ze wschodu na zachód, A ja chciaªem, »eby nie spadªy na ziemi¦. przeª. Andrzej Sosnowski
Na wªasn¡ r¦k¦ i z przyjacióªmi (m.in. T.S. Eliot, J. Joyce, W.C. Williams) zainicjowaª, okre±liª i ustaliª gªówny nurt angloj¦zycznej literatury nowoczesnej. Za dzieªo swego »ycia uwa»aª nowatorski, erudycyjny, dydaktyczno-historyczny i ezoteryczny poemat The Cantos (zacz¦ty w 1917, nigdy nieuko«czony). Pie±« XIII powstaªa u progu lat 20. Opisany tu spacer Konfucjusza (Kung-fu-cy, 551-479 p.n.e.) z uczniami to pocz¡tek systematycznej fascynacji Pounda staro»ytnym chi«skim aforyst¡, który w latach 1933-45 fatalnie pomyliª si¦ autorowi Pie±ni z Mussolinim.
EUROPA 57: wiatªo wewn¡trz i ±wiatªo na zewn¡trz (04.05.2005)
wiatªo wewn¡trz
i ±wiatªo na zewn¡trz: cie« d»d»ystego, kwietniowego ranka: subtelne cienie rzucane w tyª przez ±wiatªo lampy na dzienne ±wiatªo, mi¦kkie, nienachalne dzienne ±wiatªo, esencja powierzchni chmur opada mgli±cie na ulic¦: a niebiaªa biel wokóª wygi¦tej fotograi modeluje si¦ jak póªnocne ±wiatªo, które wymodelowaªo twarz na fotograi: i naprzeciw okna drzewo pokazuje ka»dy lekko zabarwiony li±¢, kolejny cienisty cie«, niektóre s¡ przezroczyste, niektóre nie: a w rogu ciemno±¢ przeci¦ta ±wiatªem, które pada z wewn¡trz (wytworzone przez sw¡ nieobecno±¢), spoczywa swiec¡c wewn¡trz siebie: swiec¡ca ciemno±¢ wewn¡trz.
Szósta z minutami
5 czerwca 1990: zamkni¦te sklepy i dobrze wyszorowany bª¦kit, a po drugiej stronie ulicy m¦»czyzna, który ko«czy polerowanie. Ja licz¦ mªode ro±liny, zawsze licz¦ auta, drzewa, lecz nie niesko«czono±¢ li±ci. Budynek Weteranów zakrywa caªy Empire State Building z wyj¡tkiem jego anten wznosz¡cych si¦ stopniowo, najpierw splecionych, pó¹niej coraz smuklejszych, a» wreszcie zw¦»aj¡cych si¦ w igªy przekªuwaj¡ce
James Schuyler 1923-1991
dzie«: ich szczytowy punkt jest testem przejrzysto±ci. A gdzie jest Bóg w tym wszystkim? pi? Odpoczywa? Je±li tak, od czego? Wieczno±¢ jest niezmordowana to pewne, wi¦c: odpoczywaj na wieki bªogosªawione, zm¦czone serce, obud¹ si¦ gdzie± indziej, w bª¦kicie podobnym do dzwonu.
Mgieªka
opada ci¦»ko na drzewa: brzask dzi± si¦ nie rozjarza, ranek ws¡cza si¦ w ±wiat, jeden ptak, mo»e dwa, ¢wierkaj¡ na niego. Biaªa dalia, wielka jak gªowa synka pa«stwa Bunsteadów, opiera zªo»one pªatki na oknie, daj¡c lekcj¦ origami. W±ciekªy ªomot, bóg wie jaka maszyna: ach nie, to tylko ±mieciarka Maggia. Gdy spojrze¢ na caª¡ t¦ wªóknist¡ mas¦, która skrywa uj±cie rzeki, urbanizacja wydaje si¦ niestosowna: bezkresne miasto rozbudowuje si¦ wci¡» dalej i, rzedn¡c tu i ówdzie, pokazuje wilgotne, zielone jedwabne r¦czniki (maªe niedoskonaªo±ci) lata (w umiarkowanej cenie) i mglisty sierpniowy ranek, czªowiek w ko«cu dorasta, by kocha¢ nawet to. przeª. Paweª Marcinkiewicz
Najwa»niejszy obok Johna Asbery'ego przedstawiciel tzw. szkoªy nowojorskiej, do której nale»eli tak»e Frank O'Hara, Kenneth Koch oraz Barbara Guest. Urodziª si¦ w Chicago. Po studiach w Cambridge i sªu»bie w marynarce wojennej przez pewien czas mieszkaª we Wªoszech, na wyspie Ischia w Zatoce Neapolita«skiej, gdzie byª osobistym sekretarzem poety W.H. Audena. Po powrocie do USA przeprowadziª si¦ do Nowego Jorku i pracowaª dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej, organizuj¡c objazdowe wystawy w USA i Europie. Nast¦pnie, podobnie jak Ashbery, pracowaª w redakcji Art News i przyja¹niª si¦ z malarzami reprezentuj¡cymi abstrakcyjny ekspresjonizm - Willemem i Elaine de Kooning, Jane Freilicher, Alexem i Ad¡ Katz, Larrym Riversem... Szczyt popularno±ci Schuylera przypadª na pocz¡tek lat 80. ubiegªego wieku, kiedy otrzymaª najbardziej presti»owe nagrody literackie, jak nagrod¦ Pulitzera, stypendium Guggenheima oraz nagrod¦ Longview Foundation. Pod koniec »ycia poeta podupadª na zdrowiu i wiódª »ycie samotnika, niemal nie opuszczaj¡c swego pokoju w Hotelu Chelsea na dolnym Manhattanie, gdzie zmarª.
EUROPA 58: Duchy Europy rozmawiaj¡ ze sob¡ (11.05.2005)
egluga
Ja, Ignacy, Joseph, Krysia i Mania, Ciepª¡ rozeschni¦t¡ ªodzi¡ pªyn¦li±my w ol±niewaj¡cej mgle zarania, Je»eli zatok¡ jest Wisªa, to pewnie±my Wisª¡ pªyn¦li, Nadzy - nie nadzy w pyªu kª¦bi¡cej si¦ ró»owej kipieli, Jak muchy przez grube szkªo szklanki zmienione nie do poznania, Jak pestki winogrona pod skórk¡, w winnej osªonce, Ciaªo zapadªo w gª¡b, a dusze jak ozimina wschodz¡ce Wynikªy na jaw, przejrzystym okryte ±piworem. Dok¡d pªyn¦li±my tak powoli - jakby nie pªyn¡c - a pªyn¡c przestworem? Dªugo patrzyli±my, jak pªytkie dno przesuwa si¦ pod nami. - Joseph, na twoim czole czy to rodzinne znami¦? Od odpowiedzi ciemno zrobiªo mi si¦ przed oczami. - Byªem zakrystianem u ±wi¦tego Floriana, Pi¦tno na moim czole to ±miertelna rana, Kto±, wida¢ po pijanemu, strzeliª do zakrystiana. Widzisz, Krysia skrzy si¦ w jedwabiach, granatowa, liliowa, Wczoraj spªon¦ªa w domu pod Cz¦stochow¡. Sªyszysz te polskie sªowa: Nie ma ju» ciaªa, a boli mnie gªowa. Caªa jak kasztan pieczony ciemna, ciepªa - widzisz j¡ tam: Was hat man dir du armes Kind getan? Potem powiedziaª co± o mnie - nie »eby zgroza mnie zdj¦ªa, Lecz nie pami¦tam, co - i tak bym nic nie poj¦ªa wiadomo±¢ ani dra±ni¦ta w pustk¦ zapadªa ciemn¡, O±lepªa, zaniewidziaªa - co to si¦ dziaªo ze mn¡? Cokolwiek si¦ dziaªo, dziaªo si¦, ale nie ze mn¡. Ukryte z przyzwyczajenia w atrapie klatki Trzy kanarki - skuzynowane równolatki Zabawiaªy si¦ ±piewu odblaskiem. Odblask na wodzie byª gªadki. Ustrzelona, garbiªa si¦ przy mnie wiewiórka jednooka. Rzeka ja±niaªa ±wiatªem - ani pªytka, ani gª¦boka.
Jelena Szwarc ur. 1948
Ach, wezm¦ kanarki, wiewiórk¦ - zatoka, nie zatoka Przejd¦ w bród - a oni? i ich przeprowadz¦, Josepha i Krysi¦. Brzeg - o, tam - jeszcze w mglistym da si¦ rozpozna¢ zarysie. - e woda l±ni w bezruchu, tak si¦ tylko wydaje st¡d, Szarpnie, kopnie pr¡d wody jak elektryczny pr¡d, A pr¡d pªynie w jedn¡ stron¦, Powróci¢ ci nie s¡dzone. Skórka wiewiórcza garbuje si¦ w kadzi, dojrzewa. W urnie twój popióª schnie i omdlewa. Co tam? A tutaj sªoneczko przygrzewa. - A kogo kochaªam »ywym, Te» nigdy ju» nie powróci? - Co± ty! Powróci. I jego z przypªywem Woda tu do nas rzuci. A if forever, to... muzyka grzmi - urywki Straussa czy kankan. Woda zg¦stniaªa i z wody powstaªa ±mietanka! Ale nikt jej nie spija. Ach, gdyby± mógª temu ±wiatu Przywróci¢ dawny gor¡cy nasz sok owocu granatu, Który tak dªugo w nas kr¡»yª - chlip, chlup - kilka kropelek Z serca do serca - ±wi¦ty podskórny w¦gielek. Czerwona ni¢ stebnowaªa, zszywaªa dzieªo Twojego stworzenia! Sama wymiana krwi na pªynn¡ z g¦stej Pi¦kna to my±l jak anioª zemsty! Ile» w¡tªych, kruchych ªodzi rozpostarªo wkoªo »agle, Przyjacielu, co± uton¡ª, widz¦ ciebie w ich widziadle, Mój zabity biaªy kociak skoczyª mi na rami¦ nagle, apk¡ mnie po twarzy gªadzi Niedaleko szlak prowadzi. Wiosªa gdzie± zaskrzypiaªy Jak drzwi we mgle poranka, W duszy ciemno±¢ spadª maªy Anioª jak oªowianka. przeª. Adam Pomorski
Jednej z najwybitniejszych wspóªczesnych poetek rosyjskich w poªowie lat 70. w Leningradzie przy±niª si¦ sen. Let¡, rzek¡ ±mierci, byªa w nim ju» nie jej domowa Newa, ale Wisªa w swym uj±ciu. Ni to Zatoka Gda«ska, ni Zalew Wi±lany, tam, gdzie »egluj¡ mary trzech narodów, trzema naraz przemawiaj¡ce j¦zykami. A mo»e tych narodów i j¦zyków jest jeszcze wi¦cej - w za±wiatach ±mierci i narodzin powinowactwa z wyboru czuª¡ blisko±ci¡ ª¡cz¡ bª¦dne widma ró»nych czasów i przestrzeni. Echem znanego gªosu brzmi niemiecka piosenka Mignon z Goethego, w Mickiewiczowskiej parafrazie: Pielgrzymie nasz, ach, co si¦ z tob¡ staªo?. Potem przychodzi przebudzenie, ale niepokoj¡ca pami¦¢ snu - i wiersza - pozostaje i nie pozwala si¦ zasklepi¢ niewesoªej rzeczywisto±ci powszedniego dnia: W duszy ciemno±¢ spadª maªy Anioª jak oªowianka.
EUROPA 59: niª o wolno±ci, niestety, ±niª tylko (18.05.2005)
mier¢ Parnella
Nasz niekoronowany król nie »yje! Irlandio, pªacz, w »aªobie pogr¡»ona! Zamordowany z r¡k cynicznych zbirów, Le»y na marach. Nie »yje. Ju» skonaª. Zgªadziªa go nikczemnie zgraja tchórzy, Których prowadziª z dna n¦dzy ku chwale; Teraz, Irlandio, miast pie±ni nadziei piewaj nad grobem tren - i gorzkie »ale. W paªacach, domach, chatach lub zagrodach, Gdzie tylko krew irlandzka w »yªach kr¡»y, zy i szlochanie, bo odszedª na zawsze Nasz m¡» opatrzno±ciowy i chor¡»y; Który rozpostarªby zielony sztandar I dumne imi¦ Irlandii rozsªawiª, A kwiat tej ziemi: wodzów i pie±niarzy Nad Panteonem ludzko±ci postawiª. niª o wolno±ci (niestety, ±niª tylko!), Bo kiedy sen ów stawaª si¦ ju» jaw¡, Miªo±ci tej zadano cios ±miertelny Zdradzieck¡ r¦k¡ - parszyw¡, plugaw¡. Ha«ba tej r¦ce! Biada tym kanaliom, Którzy pier± Pana swojego przebili,
James Joyce 1882-1941
Lub go wydali uni»onym klechom, Caªuj¡c judaszowo w onej chwili. Niech pami¦¢ o tych, co to ±wietne imi¦ Starali si¦ oczerni¢ i zohydzi¢, Okryta b¦dzie wieczyst¡ niesªaw¡. On nimi gardziª i za nich si¦ wstydziª. Padª, jak padaj¡ najwi¦ksi mocarze, Do ko«ca dumni i niezwyci¦»eni; Teraz doª¡cza do grona najwi¦kszych Synów Irlandii w republice cieni. Ju» »adna wrzawa nie zm¡ci snu jego, Ni »aden tumult; spoczywa w pokoju. Ju» »adna pasja ani wzniosªa troska O dobro ludu nie porwie do boju. Dopi¦li swego: powalili wodza. Ale pami¦taj, Irlandio, duch jego yje i wstanie, jak Feniks z popioªów, Wraz z promieniami ±wiatªa porannego W dniu, kiedy Wolno±¢ ogªosi swój tryumf! Ale w dniu owym - dniu chwaªy, wesela Przyjdzie nam wypi¢ i kielich goryczy, Którym jest pami¦¢ o ±mierci Parnella. 6 pa¹dziernika 1891
Irlandzki pisarz tworz¡cy w j¦zyku angielskim. Autor tomów opowiada« i powie±ci - Dubli«czyków, Portretu artysty z czasów mªodo±ci, Ulissesa i Finnegan's Wake - które wpªyn¦ªy na zmian¦ artystycznego ksztaªtu wspóªczesnej literatury. Od 1904 roku mieszkaª poza Irlandi¡ (w Pary»u, Trie±cie i Zurychu). Jego zwi¡zki z kultur¡ Irlandii, a tak»e irlandzkim katolicyzmem byªy skomplikowane. B¦d¡c uczniem jezuickiego kolegium, straciª wiar¦ w wieku lat 16. Szybko nabraª te» w¡tpliwo±ci co do ksztaªtu wspóªczesnego mu irlandzkiego patriotyzmu. Uwa»aª, »e jego obowi¡zkiem jako pisarza jest przekroczenie lokalnych ogranicze«, a jednocze±nie nadanie uniwersalnej artystycznej formy wªasnej irlandzkiej to»samo±ci. Wiersz mier¢ Parnella - pastisz irlandzkiej poezji patriotycznej - pochodzi z tomu opowiada« Dubli«czycy wydanego po raz pierwszy w 1914 roku, którego nowy przekªad opublikowaª Znak.
EUROPA 60: Nie ma obªudy w mym rodzie (25.05.2005)
Jastrz¡b na gaª¦zi
Siedz¦ u wierzchoªka drzewa z zamkni¦tymi oczami W bezruchu, »adnej uªudy marzenia Mi¦dzy hakiem dzioba a ostrymi szponami. Tylko we ±nie trwa próba mordu doskonaªego i uczty do syta. Jak»e dogodne te wysokie drzewa! Falowanie powietrza i ten sªo«ca promie« Dobrodziejstwem s¡ dla mnie A powierzchni¦ ziemi mog¦ ±ledzi¢ czujnie. Moje szpony zaci±ni¦te s¡ na szorstkiej korze. Trzeba byªo caªego dzieªa Stworzenia, By nada¢ ksztaªt mojej nodze i ka»demu pióru: Teraz moje szpony wªadaj¡ Stworzeniem. Czasem wzlatuj¦ i kr¡»¦ nad wszystkim powoli Zabijam, kiedy zechc¦ bo to wszystko jest moje. Nie ma obªudy w mym rodzie: Wyszarpywanie gªów to mój obyczaj Dziedzina ±mierci. Jedn¡ prost¡ drog¡ moje loty wiod¡ Skro± ko±ci tych, co »yj¡. I »adne racje mnie nie odbior¡ tych praw. Za mn¡ ±wieci sªo«ce Nic si¦ nie zmienia odk¡d zaistniaªem Moje oko nie dozwoli zmiany I b¦d¦ zawsze taki sam jak teraz.
nie»yczka
wiat jest teraz mrozem skuty Wokóª skurczonego serca zimuj¡cej myszy asica i kruk jak w br¡zie odlane Przemykaj¡ w±ród ciemno±ci nocy
Ted Hughes 1930-1998
Nios¡c innym ±mier¢. Ale i ona Speªnia sw¡ misj¦, uparta jak gwiazdy w tej porze Pr¡c twardym jak metal swoim bladym p¡kiem.
Gra kobzy
Morze zawodzi bezsensownym gªosem Traktuj¡c jednako umarªych i »ywych Zapewne znudzone widokiem niebiosów Po tylu milionach nieprzespanych nocy Bez celu, i bez zakªamania. Podobnie i gªaz. Otoczak uwi¦ziony Jak wyrzutek wszech±wiata Ugrz¦zªy w czarnym ±nie. A gdy go Obudzi sªo«ca krwawa plama, Roi sobie, »e pªodem jest Boskiego ªona. Ponad gªazem wiatr hula Wiruje porywaj¡c ±mieci Dr»¡c w uchu ±lepego kamienia I wraca jakby mu pami¦¢ gªazu przywodziªa Z wielu stron kapry±ne powiewy. Poi si¦ morzem, wgryza w kamie« urwiska Drzewo walcz¡ce by mu rosªy li±cie Jak stara kobieta, co wypadªa z nieba I osªupiaªa nagª¡ zmian¡ miejsca, Zawisªa i trwa tak, chora na umy±le. Chwila za chwil¡, wieki za wiekami Nic si¦ nie ko«czy, nic si¦ nie rozwija A to ani zªy wybór, ani próbna scena. Przelatuj¡ t¦dy w ol±nieniu anioªy. Tutaj wszystkie gwiazdy chyl¡ si¦ w pokªonie.
Ju» jego debiut The Hawk in the Rain (Jastrz¡b w±ród deszczu) zostaª gor¡co przyj¦ty, a po nast¦pnej ksi¡»ce poetyckiej Lupercal (1960) uznano go wr¦cz za najwa»niejszego w±ród brytyjskich poetów, którzy debiutowali po II wojnie ±wiatowej. Sukces tej drapie»nej poezji przypadª na apogeum akademickiego nurtu The Movement (Ruch), którego czoªow¡ postaci¡ byª Philip Larkin. Jednak Hughes nie przyª¡czyª si¦ do »adnej grupy literackiej i pozostaª w poezji osobny. Na jego »yciu osobistym najbardziej zawa»yªo maª»e«stwo z poetk¡ Sylwi¡ Plath, z któr¡ ª¡czyªo go gor¡ce uczucie, lecz dzieliªa znaczna ró»nica charakterów. Hughes byª w tym zwi¡zku osobowo±ci¡ dominuj¡c¡, Sylwia - istot¡ chorobliwie wra»liw¡, cierpi¡c¡ na nieuleczaln¡ depresj¦, która doprowadziªa j¡ do samobójczej ±mierci. Do rozd¹wi¦ków mi¦dzy nimi przyczyniªo si¦ tak»e i to, »e poetycka sªawa »ony zacz¦ªa z biegiem czasu przy¢miewa¢ dokonania Hughesa. Oryginalno±¢ jego poezji tkwi w szczególnym rodzaju poetyckiej empatii, uto»samiaj¡cej autora z tworami przyrody stanowi¡cymi swoist¡ person¦ utworów, takimi jak jastrz¡b czy ±nie»yczka w drukowanych tu wierszach.
EUROPA 61: Pi¦kno ramionami otacza swe czarne dzieci... (01.06.2005)
Jutro, jutro
Pami¦tam miasta, których nigdy naprawd¦ nie widziaªem. Srebrne »yªy Wenecji, cerkwie Leningradu niczym pagórki to. Pary». wiatªo utkane z cienia, które wkrótce wymy±li Manet. Ach, i w¦»owe sploty uliczek Hyderbadu. Kocha¢ jeden horyzont - to takie za±ciankowe, traci si¦ wzrok, zaw¦»a do±wiadczenie. Duch o tym wie, ale wytªumacz m¡drej gªowie. Ciaªo marnieje w bieli¹nie, na któr¡ lec¡ okruchy, poszerzaj¡c Weltanschauung gazetowym hukiem. wiat jest za drzwiami, ale jaka »enada tak tkwi¢ na zimnym progu w±ród baga»y, gdy brzask ró»owi mury, lecz nim zaczniesz biada¢ nadje»d»a karawan taksówki, tr¡bi dwa razy, i staje przy kraw¦»niku - wi¦c wsiadasz.
Jak Jan na Patmos
Jak Jan na Patmos, w bª¦kitnym, ruchliwym powietrzu, mi¦dzy skaªami, Gdy wzywaª serce do spokoju, tak samo otoczony falami Iskrz¡cymi si¦ srebrem, w szczecinie drzew, nad kr¡gªymi piersiami Mlecznych zatok, w±ród palm i stad, w±ród zielonych i martwych Li±ci, czuj¡c mosi¦»n¡ monet¦ sªo«ca na czole, Jak Jan, w zimnym powietrzu, w ±wietle rozci¦tym canoe, Tak»e ja witam widoki bª¦kitne jak Peloponez, Tak»e ja nie opuszcz¦ ju» domu; tu zaczn¦ m¡ opowie±¢. Ta wyspa jest niebem - daleka od zakurzonej krwi miasta;
Derek Walcott ur. 1930
Spójrz na ten ªuk zatoki, gdzie nad g¡szczem kwiatów skrzydlata Muzyka drzew cieszy ucho, na niebie ªagodna po±wiata Zapala si¦ noc¡. Bo pi¦kno ramionami otacza Swe czarne dzieci, wolne od bezdomnych bóstw ±wiata. Jak Jan na Patmos, w powietrzu, gdzie barwy miªo±ci si¦ mieni¡, Niewolniku, »oªnierzu, parobku ±pi¡cy pod drzew czerwieni¡, Posªuchaj, co przysi¦gam sªowami patriarchy: Do ko«ca »ycia sªawi¢ »ywych i br¡zowych martwych.
Ameryka rodkowa
Helikoptery obcinaj¡ ki±cie dzikich bananów. Mi¦dzy nikotynowym kciukiem, a palcem wskazuj¡cym kruche twarze p¦kaj¡ jak li±cie tytoniu. Dzieci o krzywych nó»kach, z maªymi ostrygami w p¦pkach, stawiaj¡ pierwsze kroki w kuloodpornych kamizelkach. Z¦by starców to pnie drzew w spalonym lesie. Ich skóra zgrzyta jak pancerz iguany. Ich spojrzenia maj¡ ci¦»ar kamiennych tablic. Kobiety przysiadaj¡ nad rzek¡ pocieszycielk¡, w której dzieci brodz¡ po kolana, rozganiaj¡c patykami roje migotliwych motyli. Hen wysoko, w niebieskich poªaciach lasu, muchy zaciskaj¡ okr¡»enie wokóª ich ojców. Wiosn¡ w górskich prowincjach Imperium, »óªtopióre tanagry wzlatuj¡ mi¦dzy konarami nagimi jak ko±ci. Gªow¦ mo»na straci¢ od tych odlegªo±ci. przeª. Paweª Marcinkiewicz
Przyszedª na ±wiat w miasteczku Castries na wyspie Saint Lucia na Antylach. Jako poeta debiutowaª ju» w 1948 roku ksi¡»k¡ pod tytuªem 25 wierszy. Mi¦dzynarodowy rozgªos przyniósª mu tom W zielonej nocy wydany w 1962. Zwie«czeniem jego bªyskotliwej kariery byªa Nagroda Nobla przyznana w 1992 roku, jako drugiemu czarnoskóremu w historii (pierwszym byª Wole Soyinka). Derek Walcott jest autorem ponad 20 tomów wierszy, okoªo 30 sztuk teatralnych, a tak»e tomu esejów Co mówi brzask. Zdaniem krytyków, jego najwi¦kszymi osi¡gni¦ciami s¡ epickie poematy jak Midsummer czy Omeros, cho¢ jest on równie» mistrzem krótkich, lirycznych form. Najciekawsza dla polskiego czytelnika wydaje si¦ w jego poezji egzotyczna ró»norodno±¢ gªosów i perspektyw, w której elementy kreolskiego folkloru mieszaj¡ si¦ z aluzjami do literatury angielskiej i ameryka«skiej. Ta ró»norodno±¢ kulturowa ma równie» swe stylistyczne odzwierciedlenie: standardowy angielski ª¡czy si¦ z dialektem karaibskim w dziwny i pi¦kny amalgamat. Jego charakter dobrze oddaje ulubione powiedzenie poety: Jestem Mulatem, równie» je±li chodzi o styl.
EUROPA 62: Jeste± trupem, Verlaine (08.06.2005)
Verlaine
Nigdy nie wiem, czy jest to jawa, czy sen o Tobie - stoisz w drzwiach i skomlesz: Matyldo, ju» wi¦cej nie b¦d¦ uciekaª od Ciebie, Artur zostaª w Stuttgarcie, nie chc¦ zna¢ tego ªajna, w w¡skich spodniach, z pryszczami na twarzy. Jestem zm¦czona, Pawle. Jestem stara, a ty ci¡gle masz pretensje do ±wiata i ludzi jak maªy chªopiec, którego rozpu±ciªa matka. Wybiegasz do apteki po lekarstwa, a wracasz po dwóch latach; mój ojciec mówi - jeste± gorszy od dziwki, przyjacióªki ±miej¡ si¦ ze mnie. Je±li chcesz, wró¢ do tego zakro±ciaªego wyrostka, nie wiem jak si¦ kochacie - ale widziaªam wszy w czarnych wªosach Rimbauda - to mi wystarczy. Mo»esz wªóczy¢ si¦ po Londynie, po Belgii, albo wychodzi¢ w nocy, dok¡d chcesz i z kim chcesz pi¢ absynt w kawiarniach, i w stajniach gdzie ±pi¡ doro»karze, a nad ranem wracaj¡ zm¦czone prostytutki; to jest poza mn¡, ale nie stój w drzwiach i nie skomlij - bo obudzisz syna, i nie pªacz bo pomy±l¦, »e twe policzki i siny nos spªyn¡ pudrem i szmink¡ - jeste± trupem, Verlaine, uró»owanym trupem i star¡ bab¡ która narzeka i j¦czy.
Preludium dla Memnona (LVI)
Rimbaud i Verlaine, dwaj ±wietni poeci, Obaj genialni (czym jest geniusz?) graj¡ W szachy, na marmurowym stoliku gospody, A w zªote piwo spada kwiat kasztanów I na ich wªosy, na konia, na wie»¦. Sªo«ce w kwadraty kroi szachownic¦; Obªok na niebie, a lament muzyki
Conrad Aiken
Od drzwi, pokrytych skór¡, St. Sulpice. Mi¦dzy ruchami kªóc¡ si¦ o spondej, Jamb, anakolut i otwart¡ gªosk¦, O Boga - pawia ogromnego, i anioªy - pawie, I l±ni¡ce gwiazdy, ich pawie sªu»ebne. Dysput¦ wiod¡ o Losie - jak to czyniª Platon, Albo Sofokles, co znaª gniew i podziw, Lub jak Sokrates, gdy si¦ kochaª, bawiª Verlaine stawiaj¡c swój pionek na li±ciu, Zamkn¡ª oczy wysmukªe, oczy nieuczciwe, I rzekª Arturze, musimy pochwyci¢ retoryk¦ Za gardªo - i skr¦ci¢ jej kark!...* Rimbaud zamy±liª si¦ i cofn¡ª sw¡ królow¡, A potem sam wycofaª si¦, a» do Timbuktu. I Verlaine umarª - zgasª nefryt i diament; I Rimbaud umarª - w±ród wizji w Marsylii, Nog¦ amputowano, tak jak przedtem serce. A opowiedziaª wszystko dawny lokaj, Który miaª jedn¡ cnot¦: spó¹niª si¦ na czas. Opiszmy wieczór taki jaki jest Gwiazdy na niebie tam tylko gdzie s¡: Verlaine'a i Szekspira, gnij¡cych gdzie gnij¡, Rimbauda, pami¦¢ o nim ju» nie »yje; ad wszelkich rzeczy i logik¦ mroku; Ukªad atomów i ªez w ludzkim oku; Czas w sercu, mózgu prac¦ niem¡ Co zmia»d»yªy Rimbauda, zadrwiªy z Verlaine'a. Po czym za gardªo schwy¢my bóstwo - i Dusz¡c je, zªammy kark retoryki. * Nawi¡zanie do wiersza Verlaine'a Sztuka poetycka, w którym zalecaª zªama¢ kark elokwencji.
1889-1973 Preludium dla Memnona (nr 56) jest niew¡tpliwie najwspanialszym wierszem tego ±wietnego poety ameryka«skiego, rówie±nika i przyjaciela T. S. Eliota. W utworze, obok pi¦knych obrazów, warto zauwa»y¢ podziaª na zwrotki, z których pierwsza ma osiem wersów, a ka»da nast¦pna o jeden wers mniej. Natomiast zako«czenie wiersza posiada rym niepeªny: it - rhetoric, w przekªadzie: i - retoryki. Wiersz ±wietnie oddaje intelektualn¡ atmosfer¦ wspóª»ycia najwi¦kszego poety francuskiego XIX wieku Artura Rimbauda (1854-91) i Pawªa Verlaine'a (1844-96), tworz¡cego najbardziej muzyczne wiersze j¦zyka fancuskiego. Ich zwi¡zek i miªo±¢ zako«czyªy si¦ tragicznym rozstaniem, po którym Verlaine próbowaª wróci¢ do porzuconej »ony Matyldy i synka; ostatecznie jednak popadª w alkoholizm.
EUROPA 63: Cudownie jest budzi¢ si¦ razem (15.06.2005)
Jak cudownie
Jak cudownie jest budzi¢ si¦ razem W tej samej minucie; cudownie sªysze¢ Jak caªy dach rozbrzmiewa nagle od deszczu, Czu¢ powietrze tak czyste Jakby pªyn¦ªa przez nie elektryczno±¢ Z czarnego kª¦bowiska kabli na niebie. Caªy dach syczy smagany deszczem, A pod nim spadaj¡ pocaªunki, którymi ci¦ pieszcz¦. Elektryczna burza to zbli»a si¦, to oddala; Budzi nas wªa±nie jej kªuj¡ce powietrze. Gdyby bªyskawica uderzyªa teraz w dom, przebiegªaby Od czterech porcelanowych kul na jego szczycie, W dóª przez dach, wzdªu» belek, które nas otaczaj¡; I póªsennie wyobra»amy sobie, e dom zamkni¦ty w bªyskawicy jak w klatce Byªby raczej pi¦kny ni» straszny. Ten sam prosty punkt widzenia, Który daje nam noc i le»enie na plecach, Mógªby z ªatwo±ci¡ zmieni¢ wszystkie rzeczy, Wi¦c te czarne kable musz¡ tak wisie¢, By nas ostrzega¢. Nie zaskoczy nas ±wiat, Je±li zmieni si¦ w co± zupeªnie innego; podobnie zmienia si¦ Powietrze jasne od bªyskawic, nie robi¡c na nas wra»enia, Zmieniaj¡ si¦ nasze pocaªunki bez naszego my±lenia.
Fala
L±ni¡ca fala Wypeªnia caªe niebo.
Elizabeth Bishop 1911-1979
Jasne cienie pªyn¡ Przecinaj¡c l¡d. Patrz, jak krystalicznie czysty Wznosi si¦ jej heªm! A teraz wystarczy Ruch dªoni, Nieznaczne przyspieszenie Bicia serca, By opadªa I nic wi¦cej Nie rozdzieli morza i l¡du. Jak nieruchome, jak o±lepiaj¡ce jest jej ±wiatªo! Piana pªonie zªota i zaczarowana. Bez gestu Czy sªowa Nie mo»e si¦ rozprysn¡¢: Musi poruszy¢ si¦ skrzydªo, A pó¹niej gniazdo, Promienny ptak, By fantastyczna fala wróciªa do domu. Nie poruszamy si¦, Nie uciekamy. Patrzymy, jak dr»y, ±wiec¡c jasno I ospale przewala si¦ Nad toni¡ oceanu. Jeste±my zbyt niewinni i m¡drzy. miejemy si¦ sobie prosto w oczy.
Jest bez w¡tpienia najwi¦ksz¡ poetk¡ ameryka«sk¡ XX wieku. Urodziªa si¦ w Worcester, w stanie Massachusetts, a dorastaªa w Nowej Anglii i w kanadyjskiej Nowej Szkocji. Jej pó¹niejsze »ycie to dªuga podró» na poªudnie. Najpierw mieszkaªa w Key West na Florydzie, a nast¦pnie w Brazylii. Dopiero na staro±¢, po samobójstwie przyjacióªki i partnerki, Loty de Macedo Soares, wróciªa do Bostonu i rozpocz¦ªa prac¦ na Uniwersytecie Harwardzkim. W 1983 roku, cztery lata po ±mierci Bishop, ukazaªy si¦ jej Wiersze zebrane, 1927-1979. Ta stosunkowo szczupªa ksi¡»ka obejmowaªa wszystkie znane utwory poetki z czterech osobnych tomów poezji, a tak»e utwory publikowane w prasie i juwenilia - w sumie 113 wierszy. Przez wiele lat uwa»ano, »e to caªy jej dorobek poetycki. Dlatego ogromnym zaskoczeniem byªo odnalezienie przed kilku laty w Brazylii niepublikowanych wierszy, szkiców i fragmentów. A odnalazªa je - w tym tak»e wiersz Jak cudownie prezentowany powy»ej - badaczka twórczo±ci poetki, Lorrie Goldensohn, która tak opisuje to zdarzenie: Przede mn¡, przy stole w jadalni, w eleganckim, lecz nieco niedbale umeblowanym mieszkaniu, w du»ej stolicy jednej z brazylijskich prowincji, staªa spadkobierczyni Elizabeth Bishop. Trzymaªa w jednej r¦ce plik papierów i u±miechaj¡c si¦ ªagodnie, pchn¦ªa w moj¡ stron¦ pudeªko po butach peªne zeszytów maªego formatu. Nie mówiªa po angielsku; ja nie mówiªam po portugalsku; wypªyn¦ªy±my na wody konwersacji za pomoc¡ j¦zyka francuskiego, który byª dla mnie bardzo wywrotn¡ ªódk¡. Nikt wcze±niej nie przegl¡daª tych papierów, odk¡d je tu wªo»yªa Elizabeth Bishop, tyle zrozumiaªam. Angielskie teksty dostaªy si¦ w spadku osobie, która nie mówiªa po angielsku, lecz strzegªa ich przez niemal 10 lat. Wydaje si¦, »e Elizabeth Bishop nie przeznaczaªa wiersza Jak cudownie do druku. Mo»e zbytnio obna»aª jej uczucia? A - jak wiadomo - poetka unikaªa w swej twórczo±ci bezpo±redniego wyra»ania uczu¢, przeciwstawiaj¡c dyscyplin¦ umysªow¡ i formaln¡ konfesyjno±ci swych mªodszych poetów po piórze. Wªa±nie dlatego dzi± wiersz ten jest dla nas cenny. Pokazuje Bishop, jakiej nie znamy z jej wielkich metaforycznych wierszy: nami¦tn¡ i bezpo±redni¡. Wiersz Fala pochodzi z juweniliów poetki po raz pierwszy opublikowanych w 1998 roku.
EUROPA 64: Chc¦ wysªa¢ mój sen gdzie± daleko st¡d (22.06.2005)
Nadej±cie zimy
Zbieracze pªon¡cych widoków jesieni maj¡ swój udziaª w opadaniu li±ci. Ale pewnego ranka wychodzi na jaw, »e najwa»niejsze dokonaªo si¦ noc¡ w wichurze i ±nie»ycy. Wygl¡dasz przez szyb¦ oprawion¡ w g¦sty ±nieg, krzywo, jakby wyrwa¢ kartk¦. Zimowe posªanie gotowe za oknem i lato ju» wskoczyªo pod koªdr¦.
Daleko st¡d...
Chc¦ wysªa¢ mój sen gdzie± daleko st¡d Tam, gdzie jaskóªki lataj¡ wysoko. Mo»e u ciebie dojrzewa pszenica, a »óªty ocean »yta szumi niespiesznie, nuc¡c o chlebie.
Harry Martinson 1904-1978
Tutaj, w krainie kamienia i wody, chleba nie ma na dªoni, ja licz¦ jej linie.
Sªuchaªem
Byªem maªy za czasów sªuchania starcy przy ogniu koªysali urojone grzechy a» po dzie« ostateczny, kiedy ukrzy»owany ich do czysta umyje. Kocur mruczaª, ogie« huczaª, szyber poj¦kiwaª, kto± ±piewaª »aªo±nie, zawodziª piosenk¦ o dziewce, co zdeptaªa chleb. Bezz¦bne usta bajaªy pó¹n¡ jesieni¡ o tr¦dowatym zbo»u na bagnach i gorzkim sporyszu. Marzªem przy ogniu mojego dzieci«stwa. przeª. Anna Topczewska
Poeta, prozaik, dramatopisarz, jeden z czoªowych szwedzkich modernistów. W swej twórczo±ci wielokrotnie powracaª do tragicznych do±wiadcze« sierocego dzieci«stwa, które staªo si¦ jego udziaªem, gdy po ±mierci ojca porzuciªa go matka. Byª samoukiem, ±wiat poznawaª, pracuj¡c jako marynarz albo wªócz¡c si¦ po Europie i Ameryce Poªudniowej, co zreszt¡ zaowocowaªo cyklem morskich ksi¡»ek. W 1974 roku otrzymaª Nagrod¦ Nobla, któr¡ dzieliª z Eyvindem Johnsonem, jednak brak w twórczo±ci Martinsona aktualnych tematów spoªecznych i politycznych wywoªaª ostr¡ krytyk¦ ze strony zaanga»owanych spoªecznie literaturoznawców. Martinson popadª w depresj¦ i kilka lat pó¹niej popeªniª samobójstwo. Jego proza i poezja zostan¡ obszernie zaprezentowane w najbli»szym numerze Literatury na ±wiecie.
EUROPA 65: roda Popielcowa (29.06.2005)
Perch'io non spero
e nie mam ju» nadziei bym powróciª e nie mam ju» nadziei e nie mam ju» nadziei wróci¢ W »¡dzy talentu i wiedzy czªowieczej Nie staram si¦ ju» stara¢ o te rzeczy (Przecz ma skrzydªa rozwija¢ orzeª podstarzaªy?) Miaª»ebym si¦ smuci¢ Po steranej pot¦dze skazitelnej chwaªy? e nie mam ju» nadziei »ebym zaznaª jeszcze W doczesnej dobie glorii niedoª¦»nej e tak nie s¡dz¦ e wiem ju» »e nie zaznam Mocy znikomej a pot¦»nej e ju» nie zbª¡dz¦ »ebym piª Gdzie drzewa kwitn¡ tryska ¹ródªo nic bowiem nie wraca e wiem »e czas to zawsze czas Miejsce to zawsze i jedynie miejsce A to co rzeczywiste jest rzeczywiste w czasie tylko raz Miejsce ma tylko jedno I »e raduj¦ si¦ z takiego losu I twarzy ±wi¦tej si¦ wyrzekam Wyrzekam gªosu e nie mam ju» nadziei wróci¢ Raduj¦ si¦ »e w ksztaªt oblekam Co± co napawa mnie rado±ci¡ Do Boga modl¦ si¦ by miaª nad nami zmiªowanie I modl¦ si¦ bym mógª zapomnie¢ O co zbyt dªugo sam si¦ z sob¡ kªóc¦ Tªumacz¦ wci¡» od nowa e nie mam ju» nadziei »e powróc¦ Niech odpowiedz¡ te tu sªowa Czemu to co si¦ staªo ju» si¦ nie odstanie A kara dla nas niech nie b¦dzie zbyt surowa
Thomas Stearns Eliot 1888-1965
e nie s¡ ju» te skrzydªa by si¦ puszcza¢ w loty Tylko powietrze mªóci¢ Miark¦ powietrza wyschª¡ ju» i lich¡ Wyschª¡ bardziej ni» wola mierniejszej lichoty Naucz nas smuci¢ si¦ tym i nie smuci¢ Naucz by¢ cicho. Módl si¦ za nami grzesznymi teraz i w godzin¦ ±mierci naszej Módl si¦ za nami teraz i w godzin¦ ±mierci naszej
Som de l'escalina
Na pierwszym wtórych wi¦c schodów zakr¦cie Widziaªem gdy w dóª si¦ zwróc¦ Sw¡ wªasn¡ w splocie z balustrad¡ mar¦ Spowit¡ aury smrodliwej oparem Jak z diabªem schodów zmaga si¦ zawzi¦cie Gdy ten pozór nadziei bierze i rozpaczy. Na wtórym wtórych za± schodów zakr¦cie Splecionych gdy si¦ tocz¡ w dóª porzuc¦; Postaci znikªy, czarna za± stopni ruina Zwilgªa, szczerbata, ±lini¡cego si¦ starca usta przypomina Lub pysk z¦baty leciwego rekina. Na pierwszym trzecich za± schodów zakr¦cie Okno kr¡gªe wzbieraªo jak ga w czas letni A za nim pastoralna scena gªogi kwitn¡, Kto± barczysty w zielon¡ strojny i w bª¦kitn¡ Barw¦ zaklina maj na staro»ytnej etni. Rozwiany ±licznie wªos, ciemny wªos odwiany z ust, co dm¡, Wªos i liliowy bez, Ucieszny etu gªos i strój, nastroju ton i tan po trzecim schodów biegu, Co nikn¡, nikn¡; moc bez nadziei bez Rozpaczy, co si¦ wspina po trzecim biegu schodów. Panie! nie jestem godzien Panie! nie jestem godzien ale tylko rzecz sªowo.
Reguª kompozycji i budowy j¦zyka poetyckiego w swej dojrzaªej, tzn. mi¦dzywojennej twórczo±ci Eliot uczyª si¦ na praktyce literackiego kubizmu. Zbyt cz¦sto si¦ o tym zapomina, zapisuj¡c twórc¦ Ziemi jaªowej do klasy neoklasyków. Tymczasem to wªa±nie z kubizmu wywodzi si¦ typowa dla niego zasada kola»u cytatów, ª¡czenie w nich poezji z proz¡, wzniosªo±ci z powszednio±ci¡, dantejskiej wizji z ironiczn¡ trywialno±ci¡, tradycji z gazetow¡ aktualno±ci¡, powagi z kpin¡, zªo»onej struktury powstaj¡cej z monta»u fragmentów - z niezale»no±ci¡ poszczególnych utworów, które dopiero ta nadrz¦dna konstrukcja porz¡dkuje w nieci¡gª¡ caªo±¢ poematu. Tak te» jest ze rod¡ Popielcow¡: poemat jako caªo±¢ ukazaª si¦ w kwietniu 1930 roku, ale zawarª w konstrukcji nawi¡zuj¡cej do katolickiej mszy popielcowej (opartej na rytach pogrzebowych) wcze±niej znane wiersze. Pierwszy (1928), którego tytuª to pocz¡tkowe sªowa ballady Guida Cavalcantiego, sªynnego toska«skiego poety-wygna«ca z XIII wieku, poddaje »aªobnym wzniosªo±ciom poematu ton autoironii. Drugi (1929), stanowi¡cy cz¦±¢ III poematu, nagªówek zapo»yczyª ze sªów wielkiego prowansalskiego trubadura Arnauta Daniela w Czy±¢cu Dantego. Ów tytuªowy szczyt schodów, wiod¡cych przez Czy±ciec, pozwala w inny, nie tylko przyziemny sposób spojrze¢ na obraz rysuj¡cy si¦ w wierszu, który nie przypadkiem ko«cz¡ znane z liturgii sªowa Ewangelii ±w. Mateusza.
EUROPA 66: Schyl si¦ pod czarnym sklepieniem (06.07.2005)
Dieppe
1 znów odpªyw ostatni umarªy kamyk póª-obrót potem kroki w stron¦ ±wiateª miasta 2 jestem jak piasku lotny poryw pomi¦dzy wydm¡ a kamykiem deszcz letni pada na me »ycie a na mnie »ycie co mi ucieka i mnie goni i sko«czy si¦ w dniu swego pocz¡tku widz¦ ci¦ droga chwilo w ranie mgªy co si¦ rozprasza gdzie ju» nie b¦d¦ dreptaª po ruchomych dªugich schodach i b¦d¦ »y¢ przestrzeni¡ drzwi pomi¦dzy otwarciem ich i zamykaniem 3 có» ja bym robiª w tym ±wiecie nieczuªym bez twarzy gdzie »ycie trwa chwil¦ i gdzie ka»da chwila zatraca si¦ w pustce zapomnienia i bez tych fal u których kresu ciaªo i cie« pochªaniaj¡ si¦ wzajem có» bym ja robiª bez tej ciszy w której mr¡ westchnienia szalonych t¦sknot ocale« miªo±ci bez tego bª¦kitu który si¦ wznosi nad ci¦»k¡ kurzu zawiesin¡ có» bym ja robiª co robiªem wczoraj przedwczoraj wygl¡daj¡c przez szpark¦ czy jest tam ktokolwiek kto kr¡»y jak ja i bª¡ka si¦ z dala od »ywych w rozedrganej przestrzeni w±ród bezgªo±nych gªosów które si¦ tªocz¡ w mojej pustelni 4 chciaªbym aby umarªa moja miªo±¢ i deszcz by padaª na cmentarzu i na mnie krocz¡cego ±cie»k¡ w »aªobie za pierwsz¡ i ostatni¡ która mnie kochaªa* * w pierwotnej, francuskiej wersji: ... za t¡ która mnie kocha¢ pragn¦ªa
Malacoda*
trzykrotnie przyszedª z zakªadu pogrzebowego bezduszny w swym sztywnym cylindrze aby wzi¡¢ miar¦
Samuel Beckett (1906-89)
czy» nie dostaª ju» za miar¦ zapªaty tak nieprzekupny byª w kruchcie ten malebranca w liliach po kolana Malacoda w liliach po kolana Malacoda w caªej ohydzie swego zawodu pod suknem lcowym na kroczu kryj¡c swe insygnia dyszy ci¦»ko w zaduchu czy tak by¢ musi tak musi by¢ musi by¢ znajd¹ te zielska uªó» je w ogrodzie zwa» ona mo»e widzie¢ ona nie musi do trumny razem z gorszymi wie«cami znajd¹ te zielska obud¹ ich szacunek zwa» ona musi wiedzie¢ ona nie musi zamkn¡¢ zamkn¡¢ na pewno zamkn¡¢ caªkowicie ta twoja tarcza powstrzymuje fetor pod nieziemskim kloszem upartego upaªu zosta« Scarmilionie zosta« zosta« zªó» na tym pudle Huysuma pomnij, »e owo imago ten robak to on zwa» ona musi widzie¢ ona nie musi wszyscy na pokªad wszystkie dusze agi do poªowy masztów dobra dobra ale» nie * Malacoda - wª. okre±lenie pogardliwe w rodzaju: gad, »mija
Alba
b¦dziesz tu przed ±witem i Dante i Logos i wszystkie strefy wszystkie tajemnice i zha«biony ksi¦»yc ponad biaª¡ pªaszczyzn¡ muzyki któr¡ tu rozpo±cierasz przed ±witem powa»n¡ ªagodn¡ pie±« jedwabiu schyl si¦ pod czarnym sklepieniem palm areki deszczem padaj na kwiaty kaktusa w dymnej alei wierzb któ» gdy nachylasz ze wspóªczuciem palce by zªo»y¢ swój podpis na prochach nie doda czego± do twojej hojno±ci który± sw¡ pi¦kno±¢ jak caªun rozpi¡ª przede mn¡ ustanowiª siebie po±ród chaosu symboli tak »e ju» sªo«ca nie ma ani odsªoni¦cia ani armii anioªów tylko ja i ów caªun i ci»ba zmarªych przeª. Leszek Elektorowicz
Urodzony w Dublinie, podobnie jak plejada wielkich Irlandczyków (Swift, Shaw, Yeats, Joyce, Synge), którymi szczyci si¦ literatura brytyjska. Z Beckettem jest jednak o tyle inaczej, »e wi¦kszo±¢ utworów napisaª po francusku, a potem przewa»nie tªumaczyª na angielski. Byª poet¡, powie±ciopisarzem, dramaturgiem, eseist¡, tªumaczem. Mi¦dzynarodow¡ sªaw¦ przyniosªa mu sztuka Czekaj¡c na Godota, wystawiana pocz¡wszy od Pary»a we wszystkich bez maªa teatrach ±wiata. Z innych gªo±nych sztuk wymieni¢ trzeba Ko«cówk¦, Radosne dni, Komedi¦, Popioªy, Ostatni¡ ta±m¦ Krappa, za± powie±ci to Murphy, Watt, trylogia Molloy, Malone umiera, Nienazywalne. Rok 1969 przynosi mu Nagrod¦ Nobla. Poezje pisaª gªównie w latach 30. i 40. Patronowali mu zarówno T.S. Eliot, jak i Rimbaud, i surreali±ci francuscy. Tworzyª je przewa»nie w j¦zyku angielskim, pó¹niej pisaª te» po francusku i tªumaczyª na j¦zyk ojczysty. Tak byªo z zamieszczonym tu poematem Dieppe, gdzie oparªem si¦ na wersji angielskiej jako pó¹niejszej i nieznacznie zmienionej.
EUROPA 67: Najszcz¦±liwsza w »yciu kobiety jest chwila... (13.07.2005)
Seksizm
Najszcz¦±liwsza w »yciu kobiety jest chwila, Gdy sªyszy, jak w drzwiach obraca si¦ Klucz jej kochanka, i udaje, »e ±pi, Gdy on wchodzi do pokoju i stara si¦ by¢ Cicho, lecz jest niezdarny, potyka si¦ o rzeczy, A ona czuje alkohol w jego oddechu Lecz mu wybacza, bo ma go z powrotem I nie musi spa¢ sama. Najszcz¦±liwsza w »yciu m¦»czyzny jest chwila, Gdy po godzinie snu, wstaje zm¦czony Z ªó»ka, w którym le»y kobieta, Po tym jak si¦ kochali, i ubiera Spodnie, i wychodzi na dwór, I odlewa si¦ w krzakach, i widzi Wysokie sierpniowe niebo peªne gwiazd, I idzie do samochodu, i wraca do domu.
Ró»nica mi¦dzy pepsi i col¡
Nie potra pªywa¢; u»ywa kart kredytowych i piguªek, by zwalczy¢ niezno±ne poczucie, »e si¦ do niczego nie nadaje; Nie chce przyzna¢, »e boi si¦ nudy, co jest gªównym impulsem do jego licznych maª»e«skich zdrad;
David Lehman ur. 1948
Wygl¡da grubo w d»insach, pewnym tonem wygªasza komunaªy, tªucze matczyne talerze podczas kªótni; Kupuje, gdy ceny s¡ zbyt wysokie, i panikuje gdy nieuchronnie spadaj¡; A jednak, cho¢ jest ju» tatusiem, nieomylnie potra okre±li¢ subteln¡ ró»nic¦ pomi¦dzy pepsi i col¡, Zdeniowaª ciemno±¢ czerwieni o brzasku, nauczyª si¦ na pami¦¢ plamy czerwonych maków wzdªu» Opuszczonych torów, sprzeciwiª si¦ wojnie w Wietnamie caªe miesi¡ce przed studentami, Lata przed politykami i pras¡; daj mu na minut¦ drogow¡ map¦ A rozwi¡»e tajemnic¦ przekrwionych oczu; zawie¹ go na szczyt góry A zobaczysz, jak oblicza ci¦»ar i wysoko±¢ miejscowego nieba; Nie potrzebuje zach¦ty, by dawa¢ pieni¡dze swym dzieciom; wªada biegle francuskim i turystycznym niemieckim; piewa Schuberta pod prysznicem, gra w bilard w Pary»u; wie, »e nowa gosposia kradnie i jej wybacza. przeª. Paweª Marcinkiewicz
Jest nie tylko jednym z najwybitniejszych poetów ameryka«skich ±redniego pokolenia, ale równie» uznanym edytorem i bªyskotliwym krytykiem. To z jego inicjatywy w 1988 roku zacz¦ªa si¦ ukazywa¢ sªynna antologia Najlepsza poezja ameryka«ska, grupuj¡ca najciekawsze wiersze ameryka«skich poetów, które ukazaªy si¦ w danym roku kalendarzowym. Najwa»niejsze spo±ród jego ksi¡»ek krytycznych to: Ostatnia awangarda: powstanie nowojorskiej szkoªy poezji (1988) oraz Znaki czasu: dekonstrukcja i upadek Paula de Mana (1991). Na jego dorobek poetycki skªada si¦ pi¦¢ tomów, z których ostatni, Kiedy kobieta kocha m¦»czyzn¦, ukazaª si¦ przed kilkoma miesi¡cami. Lehman urodziª si¦ w Nowym Jorku. Studiowaª na Uniwersytecie Cambridge w Anglii. Obecnie jest wykªadowc¡ w Bennigton College w stanie Vermont i w nowojorskiej New School for Social Research. Poeta dost¡piª niemal wszystkich zaszczytów, jakimi mo»e obsypa¢ pisarza ameryka«ska krytyka: stypendium fundacji Guggenheima oraz Igram Merill Foundation, jest tak»e laureatem nagrody Ameryka«skiego Stowarzyszenia Sztuki i Literatury oraz Lila Wallace-Reader's Digest Award. Jego wiersze to rodzaj kroniki ameryka«skiej wspóªczesno±ci: wyst¦puj¡ na jej kartach ikony popkultury, lozofowie, postacie historyczne, które wpªyn¦ªy na bieg dziejów. Ten szczególny kola», jak »adna inna forma literacka, ukazuje informacyjny i etyczny chaos, w którym znalazªo si¦ spoªecze«stwo ameryka«skie na pocz¡tku XXI wieku. Lecz wiersze Lehmana s¡ tak»e prób¡ okieªznania chaosu poprzez poddanie go prawidªom mowy wi¡zanej.
EUROPA 68: Nic wi¦cej nie mo»e mnie zrani¢ (20.07.2005)
Cudowne dziecko
Rosªem pochylony nad szachownic¡. Uwielbiaªem sªowo szach. Wszyscy moi kuzyni patrzyli zaniepokojeni. To byª maªy dom, blisko katolickiego cmentarza. Samoloty i czoªgi wprawiaªy szyby w dr»enie. Emerytowany profesor astronomii nauczyª mnie gra¢. To musiaª by¢ rok 1944. Czarne gury, którymi grali±my, byªy prawie biaªe, gdy» odpadªa z nich farba. Biaªy Król zostaª zgubiony i zast¡piony czym± innym. Powiedziano mi, ale w to nie wierz¦, »e tamtego lata widziaªem wisielców na sªupach telefonicznych. Pami¦tam, »e matka cz¦sto zasªaniaªa mi oczy. Miaªa zwyczaj chowania mej gªowy, nagle, pod swój pªaszcz. Równie» w szachach, jak powiedziaª mi profesor, mistrzowie graj¡ z zawi¡zanymi oczyma, najlepsi z nich rozgrywaj¡ kilka gier jednocze±nie.
Ubóstwo
Kiedy patrz¦ na swoj¡ n¦dz¦: Moje buty i brzuch »ony, Mysz le»¡c¡ w puªapce, I twarz syna gdy ±pi, Wiem: nic wi¦cej nie mo»e mnie zrani¢. Mógªbym wyruszy¢ w noc
Charles Simic ur. 1938
Bez nadziei Bez kierunku. Nic wi¦cej nie mo»e mnie zrani¢. Wiem - »yj¦. I jest to dar, Którego nie boj¦ si¦ ju» Otworzy¢.
Sªysz¡c kroki
Kto± idzie po ±niegu: Starodawne kroki. By¢ mo»e Mongoªowie przybywaj¡ znowu? By¢ mo»e, jeszcze raz b¦dziemy wiesza¢ dziewice Na nagich sosnach, pl¡drowa¢ ko±cioªy, Gwaªci¢ wdowy w gª¦bokim ±niegu? By¢ mo»e, nadszedª znowu czas Powrotu do lasów i gór, By »y¢ samotnie i zabija¢ goªymi r¦kami wilki. A» ostatnie sªowa i ostatnie d¹wi¦ki Tego j¦zyka, którym mówi¦, b¦d¡ zapomniane.
Imperium snów
Na pierwszej stronie mego sennika Jest zawsze wieczór W okupowanym kraju. Na godzin¦ przed godzin¡ policyjn¡. Maªe prowincjonalne miasto. Wszystkie domy ciemne, Witryny sklepów rozbite. Stoj¦ na rogu ulicy, Tam gdzie nie powinienem by¢. Samotny i bez pªaszcza, Wyszedªem aby odszuka¢ Czarnego psa, który odpowiada na mój gwizd. Mam przy sobie mask¦* na wigili¦ Wszystkich wi¦tych, Któr¡ boj¦ si¦ naªo»y¢. *Stary serbski obyczaj zwi¡zany ze wi¦tem Zmarªych przeª. Krzysztof Boczkowski
Urodziª si¦ w Belgradzie, z pochodzenia jest Serbem. Do USA, gdzie jego ojciec pracowaª jako in»ynier, przybyª w 1954 roku wraz z matk¡ i mªodszym bratem. Studiowaª na uniwersytetach w Chicago i Nowym Jorku. Obecnie wykªada literatur¦ angielsk¡ i kieruje programem creative writing. Opublikowaª wiele wªasnych tomów wierszy oraz przekªady z poezji francuskiej, rosyjskiej i serbskiej. Jest jednym z najbardziej lubianych przez czytelników poetów ameryka«skich, czego dowodz¡ nakªady i wznowienia jego kolejnych tomów.
EUROPA 69: Nie mówimy tym samym j¦zykiem (27.07.2005)
Sie¢
Siedzieli±my nad rzek¡ gdy ±wiatªo dnia nikªo w peªni lata zbyt wolno by je ±ledzi¢ ró»owa mgieªka zbieraªa si¦ nad wysokimi topolami na wyspie i pó¹ne jaskóªki polowaªy na komary nad szklistymi poªaciami powy»ej mielizn gdzie pojawiaªy si¦ kosmyki szarej mgªy pstr¡gi skakaªy jak klaszcz¡ce dªonie a bli»ej niskie gªosy wci¡» mówiªy o pieni¡dzach szemrz¡c jak spienione bystrzyce buty miaªy zapach minionej wody stosy sieci miaªy zapach rybiej ±mierci teraz wiem »e noc przychodzi nad rzek¦ jakby miaªa oczy lecz wtedy byªo ciemno i widzieli±my w ±wietle rzeki jak najpierw wstaª najstarszy spuszczaj¡c zwój liny i znikn¡ª w jej d¹wi¦ku a pó¹niej poszli±my za nim jeden po drugim zanurzaj¡c si¦ w zimnym nurcie i czuli±my jak okr¡gªe kamienie ze±lizguj¡ si¦ pod nami i rozwin¦li±my sieci a gªosy ledwo do nas dochodziªy nad roz±wietlon¡ gwiazdami toni¡ a» stali±my ka»dy samotnie sªysz¡c tylko rzek¦ i trzymali±my sie¢ gdy niewidzialne ryby pªyn¦ªy obok
Zapomniane strumienie
Nazwy bªahych strumieni uton¦ªy w niepami¦ci rozmyªy si¦ ich sylaby lecz strumienie które nigdy nie pªyn¦ªy pod nazw¡ nie pytaªy czy to co byªo powiedziane i zapomniane zajmuje inn¡ cz¦±¢ niepami¦ci ni» to czego nigdy nie pami¦tano ju» nikt nie zna nazw Vaurs i Divat ani Siou Sojou Suzou i dla ka»dego kto ich u»ywaª staªy si¦ one strumieniem Lherm nie mówimy tym samym j¦zykiem pokolenie po pokoleniu i niewiele mo»emy powiedzie¢ o miejscach gdzie sami mieszkali±my przez caªe »ycie a jeszcze mniej o okolicach gdzie nasi rodzice sp¦dzili mªodo±¢ i rodzice naszych przyjacióª sk¡d mo»emy wiedzie¢ jak brzmiaªy ich gªosy lub jaki
William Stanley Merwin ur. 1927
dotyk miaªa ich skóra lub usta co robiªy usta j¦zyki spojrzenie oczu zwierz¦ta sier±¢ bªahy oddech niedaleko st¡d nieznany kamieniarz wykopaª miecz który miaª pi¦¢set lat mo»na o tym powiedzie¢ tylko tyle »e rdza pochªania tera¹niejszo±¢ co± rwie do przodu nie ogl¡daj¡c si¦ za siebie
Ptak
Wi¦c mo»e to jest jak powrót schodzenie w dóª szarej godziny spowitej w prze±cieradªa gdy jak si¦ mówi mo»na wierzy¢ snom chwila powracaj¡cych duchów ostatnie gwiazdy wci¡» s¡ o wiele za nisko w ciszy która jest coraz gª¦bsza jak woda wsi¡kaj¡ca mi¦kko w ich stron¦ a» okazuje si¦ »e znajoma niegdy± stolica niemal stopniaªa jak zima jej twarze s¡ jak spi¦trzone ruiny a nad nimi niedoko«czone wie»e pustych luster wyrosªy oprawione w powietrze nad cynowymi rzekami pod czarnymi gniazdami na nagich topolach wida¢ pierwsze wahania wiosny cienkie li±cie dr»¡ przetykane ±wiatªem w kwietniowym chªodzie drzewa s¡ caªe w bieli weªna dziewanny pokrywa odtajaªe wzgórza caªe w pierwiosnkach i gorczycy rano brunatne krowy pas¡ si¦ na zielonych stokach p¦dz¡ obªoki za ramionami wierzb sªycha¢ pie±« strzy»yka i jednoczesnie poznaje si¦ i jest si¦ poznawanym z nieufnym pow¡tpiewaniem ani obcy ani naprawd¦ tutejszy ani ten który zna ani ten który nie zna podchodzi w ko«cu do drzwi w blasku sªo«ca i widzi jak przez okulary w oddali dawne pretensje i pragnienia dotycz¡ce jego pozostania i wyjazdu drzewa maj¡ inn¡ wysoko±¢ dzieci s¡ wyro±ni¦te i grzeczne nie ma zwierz¡t i niemal nie dotykaj¡c niczego trzymasz wreszcie tak niepewnie jak biaªe kwiecie które zdmuchn¡ª wiatr wi¦kszo±¢ jednej nocy pust¡ poªówk¦ ptasiego jajka wyrzucon¡ z nagich ªomocz¡cych gaª¦zi
Najwa»niejszym wydarzeniem literackim ostatnich miesi¦cy po drugiej stronie Atlantyku byªo ukazanie si¦ nowego wyboru wierszy W.S. Mervina pod tytuªem Migrations (Migracje). Ta monumentalna, ponad 500-stronicowa publikacja zawiera utwory poety wybrane z jego 15 poprzednich tomów, pocz¡wszy od Janusowej maski (1952), a sko«czywszy na renicy (2001). Ponadto w ksi¡»ce znalazªy si¦ tak»e najnowsze, niepublikowane dot¡d wiersze. Merwin, pisz¡cy w oddaleniu od centrów literackich i niepodatny na mody, jest jednym z najwi¦kszych poetów naszych czasów, w fascynuj¡cy sposób ª¡cz¡cym tradycj¦ poezji europejskiej (zwªaszcza francuskiej i wschodnioeuropejskiej) oraz ameryka«skiej. Od poetów zza »elaznej kurtyny Merwin nauczyª si¦ nieufno±ci wobec poezji abstrakcyjnej i podatnej na ideologiczn¡ manipulacj¦. Od swych ameryka«skich prekursorów przej¡ª perspektyw¦ transcendentaln¡ i poetycki rozmach. W wyniku tego powstaªo dzieªo, które zdaniem Los Angeles Times - jest kamieniem milowym w rozwoju poezji ±wiatowej.
EUROPA 70: Ciaªo chªoszcze dusz¦ (03.08.2005)
Wiosna
Drzewo derenia rozja±nia dzie« ksi¦»yc kwietniowy pªatkami blasku w noc pada nagle ptactwa zleciaªy si¦ tªumy kwiaty pochylone od ci¦»aru pszczóª, kwiecie drzew owocowych opada na ziemi¦, wiatry i deszcze czyni¡ spustoszenie. Zgieªk nawet noc jest gwarna odgªosami lelków, a my tak zaj¦ci, orzemy, wzruszamy si¦ w±ciekamy, kochamy. Sekret który znikn¡ª i ani si¦ kryje ani odsªania, tylko ukazuje znaki. A my p¦dzimy aby je dogoni¢. Ciaªo chªoszcze dusz¦. W swej po»¡dliwo±ci domaga si¦ eliksiru »ycia w huraganach wiosny cudu przemiany. Zawi±¢ wyka«cza si¦ sama. Win¡ ciaªa i duszy - »e nie stanowi¡ jedno±ci Kogut pieje o ±wicie Osobno±¢: pozdrawiamy ci¦ sezonie bez skazy
Z pier±cienia wód
oto zachodu wiatr porwaª j¡ w gór¦
Charles Olson 1910-70
kiedy powstaªa z ªona morskiej fali, z delikatnej piany i poniósª j¡ ku jej wyspie do domu i do owych kochanków tak trudnych, a pory roku po±ród zªotych dni witaªy j¡ i ubraªy j¡, tak jakby j¡ same stworzyªy i urzeczone nowo narodzon¡ z pier±cienia wód oceanu, ró»ow¡ i nag¡, zanie±li to dziewcz¦, z oªkami we wªosach przed oblicze bogów Pi¦kno±¢ która rzekªa nie zeusowi i im wszystkim, cho¢ nie wszystkim obecnym lecz czy wybraªa najbardziej szpetnego do ªo»a, tak po prostu, czy aby sw¡ pi¦kno±¢ zªo»y¢ w pokucie naturze, czy»by? niemniej znaj¡c zmienno±¢ pór roku nie zostaªa dªugo, mo»e ów kuternoga zagraª tylko jedn¡ z ról, a przystojniak mars posiadª j¡ A dzieci¦ tamto miaªo inne imi¦, strzaªa i ucieczka, przelot jego matki, która mirtem przybraªa delna a sªowa te powstaj¡ tworz¡c byty z podobnych »ywioªów.
Jeden z najoryginalniejszych i najbardziej wpªywowych poetów ameryka«skich XX w. Jego manifest programowy Projective Verse staª si¦ drogowskazem dla mªodej poezji ameryka«skiej drugiej poªowy stulecia. Byª rektorem Black Mountain College, od którego nazw¦ wzi¡ª nurt poetycki Black Mountain (nale»eli do niego m.in. Robert Creeley, Robert Duncan, Paul Blackburn czy Denis Levertov). Za swego patrona, obok Walta Whitmana, uznali Olsona poeci Beat Generation. Koncepcja poetyki Charlesa Olsona byªa ufundowana na przyj¦ciu otwartej formy wiersza, zrywaj¡cej z konwencjami panuj¡cymi w ówczesnej poezji ameryka«skiej, pomimo jej radykalnej odnowy dokonanej przez Pounda i Williamsa. Owemu otwartemu projekcyjnemu wierszowi miaªa sªu»y¢ bardziej metonimia ni» metafora czy porównanie - w praktyce nieobecne w wierszach Olsona i jego nast¦pców. Forma miaªa by¢ prosta, nieraz odrzucaj¡ca normaln¡ skªadni¦, pozostawiaj¡c niedoko«czone zdania, nie mówi¡c ju» o dowolnej interpunkcji. Rytm wiersza winien odpowiada¢ naturalnemu oddechowi tworz¡cego poety, a tak»e odbiorcy, który stoi jak gdyby na drugim ko«cu ogniwa energetycznego, jakim jest poemat. Sam Charles Olson debiutowaª do±¢ pó¹no jako poeta, opublikowaª jednak wiele znakomitych tomów, a dzieªem jego »ycia byª cykl poematów, których bohaterem lirycznym jest posta¢ imieniem Maximus (odpowiednik Pana Cogito Herberta czy Henry'ego Berrymana).
EUROPA 71: Z tej»e, co sny, materii nas skrojono (10.08.2005)
Ballada o »yciu zewn¦trznym
Gª¦bokookie dorastaj¡ dzieci, Niczego nie±wiadome, do skonania, Ka»demu wªasna jego droga ±wieci. Z cierpkiego sªodki owoc si¦ wyªania, Noc¡ jak martwe ptaki z drzew opada, Po dniach niewielu ziemia go pochªania. I wiatr, i tyle wci¡» si¦ wypowiada, I sªyszy sªów na wiatr, i pró»nej sprawy Pop¦d i zniech¦cenie ciaªem wªada. A ±cie»ki biegn¡ po±ród bujnej trawy Ku suchej grozie ±mierci dookoªa, Tam gdzie pochodnie, wioski, drzewa, stawy... Po có» powstaªy? Sobie wzajem zgoªa Czy» nie podobne? Po có» ich tak wiele? Pªacz, u±miech, blado±¢ có» odmieni¢ zdoªa? Có» po nich, skoro w naszym zmiennym dziele W±ród samotno±ci wiecznej si¦ dojrzewa I »adne nami nie kieruj¡ cele? Jednakiej drogi po có» nam zachody? Najwi¦cej mówi ten, kto rzecze: Wieczór, Sªowo, co smutek i zadum¦ zlewa Jak wosk, co z plastra ci¦»kie leje miody.
Tercyny: O znikomo±ci
I Czuj¦ na twarzy podmuch tego tchnienia: Dni tak niedawne jak»e sta¢ si¦ mog¡ Takie dalekie, có» je tak odmienia? To nie zmy±lenie, ale zgroza »ywa, Nie wypªakana nigdy przez nikogo: e wszystko si¦ umyka i upªywa, e moja wªasna ja¹« z maªego chªopca
Hugo von Hofmannsthal (1874-1929)
Wymkn¦ªa si¦, wyzuta ze spoiwa, Niema jak pies, zastraszaj¡co obca, e w sobie tysi¡cleci mam ostoj¦, A ci w caªunach, z mogilnego kopca, Bliscy mi s¡ jak wªasne wªosy moje, e jednym ze mn¡ s¡ jak wªosy moje. II O, chwile! gdy ol±nieni wód szarem Jasnym, odgadujemy ±mier¢ bezwiednie, Lekk¡, od±wi¦tn¡, nie zmroczon¡ kirem, Niby dziewczynka, co jak popióª blednie I stygnie, jakby w osªupieniu miaªa, Wpatrzona w wieczór, ujrze¢ to, co we dnie Byªo nieznane, »ycie, co z jej ciaªa, Snem zmorzonego, spªywa w traw¦, w drzewa: I dro»y si¦, z u±miechem mdªym, zbolaªa, Jak ±wi¦ta, która wªasn¡ krew przelewa. III Z tej»e, co sny, materii nas skrojono I sny jak dzieci wytrzeszczaj¡ oczy W cieniu czere±ni, gdy nad drzew koron¡ Swym bladozªotym torem po±ród nocy Gª¦bokiej wschodzi peªnia ksi¦»ycowa. ... Sen nie inaczej z mroku si¦ wytoczy, Jak dziecko u±miechaj¡c si¦ bez sªowa, Nie mniejszy, czy u schyªku, czy w zenicie, Od peªni, gdy si¦ zbudzi, wielkogªowa. Otwarte wn¦trze sen oprz¦dzie skrycie, Jak duch, co wnikª przez ±ciany na pokoje, Jest w nas i wiecznie zachowuje »ycie. Rzecz, sen i czªowiek: jednym jest ich troje.
Z ró»nych powodów wraca si¦ do dekadentów z przeªomu XIX i XX wieku. Powszechny w kulturze popularnej gust do szmiry ka»e ich stylistyk¦ ujmowa¢ w cudzysªów, ale i dzi± przecie» ka»da z Fackiewiczów Kufkowa otrz¡sa si¦ na mªodopolszczyzn¦, która dystansowa¢ miaªa wªa±nie od popularnej szmiry. Stosunkowo rzadko odkrywa si¦, »e przemawiali ludzkim gªosem. Hofmannsthal wcze±nie dojrzaªy twórczo austriacki rówie±nik Rilkego - zachowaª ten indywidualnie brzmi¡cy ton. Warto sprawdzi¢ we wspóªczesnym odbiorze brzmienie jego Ballady i Tercyn z szekspirowskim cytatem w pierwszej linijce ust¦pu III (ust¦p IV pomijam zgodnie z lekcj¡ lipskiego wydania Wierszy i maªych dramatów z 1922 roku). Czy po stu dziesi¦ciu latach nie czujemy podmuchu tego tchnienia?
EUROPA 72: Miªo±¢ jest chirurgiem (17.08.2005)
Z Ba±ni o Fatumie
*** Miªo±¢ jest chirurgiem miªo±¢ otwiera twe ciaªo skalpelem; miªo±¢ operuje twe serce, miªo±¢ mo»e obrzeza¢ ciebie; mo»esz wierzy¢ temu lub nie, ale ja wiem. Miªo±¢ operuje twój kr¦gosªup, twoje z¦by, twoj¡ skór¦. Nie ma lekarstwa na miªo±¢ oprócz no»a chirurga. *** Ta opowie±¢ nie ko«czy si¦ nigdy, zaczyna si¦ tam, gdzie si¦ ko«czy, W tym samym kr¦gu uwi¦zieni s¡ kobieta, i m¦»czyzna, Bóg i diabeª. Matka. Ojciec. Brat. Córka. Ptak z uwa»nymi oczyma przeskakuje z gaª¦zi na gaª¡¹ i obserwuje ciebie Kim jest ten Ptak? To twoja Dusza. ycie ptaków jest trudne: patrz¡ na ciebie i boj¡ si¦.
Dordogne*
Spod skaª sklepienia wypªywa ¹ródªo co nigdy nie wysycha. Sk¡d pªynie, nikt nie wie Daleko daleko st¡d - »yªy wody pod wzgórzami - dr»¡ce oddechy epoki lodowej z gª¦bi pªuc gór, zwapniaªych i zimnych: Grom, który wci¡» z zapartym tchem
Gunnar Ekelöf
goni wizje w ulewnym deszczu lub dudni po dnie doliny Bo tam, w nieodkrytych jaskiniach siedz¡ wci¡» zmarli w±ród resztek po»ywienia i broni ich gªowy oparte o zgi¦te kolana ich ramiona obejmuj¡ tajemnic¦. mier¢ jest dla nich Edenem gdzie pas¡ si¦ duchy ±wi¦tych zwierz¡t - lub oszalaªe rzucaj¡ si¦ ze skaª, gdzie wielki jele« pochyla poro»e ducha wyci¡ga pysk i ryczy w rui swojej udr¦ki. Edenem gdzie si¦ zapªadnia i jest zapªadnianym poluje i jest upolowanym, je si¦ i jest si¦ jedzonym: Zaprawd¦ Upadek nauczyª nas wierzy¢ i w Lwa i w Baranka. *Nazwa rzeki w pªd.-zach. Francji, której ¹ródªa znajduj¡ si¦ w zach. stokach Masywu Centralnego. W górnym biegu tej rzeki, w departamencie Dordogne, poªo»one s¡ jaskinie z malowidªami z okresu paleolitu - tzw. kultura magdale«ska (od jaskini La Madeleine).
Tutaj na brzegu
Niezmierzona jest cisza gª¦bokiej nocy Nie zakªócaj¡ jej nawet ludzie którzy zjadaj¡ si¦ nawzajem, tutaj na brzegu. I mog¦ usªysze¢ zadziwiaj¡cy szelest statków które mijaj¡ si¦ na morzu. Te statki czy rzeczywi±cie s¡ niewinne? Czasami sªysz¦ dªugi ryk okr¦towych syren - jak gdyby... jak gdyby...
(1907-1968) Najwi¦kszy poeta szwedzki XX wieku, urodziª si¦ w Sztokholmie; w Uppsali i Londynie studiowaª j¦zyki orientalne. Debiutowaª w roku 1932 zbiorem wierszy Pó¹no na ziemi, po którym wydaª szereg tomików, przekªadanych na wiele j¦zyków przez tak wybitnych poetów jak W. H. Auden i Nelly Sachs (laureatka Nagrody Nobla z roku 1966). Powoªany na czªonka Akademii Szwedzkiej, wolaª jednak podró»owa¢ po Grecji, Wªoszech i Bliskim Wschodzie, zamiast bra¢ udziaª w posiedzeniach Akademii. Samotnik i ekscentryk, lubiª sªucha¢ muzyki powa»nej, tªumaczy¢ Eliota lub sp¦dza¢ samotne wieczory, pal¡c fajk¦. Prowadziª dªugoletnie studia nad religiami i literatur¡ Bliskiego i Dalekiego Wschodu, a tak»e nad sposobami porozumiewania si¦ z kotami. Przede mn¡ jego poezje przekªadali wspaniale na j¦zyk polski Janusz B. Roszkowski i Zdzisªaw Wawrzyniak. przeª. Krzysztof Boczkowski (Wyra»am wdzi¦czno±¢ prof. Patrikowi Reuterswärdowi za pomoc w przekªadzie wierszy Ekelöfa z j¦zyka szwedzkiego).
EUROPA 73: Spogl¡dam w okno - wzgard¦ czuj¦ (24.08.2005) *** Pok¡d mªodzie«cze w niej porywy, Niewinnie obna» dusz¦ caª¡ I owym strunom gadatliwym Jej ±wi¦te bunty zawierz ±miaªo. Niezno±nym b¡d¹, nienawidz¡cym, Gniewnymi obwieszczaj¡c sªowy Zdobycie nowych prawd pod sªo«cem Wszak one s¡ dla ciebie nowe. Pó¹niej, gdy blask natchnienia zblednie I z czasem zacznie pªata¢ gle, Sªaw smak herbatki poobiedniej I pyªek na motylim skrzydle. Pisz niezachwianie i dostojnie, Sªowa posªuszne ci wyginaj, wiat obmy±lany na spokojnie Bªogosªaw albo w gªos przeklinaj. Pod koniec poznaj, jak to cudnie Wszystko zrozumie¢ móc na nowo, Jak bªogo i jak jeszcze trudniej Do sªów przywykªszy - by¢ niemow¡. 22 sierpnia 1924
Wspomnienie
Tutaj, przy tej starej studni, Kiedy± daªa± mi dwie ró»e. Baªem si¦ miªo±ci rzewnej Ró» p¡sowych nie przyj¡ªem. Powiedziaªem ci: - Alino, Mnie do twarzy wianek z lauru I srebrzyste pi¦kne ró»e Wiecznych marze« i rozmy±la«. Nie ma ju» Aliny miªej, Dawno wyschªa stara studnia, Ja samotnie piel¦gnuj¦ Lazurow¡ ró»¦ - staro±¢.
Wªadysªaw Chodasiewicz (1886-1939)
Wkrótce do mojego domku Tªumnie zejd¡ si¦ s¡siedzi, By zobaczy¢, jak zasn¡ªem Z biaª¡, rzewn¡ ró»¡ ±mierci. 19 listopada 1914 *** Czarne chmurzyska przechodz¡ opodal Wsi, pól, g¦stw, Wtem pociemniaªo i kurz si¦ zakª¦biª Grom, deszcz, chrz¦st. Nocna pociecha dla sów i dla sosen: J¦k, ±wist, ryk. Swoj¡ zielon¡ latarni¦, ±wietliku, W li±¢ skryj w mig. 18 listopada 1922 *** Lady r¦ce szorowaªa, Lady dªugo r¦ce tarªa. Lady ju» nie zapomniaªa Krwi¡ ubroczonego gardªa. Lady, lady! Wci¡» si¦ trwo»ysz I jak ptak si¦ wiercisz stale. Trzysta lat ju» spa¢ nie mo»esz Ja sze±¢ lat te» nie ±pi¦ wcale. *** Spogl¡dam w okno - wzgard¦ czuj¦, W gª¡b siebie - wzgardy jestem godzien. Gromy na ziemi¦ przywoªuj¦, Niedowierzaj¡c niebu co dzie«. Sªonecznym blaskiem ogarni¦ty, Bezgwiezdn¡ ciemno±¢ widz¦ wsz¦dzie... Tak robak wije si¦ na grz¦dzie, Ci¦»k¡ ªopat¡ wpóª przeci¦ty. 21-25 maja 1921 przeª. Zbigniew Dmitroca
Urodzony w Moskwie, póª Polak, póª yd, pasierb Rosji. Potomek powsta«ca listopadowego, wychowany w rodzinie piel¦gnuj¡cej tradycje patriotyczne, zostaª jednak poet¡ rosyjskim. Po krótkim ircie z wªadz¡ sowieck¡, przejrzaª i do ko«ca »ycia byª nieprzejednanym antykomunist¡. W 1922 r. wyemigrowaª do Berlina - macochy miast rosyjskich - jak napisaª w jednym z wierszy. Po kilkuletniej tuªaczce po Europie ostatecznie osiadª w Pary»u, gdzie wyrósª na czoªowego krytyka literackiego w kr¦gu biaªej emigracji. W »óªtodziobych wyzwalaª poetach obrzydzenie, zªo±¢ i przera»enie. Jeden z nielicznych apologetów wczesnego Nabokowa, sportretowany zreszt¡ przeze« jako poeta Konczejew w rosyjskoj¦zycznej powie±ci Dar. Pokoleniowo i stylistycznie bliski akmeistom. Wiersze od pocz¡tku przenikni¦te pesymizmem, ª¡cz¡ce gª¦boki liryzm z gorzkim sarkazmem: Szcz¦±liwy, który spada gªow¡ na dóª: Cho¢ chwil¦ inny dla niego ten padóª. Ironi¡ historii jest fakt, »e ten znakomity poeta i tªumacz literatury polskiej do tej pory nie zasªu»yª na skromny bodaj tomik w ojczy¹nie swych przodków. Wiersz Chodasiewicz Zbigniewa Herberta byª ironicznym pot¦pieniem poetyckiego wykorzenienia i staª si¦ przyczyn¡ literackiego skandalu, kiedy zinterpretowano go jako aluzyjny portret Czesªawa Miªosza.
EUROPA 74: Ze szczytu schodów (31.08.2005) Oczywi±cie ci którzy stoj¡ na szczycie schodów oni wiedz¡ oni wiedz¡ wszystko co innego my sprz¡tacze placów zakªadnicy lepszej przyszªo±ci którym ci ze szczytu schodów ukazuj¡ si¦ rzadko zawsze z palcem na ustach jeste±my cierpliwi »ony nasze ceruj¡ niedzieln¡ koszul¦ rozmawiamy o racjach »ywno±ci o piªce no»nej cenie butów a w sobot¦ przechylamy gªow¦ w tyª i pijemy nie jeste±my z tych co zaciskaj¡ pi¦±ci potrz¡saj¡ ªa«cuchami mówi¡ i pytaj¡ namawiaj¡ do buntu rozgor¡czkowani wci¡» mówi¡ i pytaj¡ oto ich bajka rzucimy si¦ na schody i zdob¦dziemy je szturmem b¦d¡ si¦ toczy¢ po schodach gªowy tych którzy stali na szczycie i wreszcie zobaczymy co wida¢ z tych wysoko±ci jak¡ przyszªo±¢ jak¡ pustk¦ nie pragniemy widoku tocz¡cych si¦ gªów
Zbigniew Herbert (1924-1998)
wiemy jak ªatwo odrastaj¡ gªowy i zawsze na szczycie zostaje jeden albo trzech a na dole a» czarno od mioteª i ªopat czasem nam si¦ marzy »e ci ze szczytu schodów zejd¡ nisko to znaczy do nas gdy nad gazet¡ »ujemy chleb i rzekn¡ - a teraz pomówmy jak czªowiek z czªowiekiem to nie jest prawda co wykrzykuj¡ asze prawd¦ nosimy w zaci±ni¦tych ustach okrutna jest i nazbyt ci¦»ka wi¦c d¹wigamy j¡ sami nie jeste±my szcz¦±liwi ch¦tnie zostaliby±my tutaj to s¡ oczywi±cie marzenia mog¡ si¦ speªni¢ albo nie speªni¢ wi¦c dalej b¦dziemy uprawiali nasz kwadrat ziemi nasz kwadrat kamienia z lekk¡ gªow¡ papierosem za uchem i bez kropli nadziei w sercu 1956 Wiersz, powstaªy po Pa¹dzierniku '56, zostaª wª¡czony do tomu Raport z obl¦»onego miasta i inne wiersze wydanego w 1983 roku nakªadem Instytutu Literackiego w Pary»u.
EUROPA 75: Tajemnice starców (07.09.2005)
Dobry bo»e
migaª w gór¦ tak cz¦sto, »e nazywaªem go ±migaczem: lecz teraz zwisa i ledwie si¦ przebudza lub traci wigor i znów kªadzie si¦ spa¢: mówi¦ mu: - wstawaj stary, lecz wiecie, to tylko ja, wi¦c nie bierze moich pogró»ek do serca, by tak rzec: jest bardziej leniwy ni» chory pies, któremu nie chce si¦ nawet podnie±¢ ªba, by pow¦szy¢: zawsze bawiª mnie, jako po»yteczny dowód na ten ironiczny fakt, »e duch, który nie ma substancji, potra poruszy¢ ciaªo: my±li, widoki, zapachy skwiercz¡ w przewodach umysªu (jakby to byªa substancja) a on, a on, jak wiecie, po prostu reaguje, rozgrzewa si¦, wypeªnia, wydªu»a, twardnieje bez pomocy r¡k czy ust, bez dotyku: a zatem winni±my uwa»a¢ ducha za ¹ródªo ogromnej siªy i pami¦ta¢, »e dopóki dziaªa, dziaªa cudownie, lecz pó¹niej w naszym »yciu, duch mo»e chcie¢, a ciaªo jest sªabe jak to wielokrotnie sªyszeli±cie: mogliby±cie przypu±ci¢, »e w tym momencie duchowi nie bardzo si¦ chce, bo inaczej by co± wymy±liª: lub mo»e wasz ±migacz, dªugo pogr¡»ony we ±nie, staª si¦ bezu»yteczny: to jest jak dzie« radykalnej separacji, która umieszcza was na powrót w miejscu sprzed pocz¡tku ±wiata - samotnych: obejmuj¡ was jedynie ±ciany waszego grobu, a ziemia na której le»ycie, to jedyne, co le»y na was: to straszne, na szcz¦±cie s¡ na to lekarstwa implanty, zastrzyki, ±wierszczyki: ±wiat ma na podor¦dziu tyle drugich i trzecich okazji, »e wpadamy w zdumienie nad jego zmy±lno±ci¡, z tak wielu mo»na skorzysta¢ na tyle sposobów, co daje biedakowi pewn¡ szans¦...
Archie Randolph Ammons 1926-2001
Nie t¦dy droga
Wi¦c spytaªem kucharza w barze (poniewa», jak s¡dz¦, jest wªa±cicielem lokalu), co przyniósª panu wi¦ty Mikoªaj: do±¢ napastliwy tekst, zwa»ywszy na to, »e ledwie znam faceta: »ona i ja wpadamy tam od czasu do czasu w drodze do Syracruse, poniewa» ruch jest du»y, jajka s¡ dobre, a kelnerki uprzejme: wtedy on odpowiada: - och, to i owo: wi¦c ja powiedziaªem: - »aglówk¦: (próbowaªem odgadn¡¢, czy byª naprawd¦ nadziany): - spluw¦, powiedziaªem, mo»e byª jednym z tych kolesi: - mam peªno spluw, odparª: có», nie s¡dz¦, »e naprawd¦ powiedziaª mi, co dostaª, mo»e jakie± ciuchy: zbyt byª zaj¦ty obracaniem jajek, przypiekaj¡c je na br¡zowo: w drodze do Syracruse doko«czyªem to sobie w my±lach: on si¦ wkurzyª: - dlaczego pan pyta, mówi: wi¦c próbuj¦ go uspokoi¢: nie jestem zbyt stary, »eby mo»na byªo si¦ ze mnie ±mia¢: powiedziaªem: - chyba jestem troch¦ starszy ni» pan, wi¦c byªem ciekaw, poniewa» rozczarowaªem samego siebie, gdy »ona mnie spytaªa przed ±wi¦tami, co chc¦ pod choink¦: nic mi nie przychodziªo do gªowy: co to znaczy, »e niczego si¦ nie chce od Mikoªaja: wi¦c byªem ciekaw, co pan mógª chcie¢, lub czy si¦ panu podobaªo to, co pan dostaª: có» (czytelniku), ta ostatnia kwestia nie brzmi tak dobrze, jak j¡ sobie wymy±liªem w okolicach Lafayette: troch¦ si¦ boj¦, »e nast¦pnym razem, gdy si¦ tam zatrzymam facet powie: - sªuchaj pan, mam ju» tyle lat, »e nie musi mnie pan pyta¢, co mi przyniósª Mikoªaj, a ja mu odpowiem: - có», jest Wielkanoc, wi¦c nie mam zamiaru pyta¢ o tamte jajka... przeª. Paweª Marcinkiewicz
W szacownym nowojorskim wydawnictwie Norton&Norton Company ukazaªa si¦ ksi¡»ka pod zastanawiaj¡cym tytuªem Bosh and Flapdoodle, co mo»na by przetªumaczy¢ jako Brednie i smalone duby. Jej autorem jest A.R. Ammons, zmarªy niedawno wielki poeta ameryka«ski. Ksi¡»ka zawiera wiersze, nad którymi pracowaª do ostatnich dni przed ±mierci¡. Ammons, autor radykalnie eksperymentalnych utworów, do szpiku ko±ci ameryka«ski, przemawia gªosem dziwnie znajomym polskim czytelnikom. Jest w nim ton bezpo±redni i szorstki, wyzuty z retoryki i literackiej gªadko±ci. Podobn¡ nut¦ mo»emy odnale¹¢ u pó¹nego Miªosza: stary lubie»ny dziadu, pora tobie do grobu, u Herberta: kiedy byªem bardzo chory opu±ciª mnie wstyd, a wreszcie Ró»ewicza: licz¦ stopnie licz¦ lata/ 148 stopni/ to nie »arty/ oddycham gª¦boko/ za »ywych i za umarªych. Ostatnie wiersze Ammonsa pokazuj¡, »e staro±¢ wydobywa z poetów gªos, który traktuje wprost o tym, co najistotniejsze, czym jest tajemnica »ycia i ±mierci. Lecz nale»y pami¦ta¢ - i tu za spraw¡ ironii poezja Ammonsa ró»ni si¦ od poezji jego polskich kolegów po piórze - »e wobec tej tajemnicy nawet nasza najwi¦ksza m¡dro±¢ to tylko brednie i smalone duby.
EUROPA 76: Nie przeocz kota, co przywarª do rynsztoka (14.09.2005)
Rapsodia wietrznej nocy
Dwunasta. W ksi¦»yca syntezie bladej, W szepcie zakl¦¢ ksi¦»ycowych, Ulica w oka zasi¦gu Pami¦ci rozpuszcza osady, Jasne zwi¡zki jej odmienia, Rozró»nienia i u±ci±lenia. Ka»da latarnia, raz za razem Fatalistycznie, gdy przechodz¦, b¦bni gazem, A w mroku, ju» nie w ±wiatªa kr¦gu, Póªnoc pami¦ci¡ trz¦sie srodze Jak wariat, co by uschª¡ trz¡sª gerani¡. Póª do drugiej. Latarnia buczy, Latarnia huczy, Latarnia mruczy: Zauwa», ta niewiasta Speszona twym widokiem w ±wietle drzwi, Co si¦ szyderczo szczerz¡ na ni¡. Widzisz, ma uszargany w piasku Obdarty kraj sukienki I k¡cik oka, co z niej samej drwi, Zgi¦ty jak szpilka, dªugi, cienki. Z pami¦ci zaraz bucha sucha Fontanna pogi¦tych rzeczy; Pogi¦ty korze« na pla»y, A» do gªadkiego ogryziony blasku, Jakby to ±wiatu zbrzydªo strzec Sekretu swego szkieletu, Sztywnego i biaªego. Koªo fabryki spr¦»yna zepsuta, Rdza, co prze»era form¦, rzecz, która straciªa moc, Tward¡, skr¦con¡ i gotow¡ trzasn¡¢. Póª do trzeciej, Latarnia mruczy: Nie przeocz kota, co przywarª do rynsztoka I wysuni¦ty j¦zyk zwija asuj¡c k¦sek zjeªczaªego masªa. Tak dziecko mechanicznie dªo« Wysuwaªo, zabawk¦ ªapi¡c, co si¦ toczy Po deskach molo. Nic nie widziaªem na dnie dzieci¦cego oka.
Thomas Stearns Eliot 1888-1965
Widziaªem na ulicy oczy, Co usiªuj¡ przejrze¢ okiennic¦, nim szparka ±wiatªa zgasªa, I kraba po poªudniu w przybrze»nej kaªu»y, Starego kraba, szczypcami na grzbiecie Chwytaj¡cego koniec podanego kija. Póª do czwartej, Latarnia buczy, Latarnia huczy w mroku. Latarnia brz¦czy: Na ksi¦»yc spójrz, Regard the moon, La lune ne garde aucune rancune, Co sªabe oko zmru»a, mieje si¦ k¡cikami. Gªaszcze po wªosach traw¦. Peªnia straciªa pami¦¢. Twarz jej w wyblakªych dziobach ospy, Jej dªo«, w dªoni pogi¦ta papierowa ró»a, A w niej wo« kurzu i Eau de Cologne, Peªnia samotna W±ród wszystkich starych nocnych woni Co raz za razem jej przechodz¡ mózg. Ze wspomnie« si¦ wyªania Uschªa, uwi¦dªa bez sªo«ca gerania I w ka»dej szparze kurz, Pieczonych wo« kasztanów na ulicach I przy zamkni¦tych okiennicach w pokojach kobiet zapach, I papierosów w korytarzach, I w bistrach trunków wo«. Latarnia mruczy: Czwarta, Numer na drzwiach. Masz wszystko, prócz Kluczy: Pami¦ci! w tobie klucz, Na schody kr¦giem pada ±wiatªo lampki. Na gór¦! ó»ko rozesªane, szczotka do z¦bów w pogotowiu, Buty za drzwi i ±pij, ch¦¢ »ycia w sobie mnó». Ostatni raz po zgi¦ciu zatnie nó» I ju».
Zaczynaª, jak niejeden w jego pokoleniu, od lektury francuskich poe`tes maudits i Dantego. Nim cytaty z Kwiatów zªa i Boskiej komedii przemieszaªy si¦ w Ziemi jaªowej, nie obeszªo si¦ bez Jules'a Laforgue'a. Patronuje on harwardzkiemu kontestatorowi w pierwszych tomach jego poezji i - wcale nie paradoksalnie - pozwala si¦ oswoi¢ z ironiczn¡ poetyk¡ literackiego kubizmu. Laforgue'owski ksi¦»yc w Rapsodii rozpuszcza osady pami¦ci o jasnych, genetycznych zwi¡zkach dnia, zestawia przedmioty, istoty, wycinki rzeczywisto±ci w kola», w caªo±¢ niepowi¡zanej przyczynowo wizji, poprzesuwanych z wiatrem, nakªadaj¡cych si¦ na siebie obrazów nocy. Pami¦¢ nie okieªzna tej drwi¡cej materii, która poprzedza sen i powraca we ±nie.
EUROPA 77: Mózg jest szerszy ni¹li niebo (21.09.2005)
632
The Brain - is wider than the Sky The Brain is deeper than the Sea The Brain is just the weight of God Mózg jest szerszy ni¹li niebo Wi¦c gdy stan¡ rami¦ w rami¦ Ten pierwszy obejmie drugiego I miejsce dla ciebie zostanie Mózg jest gª¦bszy ni¹li morze Wi¦c jak do bª¦kitu bª¦kit Ten pierwszy drugiego pochªonie Niby g¡bka albo r¦cznik Mózg ma wag¦ równ¡ Bogu A wi¦c funt do funta zwa»my Czym si¦ ró»ni¡ co by¢ mo»e Tym czym zgªoska od sylaby
288
I'm nobody! Who are you? Are you - Nobody - Too? Than there's a pair of us? Don't tell! they'd advartise - you know! Jestem nikim a ty kim Czy ty tak»e jeste± nikim To znaczy byªaby z nas para I to by si¦ rozniosªo zaraz wi¦c milcz Jak ponuro sta¢ si¦ kim±
Emily Dickinson 1830-1886
ab¡ co publicznie Skrzeczy w czerwcu chce si¦ »y¢ Bagnu zebranemu licznie
670
nie trzeba by¢ zamkiem by by¢ nawiedzony nie trzeba by¢ domem by go±ci¢ demony lepsze z duchem samotne spotkanie na pi¦trze ni» wªasnego mózgu niego±cinne wn¦trze lepszy przez rynek galop pod gradem kamieni ni¹li tak bezbronny stan¡¢ na niczyjej ziemi ja w moim ja ukryte to potworno±¢ wi¦ksza ni» ukryty w mieszkaniu zwyczajny morderca ciaªo bierze rewolwer on rygluje drzwi nie widzi widma nad gªow¡ nic
spolszczyª Maciej Male«czuk
Wielka ameryka«ska poetka - Harold Bloom umie±ciª j¡ w±ród 26 autorów swego Kanonu Literatury Zachodu - a tak»e mistyczka ameryka«skiej religii. O jej »yciu wiemy sporo, ale nic pewnego. Sp¦dziªa je niemal caªe w domu rodziców, w pokoju na pi¦trze, kontaktuj¡c si¦ prawie wyª¡cznie z czªonkami swej rodziny i Bogiem. Rodzinne miasteczko Amherst w stanie Massachusetts opu±ciªa prawdopodobnie tylko kilka razy. Jej ojciec byª prawnikiem i puryta«skim protestantem. Napisaªa o nim w jednym z listów: Serce miaª czyste i straszne. W sferze domysªów pozostaj¡ jej zwi¡zki z m¦»czyznami: Benjaminem Newtonem - aplikantem w rmie prawniczej ojca, Charlesem Wadsworthem - pastorem i kaznodziej¡, a wreszcie z s¦dzi¡ Otisem Lordem. W 1856 roku zdobyªa drug¡ nagrod¦ w konkursie wypieku chleba na dorocznym jarmarku. Po jej ±mierci odnaleziono uporz¡dkowane przez ni¡ sam¡ r¦kopisy 1775 wierszy, których publikacja wpªyn¦ªa na ksztaªt caªej pó¹niejszej poezji ameryka«skiej. Nakªadem wydawnictwa Znak ukazaª si¦ obszerny wybór wierszy Emily Dickinson w doskonaªym przekªadzie Stanisªawa Bara«czaka. W Europie postanowili±my jednak zaprezentowa¢ spolszczenie trzech wspaniaªych wierszy religijnych ameryka«skiej autorki dokonane przez Macieja Male«czuka - lidera zespoªu Homo Twist - dzi¦ki któremu poezja Emily Dickinson wzbogaciªa j¦zyk polskiego rocka.
EUROPA 78: Nieznane przemienia si¦ w pie±« (28.09.2005)
Wariacje webernowskie
Spadªo to pó¹ne lato znienacka, zabªysªo w li±ciach i ju» mknie dalej, w niebyt, w odbicie wªasnego ko«ca * P¦dzi w serce nico±ci, w jej promienne otchªanie, sam j¦zyk przemijania zostaje w tyle, niemy * Chmury, drzewa i domy w zapadaj¡cym zmierzchu s¡ dziwne, nieznajome, jakby z innego »ycia * Mo»na przesiewa¢ prochy wypowiedzianych sªów wypalonych miªo±ci coraz mniej si¦ znajduje * Gªos zawraca, opada bª¡dzi i dalej kr¡»y, i prz¦dzie nitk¦ sensu i prz¦dzie nitk¦ d¹wi¦ku * Wielkie bulwary ±wiatªa które jeszcze przed chwil¡ ci¡gn¦ªy si¦ w±ród chmur znikn¦ªy, i jest ciemno. * Kto pozostaª, by prz¡±¢ i zszywa¢ caªun pie±ni, gdy domy wróciªy na miejsce, a drzewa znowu wyszªy ze swoich sinych cieni? *
Mark Strand
Nie jest za pó¹no, by my±le¢ o nocnym spacerze po pla»y jak ªatwo przypªywa morze, rozlewa si¦, cofa i znika * Jak swobodnie oddycha, a w mroku pó¹ny póªksi¦»yc wpatruje si¦ w dóª jakby zamarª na chwil¦ nad falami * Ksi¦»yc i gwiazdy s¡ wiecznie tym samym, czym byªy, a my czym mamy by¢ poza tym, czym jeste±my, w tym nikªym ±wietle, jedynym, jakie nam dane? * I có» mamy sªysze¢ prócz gªosu, który si¦ z nas wydobywa, ukryty gªos bytu, co mówi, »e±my tam, gdzie znikamy? * Có» s¡dzi¢ o ko«cu tej pory, o zimnym oddechu, co wieje po korytarzach nocy, gdy wiatr rozchyla li±cie? * Blednie wreszcie i ga±nie wizja naszego ko«ca, dni znowu si¦ zlewaj¡ i gªos, który prz¦dzie i zszywa powraca do swojej roboty. * I wszystko znów si¦ obraca, nieznane przemienia si¦ w pie±« i staje si¦ znajome, a pie±« jej dalszych losów nie znamy. 2004 przeª. Agnieszka Koªakowska
ur. 1934 W 1990 zostaª ameryka«skim Poet¡ lauratem, w 1999 otrzymaª poetyck¡ nagrod¦ Pulitzera. Oprócz poezji wydaje zbiory opowiada«, a tak»e monograe i antologie. Wykªada literatur¦ na Uniwersytecie Chicagowskim. W jego wierszach dominuje ironia i autoironia. Wªa±ciwe mu, jako poecie, poczucie humoru podszyte jest melancholi¡.
EUROPA 79: Lekkomy±lno±¢ - mój miªy grzech (05.10.2005) *** Wci¡» lec¡ w dal - napr¦dce napisane, Gor¡ce od goryczy i upoje«. Ukrzy»owany mi¦dzy miªo±ciami Mój dzie«, mój miesi¡c, rok, stulecie moje. I sªysz¦, »e gdzie± tam na ±wiecie - burze, e Amazonek wªócznie zabªyszczaªy... Ja - pióra nie utrzymam ju». Dwie ró»e Krew caªkowicie z serca mi wyssaªy. Stycze« 1916 Moskwa *** Lekkomy±lno±¢! Mój miªy grzech Miªy druhu mój, wrogu miªy! Ty wstrzykn¡ªe± mi w oczy ±miech, I mazurka wstrzykn¡ªe± w »yªy. Nauczyªe± nie strzec pier±cienia Z kim by ycie mnie nie zwi¡zaªo! Rozpoczyna¢ od zako«czenia, Ko«czy¢ nim si¦ zacz¡¢ zdoªaªo. By¢ jak trzcina i by¢ jak stal W »yciu, gdzie mo»emy tak maªo... - Czekolad¡ leczy¢ swój »al
Marina Cwietajewa 1892-1941
I przechodniom w twarz ±mia¢ si¦ ±miaªo! 3 marca 1915 *** I przywoªaª Ksi¡»¦ wiatªa - Ksi¦cia Nocy, I odezwaª si¦ do Ksi¦cia Nocy - tymi sªowy; - Obaj wªadz¦ tu dzier»ymy. Dzie« i noc Podzielili±my ze sob¡ równo. To dlaczego j¡ caªymi dniami Prze±ladujesz, zagadujesz pod oknami? Odpowiada Ksi¦ciu wiatªa - Mroczny Ksi¡»¦: - To nie ja j¡ prze±laduj¦, Najja±niejszy! Ona sama w twój sªoneczny Bo»y dzie« Ci¡gle depcze mi po pi¦tach, niczym cie«. Ona sama mi odpocz¡¢ nie pozwala Dniem i noc¡ w pie±niach mnie wychwala. I o±wiadczyª Ksi¡»¦ wiatªa - Ksi¦ciu Nocy: - Wielki z ciebie oszukaniec, Czarny Ksi¡»¦! Prze±laduje, zagaduje, ±piewa pie±ni? To zobaczmy, Najmroczniejszy, kto zwyci¦»y? I pomi¦dzy ksi¡»¦tami powstaª spór. Do tej pory ci¡gle trwa ksi¡»¦cy spór. 4 lipca 1917
Jedna z najtragiczniejszych postaci literatury rosyjskiej. Legenda literacka gªosi, »e powiesiªa si¦ na pasku od walizki, który podczas ewakuacji z Moskwy daª jej na dworcu Borys Pasternak. Mimo licznych romansów, nie tylko z m¦»czyznami, caªe »ycie pozostaªa na swój sposób wierna m¦»owi Sergiuszowi Efronowi, któremu w mªodo±ci przyrzekªa, »e nigdy go nie opu±ci. Efron, biaªy ocer, okazaª si¦ szpiegiem sowieckiego wywiadu wojskowego, ale to w ±lad za nim w 1922 roku Cwietajewa wyjechaªa z Rosji Radzieckiej, by potem w ±lad za nim powróci¢ do ZSRR. Na emigracji sp¦dziªa 17 lat, najpierw w Pradze, potem w Pary»u. Uprawiaªa ró»norodn¡ twórczo±¢: wiersze, poematy, dramaty poetyckie, przekªady, proz¦ wspomnieniow¡, eseistyk¦. Nie byªa zwi¡zana z »adnym ugrupowaniem literackim, co w owym czasie nale»aªo do rzadko±ci. Debiutowaªa wcze±nie nastrojowymi wierszami, bliskimi wr¦cz poezji sztambuchowej. W pó¹niejszej twórczo±ci, cho¢ na pozór tradycyjnej pod wzgl¦dem formalnym (budowa stroczna, rymy), stosowaªa nowatorsk¡ wersykacj¦ i skªadni¦. Romantyczna i bezkompromisowa z natury, miaªa trzy obsesje: miªo±¢, Rosj¦ i ±mier¢. Obecnie wymienia si¦ j¡ jednym tchem obok Achmatowej, Mandelsztama i Pasternaka.
EUROPA 80: Nie jestem kobiet¡ bardziej ni» Chrystus byª m¦»czyzn¡ (12.10.2005)
W towarzystwie anioªów
Zm¦czyªo mnie by¢ kobiet¡ zm¦czyªy mnie rondle i garnki moje usta i piersi kosmetyki i jedwabie. Wci¡» jeszcze m¦»czy¹ni przysiadali si¦ do mnie wokoªo misy z której cz¦stowaªam misa peªna byªa czerwonych winogron nad ni¡ muchy kr¡»yªy zwabione zapachem i nawet nadszedª mój ojciec ze swym biaªym rogiem. Lecz zm¦czyª mnie ten rodzaj spraw. Miaªam sen zeszªej nocy i rzekªam mu. Jeste± odpowiedzi¡ prze»yjesz mego m¦»a i ojca. W tym ±nie byªo miasto utworzone z ªa«cuchów w którym Joann¦ w m¦skim przebraniu zabito i nie wyja±niona zostaªa natura anioªów nie ma dwóch w tym samym gatunku jeden ma nos, jeden trzyma w dªoni ucho, inny »uje gwiazd¦ i nagrywa szum orbit, a ka»dy jak wiersz posªuszny wªasnym prawom
Anne Sexton
wypeªnia Bo»e rytuaªy z dala od ludzi. Jeste± odpowiedzi¡, rzekªam i weszªam caªym ciaªem wywa»aj¡c bramy miasta. Wtedy ªa«cuchy sp¦taªy mnie caª¡ straciªam sw¡ pªe¢ pospolit¡ i naln¡ posta¢. Adam byª po mej lewej stronie a Ewa po prawej oboje w peªnej niezgodzie z prawami rozs¡dku spletli±my razem ramiona i poszybowali±my ku sªo«cu. Nie byªam kobiet¡ ani niczym innym. O, córki Jerozolimy, król wniósª mnie do swej komnaty. Jestem czarna i jestem pi¦kna. Rozwarto mnie i obna»ono. Nie mam r¡k ani nóg. Jestem caªa ze skóry jak ryba. Nie jestem kobiet¡ bardziej ni» Chrystus byª m¦»czyzn¡.
1929-1974 Urodzona w Newton w stanie Massachusetts, byªa poetk¡, któr¡ zaliczy¢ mo»na do poe`tes maudits. Cho¢ pochodziªa z do±¢ zamo»nej mieszcza«skiej rodziny, jej dzieci«stwo i mªodo±¢ nie nale»aªy do szcz¦±liwych. Ojciec byª alkoholikiem, a jej nieudane maª»e«stwo do±¢ szybko si¦ rozpadªo. Anne cz¦sto popadaªa w depresj¦, z której si¦ sporadycznie leczyªa, a wyj±cia z niej szukaªa tak»e w krótkotrwaªych zwi¡zkach erotycznych. Ukojenie przynosiªa jej poezja, która zreszt¡ daªa jej wczesne uznanie. Wpierw doceniªa j¡ krytyka brytyjska nagrod¡ Poetry Book Selection i wydaniem wyboru jej wierszy w Oxford University Press. Wkrótce przyszªy wielkie nagrody ameryka«skie: poetycka nagroda Pulitzera, Levinson Prize, Shelley Memorial Prize, nagrody Roberta Frosta, Radclie'a, a nadto liczne zaszczyty i wysokie wyró»nienia, w±ród nich z American Academy of Arts and Letters, Guggenheim Fellowship, a wreszcie profesura na Colgate University i na Uniwersytecie Bosto«skim. Jej poezja odzwierciedla zarówno osobiste prze»ycia, jak i nastroje spoªeczne Ameryki poªowy ubiegªego stulecia. Dusza jest, jak s¡dz¦ - pisaªa - istot¡ czªowieka, która wypowiada si¦ pod presj¡ my±li o ±mierci. Wiersze Sexton zaliczano pierwotnie do nurtu poezji konfesyjnej, cho¢ bª¦dem byªoby uto»samianie poetki z bohaterk¡ liryczn¡ jej utworów. W 1974 roku, bez widomej przyczyny, po towarzyskim spotkaniu w dobrej pono¢ atmosferze, w nagªym ataku depresji popeªniªa samobójstwo przez samozatrucie si¦ spalinami samochodowymi we wªasnym gara»u.
EUROPA 81: Dlaczego ci o tym wszystkim opowiadam? (19.10.2005)
Aleja Mozarta
Niektóre z tych domów s¡ zaskakuj¡co stare. Inne, nowsze, te» wygl¡daj¡ na stare. Tylko wtedy, gdy linia drzew ko«czy si¦ na czym±, przypomina model post¦pu, który widzieli±my raz w butelce za chªopi¦cych lat. Wszystkie nasze referencje ciut si¦ zestarzaªy, gdy patrzyli±my na nie, nieuwa»ni. Co± perwersyjnego jest teraz w ka»dym »óªtym li±ciu, w ka»dym wªócz¡cym si¦ kocie, nawet w kiju opartym o drzwi. Chciaªbym zrzuci¢ z siebie to ubranie... Pó¹niej. Wtem ksi¦»yc w peªni oksymoronów sunie nad szczyty dachów i kominy. Jest wystarczaj¡co jasno, by czyta¢. Ale nikt nie ma ochoty na czytanie.
***
Ten pokój Pokój, do którego wszedªem, byª snem o tym pokoju. Z pewno±ci¡ wszystkie nogi na soe nale»aªy do mnie. Owalny portret psa przedstawiaª mnie w mªodym wieku. Co± si¦ skrzy, co± zostaje stªumione. Na lunch jedli±my codziennie rurki makaronu, z wyj¡tkiem niedzieli, gdy zach¦cano maª¡ przepiórk¦, by zaszczyciªa nasz stóª. Dlaczego ci o tym wszystkim opowiadam?
John Ashbery ur. 1927
Nawet ci¦ tu nie ma.
Ludzie-kleksy
Co± tu nie gra. Przed chwil¡ byªy drgania, wibracje. Krzak si¦ ocieraª kor¡ o niebo. Nieszcz¦sne zaro±la miaªy zapach petardy, a gdy przyszedªem do domu, zastaªem wszystko mniej wi¦cej w tym samym porz¡dku. Cho¢ trudno mi pami¦ta¢ ten porz¡dek, poza kilkoma szczegóªami: krawatem, sof¡, kartk¡ papieru sprytnie uªo»on¡, by wskazywaªa, kto mógª j¡ poruszy¢ podczas mojej dojrzaªej nieobecno±ci: posiniaczone, obce stworzenie, lecz znajome jak u±miech na czyjejkolwiek twarzy. Kilka wieszaków zabrz¦czaªo lekko w podmuchu od szafy. Kto± tu byª. Kto± mo»e zatriumfowaª nad tym drugim. Rodzina wraca z morskiej wycieczki z psami, radioodbiornikami i w¦dkami. Starzy rybacy witaj¡ wszystkich czerwonawym blaskiem lamp. Wi¦zie«, pewien wujek Joe, wraca, przebywszy ogromn¡ odlegªo±¢ - tyle mil, tyle godzin zwi¡zanych w dni, które zbudowaªy dªug¡ drog¦ z bali st¡d a» na wschód.
A.R. Ammons powiedziaª w jednym z wywiadów, »e John Ashbery zmieniª oblicze poezji bardziej ni» jakikolwiek inny poeta XX wieku. Z jego nazwiskiem wi¡»e si¦ powstanie w pó¹nych latach pi¦¢dziesi¡tych tak zwanej szkoªy nowojorskiej? - nieformalnej grupy poetyckiej, do której zalicza si¦ tak»e m.in. Franka O'Har¦, Kennetha Kocha, Jamesa Schuylera oraz Barbar¦ Guest. Sam Ashbery w pó¹niejszych wywiadach twierdziª, »e »adnej szkoªy nie byªo. Ka»de z tych poetów miaªo bardzo osobny i wyrazisty styl. Je±li co± ich ª¡czyªo, to podobne podej±cie do kwestii poetyckiego przekazu i znaczenia (czy te» sensu) w poezji w ogóle. I tu dotykamy najistotniejszej i najbardziej kontrowersyjnej kwestii zwi¡zanej z metod¡ pisania wypracowan¡ przez Ashbery'ego i innych poetów nowojorskich. Zaadaptowali oni na u»ytek poezji techniki u»ywane uprzednio przez malarzy abstrakcyjnych, jak Willem de Kooning i Jackson Pollock. Wiersz byª dla nich rodzajem dynamicznej, sfragmentaryzowanej i abstrakcyjnej kompozycji, która nie niesie »adnego tradycyjnie rozumianego przesªania i nie mo»e by¢ odczytana alegorycznie. Jak twierdzi Ashbery, wiersz jest zapisem tego, co przez caªy czas dzieje si¦ w naszym umy±le. Wiersze znacz¡ to, co mówi¡, niektóre ich fragmenty mog¡ mie¢ znaczenie domy±lne, ale nie ma czego± takiego jak przesªanie. Niczego nie chc¦ powiedzie¢ ±wiatu, z wyj¡tkiem tego, co my±l¦, gdy pisz¦. Ashbery konsekwentnie realizuje t¦ strategi¦, od pierwszego tomu Turandot i inne wiersze? (1953) do ostatniego Dok¡d pow¦druj¦? (2005). Nieprzewidywalno±¢ jego poezji i jej metaforyczna bujno±¢ s¡ uj¦te w karby formalnej elegancji. Jego wiersze pokazuj¡ nam równie», co samo w sobie niesie pewne optymistyczne przesªanie, »e zasoby j¦zyka, a zarazem mo»liwo±ci poezji s¡ niewyczerpane.
EUROPA 82: U luteranów lubi¦ nabo»e«stwa... (26.10.2005) *** Gdzie niebo na ubog¡ ziemi¦ Spogl¡da okiem nieprzyjaznym Natura tu znu»ona drzemie Snem nieprzespanym, snem »elaznym. Tylko gdzieniegdzie brzozy liche Czy siwy mech, czy w¡tªe krzaki M¡c¡ martwoty ±nienie ciche Jak gor¡czkowych zjaw majaki. *** Jak sªodko drzemie sad ciemnozielony, Rozkoszy chªodu za»ywaj¡c skrycie! Spoza jabªoni kwieciem ubielonej Jak sªodko ksi¦»yc w nocnym l±ni bª¦kicie! Jak w pierwszy dzie« Stworzenia zagadkowa W bezdennym niebie pªonie gwiazd gromada, Rozbrzmiewa w dali muzyki wymowa, Pobliskie ¹ródªo coraz gªo±niej gada... Zasªona skryªa dzienny ±wiat. Ju» miasta Zamarª wokoªo ruch, ustaªa praca... Nad ±pi¡cym miastem dziwny szmer narasta, Niby w koronach drzew co noc powraca... Co to za szmer? Czy uwolnione we ±nie miertelne my±li niewidzialnym tªumem Roj¡ si¦ teraz wszystkie bezciele±nie W chaosie nocy z dosªyszalnym szumem? *** U luteranów lubi¦ nabo»e«stwa.
Surowe, godne, proste rytuaªy W±ród nagich ±cian, w tej pustelence biaªej Ksztaªt biblijnego maj¡ podobie«stwa. Patrzcie, daleka dzi± j¡ czeka droga Po raz ostatni Wiara u was go±ci: Cho¢ jeszcze wci¡» nie przest¡piªa proga, Ju» dom jej pusty staª si¦ w swej nago±ci Cho¢ jeszcze wci¡» nie przest¡piªa proga, Drzwi jeszcze za ni¡ nie zamkn¦ªo »ycie, Godzina bliska... Módlcie si¦ do Boga, Po raz ostatni dzisiaj si¦ modlicie. *** Do grobu ju» spuszczona trumna. I znów, »aªobnik w »aªobnika, Tªoczy si¦, ci±nie gawied¹ tªumna, Odór rozkªadu a» zatyka... A nad tym doªem, w trumny gªowach, Uczony pastor trzyma mow¦, W solennie dobieranych sªowach Kazanie pali pogrzebowe. e jest marno±ci¡ proch czªowieczy, e grzech Adama, »e zbawienie... Ró»nie sªuchaj¡ w tªumie rzeczy Brzmi¡cej stosownie i uczenie. A pod nieskazitelnym niebem, Czyni¡c rozgardiasz u zenitu, Ptaki wzlatuj¡ nad pogrzebem W otchªa« powietrza i bª¦kitu...
Fiodor Tiutczew
1803-1873
Jest poet¡ lirycznym na miar¦ najwi¦kszych, znacznie wyprzedzaj¡cym swoje czasy. Dzi±, w sprasowanych pokªadach dziejów literatury, jego dykcja sprawia wra»enie o sto lat pó¹niejszej: kto by powiedziaª, »e pierwszy zamieszczony tu wiersz pochodzi z roku 1829, a trzy nast¦pne z lat 1834-1835? Ten rosyjski poeta my±li (i to niebªahej), rozmówca Schellinga i Heinego, byª wcieleniem kontrrewolucyjnych paradoksów. Najwybitniejszy bodaj w europejskiej liryce piewca status quo wi¦tego Przymierza, konserwatywny obro«ca jego ªadu prawnego - bo nie rosyjskiego samodzier»awia, godz¡cy historyzm z panteizmem i z romantycznymi rewelacjami ukrytej ciemnej ja¹ni - czy to w psychice, czy w rewolucji: to frapuj¡cy typ uczuciowy i polityczny. Zdeklarowany polako»erca od powstania 1863 roku (które, jak wszelk¡ rewolucj¦, uznawaª za chtoniczny regres, walk¦ rosyjskiej cywilizacji z upiorami zmartwychwstaªymi do nowego pogrzebu), w ±wiecie podminowanym ju» przez socjalizm i liberalizm - ideolog katastrocznego tradycjonalizmu: w swej publicystyce wierszem i proz¡ stworzyª niestety równie »ywotne dzieªo. Niejedna jej formuªa po dzi± dzie« funkcjonuje, a co gorsza, powraca w nowej otoczce znaczeniowej politycznej retoryki rosyjskiej. Zwa»my, »e formuªy te rodziªy si¦ pod piórem wielkiego poety. Adam Pomorski
EUROPA 83: Jak my±lisz, dlaczego bior¦ pióro do r¦ki? (02.11.2005)
Spojrzenie
Spojrzenie przez szpar¦: Tªum robotników i wo¹niców stªoczonych w barze wokóª pieca, pó¹n¡ zimow¡ noc¡, i ja niezauwa»ony, siedz¡cy w rogu, Mªodzieniec, który mnie kocha, i którego ja kocham, podchodzi w milczeniu i siada obok, aby trzyma¢ mnie za r¦k¦, Dªuga chwila, w±ród haªasu wchodz¡cych i wychodz¡cych, w±ród przekle«stw i spro±nych »artów pijaków, I my dwaj zadowoleni, szcz¦±liwi, »e jeste±my razem - Mówi¡cy niewiele, mo»e milcz¡cy.
Jak my±lisz, dlaczego bior¦ pióro do r¦ki?
Jak my±lisz, dlaczego bior¦ pióro do r¦ki? Aby opiewa¢ okr¦t wojenny, o doskonaªym ksztaªcie, majestatyczny, który widziaªem dzi±, gdy wypªywaª w morze pod peªnymi »aglami? Albo wspaniaªo±¢ minionych dni? Albo wspaniaªo±¢ nocy, która mnie otacza? Albo cheªpliw¡ chwaª¦ i rozwój rozpostartego wokóª mnie wielkiego miasta? - nie; Jedynie dwóch zwykªych ludzi, których widziaªem dzisiaj na molo w ±rodku tªumu - rozstanie drogich przyjacióª, Ten, który zostawaª, obejmowaª drugiego za szyj¦ i nami¦tnie caªowaª,
Walt Whitman
Gdy ten, który odje»d»aª, mocno obejmowaª przyjaciela ramionami, chc¡c aby w nich pozostaª.
Gdy mozolnie w¦drowaªem lasami Wirginii
Gdy mozolnie w¦drowaªem lasami Wirginii, W±ród muzyki szeleszcz¡cych li±ci, rozgarnianych moimi stopami (gdy» byªa jesie«), Zauwa»yªem pod drzewem grób »oªnierza; miertelnie ranny i pochowany w czasie odwrotu (ªatwo to wszystko poj¡ªem), W czasie krótkiego postoju, w poªudnie, gdy nie ma czasu do stracenia! A jednak pozostaª ±lad Tabliczka nabazgrana i przybita do drzewa nad grobem, Odwa»ny, roztropny, oddany, mój ukochany towarzysz. Dªugo, dªugo dumaªem, a potem w dalsz¡ ruszyªem w¦drówk¦, Wiele min¦ªo pór roku i wiele widziaªem scen »ycia, A jednak, w±ród zmienionych pór roku oraz obrazów - nagle, gdy jestem sam albo id¦ zatªoczon¡ ulic¡, Staje mi przed oczyma grób nieznanego »oªnierza i napis nabazgrany w lasach Wirginii: Odwa»ny, roztropny, oddany, mój ukochany towarzysz. przeª. Krzysztof Boczkowski
(1819-1892) Walt Whitman przyszedª na ±wiat na Long Island. W miejscu, sk¡d wida¢ byªo rozrastaj¡cy si¦ port w Nowym Jorku. Pocz¡tkowo pracowaª jako drukarz, potem byª dziennikarzem i redaktorem wielu pism. Wszystkie zbiory swych wierszy wª¡czaª kolejno do wielkiej ksi¦gi poezji, któr¡ nazwaª d¹bªa trawy. Jako sanitariusz braª udziaª w wojnie domowej w Ameryce po stronie stanów póªnocnych. Jego wiersze - nieposiadaj¡ce rymów i oparte na dªugich rytmicznych frazach - stanowiªy przeªom w poezji ±wiatowej. Pomimo tematyki wyra»aj¡cej tak»e homoseksualn¡ orientacj¦ zostaª uznany zarówno w kraju, jak i za granic¡ za najwi¦kszego poet¦ ameryka«skiego. I cho¢ wkrótce po otrzymaniu posady w ministerstwie spraw wewn¦trznych w 1865 roku zostaª zwolniony z pracy, bo sekretarz stanu Harlan uznaª d¹bªa trawy za ksi¡»k¦ nieprzyzwoit¡, nigdy nie byª oskar»ony, skazany i upokorzony tak jak Oscar Wilde w wiktoria«skiej Anglii.
EUROPA 84: Opowiem o pierwszym objawieniu pi¦kna (09.11.2005)
Przez ten krzyk ze studni
Przez ten krzyk ze studni mamo! Przez ten krzy» zerwany ze ±ciany, Przez te kªamstwa waszych telegramów Bez nakazu aresztowania B¦dziesz mi si¦ ±ni¢, Rosjo. Przez twoje przekl¦te zwyci¦stwa, Poprzez sadyzm twojej impotencji Przez obrzydliwo±ci twojego kaca Czemu strach si¦ przedziera? Wszystkich okrywa »aªoba, ±piew na spoczynek wieczny Kto wstrzyma to, co nagªe a niespodziewane? Cho¢ temu zaprzeczasz, uciekasz w zªudzenie, Zªó» caª¡ win¦ na tych, co zabici Ja jeszcze przyjd¦ i stan¦ przed tob¡ I spojrz¦ ci w oczy. Shizo, 2 lipca 1984
B¦d¦ »y¢ i prze»yj¦
B¦d¦ »y¢ i prze»yj¦ i b¦d¡ mnie pyta¢ Jak gªow¡ moj¡ trzasn¦li o szlaban Jak marzn¡¢ musiaªam nocami Jak wªosy zacz¦ªy mi siwie¢... Wtedy u±miechn¦ si¦ i paln¦ jaki± dowcip I zmiot¦ wdzieraj¡cy si¦ cie« I zªo»¦ hoªd pogodnemu wrze±niowi Który staª si¦ moim wtórym narodzeniem. I b¦d¡ mnie pyta¢: Nie rani¡ ci¦ te wspomnienia? Nie dadz¡ si¦ oszuka¢ mojej pozornej beztrosce.
Irina Ratuszynska ur. 1954
Lecz dawne imiona rozbªysn¡ w mojej pami¦ci Wspaniale jak ogie« z pradawnej armaty I opowiem o ludziach najlepszych na tej ziemi Najczulszych ale i niepokonanych Jak si¦ »egnali id¡c na tortury Jak z ut¦sknieniem czekali na listy ukochanych. I b¦d¡ mnie pyta¢: co pomagaªo nam »y¢ Bez listów i »adnych wiadomo±ci - tylko w tych ±cianach I zimnych celach w potoku ªgarstw urz¦dowych, I obmierzªych obietnic w zamian za zdrad¦. A tak»e opowiem o pierwszym objawieniu pi¦kna Doznanego w niewoli. - Pokryte mrozem okno! Bez judasza w drzwiach Bez ±cian i krat celi i bez nie ko«cz¡cego si¦ bólu A tylko promienisty bª¦kit na maªej szybie okiennej Wzór wyrze¹biony - nic pi¦kniejszego nie mo»na byªo wymarzy¢! Im uwa»niej patrzyªe±, tym bujniej rozkwitaªy Te zbójeckie lasy, obozowe ogniska i ptaki! Jak wiele razy parzyªy okrutne mrozy Jak wiele, po tym jedynym, okien bªyszczaªo Lecz nigdy ju» nie powtórzyª si¦ Ów blask ekstatyczny t¦czowego lodu! Có» bowiem dobrego mogªoby spotka¢ mnie jeszcze, Jaki» byªby motyw takiej od±wi¦tno±ci? Taki dar otrzymuje si¦ raz tylko I by¢ mo»e tylko raz jest on potrzebny. Szpital obozowy, 30 listopada 1983
Wybitna poetka rosyjska, za szerzenie antysowieckiej propagandy i agitacji wi¦ziona w ªagrze Baraszewo w Mordwi«skiej ASSR, w tzw. maªej zonie, specjalnym oddziale dla kobiet. W obozie pisaªa wiersze bez nadziei, »e ujrz¡ ±wiatªo dzienne, a jednak bez jej wiedzy, jeszcze w czasie odbywania kary, zostaªy przemycone na Zachód i wydane drukiem w tomie Nie, ja si¦ nie boj¦. KGB zagroziªo jej za to 10-letnim wyrokiem. Sprawa poetki zyskaªa jednak mi¦dzynarodowy rozgªos, który wraz ze zmianami w polityce ±wiatowej sprzyjaª jej losowi. Wªadz¦ w ZSRR obj¡ª Gorbaczow, do którego r¡k, jak i do samego Reagana, dostaªy si¦ egzemplarze jej ksi¡»ki i w 1986 roku, w przededniu szczytu w Rejkiawiku, Ratuszynska zostaªa uwolniona. Wyjechaªa z Rosji i zamieszkaªa w Anglii. Na Zachodzie ukazaªy si¦ jej kolejne tomy, a tak»e - w 1999 roku - powie±¢ Kobiety z Odessy. W Polsce jej wiersze tªumaczyª m.in. Wiktor Woroszylski. Polskie przekªady ukazywaªy si¦ w drugim obiegu, a tak»e nakªadem emigracyjnego wydawnictwa Aneks, które w 1987 roku opublikowaªo tom Mój ty kraju znienawidzony.
EUROPA 85: Modlitwy nie ucz mnie, zaniechaj (16.11.2005) *** Moje mªode lata z hulaszcz¡ zª¡ sªaw¡, Sam was nakarmiªem t¡ zatrut¡ straw¡. Nie wiem, czy mój koniec jest bliski czy daleki, Modre kiedy± oczy ju» wyblakªy na wieki. Mrok i zgroza, »al i podªo±¢. Gdzie»e± ty, rado±ci? Czy to pole, czy szynkownia? Nie wida¢ w ciemno±ci. Si¦gam w przód - i po omacku wyczuwam palcami: Gnamy... konie... sanie... ±nieg... przez las przeje»d»amy. P¦d¹, furmanie, na caªego! Nie jeste± cherlakiem! I nie szkoda wytrz¡±¢ duszy na bezdro»u takim. A wo¹nica w kóªko gl¦dzi: le si¦, panie, dzieje, Kiedy konie podczas sanny zgrzej¡ si¦ w zawiej¦. Ty±, wo¹nico, widz¦, tchórz! Niedobrze si¦ skªada!. api¦ bat i nu»e nim bi¢ po ko«skich zadach. Tn¦, a konie, jak zadymka, ±nieg roznosz¡ w locie. Nagle wstrz¡s... i prosto z sani l¡duj¦ w sumiocie. Wstaj¦, patrz¦ si¦: ki diabeª - zamiast trojki w gªuszy... Na szpitalnej pryczy le»¦ w banda»ach po uszy. Zamiast koni cwaªuj¡cych wyboist¡ dró»k¡, Mokr¡ szmat¡ zamaszy±cie tªuk¦ twarde ªó»ko. Na zegara twarzy w w¡sy si¦ skr¦ciªy strzaªki, Pochyliªy si¦ nade mn¡ senne piel¦gniarki. Pochyliªy si¦ i szepcz¡: W pogoni za sªaw¡ Ty sam siebie nakarmiªe± t¡ zatrut¡ straw¡. My nie wiemy, czy twój koniec bliski, czy daleki Twoje modre oczy w knajpach wymokªy na wieki. 1924 List do matki yjesz jeszcze, moja ty staruszko? I ja »ywym. l¦ pozdrowie« moc. Niech nad izb¡ tw¡ si¦ s¡czy smu»k¡ Niewymowna ±wiatªo±¢ zórz pod noc.
Sergiusz Jesienin 1895-1925
Pisz¡ mi, »e cho¢ ukrywasz trwog¦, Smutek za mn¡ w dusz¦ ci si¦ wkradª, e wychodzisz patrze¢ mnie na drog¦, W tym kaftanie noszonym od lat. I w sinawym zmroku o wieczorze Ten sam widok n¦ka ci¦ co dnia: Jak znienacka mnie w karczemnym sporze Kto± pod »ebro «skim no»em d¹ga. Rodzicielko, nie niepokój serca. To zwidzenie natr¦tne i zªe. Ju» nie takim straszny przeniewierca, eby umrze¢, nie ujrzawszy ci¦. Tak jak dawniej, czuªych sªów zªaknionym I o jednym nie przestaj¦ ±ni¢, By przed »alem wci¡» nieujarzmionym W naszym domu niziutkim si¦ skry¢. Wróc¦, wróc¦ gdy ki±cie ku niebu Wznosz¡c sad na wiosn¦ b¦dzie kwitª. Tylko, prosz¦, teraz mnie ju» nie bud¹, Jak przed o±miu laty, skoro ±wit. Nie bud¹ marze« nie do ocalenia, Nie rusz tego, czemu peªni brak Nazbyt wcze±nie straty i zm¦czenia Przyszªo mi w tym »yciu pozna¢ smak. I modlitwy nie ucz mnie. Zaniechaj. Co min¦ªo, nie powróci ju». Ty± mi jedna pomoc i pociecha, Ty± mi blaskiem niewymownych zórz. Wi¦c zapomnij»e o swojej trwodze, Zdªaw ten smutek, co w dusz¦ si¦ wkradª. Nie wystawaj tak cz¦sto na drodze W tym kaftanie noszonym od lat. 1924
Jego twórczo±¢ od samego pocz¡tku miaªa zaprzysi¦gªych wielbicieli i przeciwników. Oprócz wierszy lirycznych poeta stworzyª dwa dramaty poetyckie: Pugaczow i Kraina nikczemników. Napisaª kilka poematów: Inonia, Anna Sniegina, Czarny czªowiek oraz nieuko«czon¡ powie±¢ Jar. W Polsce, zwªaszcza w okresie mi¦dzywojennym, niezwykle popularny. Znaczna cz¦±¢ jego wierszy jest jednak nieprzetªumaczalna. Ginie melodyjno±¢, niknie uroda j¦zyka inkrustowanego regionalizmami. Wiersz toniczny, zbudowany na mocnym podkªadzie sylabotonicznym, w polskim wydaniu nierzadko okazuje si¦ monotonnym sylabotonikiem. Na domiar zªego Jesienin staª si¦ poet¡ niemodnym - za maªo intelektualnym. W ostatnich latach rzadko wznawiany, niemal nietªumaczony. Niniejsze przekªady s¡ prób¡ ±wie»ego spojrzenia na poezj¦ tego czystej krwi liryka, który ostatni swój wiersz napisaª dosªownie wªasn¡ krwi¡...
EUROPA 86: Wiersze najkrótsze (23.11.2005) Pod rz¡dami wªadcy, który pogardzaª kultur¡, rozkwitªy Sztuka i Literatura. Patrioci? Mali chªopcy op¦tani Wielko±ci¡: Wielkie Czªonki, Wielkie Pieni¡dze, Wielki Big Bang. Gdy czynimy zªo, my i nasze oary jeste±my jednakowo zdumieni. Mali tyrani, zagro»eni przez wielkich, szczerze wierz¡, »e kochaj¡ Wolno±¢. Chodziª jak kto±, kto nigdy nie musiaª otwiera¢ przed sob¡ drzwi. Farmerzy, którzy uprawiali tyto«, byli baptystami i uwa»ali palenie za grzech. Jego my±li w¦drowaªy od poezji przez seks do Boga bez znaków przestankowych. Z t¡ sam¡ czuªo±ci¡ k¡paª chorych i studiowaª greckie papirusy. Przechodz¡ca Pi¦kno±¢ wci¡» go zachwyca, lecz ju» nie musi si¦ za ni¡ odwraca¢. Marzenie poety: by¢ jak ser wyrabiany w jakiej± dolinie, lokalny, lecz ceniony gdzie indziej. Nasze stoªy, krzesªa i sofy wiedz¡ o nas rzeczy, których kochankowie nie mog¡ wiedzie¢. Zasada tyrana: cokolwiek jest mo»liwe,
Wystan Hugh Auden
jest konieczne. Jak rado±nie wygl¡daªy stoªki w barze okoªo trzeciej po poªudniu przez par¦ godzin wolne od ci¦»aru jaªowych, pokonanych tyªków. Przestrze« byªa ±wi¦ta dla pielgrzymów w dawnych czasach, a» samolot sko«czyª caªy ten nonsens. Podziemne drogi s¡ takie, jakimi wol¡ je umarli, zawsze kr¦te. Sprawiedliwo±¢: przyzwolenie, by ukªu¢ odrobin¦ mocniej ni» nas ukªuto. Po masakrze spacykowali swoje sumienia opowiadaj¡c kawaªy. Wojna: angielscy uczniowie zabijaj¡ biaªe motyle, które nazywaj¡ Francuzami. Kiedy byªem maªy... Dlaczego to niedoko«czone zdanie tak mnie teraz gn¦bi? W wi¦tego Marcina na krzakach babie lato, w ªazience zabª¡kana ropucha. Nad straszn¡ przepa±ci¡ pochyla si¦ samotne, wyniosªe drzewo. Gdy spojrzaª jaskini prosto w oko Herkules na moment si¦ zawahaª. Mo»na zgªadzi¢ tyranów lecz siepacze na ich sªu»bie umieraj¡ w ªó»kach.
1907-1973 Jeden z najwi¦kszych poetów j¦zyka angielskiego XX wieku, byª nie tylko autorem monumentalnych, epickich poematów czy uwodzicielskich liryków, ale równie» mistrzem ligranowych utworów, bliskich aforyzmowi. Pierwsza seria jego Shorts (czyli krótkich wierszy) datowana jest na lata 1929-31. Pocz¡tkowo miaªy form¦ rymowanych, regularnych rytmicznie czterowierszy, która z czasem si¦ upro±ciªa. Ich ostatni cykl, z lat 1972-73, to gªównie trzywersowe miniatury, przypominaj¡ce nieco japo«skie haiku, cho¢ to mo»e nie najszcz¦±liwsze porównanie. Dla Audena wzorem byli raczej pisarze staro»ytnego Rzymu, jak Seneka, czy niemieckoj¦zyczni mistycy, np. Jakub Boehme czy Angelus Silesius. Najkrótsze utwory Audena to gªównie medytacje nad istot¡ ±wiata i jego odwiecznych koniktów. Cz¦sto implikuj¡ one pewien projekt moralnej odnowy adresowany do ludzi wystawionych na prób¦ XX-wiecznych totalitaryzmów. W projekcie tym najwa»niejsze jest rozró»nienie mi¦dzy dobrem a zªem oraz zachowanie dystansu i krytycyzmu wobec siebie samego. Niewykluczone, »e to cnoty, które mogªyby si¦ przyda¢ równie» nam.
EUROPA 87: Dorastali±my w tym kraju (30.11.2005)
j¦zyk biaªoruski (I)
Nawet nasze matki nie wiedz¡ jak pojawili±my si¦ na ±wiecie Sami rozsun¦li±my ich nogi wypeªzli±my na zewn¡trz tak jak wypeªza si¦ po bombardowaniu z ruin nie wiedzieli±my które z nas jest chªopcem które dziewczynk¡ i »arli±my ziemi¦ i my±leli±my »e »remy chleb A nasza przyszªo±¢ - gimnastyczka na cienkiej nitce szerokich horyzontów, czego to ona nie wyrabiaªa. Kurwa. I dorastali±my w tym kraju gdzie wpierw si¦ kred¡ kre±li drzwi a noc¡ podje»d»aj¡ budy i zabieraj¡ nas ale w tych budach nie siedzieli m¦»czy¹ni z broni¡ maszynow¡ ani kobieta z kos¡ tak przyje»d»aªa do nas miªo±¢ i zabieraªa z sob¡. tylko w szaletach publicznych czuli±my si¦ wolni za dwie±cie rubli nikt nie pytaª co tam robimy Byli±my przeciw upaªowi latem, przeciw ±niegowi zim¡ A kiedy wydaªo si¦ »e jeste±my wªasn¡ mow¡ i wyrwano nam j¦zyk zacz¦li±my rozmawia¢ oczyma A kiedy wydarto nam oczy zacz¦li±my rozmawia¢ r¦koma Kiedy nam odr¡bano r¦ce rozmawiali±my palcami u nóg Kiedy nam przestrzelono nogi, kiwali±my gªow¡ na tak i kr¦cili±my gªow¡ na nie. A kiedy gªowy zjedzono nam »ywcem wpeªzli±my z powrotem do wn¦trza naszych ±pi¡cych matek jak do schronu »eby urodzi¢ si¦ na powrót. A tam, na szerokim horyzoncie, gimnastyczka naszej przyszªo±ci skakaªa przez ognist¡ obr¦cz Sªo«ca. Pierdut.
j¦zyk biaªoruski (II)
mój kraju, na twoim terytorium zaczyna si¦ wielki sierociniec. tam nas prowadzisz, biaªoru±. mo»e urodzili±my si¦ bez nóg, mo»e modlimy si¦ do niewªa±ciwych bogów, mo»e masz z nami za du»o kªopotu, mo»e jeste±my nieuleczalnie chorzy, mo»e nie masz czym nas karmi¢, a my w ko«cu potramy »ebra¢,
Wal»yna Martynaua ur. 1981
mo»e nigdy nas nie chciaªa±, a i my z pocz¡tku nie umieli±my ciebie kocha¢. twój j¦zyk jest tak maªy, »e jeszcze nawet nie nauczyª si¦ mówi¢. a ciebie, biaªoru±, ogarnia histeria, wci¡» ci si¦ zdaje, »e poªo»ne pomyliªy zawini¡tka. i co, masz teraz karmi¢ cudze dziecko, wªasnym mlekiem poi¢ cudzy j¦zyk? j¦zyk co le»y siny na parapecie, czy to j¦zyk, czy zeszªoroczny ±nieg, czy to ±nieg, czy tylko cie« ikony, to nie j¦zyk, bo nie ma »adnych zasad. jak ±mier¢ jest rychliwy i niesprawiedliwy, jak ±mier¢ któr¡ nie sposób umrze¢, jak ±mier¢ która wskrzesza umarªych. j¦zyk, przez który kªadzie si¦ dzieci do pieca, j¦zyk, przez który brat zabija brata, j¦zyk, przed którym nie ma ocalenia, j¦zyk, co rodzi m¦»czyzn-kaleki, rodzi kobiety-»ebraczki, rodzi bezgªowe ciel¦ta, rodzi »aby z ludzkim gªosem. ten j¦zyk nie istnieje, nie ma zasad ani systemu. mówi¢ nim si¦ nie da wali z mety prosto w mord¦. nawet w ±wi¦to nie sposób takim j¦zykiem dekorowa¢ miasta, ju» go nie zdobi¡ ani sztuczne ognie ani neon. a mnie niech ten tam system caªuje w A-KOR-DE-ON a ten mój akordeon rozci¡gn¡ª si¦ szeroki a» po same obªoki jak te góry do nieba karmi¦ go z r¦ki jak psa, a on z kolan zej±¢ nie chce, lecz kiedy b¦dzie trzeba, zagra wam umpa-pa!
Nale»y do czwartego ju» pokolenia, które pocz¡wszy od lat 60. XX wieku ±wiadomie odtwarza - i tworzy j¦zyk biaªoruski. Dla tej dwudziestoparoletniej anglistki z Mi«ska, znanej ju» w ±rodowisku rodzimym i mi¦dzynarodowym, ten j¦zyk babki, a nie rosyjskoj¦zycznych rodziców, j¦zyk, który ±wiadomie wybraªa dopiero w wieku licealnym, jest ju» j¦zykiem naturalnym, »ywym, nie tylko literackim wynalazkiem. Jest zreszt¡ tak»e nie tylko ±wi¦to±ci¡, ale te» powodem do buntu. Co o nim s¡dzi - pisze sama, co z nim robi - ±wiadcz¡ nie tylko jej wiersze, ale ±wietne przekªady poezji: polskiej - brzmi¡cy jak dzwon Wojaczek i nasi nowofalowcy; anglosaskiej - odkrywczy Ted Hughes i e. e. cummings. Ta konfrontacja z literatur¡ powszechn¡ rodzi dykcj¦ now¡? i now¡ tre±¢ poezji biaªoruskiej.
EUROPA 88: Na skrzy»owaniu dróg, gdzie dal mnie postawiªa (07.12.2005) *** Grz¦zawisko - gª¦boka jama Ogromnego oka ziemi. Ono tak dªugo pªakaªo, e ze ªzami wyciekª jego wzrok I zarósª mizern¡ traw¡. Ale przez trawy i szuwary I biaªy puch sklejonych rz¦s Przebiega zielona iskra, eby znowu zgasn¡¢ w grz¦zawisku. I wtedy po wsiach powiadaj¡ Nie wiadomo z jakich stron przybyli Gu±larze i kosmate wied¹my: - To natrz¡sa si¦ z was grz¦zawisko. - To judz¡ was moce nieczyste. I kiedy oni tak mówi¡, Starcy si¦ zasªaniaj¡ znakiem krzy»a, Doro±li - parskaj¡ ±miechem, A u dziewcz¡t - wyra¹nie wida¢ Za plecami bielusie«kie skrzydªa. *** Na skrzy»owaniu dróg, Gdzie dal mnie postawiªa, Ze smutn¡ rado±ci¡ witam wiosn¦. Z ziemi jeszcze twardej Przebija pierwsza trawka. I w koronce brzózki Daleko - gª¦boko Liliowe zbocza w¡wozu. Ona wezwaªa mnie, Ziemia bezludna! Na zachodzie, poczerwieniaªe z zimna, Sªo«ce, jak miedziany heªm »oªnierza, Zwróconego smutn¡ twarz¡ Ku innym horyzontom, Innym czasom... I szyszak - zªocisty obªok Sunie w przestwór biaªymi piórami Ponad zuchwaªym pi¦knem Moich ªachmanów wieczornych! I moje »aªosne skrzydªa -
Aleksander Bªok
Skrzydªa stracha na wróble Pªon¡, jak heªm sªoneczny, Odblaskiem wieczoru... Odblaskiem szcz¦±cia... I krzy»e - i dalekie okna I czubki z¦batego lasu Wszystko oddycha leniwym I biaªym metrum wiosny.
List
Wciela¢ si¦ w zachwyty cudze Dusza uczy si¦ zawczasu. Fet Gdy stoi mi pani na drodze, Taka realna, taka urodziwa, Ale taka znu»ona, Ci¡gle mówi pani o smutku, My±li o ±mierci, Nikogo nie kocha I lekcewa»y swoj¡ urod¦ Dlaczegó»? Czy ja pani¡ skrzywdz¦? O nie! Nie jestem przecie» despot¡, Oszustem ani pyszaªkiem, Chocia» wiem du»o, Za du»o my±l¦ od samego dzieci«stwa I zbyt jestem zaj¦ty sob¡. Jestem przecie» twórc¡, Czªowiekiem, który wszystko nazywa po imieniu, Odbiera zapach »ywemu kwiatkowi. Ile by pani nie mówiªa o smutku, Nie medytowaªa o ko«cach i pocz¡tkach, miem jednak my±le¢, e pani ma tylko pi¦tna±cie lat. I dlatego chciaªbym, eby zakochaªa si¦ pani w zwyczajnym czªowieku, Który kocha ziemi¦ i niebo Bardziej, ni» rymowane i nierymowane Rzeczy o ziemi i o niebie. Doprawdy, b¦d¦ cieszyª si¦ za pani¡, Bo tylko zakochany Ma prawo do miana czªowieka. 1908
(1880-1921) Najwybitniejszy i najsªawniejszy przedstawiciel rosyjskiego symbolizmu. Poeta, dramaturg, krytyk literacki. Przez jednych ubóstwiany, przez innych wyszydzany i pogardzany. Po wydaniu w 1918 roku poematu Dwunastu wielu przyjacióª przestaªo podawa¢ mu r¦k¦, nazywano go wspóªczesnym satanist¡. Apogeum popularno±ci prze»yª w 1914, przed wybuchem I wojny ±wiatowej. artowaª wówczas, »e gdyby wtedy umarª, za jego trumn¡ szªyby tªumy. Byª czªowiekiem instytucj¡. W jego petersburskim domu bywali zarówno ludzie pióra starszego pokolenia, jak i ówczesna mªodzie» literacka. Mªoda Achmatowa dedykowaªa mu utwór: Do poety przyszªam w go±ci..., na który on odpowiedziaª wierszem: Pi¦kno straszna rzecz, powiedz¡.... Mªodziutka Cwietajewa po±wi¦ciªa mu du»y cykl Wierszy do Bªoka. Ale i z niego podkpiwaª mªody Majakowski w poemacie Dobrze: Aleksandrze Bªoku! Futury±ci gór¡! Niedªugo ze wszystkim frak starzyzny rozlazªy si¦ podrze (tªum. Wª. Broniewski). Bieguny jego twórczo±ci wyznacza debiutancki tomik Wiersze o Pi¦knej Damie i powstaªy niedªugo po napisaniu Dwunastu, ci¡gle zªowieszczo brzmi¡cy wiersz Scytowie: Miliony - was. Nas - mrowie, mrowie, mrowie (tªum. M. Jastrun). Wªadysªaw Chodasiewicz w szkicu o nim napisaª tak: Umarª jako± w ogóle. Dlatego »e caªy byª chory, dlatego »e nie mógª dªu»ej »y¢. Umarª na ±mier¢... Razem z nim odejdzie te» tragicznie pi¦kny srebrny wiek poezji rosyjskiej.
EUROPA 89: Poezja peryferii (14.12.2005)
Nieokre±lono±¢
W niektórych strefach geogracznych nadchodzi pora roku, której nikt nie nazwaªby jesieni¡, gdy roczne listowie »ywych d¦bów, niegdy± zielone lecz teraz barwy nieokre±lonej ciemnego br¡zu lub ochry, opada nieprzeliczone wierc¡c si¦ i wiruj¡c w mi¦kkiej mgieªce, zªoty kurz pyªku i pªatków, którego nikt, o ile wiem, nie opisaª jeszcze jako prawdziw¡ wiosn¦ w ±rodku jesieni lub na odwrót: samo poj¦cie wiosny Anglicy ª¡czyli, gdy si¦ nad tym zastanowi¢, przynajmniej od Chaucera, z miesi¡cem kwietniem, ignoruj¡c caªy obszar pomi¦dzy, owo zjawisko, które nie tyle jest nadej±ciem, co niejasnym w¦drowaniem nel mezzo del cammin: by nie wspomnie¢ o kwietniowych, podziemnych br¡zach lub wiecznych tropikach, we Wªoszech nie tylko »ywy d¡b ma nieokre±lon¡ barw¦, lecz równie» kamfora nie w por¦ pokrywaj¡ca si¦ karmazynem, który opada, opada w mi¦kkiej mgieªce zieleni.
Pusta parcela ze szkarªatk¡
K¦pki, mieszki, dwuletnie rozety wro±ni¦te w sprz¦t wiertniczy, pla»owy blond na menelskim karku perzu: chwasty nie zwa»aj¡ na poªyskuj¡ce gdzieniegdzie strz¦py hurtowego wypi¦trzenia i ka¹ni, bez wahania rosn¡ przed siebie, drzewo ailanthusa zatacza kr¦gi i nie cofa si¦ przed niczym - i patrzcie! Oto szkarªatka, wyskoczyªa z nasiona
Amy Clampitt (1920-94)
upuszczonego przez wªócz¦g¦, znalazªa punkt oparcia: przepasana ró»em, purpurowa alkowa, widokowe zawirowanie kwiecia zaokr¡glaj¡ce si¦ w byle jak przypi¦ty, uwi¦ziony przez bª¦kit owoc, który inny pielgrzym by¢ mo»e uratuje przed t¡ por¡, kiedy wszystko idzie na marne, przed corocznym zniszczeniem.
Stopniowe przeja±nienie
Pod koniec dnia mgªa wykr¦ciªa si¦ jak g¡bka i spadªa ª¡kami deszczu, przeszywaj¡c ledwie widoczne zatoczki niczym ko«cami wªóczni; pó¹niej wznosz¡ce si¦ smugi, szarfy i pier±cienie dymu odkryªy w pobli»u wysp rozkoªysany plis rybackich sieci, gªadko±¢ peau-de-soie lub ±wie»o prasowanego perkalu z koronk¡ piany tam, gdzie s¡ skaªy; ich poªyskliwy bezkolor, niczym wst¦gi platyny i magnezu, minuta po minucie zalewaª si¦ potajemnym ró»em i oletem, opalizowaª odcieniami wilczomleczy, tkanina, o której nie da si¦ mówi¢ gªo±niej ni» szeptem; powoli zaczyna si¦ otwiera¢ wzdªu» caªego horyzontu jak usta groty lub przepastnej pojedynczej, brzemiennej perª¡ muszli. przeª. Paweª Marcinkiewicz
Harold Bloom napisaª w The Yale Review, »e wiersze Amy Clampitt dzi¦ki nieprawdopodobnej elokwencji bezsprzecznie nale»¡ do kanonuXX-wiecznej poezji ameryka«skiej. Clampitt wydaªa pierwsz¡ ksi¡»k¦ poetyck¡ dopiero w 1983 roku, w wieku 63 lat. O sukcesie debiutanckiego Zimorodka niech ±wiadczy fakt, »e jego autorka w ci¡gu kilku kolejnych lat otrzymaªa niemal wszystkie wa»niejsze wyró»nienia literackie w USA, m.in. stypendium Guggenheimów oraz Academy of American Poets, a ponadto MacArthur Prize. Do swej ±mierci w 1994 roku wydaªa jeszcze 5 wyborów wierszy. W 1997 roku, w presti»owym nowojorskim wydawnictwie Alfred A. Knopf, ukazaª si¦ po±miertnie500-stronicowy tom jej Wierszy zebranych, jedna z najwa»niejszych ksi¡»ek poetyckich ubiegªej dekady w USA. Twórczo±¢ Clampitt jest niezwykle zró»nicowana formalnie. W ekscytuj¡cy sposób ª¡czy tradycj¦ ameryka«sk¡ (Emily Dickinson, Wallace Stevens) i europejsk¡ (Rainer Maria Rilke, Osip Mandelsztam). Najwspanialsze wiersze Clampitt to niestroni¡ce od aluzji literackich liryczne medytacje o g¦steji zaskakuj¡cej metaforyce. Najbardziej interesuj¡ poetk¦ obrze»a naszego ±wiata i my±lenia. Obok Elizabeth Bishop jest ona chyba najciekawsz¡ eksploratork¡ terra incognita mi¦dzy uwa»n¡ ±wiadomo±ci¡ a rzeczywisto±ci¡, która wci¡» wymyka si¦ sªowom.
EUROPA 90: Nie dla mnie m¦cze«stwo, obdarz mnie Twym spokojem (21.12.2005)
Pie±« dla Symeona
Panie, rozkwitªy w czaszach rzymskie hiacynty, Po ±nie»nych wzgórzach peªza sªo«ce zimy; Uparta pora roku stan¦ªa i trwa. Moje »ycie bez wagi czeka na wiatr ±mierci, Jak ptasie piórko na wierzchu mej dªoni. Proch w smudze sªo«ca, zakamarki wspomnie« Czekaj¡ wichru - który zmra»a ku krainie ±mierci. Obdarz nas Twym pokojem. Tyle lat chodz¦ tymi ulicami, Trwaj¡c w wierze i w postach, wspomagaj¡c biednych, Daj¡c i bior¡c chwaª¦ i pociech¦. Nikt od drzwi moich nie byª odtr¡cony. Kto wspomni dom mój, gdzie b¦d¡ »yªy dzieci moich dzieci Gdy nadejdzie czas ªez? Pobiegn¡ ±cie»kami kozic, ukryj¡ si¦ w lisich norach Uciekaj¡c od obcych twarzy i obcych mieczy. Nim nadejdzie czas chªosty, lamentów, powrozów, Obdarz nas Twym pokojem.
Thomas Stearns Eliot
Nim stacjami m¦ki stanie si¦ wzgórze osamotnienia, Nim nadejdzie godzina matczynego bólu, Teraz, w porze narodzin ±mierci, Niech Dzieci¦, Sªowo jeszcze niemówi¡ce i niewysªowione Obdarzy pociech¡ Izraela Starca co ma lat osiemdziesi¡t i nie ma jutra. Wedªug sªowa Twego B¦d¦ Ci¦ wielbi¢ i cierpie¢ w ka»dym pokoleniu W chwale i wzgardzie, wiatªami ponad ±wiatem, wznosz¡c schody ±wi¦tych. Nie dla mnie m¦cze«stwo, ekstaza modlitwy i my±li, Nie dla mnie ostateczna wizja. Obdarz mnie Twym pokojem. (A miecz przeszyje serce Twoje, Twoje równie»). Jestem zm¦czony »yciem swoim - i »yciem tych co przyjd¡ po mnie. Umieram ±mierci¡ wªasn¡ - i ±mierci¡ tych co umr¡ po mnie; Daj sªudze Twemu, nim odejdzie, Ujrze¢ Twe zbawienie.
(1888-1965) Drugi z Wierszy Ariela, ogªoszony w okresie ±wi¡t Bo»ego Narodzenia roku 1928, nawi¡zuje do monologu, jaki wygªosiª Symeon, kapªan izraelski, opisany w Ewangelii ±w. ukasza 2,25-35, gdy Maryja przyniosªa Jezusa do ±wi¡tyni w celu dokonania rytualnego obrzezania. Wchodzi ona do ±wi¡tyni z zapalon¡ ±wiec¡, maj¡c¡ wiele symbolicznych znacze« - wiatªa Wiary, Ducha wi¦tego, jak równie» oary Jezusa za grzechy ludzko±ci. W Ko±ciele katolickim okre±la si¦ to ±wi¦to jako Matki Boskiej Gromnicznej, nie chc¡c wskazywa¢ na jego zwi¡zek z obrzezaniem. Wiersz ten w stosunku do poprzedniego utworu Eliota z cyklu Wiersze Ariela pt. W¦drówka Trzech Króli (wydrukowanego w Europie nr 1 z 5 stycznia br.), który wyra»aª ch¦¢ ±mierci - Z rado±ci¡ bym powitaª inn¡ ±mier¢ - jest ju» o»ywiony nadziej¡ ujrzenia Mesjasza-Zbawiciela i odnalezieniem przez poet¦ drogi do zbawienia.
EUROPA 91: e »ycie szªo na serio, zaczyna si¦ rozumie¢ pó¹niej (28.12.2005)
Nie b¦d¦ na powrót mªody
e »ycie szªo na serio zaczyna si¦ rozumie¢ pó¹niej - jak wszyscy mªodzi, prowadziªem swoje »ycie gdzie± przed sob¡. Zostawi¢ ±lad chciaªem i odej±¢ po±ród braw - zestarze¢ si¦, umrze¢, to byªy tylko wymiary teatru. Ale min¡ª czas i nieprzyjemna prawda si¦ wychyla: zestarze¢ si¦, umrze¢, to jedyna tre±¢ dzieªa.
De vita beata
W starym nieskutecznym kraju, czym± w rodzaju Hiszpanii mi¦dzy dwoma wojnami domowymi, w miasteczku nad morzem posiada¢ dom i skromne gospodarstwo i »adnej pami¦ci. Nie czyta¢, nie cierpie¢, nie pisa¢, nie pªaci¢ rachunków, i »y¢ jak zrujnowany szlachcic po±ród ruin mojej inteligencji.
Hymn do mªodo±ci
Heu quantum per se candida forma valet! Propercjusz, II, XXIX, 30 Po co przychodzisz teraz, mªodo±ci, bezczelny uroku »ycia Co ci¦ sprowadza na pla»¦ Byli±my spokojni, starsi, a ty przychodzisz rani¢ nas, o»ywiaj¡c najstraszniejsze niemo»liwe marzenia, ty przychodzisz grzeba¢ nam w wyobra¹niach. Z fal wynurzona, caªa poªysk, blask, czyste wra»enie i falowanie ukrytego zwierz¦cia,
Jaime Gil de Biedma (1929-90)
w stron¦ brzegu zbli»asz si¦ z zaró»owionymi male«kimi piersiami, po±ladkami zªo±liwymi jak u±miechy, o smukªa bogini o grubych kostkach, z napomknieniem (tak wªa±ciwym tobie) brzucha daj¡cego krok ku narodzinom ud: delikatne pi¦kno, precyzyjne i niezdecydowane, gdzie poªo»y¢ czoªo, rozlewaj¡c ªzy. I widzimy ci¦ nadchodz¡c¡ - wyobra»enie bajecznej przestrzeni nadbrze»nej z bykami, muszlami ±limaków i delnami, na ªagodnym piasku, mi¦dzy morzem i niebem, wci¡» dr»¡c¡ od kropli, o±lepion¡ sªo«cem i u±miechni¦t¡. Zwiastujesz nam królestwo »ycia, sen o innym »yciu, intensywniejszym i bardziej wolnym, bez po»¡dania zapalczywego jak wyrzut sumienia - bez po»¡dania ciebie, przem¡drzaªa bestyjo dzieci¦ca, w której zbiegaj¡ si¦ bezpo±rednie pi¦kno starlet i wytworna wstydliwo±¢ ksi¦cia. I cho¢ pr¦dko marszczysz czoªo, które dr¦czy my±l wzruszaj¡ca i t¦pa, i odwracaj¡c w stron¦ morza twarz, gdzie bªyszczy po±ród mokrych jasnych kosmyków melancholia Antinousa, o pi¦kna oboj¦tna, przez pla»¦ idziesz jakby± nie wiedziaªa »e pod¡»aj¡ za tob¡ ludzie i psy, bogowie i anioªowie i archanioªowie, trony i przekle«stwa...
Urodziª si¦ w Barcelonie, studiowaª w Madrycie i Oksfordzie. Pracowaª jako agent handlowy w kompanii tytoniowej. Dla kolejnych pokole«, pocz¡wszy od lat 70. (tzw. novisimos), byª mistrzem - jego niewielkie rozmiarami dzieªo poetyckie jest uwa»ane za jedno z najwa»niejszych w drugiej poªowie XX wieku w Hiszpanii. Skªadaj¡ si¦ na nie trzy tomy: Compa?eros de viaje (1959), Moralidades (1966), Poemas póstumos (1970) i kilka antologii wierszy. Opublikowaª tak»e tom esejów Pie de la letra, esej o poezji Jorge Guilléna, przekªady T. S. Eliota i dziennik intymny z lat mªodo±ci Diario de un artista seriamente enfermo. Byª jedn¡ z pierwszych osób publicznych w Hiszpanii, które nie ukrywaªy, »e choruj¡ na AIDS.
EUROPA 92: Mªodzie«cy stanieli (04.01.2006) Gromada ziemiastych rozpierzchªa si¦ chmur. W ±mierdziasty samodziaª przyodziaª si¦ Mór. Na tron wygramoliª si¦ ci¦»ko i siadª, I macha martwymi ªydami na ±wiat. I tako ci lamenci Przeznaczeniec, w wielgich ramionach tul¡c czªowiecz¡tko maªe: mierdzi¡tko miªe, ±mierdziaczku mój miªy, ±liczno±ci ty moje! mierdziu«ki najpi¦kniejsze z tego mojego wªosiwa ruchliwego! Umykaj¡ si¦ na wieki Jak biegn¡ce wody rzeki Ludzie, ludy i epoki. W gi¦tkim zwierciadle przyrody My - ryby, gwiazdy - niewody, Bogi - widziadªa pomroki. Nie wiem, czy Ziemia kr¦ci si¦, czy nie, To zale»y, czy sªowo w linijce si¦ zmie±ci. Nie wiem, czy byªy mi babci¡ i dziadkiem Maªpy, jak nie wiem, czy sªodkiej chc¦, czy kwa±nej tre±ci. Wiem jednak, »e chc¦ wrze¢ i chc¦, »eby Sªo«ce Z »yª¡ mej r¦ki wspólnym z»yªo si¦ dr»eniem. Chc¦ jednak, »eby promie« gwiazdy caªowaª promie« mego oka, Tak jak jele« jelenia caªuje (ach, ich pi¦kne oczy!), Chc¦ jednak, »eby, kiedy dr»¦, to dr»enie udzielaªo si¦ wszech±wiatu. I chciaªbym wierzy¢, »e jest co±, co pozostaje,
Wielimir Chlebnikow
Gdy pªow¡ kos¦ ukochanej zast¡pi si¦ na przykªad czasem. A ja chc¦ siebie, Sªo«ce, niebo, perªowy pyª postawi¢ poza wspólnego mno»nika nawiasem. Gdzie krwi¡ wilk si¦ chwali: Ha! Ciaªo jem mªodzienia Tam rzecze matka: Synów pochowali. My, starce, rozwa»my swe dzieªa. Nieprawda», mªodzie«cy stanieli? Ta«si od ziemi, beczki wody i w¦gla na furze? Ty, co ¹d¹bªa kosisz, kobieto w bieli, Mi¦±niami smagªa, do roboty! Nu»e! Komu mªodzie«cy? Martwi mªodzie«cy? Miasto o bruk si¦ chlupotem rozj¦czy. Czy» nie tak srok przekupie« i drozdów? Piórami ich kapelusz swój ozdób. Kto wydaª ksi¡»eczk¦ Pie±ni ostatnich jeleni, Wisi przekªuty p¦tl¡ u goleni, Obok srebrnej zaj¦czej skórki, Tam, gdzie ±mietana, mi¦so i ogórki! Spadaj¡ Bria«skie, ro±nie Mantaszew, Ju» po mªodzie«cu, ju» po naszym Czarnookim królu rozmów przy wieczerzy. On nasz, najdro»szy nam, uwierzcie, kto nie wierzy! przeª. Adam Pomorski
(1885-1922) Jeden z najwi¦kszych poetów europejskich pierwszej awangardy. Rówie±nik Witkacego, urodzony jeszcze w carskiej Rosji, wówczas te» debiutuj¡cy i zdobywaj¡cy poetyck¡ sªaw¦. Wycie«czony chorobami i gªodem zmarª tu» po zako«czeniu rosyjskiej wojny domowej. Formalne eksperymenty poetyckie wi¡zaª z wyniesionymi z domu tradycjami anarchorewolucyjnymi. W cyklu poematów, wierszy i nowel z lat 1921-22 bez zªudze« odmalowaª wstrz¡saj¡cy i porywaj¡cy obraz rewolucji. W przekªadzie, wyborze i opracowaniu Adama Pomorskiego ukazaª si¦ przed rokiem tom poezji i tekstów programowych Chlebnikowa z lat 1917-22 (Rybak nad morzem ±mierci, wyd. Open, 2005). Ukazuj¡cy si¦ nakªadem tego» wydawnictwa tom Widzi¡dz widziadeª bezksztaªtnych, z którego pochodz¡ publikowane przekªady, zawiera wiersze i teksty poety z lat 1904-16.
EUROPA 93: Kto nagoni nam krwi gor¡cej? (11.01.2006) *** Drzwi na niebiesko pomalowane, Oliw¡ dobrze nasmarowane, W nocy tych drzwi nie sªycha¢, W nocy tych drzwi nie wida¢... Ksi¦»yca w peªni moc! Zªoto na puªapie niczym zodiak, aªobne na podªodze oªki, Obustronne lustro okr¡gleje... T y i j a, t y i j a - razem... Ksi¦»yca w peªni moc! Moja moc na tobie si¦ odbija, Twoja moc we mnie tryumfuje; Przestwór kapie miodowo na padóª, Wyrastaj¡ ró»owe ªodygi... Ksi¦»yca w peªni moc! stycze« 1923 *** Nie gubernatorowa z ocerem gwardii, Nie monarchini przyjmowaªa ordynansa, Na pozªoconym, ksztaªtnie gi¦tym krze±le Siedziaªa Matka Bo»a szyj¡c w r¦kach. A przed ni¡ staª Archanioª Bo»y Michaª. Ostroga o ostrog¦ podzwaniaªa, Przy palisadzie ko« kopytem stukaª, A na pagórku bieliªo si¦ pªótno. Archanioªowi rzekªa tak Królowa: Doprawdy, ju», Michaªku, sama nie wiem, Co o tym my±le¢. Nie godzi si¦ sªucha¢. Nie mo»e by¢ kraina bez imienia, Same litery jej nie uratuj¡. Nie wolno »y¢ bez wiary i nadziei Ani bez cara, danego od Boga. Jestem niewiast¡. al mi i zªoczy«cy. Ale tych w poczet ludzi nie zaliczam. Wszak sami si¦ od siebie odwrócili I nie±miertelnej duszy si¦ wyparli. Tobie ich oddam. A czy« sprawiedliwie. Zmilkªa, od szycia r¡k nie odrywaj¡c. Lecz ªzy nie zabªysn¦ªy na jej rz¦sach I zas¦piony staª Archanioª Michaª, A na podwojach biªa ªuna sªo«ca. No, z Bogiem! - rzekªa Bo»a Rodzicielka, Potem w okienko cicho popatrzyªa I powiedziaªa: Minie jeszcze tydzie«, A pªótno b¦dzie bielsze ni¹li ±nieg. listopad 1924 *** A. Radªowej Siw¡ chmar¡ cienie si¦ wlok¡,
Michaiª Kuzmin (1872-1936)
W drzwi koªacz¡ znienacka go±cie, Szepcz¡ do mnie: Jak¡ powªok¡ Przykryjemy prze¹roczyste ko±ci? Ciemno, gªucho i zawierucha, Zadr»¡ trupy na zew tr¡by grzmi¡cej... Kto w nas tchnie nowe tchnienie ducha? Kto nagoni nam krwi gor¡cej? Oto krew - ona moja i prawdziwa! I rodzina, i miªo±¢ - nie s¡ zªud¡. Bezokie dzi± daruj¦ wam widzenie, ycie »ywe i niewyczerpane. lepe plemi¦, dano wam si¦ zbli»y¢, Dawno scze¹li i nienarodzeni, Chod¹cie, nawet wy nieistniej¡cy, Bez ojczyzny, bez epoki, bez imienia. Wszystkie kraje i lata. M¦»czy¹ni i kobiety, Starcy i dzieci, Sªawni i nieznani, Macedo«ski bohater, Ucze«, co si¦ nawet nie zastrzeliª, Ludzie z metrykami, Z wieczystym miejscem na cmentarzu, I lekkie embriony, Dziwaczna komórek mózgowych Latoro±l... I rosyjski chªopiec, Zad¹gany w Ugliczu*, Ty, Micie«ka, yj, ro±nij i biegaj! Napijcie si¦ ±wi¦tej krwi! Nowe ródªo ycia - serce, ywe, nie metaforyczne serce, Stworzone wedle wszelkich praw Bo»ej anatomii, Ka»dym uderzeniem swój koniec przybli»aj¡ce, Daj¡ce, Bior¡ce, Pij¡ce, Poj¡ce, Oara i oarodawca, Umieraj¡cych wskrzesiciel i zbawca, Cudu cudotwórca czekaj¡cy, Tajemnicze, ±wi¦te, Sªabe, bratnie, najzwyklejsze Serce! czerwiec 1922 * Syn Iwana IV Gro¹nego, carewicz Dmitrij, który w niejasnych okoliczno±ciach zgin¡ª w Ugliczu w 1591 roku. Kanonizowany przez Cerkiew rosyjsk¡. przeª. Zbigniew Dmitroca
Poeta, prozaik, dramaturg, tªumacz, ±piewak i kompozytor. Ten rosyjski modernista pochodziª z rodziny starowierców. Studiowaª kompozycj¦ w klasie Rimskiego -Korsakowa. Oscar Wilde literatury rosyjskiej. Swój homoerotyzm zadeklarowaª w powie±ci Skrzydªa, opublikowanej w 1907 roku, dzi¦ki której zyskaª zª¡ i dobr¡ sªaw¦. Komponowaª muzyk¦ do licznych przedstawie« teatralnych, m.in. do sztuki Aleksandra Bªoka Buda jarmarczna. Mistrz stylizacji, zarówno w poezji, jak i prozie. Jego twórczo±¢ poetycka jest bardzo ró»norodna i nierówna. Za najwybitniejszy uznaje si¦ wczesny cykl Pie±ni aleksandryjskie oraz tom Pstr¡gi rozbijaj¡ lód, wydany w 1929 roku - to ostatnia ksi¡»ka, jaka ukazaªa si¦ za »ycia autora. Od 1924 roku Kuzmin pozostawaª na marginesie »ycia literackiego; zajmowaª si¦ przekªadami - od Homera, poprzez Szekspira, po Brechta. Zmarª w n¦dzy. W Polsce nie doczekaª si¦ do tej pory samodzielnej ksi¡»ki poetyckiej. Tªumaczony byª m.in. przez Pawªa Hertza i Seweryna Pollaka.
EUROPA 94: By nada¢ sens dniom rozwichrzonym (18.01.2006)
Farma w Nowej Anglii, sierpie«, 1914
Sierpie« to miesi¡c burzliwy Miesi¡c, gdy klacze zady podnosz¡ wysoko Sierpie« to miesi¡c pªomienny Wichrem zamiata próg roku. Lecz kim jest ów je¹dziec na drodze Z ostrogami ±piesznymi z bªyszcz¡cego srebra? Sierpie« niesie ±mier¢ zimie Oczyszcza ziemi¦ z bªotnych deszczy czerwca Usztywnia grube korzenie, w brzoskwiniowym drzewie Detonuje nasienie i kwiecie. Sierpie« jest czasem namysªu, Czy ju» stan¡¢ za pªugiem, kupi¢ buty robocze I o pierwszych ciel¡tkach dygocz¡cych w trawie Wilgotnych jeszcze od ±luzu narodzin. Lecz kim jest ów je¹dziec u bram? Czemu zbiegaj¡ si¦ ciekawscy? Sierpie« zawi¡zkiem jest roku nowego: W zapomnianych ju» latach, po»óªkªe jesienne odygi zbó» ustawiaªo si¦ w stogi na brzegu rzeki I podpalaªo patrz¡c jak ptaki przez dym przelatuj¡ Wyªapuj¡c chrz¡szcze. W zapomnianych tych latach Odkrywaªo si¦ pªugiem zeszªoroczne bruzdy: Jak»e ów sierpie« mógª tak zawie±¢ nas? Dlaczego mªodzie«cy ci siodªaj¡ konie? Dlaczego te kobiety pogr¡»one s¡ w smutku?
Pustynia
Piotrowi Bordenowi Biedot¦ w Sydney czu¢ byªo st¦chlizn¡ A gdy± ty miaª lat dwadzie±cia dwa, moje dzieci«stwo byªo zagro»one
Les Murray
Wi¦c wyprzedziªem ci¦ we wszystkim prócz zapaªu W drodze do zacofanej krainy Gdzie ko«cz¡ si¦ asfalty. W tych cichych okolicach Czas rozszerza si¦ w przestrze«. Do Portu Augusta zbli»aªem si¦, id¡c Dzie« caªy przede mn¡ widniaªy rdzawe Niezmierzone pola, za nimi Spalone zbocza gór na tle ±wietlistego nieba. O ±wicie sªo«ce wytoczyªo si¦ ze swych le»y Nad kraj wysuszonych jezior, pal¡cy skwar przenikaª przez Osªon¦ szarych zaro±li i obudziª mnie przy ±ladach kóª I czyim± samochodzie, w¦drowaªem wi¦c dalej. W poªudnie, jak w zwidach fata-morgany, z cudzoziemcami Zaparzaªem herbat¦ snuj¡c powiastki o pracy na Póªnocy I w cichej zadumie patrzyªem na posta¢ zuchwaª¡ Pustynnego diabªa w wiruj¡cych piaskach, lec¡cego w gór¦ Gdzie migotaª i ciemniaª Aby znikn¡¢ nagle Zostawiaj¡c bezksztaªtn¡ rzedn¡c¡ plam¦ na niebiosach. Tam gdzie duchy skaª norskich Nad równin¡ si¦ wznosz¡ Wspominaªem sposoby, które±my odkryli, By nada¢ sens dniom rozwichrzonym; a tak»e - czas Kiedy mijali±my przy±pieszonym kªusem Wyneyard Concourse Opowiadaj¡c sobie parodi¡ dialektu Arunty i gestem Jak to tropili±my zwierz¦, które straszyªo w w¡wozie... Pªoche zabawy, lecz one potrzebne mi byªy jak woda, One i caªa peªnia is-ach!-totno±ci rzeczy.
(ur. 1938) Nale»y do najwybitniejszych poetów j¦zyka angielskiego, uznany za narodowego poet¦ Australii. Jest twórc¡ o randze mi¦dzynarodowej, stawianym obok noblistów - Seamusa Heaneya i Dereka Walcotta. Laureat najbardziej presti»owych nagród poetyckich, m.in. Grace Leven Prize (1981), Nagrody Petrarki (1990), T. S. Eliot Award (1996) czy otrzymanej w 1999 roku z rekomendacji Teda Hughesa nagrody królowej angielskiej: Zªotego Medalu za Poezj¦. Za najwa»niejsze jego ksi¡»ki poetyckie uwa»a si¦ The Daylight Moon (1987) i Dog Foxeld (1999), opatrzone dedykacj¡ Ku chwale Bo»ej. Murray jest bowiem gorliwym katolikiem o pogl¡dach konserwatywnych, a jednocze±nie gor¡cym obro«c¡ praw Aborygenów i ludno±ci wiejskiej, z której sam si¦ wywodzi. Opowiada si¦ za patronatem pa«stwa nad kultur¡. Mimo trudnego »ycia miaª szcz¦±cie do wpªywowych przyjacióª, którzy wcze±nie odkryli i docenili jego talent. Patronowaª mu m.in. wielki poeta australijski Kenneth Slessor. Udane okazaªo si¦ równie» maª»e«stwo z kole»ank¡ ze studiów, Valerie Morrel, z któr¡ ma pi¦cioro dzieci. Wªa±nie dzi¦ki »onie, wychowany w prezbiteria«skiej rodzinie, nawróciª si¦ na katolicyzm w 1964 roku. Jego religijno±¢, tradycjonalizm i gor¡cy patriotyzm, którym daje wyraz w wierszach i innych publikacjach, przysparzaj¡ mu wielu przeciwników w±ród lewicowo zorientowanego ±rodowiska intelektualistów australijskich, których Murray - nie bez racji - uwa»a za snobistyczny salon. Jest pacyst¡, czego ±wiadectwem mo»e by¢ zamieszczony tu wiersz Farma w Nowej Anglii, sierpie«, 1914. W swej historyczno-wiejskiej materii poetyckiej jest on do±¢ typowy dla poezji Murraya. Dodajmy, »e obie wojny ±wiatowe zaznaczyªy si¦ gª¦bokim pi¦tnem w literaturze odlegªej z pozoru Australii.
EUROPA 95: Maªe pªomyki piekieª (25.01.2006)
Maki w pa¹dzierniku
Nawet sªoneczne chmury tego ranka nie mog¡ zapanowa¢ nad tymi spódniczkami. Ani kobieta w ambulansie Której czerwone serce rozkwita przez pªaszcz tak zdumiewaj¡co... Dar, dar miªo±ci Prawie niechciany Przez niebiosa Bladawo i pªomieni±cie Zapalaj¡ swój dwutlenek w¦gla, oczyma Ot¦piaªymi do znieruchomienia pod melonikami. O mój Bo»e, kim jestem e te spó¹nione usta musz¡ otwiera¢ si¦ krzykiem W lesie mrozu, w brzasku bªawatków.
Maki w lipcu
Maªe maki, maªe pªomyki piekieª,
Sylvia Plath (1932-63)
Czy nic was nie trapi? Bªyskacie. Nie mog¦ Was dotkn¡¢, Wkªadam moje dªonie mi¦dzy pªomyki. Nie parz¡. I wyczerpuje mnie patrzenie na was Bªyskaj¡ce w ten sposób, pomarszczone i jasnoczerwone jak skóra warg. Usta ociekaj¡ce teraz krwi¡ Maªe krwawi¡ce spódniczki! To s¡ opary, których nie mog¦ dotkn¡¢. Gdzie s¡ wasze odurzaj¡ce wªa±ciwo±ci, wasze obrzydliwe kapsuªki? Gdybym mogªa krwawi¢ lub zasn¡¢! - - Gdyby moje usta mogªy po±lubi¢ ran¦ tak¡ jak ta! Lub gdyby wasze likwory wypªyn¦ªy we mnie, w tej szklanej kapsuªce, Ot¦piaj¡ce i uciszaj¡ce. Ale pozbawione kolorów. Pozbawione kolorów.
Uznana za jedn¡ z najwi¦kszych, je±li nie najwi¦ksz¡ poetk¦ XX wieku - urodziªa si¦ w Bostonie. Jej ojciec, Niemiec z pochodzenia, urodzony w Grabowie na póªnocy Polski, w wieku 16 lat wyemigrowaª do Ameryki. Absolwent Harvardu, zyskaª uznanie jako wybitny entomolog, badacz »ycia pszczóª. Osierociª j¡, gdy miaªa 8 lat. Od wczesnej mªodo±ci jej wybitne uzdolnienia szªy w parze z psychicznymi zaburzeniami, zako«czonymi w roku 1953 prób¡ samobójstwa i nast¦puj¡c¡ po niej terapi¡ elektrowstrz¡sow¡. Wszechstronnie utalentowana, w roku 1955 uko«czyªa z najwy»sz¡ ocen¡ Smith College, publikuj¡c w presti»owych ameryka«skich pismach wiersze, poematy i opowiadania. Jej bªyskotliwa kariera uwie«czona zostaªa stypendium Fulbrighta i wyjazdem do Anglii, gdzie kontynuowaªa studia w Newham College w Cambridge. W roku 1956 po±lubiªa wybitnego poet¦ angielskiego Teda Hughesa. W roku 1960 w Londynie przyszªa na ±wiat ich córka, Frieda i ukazaª si¦ pierwszy tomik wierszy Plath Kolos. Dwa lata pó¹niej - gdy Sylvia i Ted osi¡gn¦li dªugo oczekiwan¡ stabilizacj¦ »yciow¡ i urodziª im si¦ syn - spadªo na ni¡ nieszcz¦±cie: ukochany m¡» zwi¡zaª si¦ z inn¡ kobiet¡. Plath i Hughes rozstali si¦ w pa¹dzierniku 1962 roku. Silny wstrz¡s psychiczny spowodowaª nawrót choroby umysªowej, zako«czony samobójstwem, które popeªniªa w swym londy«skim mieszkaniu w lutym 1963 roku. W roku jej ±mierci, w styczniu, ukazaªo si¦ pierwsze wydanie jej autobiogracznej powie±ci Szklany klosz.
EUROPA 96: Nike która si¦ waha (01.02.2006)
Nike która si¦ waha
Najpi¦kniejsza jest Nike w momencie kiedy si¦ waha prawa r¦ka pi¦kna jak rozkaz opiera si¦ o powietrze ale skrzydªa dr»¡ widzi bowiem samotnego mªodzie«ca idzie dªug¡ kolein¡ wojennego wozu szar¡ drog¡ w szarym krajobrazie skaª i rzadkich krzewów jaªowca ów mªodzieniec niedªugo zginie wªa±nie szala z jego losem gwaªtownie opada ku ziemi Nike ma ogromn¡ ochot¦ podej±¢ i pocaªowa¢ go w czoªo
Zbigniew Herbert
ale boi si¦ »e on który nie zaznaª sªodyczy pieszczot poznawszy j¡ mógªby ucieka¢ jak inni w czasie tej bitwy wi¦c Nike waha si¦ i w ko«cu postanawia pozosta¢ w pozycji której nauczyli j¡ rze¹biarze wstydz¡c si¦ bardzo tej chwili wzruszenia rozumie dobrze »e jutro o ±wicie musz¡ znale¹¢ tego chªopca z otwart¡ piersi¡ zamkni¦tymi oczyma i cierpkim obolem ojczyzny pod dr¦twym j¦zykiem
(1924-1998) Wi¦kszo±¢ Polaków opowiada si¦ za sojuszem z Zachodem, uwa»aj¡c, »e nam si¦ to po prostu nale»y. Bo jeste±my tacy wspaniali. Obawiam si¦ jednak, »e caªa integracja to ªamigªówka, której nikt nawet nie zacz¡ª rozwi¡zywa¢ (wymiana urz¦dników na ró»nych lukratywnych stoªkach to jeszcze nie wszystko), a poza tym koszt tej zabawy mo»e przekroczy¢ nasze realne mo»liwo±ci (nie apetyty). Obrazowo: Zachód ma kupi¢ wszystkim ±rodkowym Europejczykom bilety plus stosowne wieczorowe garnitury i suknie. Aby mogli uczestniczy¢ w spektaklu w obcym j¦zyku, który to spektakl jest dla nich caªkowicie niezrozumiaªy. [...] Opowiadaj¡c si¦ tak ochoczo za przyst¡pieniem, cierpliwie antyszambruj¡c u mo»nych tego ±wiata, nale»y zda¢ sobie spraw¦, »e Zachód i Ameryka znajduj¡ si¦ w stanie gª¦bokiego kryzysu intelektualnego i duchowego. Nie chcemy jak nacjonalistyczne oszoªomy odrywa¢ Polski od piersi Europy, do której przyssaªa si¦ ju» tysi¡c lat temu, ale postara¢ si¦ odpowiedzie¢ na pytanie, co chcemy i mo»emy da¢ Europie. Uwagi Pana Cogito przy stole nakrytym obrusem... 1997 w: Zbigniew Herbert W¦zeª gordyjski oraz inne pisma rozproszone 1948-1998, opr. P. K¡dziela, Warszawa 2001
EUROPA 97: ycie jest proste (08.02.2006)
Jeden poci¡g mo»e zasªania¢ drugi
(napis na przeje¹dzie kolejowym w Kenii) W wierszu jedna linijka mo»e zasªoni¢ drug¡ linijk¦, Tak samo jak na przeje¹dzie jeden poci¡g mo»e zasªoni¢ drugi. Inaczej mówi¡c, je»eli czekasz »eby przej±¢ Przez tory, zrób to dopiero chwil¦ Po tym, jak przejedzie pierwszy poci¡g. Podobnie kiedy czytasz, Najpierw przeczytaj nast¦pn¡ linijk¦ Dopiero pó¹niej b¦dziesz mógª bezpiecznie czyta¢ dalej. W rodzinie jedna siostra mo»e zasªoni¢ drug¡, Dlatego, kiedy uderzasz w konkury, lepiej mie¢ oko na wszystkie, W przeciwnym razie przychodz¡c do jednej, mo»esz zakocha¢ si¦ w drugiej. Je»eli jeste± kobiet¡, który± z ojców albo braci mo»e Zasªoni¢ m¦»czyzn¦, na którego ze swoj¡ miªo±ci¡ czekaªa±. Zatem zawsze co± stoi przed czym± innym Tak jak sªowa stoj¡ przed rzeczami, uczuciami i ideami. Jedno pragnienie mo»e zasªoni¢ drugie. I czyja± reputacja mo»e zasªoni¢ Inn¡ reputacj¦. Jeden pies na trawniku mo»e zasªoni¢ Innego, wi¦c je±li umkniesz jednemu wcale nie musisz by¢ bezpieczny; Jeden bez mo»e zasªoni¢ drugi, a nawet wiele bzów, i na Appia Antica jeden grobowiec Mo»e zasªoni¢ ile± innych grobowców. W miªo±ci jeden wyrzut mo»e skrywa¢ drugi, Jeden maªy »al mo»e kry¢ wielki. Jedna niesprawiedliwo±¢ mo»e kry¢ inn¡ - jeden kolonista drugiego, Jeden jaskrawo czerwony mundur mo»e zasªoni¢ drugi, i jeszcze jeden, caª¡ kolumn¦. Jedna k¡piel mo»e zasªoni¢ drug¡, Jak wówczas gdy po k¡pieli wychodzi si¦ prosto w deszcz. Jedna my±l mo»e skrywa¢ drug¡: ycie jest proste Skryte ycie jest niezwykle skomplikowane, jak w prozie Gertrude Stein Jedno zdanie kryje drugie i jest nim jednocze±nie. A w laboratorium Jeden wynalazek mo»e zasªoni¢ inny wynalazek, jeden wieczór mo»e przesªoni¢ drugi, jeden cie« gniazdo cieni. I jedna ciemna czerwie«, albo bª¦kit, albo jeden olet - to pªótno Namalowane przez kogo± wedªug Matisse'a. Czªowiek czeka przy torach dopóki one nie przejd¡, Te ukryte sobowtóry, a czasem podobie«stwa. Jednojajowy bli¹niak Mo»e zasªoni¢ drugiego. A niewykluczone »e jest ich tam nawet wi¦cej! Poªo»nik Wpatruje si¦ w dolin¦ Varu. Mieszkali±my tam, moja »ona i ja, ale
Kenneth Koch (1925-2002)
Jedno »ycie przesªoniªo drugie. I teraz jej nie ma, a ja zostaªem. Peªna energii matka zasªania niezdarn¡ córk¦. Ze swej strony córka Zasªania wªasn¡ peªn¡ energii córk¦. S¡ na Dworcu kolejowym i córka trzyma w r¦ku walizk¦ Wi¦ksz¡ od matczynej, któr¡ skutecznie zasªania. Proponuj¡c pomoc córce, trzeba by równie» sprosta¢ baga»owi matki i jej walizk¦ te» przenie±¢. Tak samo jeden autostopowicz mo»e celowo zasªoni¢ drugiego, a jedna li»anka kawy drug¡, dopóki czªowiek nie poczuje, »e jest niernie pobudzony. Jedna miªo±¢ mo»e zasªoni¢ inn¡ miªo±¢ albo t¦ sam¡, Jak wówczas, kiedy sªowa kocham ci¦ brzmi¡ faªszywym tonem i okazuje si¦ e to lepsze kochanie ci¡gnie si¦ gdzie± za tamtym, jak wówczas kiedy Mam peªno w¡tpliwo±ci Kryje w sobie Jednego jestem pewien i to jest wªa±nie to I jak wiadomo sen te» zawsze mo»e przesªoni¢ drugi sen. W raju Adam i Ewa mog¡ skrywa¢ prawdziwego Adama i Ew¦. Jeruzalem mo»e zasªania¢ inne Jeruzalem. Gdy zbli»asz si¦ do czego±, zatrzymaj si¦ i pozwól »eby przeszªo By± mógª zobaczy¢, co tam jest jeszcze. W domu, wszystko jedno w jakim miejscu, Wewn¦trzne tory te» nios¡ zagro»enia: jedna pami¦¢ Z pewno±ci¡ kryje drug¡, bo pami¦¢ w ogóle na tym polega, Na tej niezmiennie odwrotnej kolejno±ci kontemplowanych bytów. Czytaj¡c Podró» sentymentaln¡ rozejrzyj si¦ Gdy sko«czysz, czy nie stoi gdzie± Tristram Shandy, powinien sta¢, mocniejszy I gª¦bszy, i zasªoni¦ty do tej chwili jak Santa Maria Maggiore Mo»e by¢ zasªoni¦ta przez podobne ko±cioªy w Rzymie. Jeden trotuar Mo»e zasªoni¢ drugi, kiedy ±pisz na nim, Jedna piosenka drug¡ piosenk¦, a tupot nóg na pi¦trze Mo»e skrywa¢ walenie w b¦bny. Jeden przyjaciel mo»e zasªoni¢ drugiego, z jednym siedzisz Pod drzewem, a kiedy chcesz odej±¢, zjawia si¦ drugi Z którym byªby± wolaª rozmawia¢ caªy ten czas. Jeden nauczyciel, Jeden lekarz, jedno uniesienie, jedna choroba, jedna kobieta, jeden m¦»czyzna, Ka»de z nich mo»e zasªoni¢ jakie± drugie. Zatrzymaj si¦ i pozwól, »eby przeszªo to pierwsze. My±lisz sobie: teraz mog¦ przej±¢, i wpadasz pod nast¦pne. To mo»e by¢ wa»ne Wstrzyma¢ si¦ cho¢ przez chwil¦, »eby zobaczy¢ co tam byªo przedtem.
Jeden z najwybitniejszych poetów ameryka«skich drugiej poªowy XX wieku, wspóªzaªo»yciel (obok Ashbery'ego, O'Hary i Schuylera) nowojorskiej szkoªy poezji, metodyk i praktyk zwi¡zków mi¦dzy gatunkami, gotów do utylizacji ka»dego wzorca i pomysªu. Byª mistrzem i odnowicielem wieloczªonowych sekwencji i cyklów, od miniatur lirycznych b¡d¹ autotematycznych po wiersze sceniczne, w których zdarzy¢ si¦ mógª pami¦tny dialog Afryki z odpªywaj¡cym od niej na zawsze Madagaskarem, monolog rozbudzonego erotycznie Nosa ksi¦cia Wellingtona czy te» zªo»ony z didaskaliów poemat proz¡, w którym obiektem re»yserowania byª Tadeusz Kantor. Koch to równie» legendarny wykªadowca poezji i autor klasycznych podr¦czników twórczego pisania, której to dyscyplinie przez kilkadziesi¡t lat oddawaª si¦ na Columbii. W Polsce znany z publikacji w Literaturze na ±wiecie, NaGªosie i Midraszu. Poemat pochodzi z przygotowanej do druku antologii Piotra Sommera O krok od nich. Przekªady z poetów ameryka«skich, któr¡ planuje wyda¢ Biuro Literackie we Wrocªawiu.
EUROPA 98: Serce, które miaªem w szkole (15.02.2006)
Alba
Kwiecie« 1919 (Granada) Moje serce uci±nione Czuje zª¡czone z alb¡ Ból jej miªo±ci I sen oddale«. wiatªo jutrzenki niesie Nasienie nostalgii I t¦sknot¦ bez oczu Rdzenia duszy. Wielka trumna nocy Sw¡ czarn¡ zasªon¦ unosi By zasªoni¢ dniem Niezmierzony szczyt rozgwie»d»ony. Co zrobi¦ na tych polach Chwytaj¡c gniazda i gaª¦zie Otoczony jutrzenk¡ I nocy peªn¡ dusz¡! Co zrobi¦ je±li masz oczy Martwe w jasno±ciach Ju» nie mo»e poczu¢ moje ciaªo Gor¡ca twych spojrze«! Dlaczego zgubiªem ci¦ na zawsze Tamtego jasnego wieczoru? Dzi± moja pier± jest wysuszona Jak zagasªa gwiazda.
Ballada wewn¦trzna
16 lipca 1920 (Vega de Zujaira) Dla Gabriela Serce które miaªem w szkole gdzie byª ten barwny pierwszy elementarz, czy jest w tobie, nocy czarna? (W chªodzie, w chªodzie, jak w rzeki
Federico Garcia Lorca
wodzie.) Pierwszy pocaªunek który pachniaª pocaªunkiem i byª dla moich dzieci¦cych ust jak ±wie»y deszcz, czy jest w tobie, nocy czarna? (W chªodzie, w chªodzie, jak w rzeki wodzie.) Mój pierwszy wiersz dziewczyna z warkoczami która spogl¡daªa z naprzeciwka, czy jest w tobie, nocy czarna? (W chªodzie, w chªodzie, jak w rzeki wodzie.) Lecz moje serce sk¡pe w w¦»e zawieszone byªo i zawiedzione drzewem poznania, czy jest w tobie, nocy czarna? (Gor¡ce, gor¡ce, jak ¹ródªo bij¡ce.) Moja miªo±¢ bª¡dz¡ca, zamek bez wytrwaªo±ci o ±niedziej¡cych cieniach, czy jest w tobie, nocy czarna? (Gor¡ce, gor¡ce, jak ¹ródªo bij¡ce.) Och serce zgubione! Requiem aeternam!
(1898-1936) Na caªym ±wiecie Lorca uwa»any jest za najwybitniejszego poet¦ hiszpa«skiego XX wieku. Pochodziª z Andaluzji, która dostarczyªa mu inspiracji do znacz¡cej cz¦±ci jego dzieªa, tak poetyckiego, jak i teatralnego. Studiowaª prawo, lozo¦ i literatur¦ w Granadzie, nast¦pnie w Madrycie, gdzie poznaª Luisa Bu?uela i Salvadora Dali. W latach 20. zbli»yª si¦ do ruchów awangardowych, wydaª wówczas sªynne tomy Romancero gitano (1928) i Poema del cante jondo (1931). Krótko po wybuchu wojny domowej zostaª zatrzymany i rozstrzelany przez faszystów. Po±miertnie ukazaªy si¦ odmienne w tonacji od poprzednich tomy Poeta en Nueva York (1940) i Sonetos del amor oscuro (1983), a tak»e Inedita. Prezentowane wiersze pochodz¡ z pierwszego tomiku Libro de poemas (1921), sªabo znanego czytelnikowi polskiemu, gdzie Lorca pozostaje jeszcze pod wpªywem modernistycznej poezji nastrojowej i sentymentalnej.
EUROPA 99: Jakiej gª¦bi prze»y¢ sªu»y¢ winien j¦zyk (22.02.2006)
Milczenie
Poznaªem milczenie gwiazd i morza Milczenie miasta gdy zapada w sen, Milczenie m¦»czyzny i dziewicy, Milczenie, które tylko muzyka wysªowi, Milczenie lasów, gdy wiatr zie wiosn¡, Milczenie chorych Gdy oczy ich bª¡dz¡ po sali. I pytam: Jakiej» gª¦bi prze»y¢ Sªu»y¢ winien j¦zyk? Zwierz¦ le±ne zaskowyczy nieraz Kiedy mu ±mier¢ zabierze maªe, A nam zamiera gªos w obliczu prawdy I mówi¢ nie mo»emy. Chªopiec ciekawy pyta starego »oªnierza, Co siedzi przed sklepem spo»ywczym: Jak straciªe± nog¦? A stary wojak - jakby mu odj¦ªo mow¦ My±l jego gdzie± ucieka Nieskªonna przy Gettysburgu* pozosta¢. Powraca wi¦c w »art zmieniona: Nied¹wied¹ mi j¡ odgryzª - mówi. Chªopiec si¦ dziwi, a »oªnierz stary W milczeniu, bez siªy prze»ywa od nowa Bªyski wystrzaªów, kanonad¦ dziaª J¦ki konaj¡cych Kiedy on sam padª na ziemi¦ Potem szpitalni chirurdzy i no»e I dªugie dni sp¦dzone na ªo»u. Gdyby opisa¢ to wszystko potraª Byªby artyst¡, Lecz gdyby artyst¡ byª, ci¦»sze byªyby rany, I opisa¢ by ich nie zdoªaª. Istnieje milczenie wielkiej nienawi±ci I wielkiej miªo±ci milczenie Milczenie wielkiego wewn¦trznego pokoju, Milczenie zawiedzionej przyja¹ni.
Edgar Lee Masters 1868-1950
Istnieje milczenie duchowej udr¦ki, Przez któr¡ um¦czona dusza W niewypowiedzianych wizjach Wst¦puje w dziedzin¦ wysokich sfer »ycia. I jest bogów milczenie, którym sªowa zb¦dne. Istnieje milczenie kl¦ski. Milczenie skazanych bez winy I milczenie tych, którzy umieraj¡ R¦k¡ kurczowo ±ciskaj¡c dªo« twoj¡. Istnieje milczenie mi¦dzy ojcem a synem, Gdy ze swego »ycia ojciec si¦ wytªumaczy¢ nie mo»e Cho¢by za nie nawet nie byª os¡dzany. Istnieje milczenie mi¦dzy m¦»em a »on¡. Istnieje milczenie tych, którzy zawiedli, Milczenie niezmierne, które spada naraz Na ujarzmione narody, pokonanych wodzów Istnieje milczenie Lincolna, Gdy my±laª o swym ubóstwie w mªodo±ci. I Napoleona milczenie Po Waterloo. Milczenie Joanny d'Arc, Gdy wyszeptaªa stoj¡c w pªomieniach Jezu, bªogosªaw W dwu sªowach mieszcz¡c caªy »al i nadziej¦. I jest milczenie staro±ci Zbyt peªnej wiedzy, aby j¡ wysªowi¢ J¦zykiem zrozumiaªym dla tych Którzy nie prze»yli takiej porcji »ycia. Istnieje milczenie umarªych A skoro my, co »yjemy, nie umiemy mówi¢ O prze»yciach najgª¦bszych Có» dziwnego, »e zmarli Nie mówi¡ o ±mierci? Milczenie ich wtedy poj¡¢ b¦dzie mo»na Gdy obok nich si¦ znajdziemy. *Miejsce decyduj¡cej bitwy ameryka«skiej wojny domowej, gdzie w 1863 roku konfederaci ponie±li ostateczn¡ kl¦sk¦.
Jeden z ojców nowoczesnej, post-Whitmanowskiej poezji ameryka«skiej, urodziª si¦ w stanie Kansas. Z wyksztaªcenia byª prawnikiem i uprawiaª ten zawód przez bez maªa 30 lat. Sw¡ twórczo±¢ literack¡ traktowaª zrazu jako hobby, publikuj¡c swe wczesne utwory pod pseudonimem. Uwa»ane za wtórne nie zwróciªy wi¦kszej uwagi. Potem Masters wydaª wiele zbiorów wierszy, dramaty poetyckie, a tak»e ksi¡»ki prozatorskie i biograe. Sªaw¦ przyniósª mu tom wierszy, który staª si¦ bestsellerem i zapewniª mu wysok¡ pozycj¦ w literaturze: Spoon River Anthology. Jest to zbiór 250 wielce realistycznych epitaów, pisanych wolnym wierszem, w których opisywani zmarli szczerze wyjawiaj¡ sekrety swego »ycia. Ogromne powodzenie tego tomu sprawiªo, »e poeta utrwaliª si¦ w pami¦ci jako nieomal homo unius libri, z krzywd¡ dla wielu innych swych utworów, w±ród których znajduj¡ si¦ tak pi¦kne jak prezentowane tu Milczenie.
EUROPA 100: Duch znad Wielkich Równin (01.03.2006)
W styczniu
Tylko jedna komórka w zamarzni¦tym ulu nocy jest roz±wietlona, a przynajmniej tak nam si¦ wydaje: wietnamska restauracyjka z olejowymi lampami i zapachem, którego kolorowe ksztaªty s¡ jak kwiaty. Sªycha¢ ±miech i rozmowy, tykanie paªeczek. Za szyb¡ zimowe miasto trzeszczy jak stary, drewniany most. Pot¦»ny wiatr p¦dzi pod nami. Im wi¦ksze okno, tym bardziej dr»y.
Wybieram sobie czytelniczk¦
Po pierwsze chciaªbym, »eby byªa pi¦kna i »eby ostro»nie zbli»aªa si¦ do mojej poezji w najbardziej samotnej chwili popoªudnia z wªosami wci¡» wilgotnymi na szyi po k¡pieli. Powinna nosi¢ pªaszcz, stary i brudny, bo nie ma pieni¦dzy na czyszczenie. Wyci¡gnie okulary, i tam, w ksi¦garni, przekartkuje mój tomik, a pó¹niej odªo»y go na póªk¦. Powie do siebie: - Za te pieni¡dze mog¦ odda¢ pªaszcz do czyszczenia. I tak zrobi.
Pranie
Ted Kooser
Ró»owa przyczepa, porysowana i przerdzewiaªa, zarasta chwastami. Pi¦¢ spªowiaªych, niebieskich koszul wisi na sznurze po ªokcie w tyczkach do podpierania malin do±¢ liczni zbieraj¡cy pracuj¡ od rana, mocz¡c w rosie r¦kawy, a obok ªopocze para jasno»óªtych majteczek i ich ponagla.
Carrie
- Wiecznie tylko kurz i odkurzanie, mawiaªa moja ciotka, a jej szmatka jak bªyskawica gnaªa w poprzek »óªtych, d¦bowych desek w jej skromnym domu. yªa tam siedemdziesi¡t lat, ±ciskaj¡c kurczowo szmacian¡ kul¦, a jej ªokie¢ skrzypiaª i strzelaª jak gaª¡¹ podczas burzy. Teraz kurz pokrywa jej dªonie i serce. Wiecznie tylko kurz.
(ur. 1939) Obecny Poeta Laureat przy Bibliotece Kongresu USA i zdobywca nagrody Pulitzera za rok 2005, autor dziesi¦ciu zbiorów wierszy, posta¢ szczególna na mapie literatury ameryka«skiej. Urodziª si¦ w maªym miasteczku Ames (Iowa) i caªe »ycie sp¦dziª na prowincji ameryka«skiego rodkowego Zachodu, gªównie w stanie Nebraska. Jego kariera zawodowa niewiele miaªa wspólnego z poezj¡, gdy» pracowaª w rmie ubezpieczeniowej, co mo»e nie jest samo w sobie a» tak niezwykªe, skoro dwaj najwi¦ksi poeci ameryka«scy pierwszej poªowy XX wieku, T. S. Eliot i Wallace Stevens, równie» zajmowali si¦ ubezpieczeniami. Ted Kooser najpierw byª szeregowym agentem, a na koniec wiceprezesem rmy Lincoln Benet Life. Jak póª»artobliwie wyznaje w jednym z wywiadów, zwykª czyta¢ wiersze swojej sekretarce, która miaªa ledwie ±rednie wyksztaªcenie i gdy ich nie rozumiaªa, przerabiaª je tak dªugo, a» nie staªy si¦ dla niej jasne. Bez wzgl¦du na to, ile w tej anegdocie prawdy, wiersze Koosera odznaczaj¡ si¦ klarowno±ci¡ i formaln¡ prostot¡. Jak podkre±la wielu krytyków, te wyraziste, realistyczne miniatury to wspóªczesna antologia Spoon River, upami¦tniaj¡ca zwykªe »ycie zwykªych ludzi. Nale»y jednak pami¦ta¢, »e prostota Koosera jest przewrotna. Poeta wydaje si¦ mówi¢, »e pod powierzchni¡ naszego oswojonego ±wiata mieszka inny ±wiat: niepojmowalny i nieprzewidywalny. Wiersz jest dr»¡cym oknem, przez które mo»emy niekiedy go zobaczy¢.
EUROPA 101: Tamtego roku, gdy miªo±¢ rozbªysªa (08.03.2006)
Inny gªos
I Mój aniele, ja ci¦ nie zwodziªem, Jak to wyszªo, »e z ciebie zrobiªem Zakªadniczk¦ za siebie w niewoli Wszelkich cierpie« na ziemskim padole? Pod mostami paruj¡ pioªuny, Nad stosami unosz¡ si¦ ªuny, Wiatr piekielny po ulicach hula I za New¡ zabª¡kana kula Mierzy prosto w biedne serce twoje. I samotna w domu oszroniaªym, Biaªa le»ysz w blasku ±nie»nobiaªym, Wysªawiaj¡c gorzkie imi¦ moje. 7 grudnia 1921, Petersburg II Tamtego roku, gdy miªo±¢ rozbªysªa, Jak krzy» oªtarza w udr¦czonym sercu, Nie przytuliªa± si¦ jak goª¡beczka Do mojej piersi, raniªa± jak kania. Ty± pierwsz¡ zdrad¡ i winem przekle«stwa Ukochanego wtedy napoiªa. Lecz przyszedª czas w zielone oczy patrze¢, U warg okrutnych nadaremnie bªaga¢ O dar najsªodszy i przysi¦gi takie, Jakich dotychczas nigdy nie sªyszaªa± I jakich nikt nie wypowiedziaª jeszcze. Tak ten, co chytrze zatruª wod¦ w ¹ródle Zd¡»aj¡cemu za nim przez pustyni¦, Sam zmyliª drog¦ i, strasznie spragniony,
Anna Achmatowa (1889-1966)
Nie poznaª zdroju w ciemno±ciach egipskich. Do chªodnej wody przypadªszy, ±mier¢ pije, A czy» ±mier¢ mo»e ugasi¢ pragnienie? 7-8 grudnia 1921 *** Na ±wiat przyszªam nie za pó¹no, nie za wcze±nie, To jedyna moja chwila bªoga, Tylko sercu prze»y¢ bezbole±nie Nie byªo dane od Boga. Przez to w widnym pokoju mrok taki, Przez to moi kochankowie z »aªo±ci, Jak wieczorne nastroszone ptaki, O niebyªej ±piewaj¡ miªo±ci. 1913 *** Zachorowa¢ by nagle, w malignie pal¡cej Pospotyka¢ si¦ znowu z wszystkimi, I w norskim ogrodzie, gdzie wicher i sªo«ce, Alejami si¦ snu¢ szerokimi. Nawet zmarli powinni dzi± ze mn¡ obcowa¢, I wygna«cy goszczeni przeze mnie, Ty syneczka naszego za r¡czk¦ przyprowad¹, Bardzo t¦skni¦ do niego codziennie. Zimne wino z miªymi pi¢ b¦d¦, szcz¦±liwa, Winogrona je±¢ b¦d¦ soczyste I spogl¡da¢, jak siwy wodospad w dóª spªywa Opadaj¡c na dno kamieniste. Wiosna 1922 przeª. Zbigniew Dmitroca
Muza pªaczu. Najwybitniejsza, obok niemal równej jej wiekiem Mariny Cwietajewej, poetka rosyjska, a zarazem jeden z najwa»niejszych gªosów w poezji XX wieku. Wespóª z pierwszym m¦»em Mikoªajem Gumilowem oraz Osipem Mandelsztamem nale»aªa do grupy poetyckiej Cech Poetów, która daªa pocz¡tek akmeizmowi, kierunkowi opozycyjnemu wobec symbolizmu, paradoksalnie b¦d¡cemu jednak jego swoist¡ kontynuacj¡, co zreszt¡ zawiera si¦ w samej jego nazwie. Greckie sªowo akme znaczy bowiem szczyt, rozkwit. Byªa poetk¡ miªo±ci i losu. Wa»ne miejsce w twórczo±ci Achmatowej zajmuje równie» historia, która wdarªa si¦ w jej »ycie wraz z wybuchem I wojny ±wiatowej i wªa±ciwie prze±laduje j¡ do dzi±, narzucaj¡c coraz to nowym czytelnikom biograczno-martyrologiczn¡ interpretacj¦ jej poezji. Wczesne wiersze s¡ nierzadko lirycznymi nowelkami, osadzonymi w realnych dekoracjach lub pejza»u, a tytuªami bywaj¡ nawet konkretne daty. Z czasem Achmatowa czerpaªa zarówno z poezji religijnej, jak i rosyjskiej twórczo±ci ludowej, czego koronnym dowodem jest cho¢by sªynny poemat Requiem. Ale nieobcy jej byª te» dowcip. W jednym z pó¹nych epigramatów »artowaªa: Ja kobiety nauczyªam mówi¢... Lecz, Bo»e, jak je zmusi¢ do milczenia!?. 5 marca min¦ªa 40. rocznica ±mierci Achmatowej.
EUROPA 102: To, co najpi¦kniejsze w tobie, jest ulotne (15.03.2006)
Pokuta
Wci¡» jeszcze trwaª Wielki Pi¡tek w tamte sobotnie popoªudnia. Przygarbione babki w ciemnych pªaszczach, babuszki kl¦cz¡ce pomi¦dzy marmurowymi ªawkami przed rz¡dkiem ±wiec czuwaj¡cych; ich twarze zagrzebane w dªoniach. Szlochanie szªo echem po mrocznym ko±ciele tak samo obce jak warkot niezrozumiaªych sªów modlitwy. Stoj¡c w kolejce do spowiedzi, czekam a» ksi¡dz mnie zapyta: Sam czy z innymi? i gdy nadchodzi moja kolej, próbuj¦ sobie wyobrazi¢ przera»aj¡ce grzechy staruszek.
Koci stos
Cienk¡ szu¡ do zgarniania ±niegu mo»na byªo, co najwy»ej, skroba¢ chodnik, ale nie wykopa¢ grób, zmarzni¦ta glina tylko wyginaªa blach¦. Nie mogli±my go tak zostawi¢ - sztywne nogi wystaj¡ce z kupy ±mieci wi¦c zgarn¡wszy odpadki oblali±my futro; brat rzuciª zapaªk¦, ±nieg zaraz stan¡ª w ogniu, i j¦zyk pªomienia opaliª nam kota do ªysa, pazury skwierczaªy, oczy si¦ topiªy... W ko«cu spªon¡ª - ciaªo bez ªap zanurzone w oleistej plamie, surowy ogon, wiotki knot. Uszy mi sztywniaªy, pot zamarzaª mi na plecach; nie tr¡cili±my go nawet kijem tylko na nogach, nie swoich jak szczudªa, gnali±my do domu; wargi zamarzni¦te, usta peªne pary... I nawet »al nie byª nam przebaczeniem,
Stuart Dybek (ur. 1942)
»e±my byli tak okrutni wobec ±mierci.
Wiersze skaza«ca
Wierszom skazanego brakowaªo wyko«czenia, ale byªy szczere zwracali uwag¦ krytycy, kiedy komendant wi¦zienia odczytaª je dziennikarzom zaraz po egzekucji. Powiedziaª, »e mu przypominaj¡ sztuk¦ osadzonych w instytucjach pomocy psychicznej, takie wypaczone pªótna, które zwykª podziwia¢ w prywatnej pracowni zaprzyja¹nionego psychiatry; albo takie akwarelki jakie Pan Prezydent dostaje na wi¦ta od bezr¦kich weteranów, którym udaªo si¦ opanowa¢ sztuk¦ trzymania p¦dzla z¦bami.
ab¦d¹
Po±ród drobiazgów z lat pi¦¢dziesi¡tych, w muzeum mamy, w pudeªku z matowym lusterkiem, gdzie byªy: bª¦kitna Madonna, po±wi¦cona w Rzymie, alpejska wioska w szklanym globie, gin¡ca pod ±niegiem, kiedy si¦ odwróciªo kul¦, miniaturowy fortepian z kluczykiem zdolnym uwolni¢ Chopina - »yª pewien ªab¦d¹, co umiaª zmieni¢ nawet serwetk¦, po której zwykª pªywa¢, w staw czysty jak krysztaª. wie»e ±wiatªo dnia z twojego ciaªa... To, co w tobie najpi¦kniejsze, jest ulotne: ±wiatªo prze±wietlone przez szklan¡ gurk¦, zwielokrotnione w zaªamaniach, ja±nieje ponad istot¦; cie« pryzmatyczny, zdolny przeistoczy¢ ka»d¡ rzecz, któr¡ otacza.
Urodziª si¦ w Chicago. Jego dziadkowie mówili jeszcze po polsku, on ju»... zapomniaª. Dzieci«stwo sp¦dziª w ubogich, poªudniowych dzielnicach miasta, zamieszkanych przez polskich, czeskich i latynoskich emigrantów. Wspomnienie tych szarych miejsc, przeltrowane przez wyobra¹ni¦ i wra»liwo±¢ wyranowanego artysty, staªo si¦ jedyn¡ materi¡ jego twórczo±ci. Psychologiczno-lozoczne portrety prostych ludzi i alegoryczne opisy zwyczajnych sytuacji przesycone s¡ chrze±cija«sk¡ symbolik¡ i odwoªaniami do ±ródziemnomorskich mitów. Jego bohater to zagubiony na bocznych ulicach wielkiego miasta nastoletni chªopak, który od»ywa w pami¦ci dojrzaªego erudyty. Od debiutu znalazª si¦ w gronie najznakomitszych pisarzy chicagowskich, otrzymuj¡c wiele presti»owych nagród. Od lat mieszka w Kalamazoo, w stanie Michigan, gdzie jest profesorem literatury angielskiej na miejscowym uniwersytecie. Nazywany bardem Chicago, jest kontynuatorem wspaniaªej tradycji literackiej tego miasta. Mi¦dzy jego poetyck¡ proz¡ a narracyjn¡ poezj¡ nie ma wielkiej ró»nicy, to niejako dwie strony tej samej formy.
EUROPA 103: Pejza» bez wzajemno±ci (22.03.2006)
Lekcja poezji
Czytam wiersze w sali gimnastycznej. Nieprzychylny zapach potu. uszczy si¦ wiejskie poªudnie. Dziwactwo z t¡ poezj¡. Hip hop w stereofonicznych nausznikach. Strzepuj¦ z siebie pszczoª¦. Zachrypni¦ty silnik gardªa. A ja jeszcze o kªusownikach epoki puªapkach ontologii wulgarnym »wirze miªo±ci i o innych zawrotach gªowy. A oni pytaj¡ czy znam i czy zaloguj¦ si¦ z nimi na nast¦pne spotkanie.
Live Update
Wygasª twój Live Update. Nie udaªo si¦ uruchomi¢ »adnego programu. Za oknem pejza» bez wzajemno±ci. Ogniska interpunkcji. Na wysypisku ±mierci kruk.
Miasteczko
Lato z polskiego grilla. Zgry¹liwy upaª. Na rynku metaboliczny McDonald. Despotyczny zapach spalin. Krótko przyci¦ta plotka u fryzjera.
Ewa Lipska (ur. 1945)
Patrzy na mnie zm¦czon¡ ±wi¦to±ci¡ pozbawiony talentu pomnik. Na alergicznym murze napis: Popeªniam mezalians z dob¡ hotelow¡. Drga powieka »arówki kiedy naciskam kontakt. Wybite z¦by mebli. Szara puªapka po±cieli. Pod oknem ±mieciarka miota przekle«stwami. Przede mn¡ nietrwaªa noc. Czarna ustna harmonijka której l¦k sªysz¦ jeszcze. Teraz miaªaby okoªo siedemdziesi¦ciu lat. Mój cyfrowy aparat zapisuje jeszcze gryz¡cy ogie« pal¡cych si¦ traw i naturalnej wielko±ci »ycie.
Orkiestra
W mie±cie w którym byli±my spokrewnieni z pogoni¡ za szcz¦±ciem fagoty puzony i tr¡by przeszªy na wcze±niejsz¡ emerytur¦. Reszta orkiestry nie »yje. Nie do odtworzenia fakty z tamtego ±wiata. Po ulicach kr¡»y nie meldowany strach. Starzej¡cy si¦ czas przyszªy. Histeria deszczu za oknem. Plagiat z naszej miªo±ci.
Z racji dat urodzenia i debiutu (pierwszy tom poezji wydaªa w 1967 roku) przypisuje si¦ j¡ do poetyckiej formacji Nowej Fali. Ona sama nie czuje si¦ jednak czªonkiem jakiegokolwiek pokolenia czy grupy. Studiowaªa malarstwo na krakowskiej Akademii Sztuk Pi¦knych. Pracowaªa w Wydawnictwie Literackim, wspóªredagowaªa Pismo, Ark¦ i Dekad¦ Literack¡. Od 1992 roku przez dziesi¦¢ lat pracowaªa w polskiej ambasadzie w Wiedniu i kierowaªa Instytutem Polskim. Dzi± mieszka w Krakowie - swoim mie±cie rodzinnym. Otrzymaªa m.in. Nagrod¦ im. Andrzeja Bursy, Nagrod¦ im. Ko±cielskich, Nagrod¦ Polskiego Pen Clubu. Wybory jej wierszy ukazaªy si¦ w blisko 20 krajach. Prezentowane na naszych ªamach wiersze pochodz¡ z nowego tomu Drzazga, który uka»e si¦ 23 marca nakªadem Wydawnictwa Literackiego.
EUROPA 104: Wszystko to jest szale«stwem dla ±wiata (29.03.2006)
Portrait d'une femme*
Ty i twój umysª, to nasze Sargassowe Morze** Londyn otacza ciebie od dwudziestu lat; wietne statki pªaciªy tobie tym lub owym: Ide¡, star¡ plotk¡, okruchem wszelkiego rodzaju, Osobliwym krysztaªem wiedzy, niejasnej warto±ci towarem. Wielkie umysªy szukaªy ciebie - z braku kogo± innego. Byªa± zawsze na drugim miejscu. To tragiczne? Nie. To mniej smutne od zwykªych rozwi¡za«: T¦py m¡», nudziarz i pantoarz, Przeci¦tny umysª - biedniejszy co rok o my±l jedn¡. O! ty jeste± cierpliwa. Widziaªem siedziaªa± Godzinami, kiedy co± mogªo tu nadpªyn¡¢! Teraz Ty pªacisz. O tak, pªacisz hojnie. Jeste± do±¢ zajmuj¡ca, odwiedzaj¡ ciebie I unosz¡ osobliw¡ zdobycz: Wyªowione trofea; jaki± dziwny pomysª; fakt Wiod¡cy donik¡d; jedn¡ lub dwie opowie±ci, Brzemienne mandragor¡ albo te» czym± innym, U»yteczne pozornie, lecz nigdy naprawd¦, Jak mebel, który nigdzie nie pasuje, a wsz¦dzie zawadza, Sprawy, które na kanwie dnia nie znajd¡ swej godziny: Za±niedziaªy, zbytkowny, stary pi¦kny rupie¢, Pos¡»ek bóstwa, rzadkie inkrustacje, bursztyn, Oto twoje bogactwa, nieprzebrany skªad; jednak Mimo morskiej ªawicy sezonowych zbiorów,
Ezra Pound
Dziwnego drewna na wpóª zbutwiaªego i nowych ±wiecideª - Ton¡cych wolno w ró»norodnych ±wiatªach i gª¦binach Nic, nic tam nie ma! I w caªo±ci, i w szczególe, Nic, co jest tylko twoje. A jednak to ty. * Portret kobiety ** Morze Sargassowe stanowi cz¦±¢ Oceanu Atlantyckiego; charakterystyczne dla tego morza jest wielkie skupisko gronorostów, zwanych równie» morzypªami (gronorosty - ªac. sargassum).
Dziewczyna
Drzewo wst¡piªo w moje dªonie, Soki wpªyn¦ªy w me ramiona, Drzewo wyrosªo w moich piersiach - Koron¡ w dóª, Gaª¦zie wyrastaj¡ ze mnie jak ramiona. Drzewem jeste±, Mchem jeste±, Jeste± oªkami i wiatrem nad nimi. Dzieckiem - tak wysokim - jeste±, A wszystko to jest szale«stwem dla ±wiata.
Sprzedawczyni
W przelocie oparªa si¦ o mnie, Jak jaskóªka o ±cian¦ w podmuchu wiatru; A oni mówi¡ o kobietach Swinburne'a, O spotkaniu pasterki z Guidonem O kokotach Baudelaire'a.
1885-1972 Poeta ameryka«ski, który podobnie jak jego rodak T.S. Eliot wywarª najwi¦kszy wpªyw na poezj¦ XX wieku. Po uko«czeniu studiów romanistycznych w swej ojczy¹nie przeniósª si¦ do Europy. Rozwijaª nowe kierunki w poezji, nawi¡zuj¡c jednocze±nie do dawnych form literackich. B¦d¡c antysemit¡ i czªowiekiem wrogo nastawionym do ekonomii kapitalistycznej, zwi¡zaª si¦ z wªoskim faszyzmem. Po wojnie oskar»ony przez Amerykanów o zdrad¦ stanu, ostatecznie zostaª umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, który opu±ciª dopiero w 1958 roku. Reszt¦ »ycia sp¦dziª we Wªoszech u swej córki. Krzysztof Boczkowski
EUROPA 105: Dzie« Johna Ashbery'ego (05.04.2006)
Interesuj¡cy ludzie z Nowej Funlandii
Nowa Funlandia jest, czy te» byªa, peªna interesuj¡cych ludzi. Jak Larry, który strugaª wariata na rogach ulic za pi¦¢ centów. Byª tam Rosjanin, który nazywaª siebie Wielkim Ksi¦ciem i o którym mówiono, »e jest prawdziwym ksi¦ciem, i byªa kobieta, która cz¦sto towarzyszyªa mu w jego wypadach. Doktor Hanks, zwany rze¹nikiem, byª naprawd¦ dobrym chirurgiem, gdy nie byª kompletnie pijany, co zdarzaªo si¦ rzadko. Gdy byª tylko podpity, mógª wykona¢ przyzwoit¡ operacj¦ czaszki. Byª ±lepy jegomo±¢, który nigdy nic nie mówiª, i tylko wygrywaª upiorne d¹wi¦ki na pile. Byª sklep Walsha z wymy±lnym stoiskiem spo»ywczym. Có» to byªa za rado±¢, gdy mama lub tato zabierali nas tam, jad¡c niepewnie po ±liskim ±niegu i lodzie, »eby nagrodzi¢ nas rzadk¡ g¡. Mieli tam herbaty z ka»dego kraju pod sªo«cem i twarde, maªe ciasteczka ze Szkocji, rzadkie gatunki sherry i madery w nagrod¦ dla ciotek i wujków, którzy przychodzili na ta«ce. Podczas letnich wieczorów, gdy ±wiatªo trwaªo wiecznie, cieszyªo nas samo bycie tam i my±lenie. Je¹dzili±my na dalekie wycieczki na wie±, ale zawsze zatrzymywaªo nas takie czy inne bagno. Pó¹niej byªa pora wraca¢ do domu, co wszystkim pasowaªo, bo ka»dy ju» odkryª, »e w drodze mo»na si¦ troch¦ zdrzemn¡¢. Krótko mówi¡c byª tam wi¦kszy odsetek interesuj¡cych ludzi ni» gdziekolwiek na ±wiecie, ale populacja byªa maªa, co dawaªo niezbyt wielu interesuj¡cych ludzi. Ale mimo wszystko kochali±my si¦ i w interesuj¡cy sposób sp¦dzali±my czas
John Ashbery ur. 1927
zasi¦gaj¡c u siebie porad i susz¡c sieci w drewnianych dokach. Zawsze inni si¦ przyª¡czali. Tamtych okolice s¡ absolutnie pi¦kne, czemu nikt nie zaprzeczy, jak s¡dz¦, i trzeba si¦ zderzy¢ z ich póªdzikimi poªaciami. Kult chtonicznych mocy mo»e tam wyst¦powa¢, ale rzadko jest wyra¹nie widoczny. Równie» to kochali±my, jako »e byli±my cz¦±ci¡ wszystkiego, co si¦ tam dziaªo, dobrego i zªego, ze wszystkimi odcieniami pomi¦dzy, szcz¦±liwi, gdy mogli±my uczestniczy¢ w odczytywaniu obecno±ci lub konkursie ortogracznym. Byªo to dobre do bólu, ale wreszcie si¦ sko«czyªo. Robi¡ o tym wielkie widowisko, jak sªyszaªem. Wystawi¡ je w waszym teatrze.
Sonet: wi¦cej tego samego
Spróbuj unikn¡¢ schematu, którego unikano, schematu unikania. To nie takie proste, na jakie wygl¡da: szkielet ±ledzia wypªywa ch¦tnie na powierzchni¦ porzucaj¡c ±ledzia, »eby sta¢ si¦ parkietem. Albo czym±, co mu pasuje. Nowe fraktale wrzeszcz¡ oburzone, »e nie s¡ identyczne ze swymi siostrami. Poªowie si¦ to udaje. Pozostaªe nadal s¡ prowansalskimi sztychami w kwiaty, które pewien ±pi¡cy lecz zmy±lny tkacz wykonaª w poªowie drogi przez osiemnasty wiek, a one nigdy nie o»yªy, a» do teraz. To jest jak ¢wiczenie gamy: od razu innej, nigdy nie tej samej. Nie pytaj dlaczego to robimy. Spytaj dlaczego odnajdujemy w tym sens. Spytaj kukuªk¦ skamieniaª¡ w poªowie lotu mi¦dzy pagod¡ i rokokow¡ jaskini¡ pustelnika. Mo»e Ci powie.
W dniach 6, 7 i 8 kwietnia 2006 roku odb¦dzie si¦ w Nowym Jorku szczególna uroczysto±¢: festiwal poetycki na cze±¢ najznakomitszego poety ameryka«skiego Johna Ashbery'ego. Imprez¦ organizuje uniwersytet The New School. Dzie« 7 kwietnia b¦dzie ocjalnie ogªoszony przez burmistrza Nowego Jorku Dniem Johna Ashbery'ego i odt¡d co roku obchodzony jako ±wi¦to poezji. Wiersze poety zostan¡ rozwieszone w autobusach miejskich, w wagonach metra i na wystawach ksi¦gar«. Najwi¦ksze stacje telewizyjne i radiowe wyemituj¡ w godzinach najwi¦kszej ogl¡dalno±ci i sªuchalno±ci programy po±wi¦cone poecie. Tak stolica ±wiata zamierza uhonorowa¢ jednego ze swoich najwi¦kszych artystów. Panuje powszechne przekonanie, »e Ashbery jest, jak to wyraziª New York Times, skarbem narodowym Ameryki. Z najwa»niejszych nagród literackich brakuje mu bodaj tylko Nobla. I cho¢ nazwisko poety od 20 lat jest na li±cie noblowskiej, na to wyró»nienie, jako Amerykanin, nie mo»e raczej w najbli»szym czasie liczy¢. Zdumiewaj¡cy jest rozmach jego dzieªa. Ten dzi± 78-letni wieszcz tylko w ci¡gu ostatniej dekady wydaª osiem tomów wierszy, zbiór tekstów prozatorskich Wybrane dzieªa proz¡ oraz esejów Inne tradycje. Jego najnowszy tom poezji Dok¡d pow¦druj¦ ukazaª si¦ w 2005 roku. Wªa±nie z niego pochodz¡ prezentowane tu wiersze.
EUROPA 106: Ka»da chwila to ±mierci godzina (12.04.2006) *** Nie sªuchaªem opowie±ci Osjana I nie wiem, jak smakuje stare wino Dlaczegó» mnie zwiduje si¦ polana I krwawy ksi¦»yc nad szkock¡ krain¡? I zwoªywanie si¦ kruka i harfy W zªowieszczej ciszy, zda si¦, sªycha¢ noc¡ I rozwiewane przez wichur¦ szarfy Orszaku zbrojnych w po±wiacie migoc¡! Bªogosªawion¡ spu±cizn¦ zyskaªem Bª¦dne rojenia obcych mi pie±niarzy; Nudnym s¡siedztwem, pokrewie«stwem caªym Mo»emy gardzi¢ i lekce je wa»y¢. Niejeden skarb na ziemi tej, by¢ mo»e, Min¡wszy wnuki, na prawnuki przejdzie I jaki± skald znów cudze pie±ni zªo»y I jako wªasne rozgªosi je wsz¦dzie. 1914 *** Jak owce, biadaj¡c¡ rzesz¡ Eurypidesa starcy gnali. Przez las w¦»ow¡ ±cie»k¡ ±piesz¦, A w sercu ciemna krzywda pali. Ale ten czas ju» niedaleki Postrz¡sam swoje utrapienia,
Osip Mandelsztam
Jak chªopiec w wieczór piach znad rzeki Wytrz¡sa z butów i odzienia. 1914 *** Chªód mnie przenika. Prze¹roczysta wiosna W zielony puch Petropol przyodziewa, Lecz, jak Meduza, ponura i gro¹na Lekk¡ odraz¡ mnie napawa Newa. A po bulwarze nad rzek¡ Póªnocy migaj¡ auta jak ±wietliki w nocy, Fruwaj¡ wa»ki i chrz¡szcze stalowe I gwiazd migocz¡ szpile zªotogªowe. Lecz nie zabij¡ gwiazdy z rmamentu Ci¦»kich szmaragdów morskiego odm¦tu. 1916 *** My w Petropolu przejrzystym umrzemy, Gdzie wªadz¦ ma nad nami Prozerpina. W ka»dym westchnieniu wiew ±mierci pijemy I ka»da chwila to ±mierci godzina. Sroga bogini, pani mórz jedyna, Zdejmij, Ateno, gro¹ny heªm kamienny. My w Petropolu przejrzystym umrzemy Nie ty królujesz tu, a Prozerpina. 1916
(1891 - 1938) Poeta, prozaik, tªumacz. Urodziª si¦ w Warszawie, zmarª w ªagrze Wtoraja Rieczka koªo Wªadywostoku. Jeden z najwa»niejszych gªosów w poezji XX w. W mªodo±ci, obok Mikoªaja Gumilowa i Anny Achmatowej, nale»aª do larów grupy poetyckiej Cech Poetów, byª zarazem jednym z teoretyków akmeizmu, kierunku b¦d¡cego reakcj¡ na wyjaªowienie symbolizmu. We wczesnych wierszach ±ci±le realizuje wªasne zaªo»enia teoretyczne: symbolistycznemu mistycyzmowi i irrealno±ci przeciwstawia realny byt, pi¦kno ziemskiego »ycia. Niestety, napisany w 1913 roku manifest wit akmeizmu ujrzaª ±wiatªo dzienne dopiero w 1918 roku, kiedy drogi twórcze tych trzech wybitnych indywidualno±ci poetyckich coraz bardziej si¦ rozchodziªy. W 1921 roku »eni si¦ z Nadie»d¡ Chazin¡, która w du»ej mierze przyczyniªa si¦ do ocalenia pó¹nych wierszy m¦»a, ucz¡c si¦ ich na pami¦¢. Jej wspomnienia, m.in. najbardziej znana Nadzieja w beznadziejno±ci, s¡ niezast¡pionym ¹ródªem wiedzy o porewolucyjnych losach poety. W 1934 roku zaczyna si¦ najczarniejszy okres jego »ycia. Odczytany w gronie dziewi¦ciu osób wiersz o Stalinie yjemy tu nie czuj¡c pod stopami ziemi, staª si¦ powodem donosu, w wyniku którego Mandelsztam zostaª aresztowany i skazany na trzy lata zesªania, najpierw do Czerdynia, potem do Worone»a, gdzie, pozbawiony ±rodków do »ycia, w upokarzaj¡cych warunkach bytowych, znerwicowany, po nieudanej próbie samobójczej, osi¡gn¡ª akme, czyli szczyt swojej twórczo±ci.
EUROPA 107: Ta ziemia niczego ci nie obwie±ci (19.04.2006)
Dziaª wód
Ten, który tu stoi, jedyne sedno po dziale wód, Na mokrej ±cie»ce w±ród czochraj¡cych si¦ traw, Widzi pod sob¡ ogoªocone sp¡gi, Strz¦py torów biegn¡ce do lasu, Przemysª pogr¡»ony ju» w ±pi¡czce, Lecz jeszcze »ywy. Zdezelowany agregat W Cashwell podnosi wod¦; dziesi¦¢ lat Le»aª w zalanych wyrobiskach, a» oto Dostaª drug¡ posad¦, gdzie pracuje niech¦tnie. Ponadto, tu i ówdzie, cho¢ wielu zmarªych Le»y pod kiepsk¡ ziemi¡, niektóre zdarzenia Wybiera si¦ z ostatnich zim; dwóch tutaj wydobyto Goªymi r¦kami z uszkodzonego szybu, wczepionych W korb¦, od której odrywaª ich sztorm, jeden zmarª Podczas burzy, gdy wzgórz nie daªo si¦ przej±¢, Daleko od wioski; on, w trumnie, Brn¡ª przez dawno opuszczone poªacie I w swej ostatniej dolinie poszedª do piachu. Wracaj do domu, przybyszu, dumny ze swych nast¦pców, Przybyszu, odwró¢ si¦ jeszcze, zawiedziony i zªy: Ta ziemia, odci¦ta, niczego ci nie obwie±ci, Nie b¦dzie kwiatkiem w niczyim ko»uchu, Bezcelowym dla twarzy, raczej gdzie± indziej ni» tu. Mo»e ±wiatªa twojego auta przetn¡ ±cian¦ sypialni, Lecz nikogo nie obudz¡; mo»e usªyszysz wiatr, Który przybywa znad nie±wiadomego morza, Aby si¦ zrani¢ na szybie, na korze wi¡zu,
Wystan Hugh Auden 1907 - 1973
Pod któr¡ wzbiera oboj¦tny sok, b¦d¡cy wiosn¡. Ale to rzadko. Obok ciebie, wy»sze od traw, Uszy strzyg¡ nim zapadnie decyzja, w¦sz¡c zagro»enie. sierpie« 1927
Oxford
Natura naje»d»a: stare gawrony w ogrodach kolegiów Wci¡» mówi¡, jak ruchliwe dzieci, w j¦zyku uczu¢, Obok wie» rzeka wci¡» pªynie do morza i b¦dzie pªyn¦ªa. Kamienie tych wie» s¡ wci¡» zupeªnie Zadowolone ze swej wagi. Skaªy i »ywe istoty s¡ tak mocno w sobie zakochane, e ich miªo±¢ wªasna wyklucza inne grzechy, Przeszywaj¡ serca naszych studentów niedbaªym pi¦knem, Przeciwstawiaj¡ swój jedyny bª¡d Ich niezliczonym wadom. Dalej s¡ jakie± fabryczki, pó¹niej wielkie zielone hrabstwo, Gdzie papieros pociesza zªych, a hymn sªabych, Gdzie tysi¡ce nerwusów rozpycha si¦ i wydaje pieni¡dze: Eros Paidagogos Pªacze na dziewiczym ªo»u. A nad gadatliwym miastem, jak nad ka»dym innym, Pªacz¡ anioªy bez przydziaªu. Równie» tu znajomo±¢ ±mierci Pochªania jak miªo±¢, i czyste serce odmawia Niskiemu, szorstkiemu gªosowi, Który nie za±nie, dopóki go kto± nie wysªucha. grudzie« 1937 przeª. Paweª Marcinkiewicz
Kiedy John Ashbery spotkaª po raz pierwszy W.H. Audena w poªowie lat pi¦¢dziesi¡tych, zdoªaª z siebie wykrztusi¢ tylko jedno zdanie: Ciesz¦ si¦, »e pan jeszcze »yje. Anegdota ta pokazuje, jak niezwykle wa»ny w poezji j¦zyka angielskiego dwudziestego wieku byª gªos Audena. Jego ogromne dzieªo otwieraªo nowe ±cie»ki dla tak ró»nych poetów, jak Czesªaw Miªosz (zwªaszcza w Traktacie moralnym), Josif Brodski czy wspomniany ju» John Ashbery. Najbardziej charakterystyczn¡ cech¡ tego gªosu byªa jego nieprzewidywalno±¢ oraz niezwykle szeroka skala, obejmuj¡ca pamety polityczne, wiersze religijne, okruchy miejskiego impresjonizmu czy pastoraªki. Mo»e wªa±nie ta ró»norodno±¢ form i obrazów, ten niar, ta szczodro±¢ sprawiaj¡, »e mo»emy odczytywa¢ (i tªumaczy¢) jego wiersze wci¡» na nowo.
EUROPA 108: Wszystko przywraca mnie miªo±ci (26.04.2006)
Zbieranie mchu
Odczepi¢ zr¦cznie z podªo»a szeroko rozwartymi dªo«mi Odrywaj¡c z siª¡, zielon¡ dar«, dodatek do wie«ców cmentarnych, Nad¦t¡ grubo, jak dawne spod drzwi wycieraczki, Od spodu krucha pod±cióªka spl¡tana z korzonkami, A z wierzchu pokryta wieczn¡ zieleni¡ listków z jagodami. Tak zbiórka mchu wygl¡daªa. Lecz zawsze ze mnie co± ubywaªo, kiedy zgarniaªem te kobierce zielone Lub gdy r¦ce po ªokcie zanurzaªem w g¡bczastym, »óªtawym mchu bagien. Czuªem si¦ podle wracaj¡c biegiem z bierwion zbit¡ drog¡ Tak jakbym w mokradªach tych zburzyª porz¡dek natury, Jakbym zakªóciª rytm jaki± odwieczny o wielkim znaczeniu Odrywaj¡c tkanki ciaªa z »yj¡cej planety, Jakbym sprofanowaª caªy obrz¦d »ycia.
piew
Gdy wieje wiatr z poªudnia Ptaki i ryby na póªnoc
Theodore Roethke
Ruszaj¡, wszystkie w jedn¡ stron¦. Ostre blaski gwiazd wokóª si¦ koªysz¡ A ja krok w krok id¦ Za wiatrem i oto jestem: Dziwaczny i peªen miªo±ci. M¡dro±¢, gdzie mo»na j¡ znale¹¢? Obj¦ci czule w ni¡ wierz¡. Cokolwiek byªo nadal trwa: Tak szumi ±piew gaª¦zi drzewa. A ni»ej, polem w±ród paproci W powiewach od rzeki, swobodny, Przechadzam si¦ z moj¡ prawdziw¡ miªo±ci¡. Ile masz czasu, serce? Chc¦ wiedzie¢. Ja ceni¦ to co mam Z dóbr doczesno±ci. Nie jestem ju» mªody Lecz mªode s¡ wiatr i wody. Przemijaj¡ce - przeminie: Wszystko przywraca mnie miªo±ci.
1908 - 1963 Jest jednym z najwa»niejszych poetów poªowy XX wieku. Urodziª si¦ w Saginaw, w stanie Michigan. Rodzice jego zajmowali si¦ ogrodnictwem, st¡d przyroda, »ycie ro±lin, motyw szklarni - to cz¦ste rekwizyty poezji Roethkego (por. Zbieranie mchu). W wieku pi¦tnastu lat straciª ojca, co ci¦»ko zraniªo jego wra»liw¡ psyche. Odt¡d cierpiaª na powtarzaj¡ce si¦ ataki depresji. W latach 30. ub. wieku zacz¡ª publikowa¢ swe wiersze w ameryka«skich czasopismach, a w 1941 roku zadebiutowaª tomem poetyckim Open House. W swej poezji Roethke sytuuje si¦ pomi¦dzy Eliotowskim imagizmem a nurtem poezji konfesyjnej. Powraca do liryki osobistej, w której podmiotem jest subiektywne ja poety, cz¦sto penetruj¡ce w gª¡b wªasnej ja¹ni, z drugiej strony pragn¡ce wyj±¢ poza ni¡, czy to poprzez miªo±¢ (por. piew) , czy przez powrót do prze»y¢ dzieci¦cych. W poetyce korzystaª Roethke z ró»nych technik. Od tradycyjnej do wolnego wiersza, nie stroni¡c od formalnego eksperymentu. W±ród wielu jego tomów poetyckich najwa»niejszymi s¡ The Lost Son and Other Poems (1948) oraz Words for the Wind (1957), za który dostaª wiele licz¡cych si¦ nagród, m.in. Bollingen Prize i National Book Award. Jego twórczo±¢ wywarªa du»y wpªyw na mªodsze pokolenia poetów. W 1963 roku zmarª na atak serca podczas morskiej k¡pieli.
EUROPA 109: Godzina, w której nic si¦ nie wydarzy (04.05.2006)
Przyjezdni
Za du»o morza. Do±¢ ju» napatrzyli±my si¦ morza. Pod wieczór, gdy woda traci nie swoje kolory, i wyparowuje w nico±¢, mój przyjaciel patrzy na ni¡, ja na przyjaciela, nikt si¦ nie odzywa. Noc¡ l¡dujemy w ciemnym k¡cie jakiej± knajpy i pijemy, ka»dy w swojej chmurze dymu. On zaczyna opowiada¢ sny (cokolwiek monotonne, jak szum morza); woda jest w nich tylko lustrem, od wyspy do wyspy, w którym przegl¡daj¡ si¦, pokryte kwieciem i wodospadami, góry. Takie te» to jego wino; kontempluje, gapi¡c si¦ w kieliszek, swoje w nim odbicie, na tle zboczy, co si¦ wznosz¡ nad równin¡ morza. Owszem, lubi¦ góry; niech wi¦c sobie mówi o tym morzu, bo tam woda jest tak czysta, »e wyjawia ka»dy kamie«. Widz¦ tylko wzgórza; bliskie czy dalekie ª¡cz¡, lini¡ ostr¡ niczym kraw¦d¹ muru, niebo z ziemi¡. Zbocza s¡ tam strome, a na nich cierniste winnice spalone sªo«cem. Podobaj¡ si¦ przyjacielowi, ale wolaªby je widzie¢ w kwiatach i owocach, po±ród których kryªyby si¦ roze±miane panny, bardziej nagie od owoców. Mnie wystarcz¡ moje sny surowe, nie brak w nich u±miechu. No wi¦c jutro, zaraz z rana, wybierzemy si¦ na spacer w stron¦ tamtych zboczy z winnicami, tam znajdziemy ±niade, dojrzaªe w sªo«cu dziewczyny, zagadamy... I tak, od sªowa do sªowa, zjemy im troch¦ winogron.
Gwiazda zaranna
Cesare Pavese (1908 - 1950)
Ten samotny czªowiek budzi si¦ gdy morze jeszcze ciemne, a gwiazdy migoc¡. Wiatr ciepªy jak oddech wraca znad wielkiego legowiska morza, sªodycz czu¢ w powietrzu. To godzina, w której nic si¦ nie wydarzy. Fajka zgasªa, zaraz mu wypadnie. W nocy sªycha¢ tylko jak co± mi¦kko czªapie. Samotny nazbieraª gaª¦zi, rozpaliª ognisko i przygl¡da si¦ jak ró»owieje ziemia. Woda te» niedªugo b¦dzie jak ognisko, rozpalona. Co mo»e by¢ bardziej gorzkiego od ±witu dnia, w którym nic si¦ nie zdarzy? To gorzkie poczucie zb¦dno±ci. Wygaszona gwiazda spada z nieba, szara niespodzianka ±witu; widzi morze, ci¡gle ciemne mimo pªon¡cego stosu. Przy ognisku, jakby od niechcenia, czªowiek grzeje r¦ce. Gwiazda spada na zamglone wzgórza, »eby zapa±¢ w sen na legowisku ±niegu. Czªowiek ju» nie czeka, ale dzie« si¦ ci¡gnie bezlito±nie. Po co sªo«ce wznosi si¦ nad morzem i dzie« znów zaczyna dªugi? Jutro ±wit te» b¦dzie ciepªy, ±wiatªo mu±linowe; i wszystko jak wczoraj, i nic si¦ nie zdarzy. Ten samotny chciaªby przede wszystkim zasn¡¢. Teraz, gdy ostatnia gwiazda w niebie ga±nie, on najspokojniej nabija fajk¦ i j¡ zapala.
Cesare Pavese powiadaª, »e jego debiutancki tom Praca m¦czy mógªby zmieni¢ pokolenie. Opublikowaª go w 1936, a potem raz jeszcze w 1943, wzbogacony o wiersze z czasów, gdy skazany przez faszystów przebywaª na wygnaniu. Niestety ksi¡»ka za ka»dym razem przeszªa niezauwa»ona. Jego wiersze-opowie±ci byªy w owym czasie zaskakuj¡ce dla wªoskich czytelników wychowanych na patetycznym stylu wczesnego modernizmu, futurystycznych eksperymentach, lozocznych metaforach tzw. hermetyków. Podczas gdy Pavese - z urodzenia piemoncki wie±niak, z wyboru dekadencki wªócz¦ga po mrocznych zauªkach Turynu - mówiª j¦zykiem codziennym; chciaª, »eby pod zwyczajnymi sªowami, w klarownych obrazach, rzeczy ukazywaªy zawart¡ w nich samych surow¡ cudowno±¢. Przeestetyzowanej poezji tamtego czasu postanowiª da¢ lekcj¦ tego metazycznego realizmu, który poznaª doskonale, tªumacz¡c i wydaj¡c arcydzieªa literatury ameryka«skiej. Kiedy kilka lat pó¹niej, ju» jako uznany twórca kilku powie±ci oraz tomu niezwykªych medytacji pt.: Dialogi z Leuke, mo»e wreszcie cieszy¢ si¦, »e jego poezja zaczyna by¢ doceniana - odbiera sobie »ycie. Prezentowane tu wiersze to typowe dla wczesnego okresu twórczo±ci ±ródziemnomorskie pejza»e z powtarzaj¡c¡ si¦ postaci¡ czªowieka samotnego. Artur i Jadwiga Grabowscy
EUROPA 110: Nie pragn¦ ziemskiej prawdy (10.05.2006)
***
Nie szukam pi¦kna na tym ±wiecie, Nie pragn¦ ziemskiej prawdy zna¢. Obejmowanej dzi± kobiecie Zwykªego szcz¦±cia nie chc¦ da¢. Na delikatnym ludzkim ciele Mój nó» zakre±la krwawy pas: Niech na pieszczonych ramion bieli Skrzydªa wyrosn¡ jeszcze raz! 27 marca 1922
***
Gram w karty, pij¦ wino przednie, Obcuj¦ z lud¹mi - brwi nie chmurz¦. Wiem dobrze - serce mimowiednie W umiªowan¡ p¦dzi burz¦. P¦d¹, mój stateczku, wraz z wichur¡ I nie szukaj¡c ocalenia. Nie ma go te» na drodze, któr¡ Unosi w sin¡ dal natchnienie. Powróci¢ nie jest nam s¡dzone, Chocia» w ciemno±ci d»d»ystej nocy
Wªadysªaw Chodasiewicz
By¢ mo»e patrz¡ w nasz¡ stron¦ Widome tylko dla nas oczy. A je±li nie - przebolejemy! Nikt nie pami¦ta? - nic takiego. piewamy przecie» i giniemy Nie dla westchnienia dziewcz¦cego. 4-6 lutego 1922
Drog¡ ziarna
Powoli idzie siewca równymi bruzdami. I ojciec i dziad jego tymi szli ±ladami. Jak zªoto w jego r¦ce poªyskuje ziarno, Lecz ono nieuchronnie padnie w ziemi¦ czarn¡. I tam, gdzie ±lepy robak peªzn¡c si¦ kieruje, W tajemnym czasie umrze i wnet wykieªkuje. Tak samo dusza moja t¦ drog¦ przechodzi: Zst¡piwszy w ciemno±¢, umrze - i tam si¦ odrodzi. I ty, moja ojczyzno, ty, jej ludu mnogi, Umrzesz i si¦ odrodzisz przez ten rok po»ogi Przeto, »e m¡dro±¢ dana nam elementarna: Przeznaczeniem »yj¡cych jest i±¢ drog¡ ziarna. 23 grudnia 1917
(1886 - 1939) W maju mija 120. rocznica urodzin Wªadysªawa Chodasiewicza. Pisz¡c o nim, mo»na ±miaªo sparafrazowa¢ Epitaum dla Brunona Jasie«skiego Jacka Kaczmarskiego: polskie imi¦, nazwisko litewskiej szlachty, yd, antykomunista, bywaª w Rzymie, paryskie miaª kontakty, w Moskwie urodziª si¦ jako Polak, zostaª poet¡ rosyjskim, wyemigrowaª do Francji, gdzie zmarª na bruku paryskim... Wychowaª si¦ w rodzinie piel¦gnuj¡cej polsk¡ tradycj¦. Nieopatrznie zostaª posªany do rosyjskiego gimnazjum i starania rodziców poszªy na marne. Dziadek poety, powstaniec listopadowy, pochodziª z Nowogródka. Chodasiewiczowie byli daleko spokrewnieni z Mickiewiczami. Daleki wnuk tªumaczyª na rosyjski wiersze swojego wielkiego antenata, sporz¡dziª, niewydan¡ jednak, antologi¦ jego poezji i wielokrotnie przywoªywaª go w swojej eseistyce. Na swój sposób powtórzyª te» jego drog¦ twórcz¡ i »yciow¡. Nale»y Chodasiewicz do poetów wyj¡tkowo pokrzywdzonych przez histori¦. Jako nieprzejednany antykomunista przez ponad 60 lat nie istniaª dla rosyjskiego czytelnika, powróciª do« dopiero w okresie pieriestrojki. Dla czytelnika polskiego wªa±ciwie nigdy nie istniaª. Kiedy± na drodze staªy wzgl¦dy polityczne, teraz - ekonomiczne. Jego nieszcz¦±ciem byªo urodzenie si¦ pomi¦dzy generacjami i nieuto»samienie si¦ z »adnym z ówczesnych ugrupowa« poetyckich. Na domiar zªego niesªusznie przylgn¦ªa do niego opinia poety drugorz¦dnego, którym zdecydowanie nie jest. Za poet¦ wybitnego uwa»aª go cho¢by Nabokov. Czy» trzeba lepszej rekomendacji?
EUROPA 111: Narysowaª ci¦ dym (17.05.2006)
Motyl
Jakie pi¦kne za±wiaty wymalowane s¡ w twoim pyªku. Przez pªomieniste j¡dro Ziemi, przez jej kamienn¡ skorup¦ podawano ci¦ dalej, tkanin¦ po»egna« w miarach przemijania. Motylu, dobranoc wszystkim stworzeniom! Szale »ycia i ±mierci opadaj¡ twoimi skrzydªami na ró»¦, co przekwita ze ±wiatªem dojrzewaj¡cym w stron¦ ojczyzny. Jakie pi¦kne za±wiaty wymalowane s¡ w twoim pyªku. Jaki» królewski znak w tajemnicy powietrza. Widziaªam jak wyszedª z domu nadpaliª go ogie« ale nie spaliª Niósª pod pach¡ aktówk¦ ze snu byªa ci¦»ka od liter i cyfr
Nelly Sachs (1891 - 1970)
- jaka± caªa matematyka Na r¦ce miaª wypalony moduª 7337 Te cyfry sprzysi¦»yªy si¦ z sob¡ Ten czªowiek byª mierniczym przestrzeni Jego stopy oderwaªy si¦ ju» od ziemi Kto± czekaª na niego w górze »eby zbudowa¢ nowy raj Poczekaj tylko - wkrótce spoczniesz i ty - Znowu ci¦ zobaczyªam, narysowaª ci¦ dym, odrzuciªe± pªaszcz przepoczwarzenia ze ±miertelnej materii, zachodz¡ce sªo«ce na nici twojej miªo±ci roz±wietliªo noc, która si¦ wzniosªa jak lot przyczajony w skrzydle jaskóªki. Zªapaªam ¹d¹bªo wiatru, wisiaªa na nim spadaj¡ca gwiazda przeª. Ryszard Krynicki
Nelly Sachs urodziªa si¦ w 1891 roku w Berlinie w rodzinie »ydowskiej. Nie braªa aktywnego udziaªu w »yciu literackim tamtej epoki, pozostawaªa poetk¡ osobn¡. Zadebiutowaªa dopiero w roku 1921 tomem prozy Legendy i opowiadania - a wiersze zacz¦ªa publikowa¢ jeszcze pó¹niej, od roku 1929. W hitlerowskiej Rzeszy »yciu Nelly Sachs zacz¦ªo zagra»a¢ coraz wi¦ksze niebezpiecze«stwo - w ostatniej chwili, 16 maja 1940 roku udaªo si¦ jej wraz z matk¡ odlecie¢ do Sztokholmu. Sp¦dzi tam ostatnich trzydzie±ci lat »ycia. Wszyscy jej krewni, pozostali w Niemczech, zgin¦li w obozach koncentracyjnych. Zgin¡ª tak»e jedyny m¦»czyzna, jakiego kochaªa. B¦dzie si¦ on pojawia¢ w jej wierszach jako umarªy narzeczony. Ocalona od zagªady - staje si¦ poetk¡ tragicznego »ydowskiego losu. W 1947 wydaje pierwszy tom wierszy In den Wohnungen des Todes (W mieszkaniach ±mierci). Druga ksi¡»ka poetycka, Sternverdunkelung (Za¢mienie gwiazdy), wychodzi w 1949 roku. W roku 1950 umiera jej matka. Osamotniona Nelly pisze Elegie na ±mier¢ matki. Pod koniec roku 1957 rozpoczyna si¦ regularna korespondencja Nelly Sachs z Paulem Celanem, która przeradza si¦ w gª¦bok¡ przyja¹« obojga poetów. W roku 1960 Nelly prze»ywa powa»ne zaªamanie nerwowe, przez prawie trzy lata b¦dzie leczona w klinice psychiatrycznej. Na koniec lat 50. - pocz¡tek 60. przypada odkrycie jej liryki w Republice Federalnej Niemiec. W roku 1964 Nelly Sachs publikuje dwie pierwsze cz¦±ci cyklu Glühende Rätsel (Roz»arzone zagadki), które w caªo±ci uka»¡ si¦ w roku 1968. W 1965 zostaje wyró»niona Pokojow¡ Nagrod¡ Ksi¦garzy Niemieckich - a 10 grudnia 1966 roku (w dzie« swoich urodzin) otrzymuje (wraz z izraelskim pisarzem Samuelem Josefem Agnonem) literack¡ Nagrod¦ Nobla. Umiera 12 maja 1970 roku w Sztokholmie i zostaje pochowana na Cmentarzu ydowskim. Po±miertnie, w roku 1971 ukazuje si¦ tom jej wierszy ostatnich Teile dich Nacht (Rozst¡p si¦ nocy) oraz tom wierszy zebranych Suche nach Lebenden (Poszukiwanie »ywych). Publikowane wiersze pochodz¡ z tomu Roz»arzone zagadki, który uka»e si¦ 18 maja nakªadem wydawnictwa a5.
EUROPA 112: Rzecz nieoczywista (24.05.2006)
O biednym B.B.
1 Ja, Bertolt Brecht, jestem z czarnych lasów. Gdy w ciele matki tkwiªem jako pªód Przyniosªa mnie do miast. Dopóki nie sczezn¦ B¦dzie we mnie czarnych lasów chªód. 2 Od pocz¡tku na ±mier¢ opatrzony wszelkim Sakramentem, w asfaltach miasta mam swój ±wiat: Gazety. I tyto«. I brandy. Jestem Nieufny, gnu±ny, a na koniec rad. 3 Dla ludzi miªy jestem. Wkªadam Sztywny kapelusz obyczajem tych O których mówi¦: zwierz¦ta. Dziwnie pachn¡. I mówi¦: nie szkodzi, jestem jednym z nich. 4 Na pustych bujakach w poªudnie Posadz¦ sobie czasem kilka pa«. Patrz¦ na nie beztrosko i mówi¦: Macie we mnie faceta, lecz nie liczcie na«. 5 Pod wieczór gromadz¦ tu m¦»czyzn Zwracamy si¦ do siebie sªowem gentleman. Kªad¡ mi stopy na stoªach i mówi¡: B¦dzie lepiej. Nie pytam o miesi¡c i dzie«. 6 Nad ranem, o szaro±ci, szczaj¡ jodªy Zarobaczone ptactwem, co podnosi krzyk. O tej porze, nim nerwowo zasn¦ W mie±cie ciskam niedopaªek i wychylam ªyk.
Bertolt Brecht
7 Tkwili±my, niewa»kie pokolenie, w domach adna moc, mówiono, nigdy ich nie zmo»e (Tak stawiali±my ka»dy dªugi kloc na wyspie Manhattan I cienkie anteny, co bawi¡ Atlantyckie Morze). 8 Z tych miast zostanie: kto przeszedª je skro±, wietrzny go±¢! Szcz¦±liwiec, co dom pustoszy: po nim puste szklanki. My b¦dziemy tu tylko krótko do±¢ To wiemy, a po nas: nic godnego wzmianki. 9 Kiedy nadejd¡ trz¦sienia ziemi, obym nie pozwoliª By mi przez gorycz »ar virginii zgasª Ja, Bertolt Brecht, do asfaltowych miast rzucony Z czarnych lasów w ªonie matki w tamten czas. [1921]
liwa
liwa od podwórza A» dziw, jak niedu»a. Krat¡ opasana By nikt jej nie zªamaª. Maªa zostanie maªa Cho¢ urosn¡¢ by chciaªa. Lecz na nic pragnienia Za du»o tu cienia. liwa bez ±liw to dziw I rzecz nieoczywista A jednak nale»y do ±liw Pozna¢ to po listkach [1939]
(1898 - 1956) Wywarª znacz¡cy wpªyw na powojenn¡ liryk¦ niemieck¡ i ±wiatow¡. Mroczna ballada uliczna, inspirowany Villonem song, wielostroczny wiersz dotycz¡cy do±wiadczenia zbiorowego i miªosny epigramat wspóªtworz¡ specyczn¡, inspiruj¡c¡ dykcj¦ poetyck¡. Wspóªistnieje ona z prze»yciem i reeksj¡ poety emigranta; w wielu wierszach jej walory niweczy jednak intencja ideologiczna zaanga»owanego komunisty. Brecht - zwªaszcza jako mistrz wiersza lakonicznego - znalazª nast¦pców w powojennej generacji poetów niemieckich. Szersza prezentacja twórczo±ci lirycznej i sylwetki Brechta w Literaturze na wiecie nr 5-6/2006.
EUROPA 113: Wolny od grzechu i kary (31.05.2006)
Fantasy
1 Oto jak bez ssaków co si¦ z»arªy wzajem w ogniu i zam¦cie (w±ród zgliszcz i popioªów ich szkielety nagie) ju» po odlocie ocalonej Reszty co drzewom wszczepi¢ zd¡»yªa zarodki szarych komórek z hukiem i skomleniem ostaªa si¦ Ziemia. Biaªe obªoki przepªywaj¡ nad spalonymi skrzydªami ptaków strzeliste topole polatuj¡ w przestrzeni a brzozy biaªoskóre z chmury w¦druj¡ na chmur¦ i tylko d¦by które wyrwa¢ chce wicher wczepiaj¡ si¦ w ziemi¦ pazurami korzeni spopielaªe kwiaty do traw mówi¡ sczerniaªych: Byªy±my ró»e pªomienne malwy uparte azalii barwne teatry osty przepraszaj¡ »e jaªowe niestety Odt¡d makówki nabraªy rozumu z macierzystych tkanek od wyschni¦tych mózgów tych którzy za horyzontem znikn¦li gdy nawet wilki i koty straciªy do »ycia ochot¦ 2 Zieleni si¦ niebo od drzew z p¦t wyzwolonych ro±liny szumi¡ szelestnie na wietrze w zmiennych barwach pór roku
Leszek Elektorowicz ur. 1924
niezmiennych odwiecznie w ciszy koj¡cej bez maszyn wszelakich dokoªa nad wymarªymi miastami dryfuj¡ anioªy palm i modrzewi zrzuciwszy z siebie drapie»ne kondory i s¦py w fajerwerkach piór kolorowych agonalnej glorii do podnó»y ±wi¡ty« podniebnych sekwoi i tylko »ywioª pomniejszy drozdów kardynaªów kosów zawodzi swe trele w harmiderze papug jaskrawych i chmar polnej braci: owadów d¹wi¦czne brz¦czenie kopulantów wytrwaªych obdarzonych niewiedz¡ pocz¡tku i ko«ca snuje swoje da capo wielkie motyle na li±ciach siadaj¡ i kwiatach rozkªadaj¡ skrzydeª delikatne uszy by na cz¦stotliwo±ciach fal najsªabszych sªucha¢ gdy swoje solo komar nuci 3 Fale oceanu szemrz¡ brzegom dziewiczym wodami srebrzystymi od blasku ksi¦»yca i ryb l±ni¡cych w sªo«cu bezpiecznych ju» od harpunów i haków a huragany i burze fal zestrojonych z grzmotami to ogromna orkiestra w lharmonii morza sªucha jej ±wiat czysty ju» uspokojony ªagodnym szumem bryz i przypªywów wolny od bomb i trucizn od grzechu i kary bo ±mierci cios we wn¦trzu wód lub w dziobach ptasich nie zbrodni¡ jest lecz symetri¡ bytu gdy Tamci na zawsze opu±cili Ziemi¦ we wn¦trzach rakiet ±ródgwiezdnych stªoczeni unosz¡c z sob¡ kl¡tw¦ im przydan¡ w odlegªe strefy inferna czy raju
Poeta, prozaik, eseista. Tªumacz poezji angielskiej i ameryka«skiej. Debiutowaª w 1957 roku tomem wierszy wiat niestworzony. Autor dwudziestu kilku ksi¡»ek - ostatnio By¢ i nie by¢ (1993), Jeden znak (1994), Anglosaskie muzy (1996), Czasy i chwile (1998), Niektóre stronice (2004). Na staªe wspóªpracuje z wychodz¡cym w Krakowie dwumiesi¦cznikiem Arcana. Nale»y do Pen Clubu, byª czªonkiem ZLP, a pó¹niej wspóªzaªo»ycielem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat m.in. Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
EUROPA 114: Poeta to maªy Bóg (07.06.2006)
Ars Poetica
Niech wers b¦dzie jak klucz który otwiera tysi¡c bram. Opada li±¢; co± przelatuje; Ile oczy widz¡, stworzone zostanie, a dusza sªuchacza niech trwa w dr»eniu. Wymy±laj nowe ±wiaty i pilnuj swego sªowa; Przymiotnik, gdy nie daje »ycia, zabija. Jeste±my w cyklu nerwów. Mi¦sie« zwisa, Jak wspomnienie, w muzeach; Lecz to nie dlatego mamy mniej siªy: Prawdziwy wigor Znajduje si¦ w gªowie. Dlaczego opiewacie ró»¦, och Poeci! Zmu±cie j¡ by zakwitªa w wierszu; Tylko dla nas yj¡ wszelkie rzeczy pod Sªo«cem. Poeta to maªy Bóg. 1916
***
TO JEST ZGASA GWIAZDA LUB
Vicente Huidobro
DOJRZAA RÓA Tyle piór, tyle piór, a moja pier± opustoszaªa wczoraj wypeªniona wersami.
Kontakt zewn¦trzny
Moje oczy publicznego placu Moje oczy ciszy i pustyni Sªodki zgieªk wewn¦trzny Samotno±¢ która si¦ budzi Gdy zapach oddziela si¦ od kwiatów i zaczyna podró» A rzeka duszy dªuga dªuga Nie mówi wi¦cej ani czas ani przestrze« Nadejdzie dzie« ju» nadszedª Selwa nabiera fantastycznej substancji Ksi¦»yc kaszle Morze wysiada ze swego wozu Un jour viendra est déj`a venu A Ja nie mówi¦ wi¦cej ani lato ani zima Trzeba wyskoczy¢ z serca na ±wiat Trzeba zbudowa¢ odrobin¦ niesko«czono±ci dla czªowieka 1941
(1893 - 1948) Jeden z najwybitniejszych poetów latynoameryka«skich XX wieku. Urodziª si¦ w Santiago de Chile w rodzinie arystokratycznej. Pierwszy tom wierszy ogªosiª przed 20. rokiem »ycia. Byª twórc¡ awangardowego pr¡du zwanego kreacjonizmem, w Polsce niezbyt znanego, cho¢ idee Huidobra, tak»e manifestotwórcy i teoretyka poezji, przywiózª do Polski Peiper, który si¦ z nim zetkn¡ª podczas pobytu w Madrycie. Huidobro mieszkaª tak»e w Pary»u i pisaª na zmian¦ po hiszpa«sku i francusku. Do najbardziej znanych utworów pisanych po hiszpa«sku i zarazem najlepszych realizacji jego poetyckiego programu nale»y obszerny poemat Altazor (1931). Prezentowane tutaj wiersze równie» zostaªy napisane po hiszpa«sku.
EUROPA 115: ab¦dzie to geniusze (14.06.2006)
Stado
Obliczono, »e na ka»dy egzemplarz Biblii Gutenberga... zu»yto skóry 300 owiec - z artykuªu na temat drukarstwa Widz¦ je, jak stoj¡ ±ci±ni¦te w zagrodzie za kamiennym budynkiem, gdzie mie±ci si¦ drukarnia, rzucaj¡ si¦ na wszystkie strony, próbuj¡c znale¹¢ troch¦ miejsca, i s¡ do siebie tak podobne, »e policzenie ich byªoby niemal niemo»liwe, i nie da si¦ stwierdzi¢, która z nich poniesie w ±wiat nowin¦, »e Pan jest pasterzem, jedn¡ z niewielu rzeczy, jakie ju» wiedz¡.
Geniusz
mówiªo si¦ w ogólniaku na kogo±, kto depcz¡c sznurówki przewracaª si¦ na korytarzu i rozrzucaª wokóª ksi¡»ki i zeszyty. A kto±, kto wpadaª na otwarte drzwi szatni, byª znany jako Einstein, który wymy±liª jazd¦ tramwajem w niesko«czono±¢.
Billy Collins ur. 1927
Pó¹niej geniuszem stawaª si¦ kto±, kto potraª wzi¡¢ kawaªek kredy i wyeskortowa¢ pi do stu cyfr po przecinku, albo kto±, kto staª na rusztowaniu z napisem na plecach, albo rysowaª wodny mªyn na marginesie, albo zapuszczaª w nocy cich¡ muz¦. Ale kilka dni wcze±niej, id¡c drewnian¡ ±cie»k¡, pomy±laªem, »e ªab¦dzie na tai zbiornika to prawdziwi geniusze: wymy±liªy one, jak lata¢, jak by¢ równocze±nie pi¦knym i peªnym siªy, i jak znajdowa¢ partnerów na caªe »ycie. W sumie dwudziestu czterech geniuszy (bo policzyªem je wszystkie, jak to robiª Yeats) na spokojnej, krystalicznej toni czterdziestu o±miu, je±li dodamy tak»e ich odbicia, albo równo pi¦¢dziesi¦ciu, je±li dorzuci¢ mnie i psa, który biegª daleko przede mn¡, mieli±my cho¢ na tyle oleju w gªowie, »e tego dnia wyszli±my na dwór - pies obw¡chiwaª ±cióªk¦, ja trzymaªem gªow¦ prosto w jasnym powietrzu poranka.
przeª. Paweª Marcinkiewicz
Pod koniec ubiegªego roku w presti»owym wydawnictwie Random House w Nowym Jorku ukazaª si¦ najnowszy tom wierszy Billy'ego Collinsa pod tytuªem Kªopot z poezj¡. Collins to by¢ mo»e jedyny poeta ameryka«ski utrzymuj¡cy si¦ z pisania wierszy. Jego ksi¡»ki niezmiennie zajmuj¡ pierwsze miejsca na listach poetyckich bestsellerów. Do niedawna byª poet¡-laureatem przy Bibliotece Kongresu USA, a obecnie piastuje zaszczytne stanowisko poety-laureata stanu Nowy Jork. Lecz mimo stutysi¦cznych nakªadów jego tomów, licznych nagród i honorów, Billy Collins wci¡» jest w pewnym sensie kªopotem dla krytyków, którzy zarzucaj¡ mu stylistyczn¡ gªadko±¢ i tematyczn¡ powtarzalno±¢ przejawiaj¡c¡ si¦ w zainteresowaniu paradoksem. Sk¡d zatem bierze si¦ siªa jego poezji? By¢ mo»e wªa±nie z bezkompromisowo±ci i dociekliwo±ci w znajdowaniu paradoksów. Wiersze Collinsa wydaj¡ si¦ ±wiadome postmodernistycznej przepa±ci, to znaczy umowno±ci wielkich i maªych narracji, jak i samego narratora. Ale potra¡ one o tej przepa±ci mówi¢ z humorem, co decyduje o ich powodzeniu w±ród czytelników. W przeciwie«stwie do takich poetów jak John Ashbery Collins u»ywa ironii, która nie burzy realizmu czy te» iluzji patrzenia przez j¦zyk na ±wiat. Co nie zmienia faktu, »e równie» dla Collinsa realizm jest iluzoryczny. Poeta prowadzi z czytelnikiem rodzaj podwójnej gry: z jednej strony gªosi koniec poezji wywodz¡cej si¦ z romantyzmu, a z drugiej robi to w sposób narracyjny i wªa±nie romantyczny. I ta dwuznaczna sytuacja sprawia najwi¦kszy kªopot krytykom. Na szcz¦±cie nie czytelnikom...
EUROPA 116: Kªuj¡ca dojrzaªo±¢ (21.06.2006)
Wychowanek
Soczysta zielono±¢ - wychowanka wody Kochaªem w szkole, obrazu tego soczyst¡ zielono±¢ Na horyzoncie skrzydªa wiatraków i »agle Na wietrze. A sylwetki mªynów nieruchome, Odzwierciedleniem w wodzie potwierdzaªy sw¡ obecno±¢. Odk¡d pami¦tam zawsze chciaªem pozna¢ Istot¦ hydrauliki tej krainy Sªów glar i glit i rozlewnego dailigone*. Niderlandy mego umysªu. Nadzieje mgliste, zamulone. Ci¦»ar istnienia. I poezja zbyt powolna Dla wydarze« na tym depresyjnym l¡dzie Oraz ja, który czekaªem lat blisko pi¦¢dziesi¡t, Aby da¢ wiar¦ cudom: jak to drzewko-zegar, z blaszanych puszek, Dzieªo druciarzy. Ile» wody przez palce przeciekªo, Gdy czekaªem - na t¦ jasno±¢ powietrza i blask czasu, i serca lekko±¢.
Seamus Heaney
Latarenka gªogu
Zimowy gªóg goreje w ±nie»nej porze roku Jabªuszko cierni, skromne ±wiatªo skromnych ludzi, od których »¡da tylko, aby nie zgasª knot poczucia ich wªasnej godno±ci - lecz nie musi ich o±lepia¢ sw¡ iluminacj¡. Ale czasem, gdy mróz twój oddech zamienia w pióropusz, przybiera on sylwetk¦ w¦druj¡c¡ Diogenesa który z latarni¡ szuka, cho¢ jednego prawego czªowieka; i jeste± oceniany zza owocu gªogu, który podnosi na gaª¡zce do poziomu swoich oczu, a ty wzdragasz si¦ gdy ta wi¦¹ mi¡»szu i pestki ze stali, to ukªucie i krwi pobranie, które chciaªby± aby oczy±ciªo ciebie, ta kªuj¡ca dojrzaªo±¢ - uwa»nie penetruje, i rusza dalej. * Sªów glar i glit i rozlewnego dailigone: w dialekcie ulsterskim - bªoto, szlam, zmierzch (na podstawie obja±nienia Stanisªawa Bara«czaka w: Seamus Heaney, 44 wiersze, Znak, Kraków 1994).
ur. 1939 Ten najznakomitszy z »yj¡cych poetów j¦zyka angielskiego jest znany w Polsce gªównie dzi¦ki przekªadom Stanisªawa Bara«czaka. Urodziª si¦ w gospodarstwie wiejskim swoich rodziców w póªnocnoirlandzkim okr¦gu Derry w roku 1939 w rodzinie katolickiej, pogardzanej przez protestanck¡ wi¦kszo±¢. Jego poetycki debiut w maju 1966 roku Death of a Naturalist zostaª przyj¦ty niezwykle entuzjastycznie zarówno przez angielskich, jak i irlandzkich krytyków. Wydaj¡c niezbyt wiele, za to ±wietnych tomików poetyckich, otrzymaª Heaney w roku 1995 literack¡ Nagrod¦ Nobla, co zostaªo »yczliwie powitane przez innych noblistów, w tym Czesªawa Miªosza. Losy Irlandii okupowanej przez Anglików w ci¡gu wielu stuleci zbli»yªy na pewno Heaneya do twórczo±ci poetów polskich i osobistej z nimi przyja¹ni. Dowodem na to mog¡ by¢ wiersze poety napisane po ±mierci Herberta i Miªosza. Lecz najtrwalszym pomnikiem tej przyja¹ni jest wspaniaªy przekªad Trenów Kochanowskiego dokonany wspólnie przez Bara«czaka i Heaneya.
EUROPA 117: Nico±¢ my±lenia (28.06.2006)
Wieczór (1929)
Krok w krok za wieczorem Odchodz¡cym, idzie woda prze¹roczysta Koloru oliwy I, raz po raz, bªyska zapomnianym ogniem. We mgle sªysz¦ »aby i cykady; Tam, na ª¡ce, gdzie dr»¡ czuªe zioªa.
W¦drowiec (Campo di Mailly, maj 1918) W »adnym miejscu na ziemi nie mog¦ osi¡±¢ W ka»dym nowym klimacie w który wst¦puj¦ od razu usycham bo kiedy± ju» do niego przywykªem I zawsze wyrywam si¦ - obcy Zrodzony wróciªem z epok prze»ytych Cieszy¢ si¦ tylko chwil¡ »ycia pocz¦tego
Giuseppe Ungaretti 1888-1970
Szukam kraju niewinnego
Znikomo±¢ (Vallone, 19 sierpnia, 1917) Nagle w górze nad kamieniami ±wiatªo±¢ zachwycaj¡ca bezmiaru I czªowiek schylony nad zaskoczon¡ sªo«cem wod¡ widzi »e jest cieniem Rozchwianym i nadªamanym
Gdyby± ty mój bracie
Gdyby± wróciª do mnie »ywy, Z wyci¡gni¦t¡ r¦k¡, Mógªbym znowu, Jakby nigdy nic, u±cisn¡¢ Ci dªo«, bracie. Ale nic twojego, nic twojego nie otacza Mnie z wyj¡tkiem snów - migocz¡ Wygasªe pªomienie przeszªo±ci. Pami¦¢ rozwija si¦ tylko w obrazach I w sobie tylko sob¡ jestem, I niczym wi¦cej Ni» znikaj¡c¡ nico±ci¡ my±lenia. przeª. Artur Grabowski
Giuseppe Ungaretti urodziª si¦ w egipskiej Aleksandrii, ksztaªciª we francuskiej szkole, a potem wiele lat sp¦dziª w artystycznych koªach Pary»a. W latach trzydziestych wykªadaª literatur¦ w Brazylii. Posªugiwaª si¦ swobodnie pi¦cioma j¦zykami, nigdzie nie czuª si¦ zadomowiony. Zazwyczaj dopiero wojny, pierwsza i druga, sprowadzaªy go do ojczyzny. Byª jednym z najwybitniejszych poetów wªoskich XX wieku, inicjatorem awangardowego stylu zwanego hermetyzmem. Ale mo»e bardziej ni» do rodzimej literatury nale»aª Ungaretti do elitarnej grupy poetów z istoty europejskich. Jego wpªyw na nowoczesn¡ poezj¦ daje si¦ porówna¢ z wpªywem Eliota, Celana (który byª jego tªumaczem na niemiecki) i Apollinaire'a. ¡czyª awangardowy stosunek do j¦zyka z klasyczn¡, niemal ªaci«sk¡ czysto±ci¡ obrazów. Stworzyª poezj¦ kontemplacyjn¡, lozoczn¡, zarazem gª¦boko chrze±cija«sk¡ i si¦gaj¡c¡ do presokratejskich ¹ródeª europejskiej wyobra¹ni.
EUROPA 118: Sªowami sªów o sªowach (05.07.2006)
MÓWI
mówi¡ »e w twoich wierszach jest du»o nazwisk tak jakby ±wiat skªadaª si¦ tylko z czasowników przymiotników? przeczytaªem »e jedn¡ z krytyczek od tego mdli mo»e by poszªa do ginekologa? Let's go mówi¡ »e twój wyjazd do Ameryki to zdrada ojczyzny inni »e to twoje ponowne narodziny le»ysz na brookli«skiej pla»y ocean li»e ciebie i si¦ ªasi - jak pies i nie wiesz komu wierzy¢ Fuck you jedni mówi¡ »e w twoich wierszach jest za du»o kawiarni inni - »e za du»o lisów jedni mówi¡ »e jeste± hermetyczny inni - »e otwarty na »ycie Broken your legs jedni wierz¡ »e spotkaªe± si¦ z Johnem Ashberym inni - nigdy by o nim nie usªyszeli gdyby nie ty przychod¹cie przychod¹cie na Tompkins Square mo»e jeszcze nawet zobaczycie Franka O'Har¦ You see him ten kaktus twojego pocaªunku - kochana ten czerwony kwiatek ro±linnego sygnalizatora Let's go Let's go w te rozpalone zamki naszych ciaª
Wasyl Machno
czy
sªowami sªów o sªowach tyle mówi¡
SKLEP RYBNY (z cyklu Chinatown)
g¦gaj¡ jak peki«skie g¦si taka darmowa opera peki«ska gdy wybieraj¡ w sklepie rybnym mro»one lub ±wie»e ryby ryby Chi«czycy kupuj¡ codziennie sprzedawcy w gumowych butach - jak siwe czaple wycieraj¡ w zasmalcowane biaªe fartuchy wysmarowane rybim tªuszczem r¦ce g¦gaj¡ i ±miej¡ si¦ ryby posypane lodem i por¡bane siekier¡ na ró»ne cz¦±ci martwymi oczami przy±wiecaj¡ chi«skim sprzedawcom i chi«skim kupuj¡cym zamiast tradycyjnych latarenek morskie gwiazdy - kalmary - kraby elementy inkrustacji po±ród niebieskich gór sztucznego lodu zapach w sklepie jest taki »e ci¦»arne pospiesznie wychodz¡ nie kupiwszy niczego a Chinki praktycznie w ci¡»y s¡ zawsze
ur. 1964 Ukrai«ski poeta i eseista. Obok Jurija Andruchowycza najwybitniejszy ukrai«ski poeta ±redniego pokolenia. Pokolenia wkraczaj¡cego w »ycie literackie w momencie rozpadu Zwi¡zku Sowieckiego, a zatem rocznikowo bliskiego polskiemu pokoleniu bruLionu. I podobnie jak pokolenie bruLionu zbuntowanego wobec wªasnej tradycji literackiej i próbuj¡cego j¡ unowocze±ni¢. Ukrai«ski poeta/ musi pisa¢ rymowane wiersze/ a go«cie si¦... - ten pocz¡tek jednego z wierszy Machny zapewne przypomni polskim czytelnikom sªynny wiersz Marcina wietlickiego Dla Jana Polkowskiego. Jednak Machno zajmuje w tej literaturze miejsce szczególne. A zadecydowaªy o tym i los, i talent w równym stopniu. Machno jest bowiem poet¡ pogranicza. Jak sam mówi, w równej mierze jego tradycj¡ poetyck¡ s¡ literatura ukrai«ska i polska. Wydaª tom wªasnych przekªadów wierszy Zbigniewa Herberta, tªumaczyª te» wiersze Czesªawa Miªosza, Józefa obodowskiego, Mariana Grze±czaka, Andrzeja Sosnowskiego, Janusza Szubera, Bohdana Zadury. A w roku 2000 los postanowiª wprowadzi¢ w t¦ twórczo±¢ dodatkowe w¡tki i sprawiª, »e Machno wygrawszy zielon¡ kart¦ na loterii wizowej, wyjechaª do Nowego Jorku, gdzie osiadª. Jest autorem sze±ciu tomów wierszy: Schizma (1993), Samotno±¢ Cezara (1994), Ksi¦ga pagórków i dolin (1996), Lutowe elegie (1998), Pªetwa ryby (2002), 38 wierszy o Nowym Jorku i co wi¦cej (2004). Tªumaczony byª na angielski, niemiecki, ormia«ski, rosyjski, rumu«ski, serbski i sªowe«ski. W Polsce ukazaªy si¦ dwie jego ksi¡»ki - wybór wierszy W¦drowcy (Pozna«, 2003) i 34 wiersze o Nowym Jorku i nie tylko (Wrocªaw, 2005).
EUROPA 119: ycie pªciowe gªosek (12.07.2006)
Przelotem
Góry dymi¡ chmurami morze chmur pod stopami czym si¦ stan¦ gdzie b¦d¦ gdy pod ziemi¡ zasi¦d¦ B¦d¦ dymem i cieniem b¦d¦ trawy korzeniem i imieniem bez brzmienia i wargami kamienia rozdziel¦ si¦ ze sob¡ ju» nie b¦d¦ osob¡ a me imi¦ bez brzmienia zmiel¡ wargi kamienia (2002; powrót z Arpino)
*
tytuª niech sterczy nad wierszem jak komin
Urszula Kozioª
którym ulatnia si¦ dusza mowy obróconej w sªup strofy
ycie pªciowe gªosek
gªoska na o±lep dryfuje ku innej gªosce by si¦ zespoli¢ z ni¡ dla peªnego wyrazu
Do wiersza
to sªowo chce sobie zaskarbi¢ twoj¡ pami¦¢ to sªowo chce uzyska¢ jeszcze jedn¡ odpowied¹ to sªowo chce zyska¢ na czasie pragnie zdoby¢ miejsce w pierwszych szeregach mowy
ur. 1931 To jedna z wielkich osobowo±ci polskiej literatury. Zajmuje w niej osobne i szczególne miejsce. Jej oryginalna twórczo±¢ w peªni rozkwitªa w latach 60. Najbardziej znana jako poetka, jest tak»e autork¡ sztuk teatralnych, powie±ci (Postoje pami¦ci, 1964; Ptaki dla my±li, 1971) i opowiada«. Estetyczny i lozoczny fundament jej poezji to do±wiadczenie uªomno±ci cywilizacji, katastrozm, ból przemijania, równowa»one jednak zachwytem nad natur¡, ±wiatem, przyrod¡ i panteistyczn¡ wr¦cz miªo±ci¡ »ycia. Jest autork¡ wielu znakomitych tomów wierszy. Najwa»niejsze z nich to: W rytmie korzeni (1963), Smuga i promie« (1965), W rytmie sªo«ca (1974), alnik (1989), Wielka pauza (1996). Ostatni to wydany w ubiegªym roku, zachwycaj¡cy krytyk¦ i czytelników, nominowany do nagrody Nike tom Supliki. Tªumaczona na wiele j¦zyków. Laureatka wielu nagród polskich i zagranicznych.
EUROPA 120: Ciemne sny z lasu (19.07.2006)
Astry
Astry - na wzbieraj¡cej fali dni, stare zakl¦cie, czar, bogowie wag¦ powstrzymali na chwil¦, która trwa i trwa. Raz jeszcze hen na nieboskªonie ±wiatªo i kir, w±ród zªotych trzód, co si¦ wyl¦ga w starym ªonie spod sczezªych skrzydeª - jaki pªód? Raz jeszcze to, co wyt¦sknione, oszoªomienie, ró»ane Ty lato chyliªo si¦ wpatrzone, k¦dy jaskóªek szyk, raz jeszcze to, co jest mniemaniem, gdzie dawna pewno±¢ ±ledzi lot jaskóªki, która nurt rozgarnie, by spija¢ ruch i noc. (1936)
Pie±ni
I Gdyby±my byli przodkami z pramroków. Grudk¡ skrzepªego ±luzu w±ród bagiennych wód. Gdyby si¦ l¦gªo z naszych niemych soków ycie i ±mier¢, pocz¦cie i pªód. d¹bªo algi czy wydmowe wzgórze, co ci¡»y w dóª, spowite w wietrzny ksztaªt. ebek wa»ki, puch na mewim piórze to ju» zanadto i za wielki gwaªt. II
Gottfried Benn (1886-1956)
Pogarda dla t¦sknoty, rozpaczliwej trwogi, dla kochanków, nadziei i tego, co drwi. Jeste±my jak bole±nie zad»umione bogi a przecie» w gªowie, w my±lach nadal Bóg nam tkwi. Ciemne sny z lasu. agodna zatoka. Pantery bezgªo±nie skacz¡ce w±ród drzew. Gwiazdy, ±nie»ne kule, co kwitn¡ z wysoka. Wszystko jest brzegiem. Wieczny morza zew (1913)
Rzeczywisto±¢
Rzeczywisto±¢ nie ma cech koniecznych, ba, mo»e j¡ uzna¢ za mit kto z uidów i etni odwiecznych wywiedzie swój ludzki byt. Ko±¢, ki±¢ bzu czy Olimpii ciaªo malarz nie im po±wi¦caª trud tym, co w nim, wewn¡trz, promieniaªo, trans bywaª i girlandy nut. Galernik ów, w kajdanach, czªowiek co w brzuchu ªodzi tkwiª, nie widziaª wód, fregat ni gwiazd - spod ci¦»kich powiek samo si¦ snuªo marzenie-cud. Malowaª fetysz - to z obawy. Piet¦, kiedy cierpiaª ból. artem - królewski stóª do kawy, lecz nie piª przy nim kawy król. (1952) przeª. Andrzej Kopacki
Uchodzi za jednego z ojców zaªo»ycieli dwudziestowiecznej liryki niemieckiej; debiutowaª w okresie ekspresjonizmu, u schyªku »ycia staª si¦ autorem niezwykle wa»nym dla powojennej generacji poetów. Na wizerunku Benna ci¡»y opowiedzenie si¦ po stronie Trzeciej Rzeszy w latach trzydziestych. Nie wpªyn¦ªo ono (na szcz¦±cie) w istotny sposób na jego poetyckie ±rodki wyrazu. Znaczenie literackie poety polega m.in. na ª¡czeniu problematyki egzystencjalnej z nowatorstwem formalnym i technicznym. Szersza prezentacja twórczo±ci lirycznej i sylwetki Benna w Literaturze na wiecie nr 5-6/2006.
EUROPA 121: Wn¦trze mojego królestwa (26.07.2006)
O ciszy
(Fragmenty) W moim królestwie Li±¢ jest Po prostu li±ciem. Nigdy nie byªem Zwolennikiem wielko±ci. Sam zreszt¡ jestem niewielki. A jednak zdaje mi si¦, e ka»de tchnienie, Pragn¡ce o»ywi¢ ±wiat, Odnajduj¦ tutaj, Gdzie ka»da rzecz Jest ze mn¡ wspóªistotna. * Czasami zdarza mi si¦ Zaprosi¢ Ptaka Do mojego królestwa I ka»¦ mu ±piewa¢. Zawsze ±piewa Nieznane mi pie±ni, Które jednak lubi¦ I które opiewaj¡ Wn¦trze mojego królestwa, Odnawiaj¡c je
Eugene Guillevic
I czyni¡c jeszcze mi bli»szym. A poza tym Zach¦caj¡c mnie samego do ±piewu Wi¦c ±piewam. * Wiem, »e jezioro yje swoj¡ wod¡, Jak ja »yj¦ cisz¡ W swoim królestwie, Jezioro tak»e jest wªa±cicielem Swojego czasu, Ale czy» wie, e byªo moim mistrzem W sztuce za±lubin czasu W sercu ciszy? * Szcz¦±cie, Kiedy si¦ widzi, e si¦ dotarªo do serca królestwa. Wtedy sªucha si¦ Wszystkiego, patrz¡c Na ±wiatªo Zakochane w sobie, Które nas porywa, Mnie i milczenie. 1994
(1907-1997) Najwybitniejszy poeta breto«ski pisz¡cy po francusku i jeden z najwybitniejszych poetów Francji XX stulecia - urodziª si¦ w Carnac, w miejscu szczególnie symbolicznym dla caªej Bretanii z powodu znajduj¡cych si¦ tam pól megalitów i dolmenów. Nale»aª do partii komunistycznej w latach 1952-1988. Debiutuje ol±niewaj¡cym tomem wierszy Terraqué w 1942 roku, który wraz z tomem F. Ponge'a Le parti pris des choses staje si¦ manifestem poezji powracaj¡cej do rzeczy, konkretu, do serca przedmiotów. Swoj¡ poezj¦ nazywaª podrealizmem. W okresie szczególnego zaanga»owania w ideaªy powojennej, komunistycznej lewicy napisaª sporo wierszy tendencyjnych. W 1960 roku powróciª tomem Carnac do ¹ródeª swojej epifanijnej, enigmatycznej, lozofuj¡cej, medytacyjnej poezji eksploruj¡cej relacj¦ przyroda - czªowiek - kosmos w sytuacjach granicznych. Opublikowaª liczne tomy poezji, m.in. Exécutoire (1947), Sphe`re (1963), Du domaine (1977), Possible futures (1996). Tªumaczony na wiele j¦zyków, w tym na polski: Wewn¡trz (wybór i tªumaczenie Aleksandra Ol¦dzka-Frybesowa, Warszawa, PIW 1979), Carnac (tªumaczenie Kazimierz Brakoniecki, Centrum Polsko-Francuskie, Olsztyn 2003).
EUROPA 122: Wiersze o bólu (02.08.2006)
Pie±« Marii
Nad blizn¡ Polski, wypalonych Niemiec. Nie umieraj¡. Szare ptaki op¦taªy moje serce, Usta popioªu, spopielone oko. Osiadaj¡. Na stromej Przepa±ci, Która zamieniªa czªowieka w pustk¦, Piece pªon¦ªy jak niebiosa, »arliwie. Holokaust, w który wchodz¦, Jest sercem. O zªote dziecko, które ±wiat zabije i po»re. 19 listopada 1962
Wystarczy takie powoªanie: otwieranie, zamykanie biaªych Pªatków, ogonów jak wachlarze, dziesi¦ciu biaªych palców. Wystarczy je±li za spraw¡ paznokci póªksi¦»yce na biaªych Dªoniach nabior¡ czerwieni jakiej nie da im »adna praca. Biel sinieje w kolor albo si¦ rozpada. Jagody czerwieniej¡. Ciaªo bieli Gnije i cuchnie zgnilizn¡ pod swym grobowcem, Cho¢ tamto ciaªo wychodzi w czystej bieli¹nie. Czuj¦ t¦ biel pod kamieniami, gdzie maªe Mrówki tocz¡ swe jajeczka, gdzie rosn¡ larwy. mier¢ mo»e zbiele¢ na sªo«cu albo w cieniu. mier¢ bieleje w jajeczku albo poza nim. adnej barwy nie umiem dopasowa¢ do tej bieli. Biel: taka jest karnacja umysªu. M¦cz¦ si¦, wymy±laj¡c biaªe Niagary Wystrzelaj¡ce z gª¦bi skaªy, jak fontanny wystrzelaj¡ Nad ci¦»kim obrazem wªasnego upadku. Lucino, ko±cista matko rodz¡ca po±ród Zatkni¦tych, biaªych gwiazd, twoja szczera Twarz traci biaªe ciaªo, a» wida¢ biaªe ko±ci, Kto wlókª twego staro»ytnego ojca za pi¦ty, Biaªobrodego, znu»onego. Jagody p¡sowiej¡ I krwawi¡. Ten biaªy brzuch mo»e jeszcze dojrze¢.
Morwy biaªe jak larwy czerwieniej¡ w±ród li±ci. Wyjd¦ na dwór i b¦d¦ siedziaªa w bieli jak one, Nie robi¡c nic. Soki czerwca zaokr¡glaj¡ ich wypukªo±ci. Idiotyczne pªatki wypeªniaj¡ park. Biaªe kwiaty katalpy pi¦trz¡ si¦, przewracaj¡, Rzucaj¡ okr¡gªy, biaªy cie« w swym umieraniu. Goª¡b »egluje w dóª. Jego ogon jest jak biaªy wachlarz.
Jaki± bóg mnie pochwyciª za korzenie wªosów. Szalaªam w jego niebieskich woltach jak prorok na pustyni. Noce otrz¡sn¦ªy si¦ ze wzroku jak powieka jaszczurki. wiat nagich biaªych dni w nieocienionym wgª¦bieniu. S¦pia nuda przybiªa mnie do tego drzewa. Gdyby byª mn¡, zrobiªby to, co ja zrobiªam. 27 czerwca 1960
Niedzielny baranek p¦ka we wªasnym tªuszczu. Tªuszcz U±wi¦ca jego ciemno±¢... Okno o barwie ±wi¦tego zªota. Za spraw¡ ognia jest cenne Tego samego ognia, Który topi ulepionych z ªoju heretyków, Wysiedla ydów.
Ich grube kiry sun¡
Wschód ksi¦»yca
Sylvia Plath (1932-63)
Wisz¡c
Wiersze zebrane Sylvii Plath pod redakcj¡ Teda Hughesa ukazaªy si¦ po raz pierwszy w 1981 roku. M¡» poetki, z którym w chwili samobójczej ±mierci w 1963 roku byªa od kilku lat w separacji, bardzo wiele pracy wªo»yª w ich publikacj¦. Niestrudzenie próbowaª dotrze¢ do ostatecznych wersji utworów. Ponadto, studiuj¡c w archiwach bibliotecznych r¦kopisy poetki, po raz pierwszy przygotowaª do druku jej juwenilia. Ta obszerna, ponadtrzystustronicowa ksi¦ga okazaªa si¦ ogromnym sukcesem wydawniczym i zostaªa wyró»niona nagrod¡ Pulitzera. Poezja Sylvii Plath niezmiennie fascynuje zarówno czytelników, jak i krytyków. Cho¢ w momencie ±mierci poetka miaªa zaledwie 31 lat, jej twórczo±¢ jest zdumiewaj¡co dojrzaªa i bogata. Daj¡ si¦ w niej zauwa»y¢ wpªywy ameryka«skich poetów konfesyjnych, zwªaszcza Roberta Lowella, u którego Plath przez krótki czas studiowaªa creative writing. Niezatarty ±lad odcisn¡ª na niej tak»e sam Ted Hughes, którego mroczne wizje wywodz¡ si¦ w prostej linii z romantycznej tradycji Williama Blake'a oraz modernistycznego symbolizmu. Sylvia Plath poª¡czyªa te wszystkie nurty w osobny i niezwykle interesuj¡cy ton. Jego najwa»niejszymi rysami s¡ bezkompromisowo±¢ podmiotu lirycznego w przedstawianiu swoich l¦ków i sªabo±ci oraz fascynacja zycznym do±wiadczeniem bólu jako osi¡ egzystencji czªowieka.
EUROPA 123: W zª¡czeniu oddechów (09.08.2006)
O centaurze pie±«
Teraz gdy si¦ ko«czy dzie« i cicho skrada si¦ noc i cieniem powleka kasztanowe ki±cie promiennych sto»ków kwiecia O sªodki, jeszcze o przed±wicie przeniknij przez gaª¦zie do naszego sadu i spocznij w osªonie ªozin i krzewów ciernistych Ju» opadaj¡ kwiaty jabªoni, z delikatno±ci¡ wdzi¦ku Afrodyty w dalekich niebiosach, kwiat pªatki otwiera tak niedostrzegalnie jak ty gdy gªow¦ pochylasz i w zª¡czeniu oddechów twe usta bª¡dz¡ od moich ust po mej twarzy. Jaki mój ±lad przywlókª ci¦ w to miejsce ju» wcze±niej pachn¡ce oªkami? (które przyniosªe± z pokosem ±wie»ej trawy, w lasów i ª¡k balsamicznych woniach rozsianych twymi dªo«mi olbrzyma, by±my w±ród nich spocz¦li). Pi¦kne s¡ te pªatki które podeptaªe±. Twoje ko«skie kopyta l»ej st¡paj¡ ni» sarnie
Hilda Dolittle (1886-1961)
oczy twe przera»one s¡ jak oczy sarny a twoje serce dr»y bardziej ni» ona O ziemio, o Bo»e, o lesie, potoku lub rzeko, jak mam to sprawi¢, by ten dzie« zatrzyma¢, by wit zapami¦taª Miªo±¢ i na jej ªo»u spoczywaª a Zeus pomny Danae i Mai by gwiazdom kazaª ±wieci¢ bez ko«ca.
Lete
Ani skóra, ani futro, ani weªna Nie okryj¡ ci¦ Ani szkarªatna zasªona, ani pi¦kny Puªap cedrowy nie wzniesie si¦ nad tob¡, Ani jodªa, ani sosna. Ani widoku dzikiej ró»y, ani janowca Ani cisu rzecznego, Ani zapachu kwitn¡cego krzewu Ani kwilenia trzciniaka co budzi ci¦ rano, Ni makol¡gwy, Ni drozda. Ani dotyku, ani sªowa, ani spojrzenia Kochanka, b¦dziesz T¦skni¢ po nocy za wszystkim prócz: Tych fal wielkiego przypªywu, które ci¦ okryj¡ Bez pytania Bez pocaªunku. przeª. Leszek Elektorowicz
Hilda Dolittle u»ywaªa w publikacjach tylko swych inicjaªów. Urodzona w Stanach wyemigrowaªa w 1911 roku do Anglii, gdzie pozostaªa ju» na staªe. Doª¡czyªa tym samym do grupy wybitnych pisarzy ameryka«skich, expatriates jak Pound, T.S. Eliot, Hemingway, Henry James, Gertruda Stein, Scott Fitzgerald i inni. H.D. wraz z Poundem, Eliotem, Amy Lowell stworzyªa wielki swym znaczeniem i osi¡gni¦ciami nurt poetycki, imagizm. Wydawaªa te» pismo imagistowskie The Egoist. Poezj¦ jej cechuje zwi¦zªo±¢, precyzja, klarowno±¢. Drugim formatywnym dla jej poezji czynnikiem byªa literatura klasyczna. Zafascynowana ni¡, dokonaªa wielu tªumacze« greckiej poezji i dramatów, wprowadzaªa motywy klasyczne w swej twórczo±ci (czego ±wiadectwem s¡ drukowane tu wiersze). H.D. nale»y do licznej plejady wielkich poetek ameryka«skich, której pocz¡tek daªa jeszcze Anne Bradstreet w poªowie XVII wieku.
EUROPA 124: Zimn¡ krew zachowaj! (16.08.2006)
Rouen
Weszªam i rzekªam: - B¡d¹»e pozdrowiony! Czas ju» do Francji, czas do domu, królu! I znów prowadz¦ ciebie do korony, I znowu ty okªamiesz mnie, Karolu! O nie oczekuj, sk¡py, sm¦tny panie, Blady delnie, swój kark zgi¡wszy w paª¡k Dnia, gdy Joanna kocha¢ gªos - przestanie, eby Joanna kocha¢ miecz - przestaªa. Byªo Rouen, w Rouen byª Stary Rynek... - Znów b¦dzie konia ostatnie spojrzenie, I pierwsze trzaski niewinnej so±niny I pierwszy przybój sosnowych pªomieni. A za plecami - skrzydlaty towarzysz Znów szepnie: - Siostro, zimn¡ krew zachowaj! Kiedy srebrzysty pancerz si¦ rozjarzy Mojego stosu l±ni¡c¡ krwi¡ sosnow¡. 4 grudnia 1917
***
Rozbuchany pªomie« - moim koniem, Kopytami on nie wali - nie r»y w dali. K¦dy ko« mój chuchn¡ª - ¹ródªo nie tryska, K¦dy ko« mój buchn¡ª - schnie trawa wszystka. Och, pªomie« - ko« mój - zªakniony stoªownik!
Marina Cwietajewa
Och, pªomie« - na nim - je¹dziec gwaªtownik! Z wªosem si¦ splotªa czerwona grzywa... Pªomienna miotªa - w niebo si¦ zrywa! 14 sierpnia 1918
***
S¡ na ±wiecie kªosy peªne, s¡ kªosy mizerne. Wszystkie równo i niechybnie bije Bo»y cep. Napotkaªam raz »ebraka na placu cerkiewnym: Miaª ju» ze sto lat z wygl¡du - i prosiª na chleb. Siwa brodo! Zapomniaªe± chyba, »e za mªodu Powszedniejsze jest nieszcz¦±cie ni» powszedni chleb. Ty na staro±¢ prosisz, dziadku, ja - prosz¦ na mªodo±¢... - Wszystkich równo i niechybnie bije Bo»y cep! 5 sierpnia 1918
***
Na moj¡ n¦dzn¡ marno±¢ caª¡ Patrzysz, sªowami nie szafuj¡c. Ty± - kamie«, a ja ±piewam ±miaªo, Ty± - pomnik, a ja w dal szybuj¦. Wiem, »e najczulszy maj na ziemi Wobec Wieczno±ci - prochem ledwie. Lecz ptakiem jestem - za zªe nie miej, e prawo mi s¡dzone lekkie. 16 maja 1920
1892-1941 Ojciec byª profesorem lologii i zaªo»ycielem Muzeum Sztuk Pi¦knych w Moskwie (obecnie im. Puszkina), matka pianistk¡, z rodziny niemiecko-polskiej. Pod jej bacznym okiem Marina od dzieci«stwa uczyªa si¦ gry na fortepianie. Przedwczesna ±mier¢ matki sprawiªa, »e z czasem miejsce muzyki zaj¦ªa poezja i bez reszty zawªadn¦ªa »yciem niedoszªej pianistki. Debiutowaªa jako gimnazjalistka tomikiem Album wieczorny, który spotkaª si¦ z przychylnym, a nawet entuzjastycznym przyj¦ciem niektórych krytyków. Pierwsze zbiory wierszy nosiªy wyra¹ne znami¦ poezji sztambuchowej czy zgoªa pensjonarskiej, o czym ±wiadcz¡ ju» same tytuªy: Album wieczorny, Latarnia czarnoksi¦ska. Nie byªo w tym przypadkowo±ci, lecz ±wiadomy wybór konwencji. Zreszt¡ w pewnym sensie Cwietajewa do ko«ca pozostaªa nadwra»liw¡ i nadpobudliw¡ pensjonark¡. W swojej twórczo±ci nieustannie balansowaªa na chybotliwej linie pomi¦dzy grafomani¡ i genialno±ci¡. Miaªa jednak wrodzony absolutny sªuch poetycki, który nigdy nie pozwoliª jej przekroczy¢ granicy smaku, a niekiedy przechylaª j¡ w stron¦ genialno±ci. Gdyby byªo inaczej, czy» sze±¢dziesi¡t pi¦¢ lat po ±mierci ktokolwiek by pami¦taª nazwisko Cwietajewa? Wi¦cej o jej poezji mo»na przeczyta¢ w Zeszytach Literackich nr 92 z 14 grudnia 2005 roku.
EUROPA 125: Pozbiera¢ puste »ycie (26.08.2006) PAJCZYNY ZWISAJ Z ROZUMU Paj¦czyny zwisaj¡ z rozumu W pejza»u zamy±lonego popioªu; Przeszedª huragan miªo±ci, Ju» »aden ptak nie zostaª. Ani te» »aden li±¢, Wszystkie lec¡ daleko, jak krople wody Z morza, gdy wysycha, Kiedy nie ma ju» wystarczaj¡cych ªez, Albowiem kto±, okrutny jak sªoneczny dzie« wiosn¡, Sam¡ swoj¡ obecno±ci¡ rozdzieliª na dwa jedno ciaªo. Teraz trzeba pozbiera¢ skrawki rozwagi, Cho¢ zawsze którego± nam zabraknie; Pozbiera¢ puste »ycie I i±¢ wyczekuj¡c a» powoli si¦ napeªni, Je±li to mo»liwe, ponownie, jak dawniej, Nieznanymi snami i niewidzialnymi po»¡daniami. Ty nic nie wiesz o tym, Ty jeste± tam, okrutny jak dzie«, Dzie«, to ±wiatªo w¡sko wyparte do smutnego muru, Mur, nie rozumiesz? Mur naprzeciw którego stoj¦ samotny. PORÓD TUMU Po±ród tªumu ujrzaªem, jak przechodziª, o oczach tak jasnych jak jego czupryna. Szedª rozcinaj¡c powietrze i ciaªa; jaka± kobieta na jego widok padªa na kolana. Czuªem jak krew opuszcza moje »yªy kropla po kropli. Pusty szedªem bez celu przez miasto. Obcy ludzie mijali obok nie widz¡c mnie. Jakie± ciaªo rozpu±ciªo si¦ z lekkim szmerem, gdy natkn¦ªo si¦ na mnie. Szedªem dalej i dalej.
Luis Cernuda (1902 - 1963)
Nie czuªem swoich stóp. Chciaªem je chwyci¢ dªoni¡, nie znalazªem swoich dªoni, chciaªem krzykn¡¢ i nie znalazªem swojego gªosu. Mgªa spowijaªa mnie. ycie ci¡»yªo mi jak wyrzut sumienia; chciaªem je wyrzuci¢ z siebie. Ale to byªo niemo»liwe, gdy» byªem martwy i szedªem po±ród martwych. NIE MÓWIEM SÓW Nie mówiªem sªów, Tak wyª¡cznie przybli»aªem pytaj¡ce ciaªo, Gdy» nie wiedziaªem »e po»¡danie jest pytaniem Na które odpowied¹ nie istnieje, Li±ciem, którego gaª¡¹ nie istnieje, wiatem, którego niebo nie istnieje. Niepokój toruje sobie drog¦ pomi¦dzy ko±¢mi, Wspina si¦ po »yªach A» rozst¡pi si¦ w skórze, Wodotryski snu Zmienione w ciaªo w pytaniu zwróconym do chmur. Otarcie si¦ przy przechodzeniu, Przelotne spojrzenie mi¦dzy cieniami Wystarczaj¡, by ciaªo otworzyªo si¦ na dwoje, apczywe przyj¡¢ w samo siebie Inne ciaªo, które by ±niªo; Poªowa i poªowa, sen i sen, ciaªo i ciaªo, Takie same w ksztaªcie, takie same w miªo±ci, takie same w po»¡daniu. Nawet gdyby miaªo to by¢ tylko nadziej¡, Bowiem po»¡danie jest pytaniem na które odpowiedzi nikt nie zna.
Uchodzi za najwybitniejszego poet¦ hiszpa«skiego XX wieku obok Antonia Machado i Federica Garcii Lorki, poet¦, który wywarª najwi¦kszy wpªyw na pó¹niejsze pokolenia poetyckie w Hiszpanii. W Polsce prawie nieznany (w 1997 roku ukazaª si¦ tom prozy poetyckiej Oknos w przekªadzie Jadwigi Koniecznej-Twardzikowej). Nale»aª do tzw. pokolenia 27, otarª si¦ o surrealizm, ale ª¡czyª go z neoromantyzmem. W trakcie wojny domowej opowiedziaª si¦ po stronie lewicy i po wojnie wyemigrowaª do Meksyku i Wielkiej Brytanii, gdzie wykªadaª. Jego najwa»niejsze tomy to Un rio, un amor (1929), Los Placeres Prohibidos (1931), z którego pochodz¡ prezentowane tu wiersze i Donde habite el olvido (1933).
EUROPA 126: Na ko«cu tunelu ciaªa (02.09.2006)
ab¦dzie
Z góry musieli±my wygl¡da¢ jak zwykli tury±ci karmi¡cy zimowe ªab¦dzie, cho¢ do zielonej wody, która uderzaªa w nabrze»e, rzucali±my z impetem grys po naszym ojcu; patrzyli±my z kamienn¡ twarz¡, jak popióª pªynie lub opada, a ªab¦dzie wypinaªy pier± ku maªym zwojom, które wypuszczaªa z grobu motorówka warcz¡ca w oddali. To, co mieli±my wspólnego, zostaªo od nas odci¦te. Staªem sztywno rozpostarty, jak parasol na piasku - kolumny wiatru roz±wietlaªy powietrze, fale byªy ci¦»kie, mgliste - wspominaªem opalonego chªopca, który drzemaª wtulony w owªosione nogi, gdy »óªte kurtki ªopotaªy nad pustym koszem.
Olimpia
Zm¦czony, gªodny, zziajany - wspinaªem si¦ stromym zboczem do parnego i podmokªego miasta, roj¡cego si¦ od owadów i ptaków. W cieniu, który rzucaªa góra, to, co maªe, wydawaªo si¦ wielkie: osioª, który oddawaª mocz na palm¦, chªopiec, który podró»owaª na plecach matki, brudny od kurzu i ±liny, nie±miaªy wªócz¦ga - czarnoskóry Adam. Szedªem skrajem zabudowa«.
Henri Cole
Chwile zª¡czyªy si¦ w jedn¡ krystaliczn¡ skaª¦, jak lód w wiaderku na szampana. Czas p¦dziª naprzód, jak deln, gdy przecina otwarte wody albo jak ja, gdy zanurzam si¦ za pªetwami Jenny, »eby zobaczy¢ raf¦, gdzie mieszaj¡ si¦ barwy piasku, morza i nieba, i wydawaªo si¦, »e Bóg chciaª da¢ mi tylko to: nie kobiet¦, dom czy stanowisko, ale ja¹«, która jest jak igªa wbijaj¡ca si¦ w »yª¦.
Meduza
Gdy podeszli±my, s¦p wzbiª si¦ i zatrzepotaª skrzydªami nad piaskiem. Inne s¦py na czatach przycupn¦ªy sztywno, jak mali um¦czeni ±wi¦ci o jaskrawoczerwonych gªowach. Byªo zbyt gor¡co i chciaªem i±¢ do domu. Wznosz¡c si¦ na pr¡dach termicznych, bociany pokazywaªy, w jaki sposób istniej¡, nie sprzeciwiaj¡c si¦ agresji, lecz mieszaj¡c si¦ z ni¡, jakby wolno±¢ oznaczaªa blisko±¢ niebezpiecze«stwa. Gdy dotkn¡ªem wilgotnego muªu o barwie mahoniu, czuªem ludzkie ciepªo, jakby ziemia byªa dziewczyn¡ o czarnych wªosach, unoszon¡ w ogromnym zgieªku, który cofaª si¦ i nadpªywaª, jak morska piana lub czerwone niebo lub ból skrywaj¡cy rozkosz na ko«cu tunelu ciaªa.
(ur. 1956) Henri Cole urodziª si¦ w mie±cie Fukuoka w Japonii, gdzie sp¦dziª wczesne dzieci«stwo, a nast¦pnie wychowywaª si¦ w stanie Wirginia w USA. Jest autorem wielu zbiorów wierszy i laureatem wielu presti»owych wyró»nie« literackich, jak Nagroda Ameryka«skiej Akademii w Berlinie, stypendium Amy Lowell czy Ingram Merrill Foundation. Wykªadaª na Harvardzie i Yale. Jego ostatni tom, rodkowa ziemia, byª w zeszªym roku nalist¡ nagrody Pulitzera. Sam Harold Bloom powiedziaª o Cole'u, »e to najbardziej oryginalny poeta swojego pokolenia. Cole jest przykªadem, jak owocna w poezji mo»e by¢ wielokulturowa to»samo±¢. Jak wyznaje w jednym z wywiadów, w jego domu rodzinnym mówiono po angielsku, francusku i arme«sku. W jego wierszach pobrzmiewa delikatny pogªos Dalekiego Wschodu tradycji haiku zwi¡zanej z takimi mistrzami jak Basho czy Issa. Przejawia si¦ on w pozbawionym egocentrycznej skazy stosunku do ja¹ni i pami¦ci. Gªos w wierszach Cole'a jest niezwykle wyostrzony na doznania zmysªowe, ale dochodzi do nas jakby spoza czy sponad ciaªa, z przestrzeni, któr¡ dzielimy z otaczaj¡cym nas ±wiatem. Na t¦ cech¦ nakªada si¦ postmodernistyczna europejsko±¢ warsztatu poety: ±wiadomo±¢ historii literatury i jej konwencji. W rezultacie powstaje poezja, która umo»liwia czytelnikom przezwyci¦»enie typowej dla naszej kultury izolacji od ±wiata, wydostanie si¦ z tunelu ciaªa ku peªni istnienia.
EUROPA 127: W±ród rozterek (09.09.2006)
Przyjd¹ do mnie
Nagl¡ca kartka na mych drzwiach Przyjd¹ do mnie wzywaªa przyjd¹ jak tylko wrócisz wi¦c szybko wrzuciªem troch¦ mandarynek do podr¦cznej torby zacisn¡ªem powieki napi¡ªem ramiona i ruszyªem do drzwi Byªa jesie« zanim dotarªem na róg, och, nic nie chciaªo by¢ rzeczywiste ani przywidzeniem ale li±cie bardziej ja±niaªy ni» trawa na chodniku! Zabawne, my±laªem, »e ±wiatªa do tak pó¹na ±wiec¡ a drzwi do sali s¡ otwarte czynnej jeszcze o tej porze dla mistrza gry w piªk¦ r¦czn¡ A fe! ha«ba! Có» to za gospodarz, jaki napalony! A byª tam na sali le»aª pªasko na pªótnie peªnym krwi która spªywaªa schodami. Byªem peªen uznania Maªo jest takich panów domu, którzy z równ¡ gorliwo±ci¡ przygotowuj¡ si¦ na wizyt¦ go±cia zaproszonego przez przypadek i to kilka miesi¦cy temu.
Dzie« w którym umarªa pani*
Nowy Jork pi¡tek 12'30 trzy dni po zdobyciu Bastylii, tak, oto rok 1959 musz¦ wypolerowa¢ buty bo wyje»d»am o 4'19 w Easthampton jestem o 7'15 i id¦ wprost na obiad o 1'15 a nie znam ludzi którzy mnie nakarmi¡ Id¦ przez parn¡ ulic¦ w sªo«cu sam zaczynaj¡c parowa¢ i jem hamburgera z shakem i kupuj¦ brzydko wydawany New World Writing i wiem ju»
Frank O'Hara (1926-1966)
co porabiaj¡ ostatnio poeci w Ghanie id¦ do banku a panna Stillwapon (na pierwsze pono¢ ma Linda) nie spojrzy cho¢by raz w »yciu na moje saldo a w Zªotym Rogu jest troch¦ mego Verlaine'a dla Patsy z rysunkiem Bonnarda ale my±l¦ wci¡» o Hezjodzie w przekªadzie Richmonda Lattimore o nowej sztuce Brendana Behana albo o Balkonach czy Murzynach Geneta chocia» trwam przy Verlainie a po prawdzie kªad¦ si¦ spa¢ w±ród tych rozterek do Mike'a za± id¦ wªa±nie spacerkiem przez Park Lane do sklepu alkoholowego zamawiam butelk¦ Strega i wracam sk¡d przyszedªem na 6-¡ Alej¦ i do traki obok teatru Ziegfelda jak zwykle kupuj¡c karton Gauloisów i karton Picaynów i New York Post z jej twarz¡ na okªadce i bardzo si¦ teraz poc¦ i my±l¦ o tym jak opieraªem si¦ o drzwi toalety w knajpie Pi¦¢ yków gdy ona nuciªa piosenk¦ nad klawiatur¡ do Mal Wodron a mnie i wszystkim zapieraªo dech * 0dniesienie do ±mierci Billie Holiday
Cichy wiersz
Kiedy muzyka brzmi z do±¢ daleka powieki rzadko si¦ podnosz¡ a przedmioty s¡ ciche jak zioªa lawendy bez woni, jak odlegªy odzew. Chmura pasmem wiotkim si¦ ci¡gnie za srebrn¡ lec¡c¡ maszyn¡ tak, »e sama my±l o niej echem si¦ odbija nie do wiary: huk silnika spada jak miedziak na powierzchni¦ morza i nie zmru»y si¦ oko jak wtedy gdy w peªnym sªo«cu miedziak wznosi si¦ i blisko bªyska w powietrzu. Teraz, powoli, serce oddycha muzyk¡ miedziaki za± le»¡ w wilgotnym »óªtym piasku. przeª. Leszek Elektorowicz
Poeta bardzo gªo±ny, wr¦cz kultowy, w drugiej poªowie XX wieku byª gªównym przedstawicielem tzw. szkoªy nowojorskiej, do której zaliczaj¡ si¦ m.in. John Ashbery, James Shuyler i Kenneth Koch. Istnieje w±ród krytyków spór, czy okre±lenie szkoªa jest adekwatne, czy raczej nie nale»aªoby mówi¢ o koterii lub, bli»ej polskiego zwyczaju j¦zykowego grupie poetyckiej. Kontrowersj¦ t¦ mo»na tªumaczy¢ chyba brakiem pozytywnego programu, jako »e okre±la si¦ on raczej przez negacj¦: z jednej strony wobec dominuj¡cej wci¡» tradycji Eliota i Pounda, z drugiej - rosn¡cego w siª¦ nurtu poezji konfesyjnej. Cechy wyró»niaj¡ce poezj¦ szkoªy nowojorskiej to powszednio±¢, codzienno±¢ jako tworzywo, za± w sferze j¦zyka potoczno±¢. W poezji O'Hary daje si¦ nieraz wysªucha¢ echa jego ulubionych poetów, jak Rimbaud, Mallarmé, czy Borys Pasternak, a nawet Majakowski. Odzwierciedlaj¡ si¦ w niej tak»e zainteresowania poety muzyk¡, któr¡ studiowaª w konserwatorium w Bostonie i sztuk¡, blisk¡ mu zarówno poprzez przyja¹« z wybitnymi malarzami, jak i prac¦ kuratora w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. O'Hara nie szlifowaª swych wierszy, rzucaª je na papier, jak dyktowaª mu talent, st¡d niektóre z nich przypominaj¡ technik¦ strumienia ±wiadomo±ci. Sªaw¦ zdobyª dopiero po tragicznej ±mierci.
EUROPA 128: Powolne wahadªo zegara (16.09.2006)
Sªo«ce znów jest nad ziemi¡
Sªo«ce znów jest nad ziemi¡, koguty piej¡ po ciemnych sadach, bezruch niezmierzonej jasno±ci odurza. Ko±cióª jest biaªy od porannego ±wiatªa, w robaczywych ªawkach wyczuwa si¦ powolne wahadªo zegara. Zªote ±wieczniki pachn¡ woskiem i kadzidªem, pod nimi ±wie»e kwiaty, niesko«czono±¢ przechodzi przez ±ciany. Ksi¡dz stoi przed oªtarzem i trzyma rozpostarte r¦ce. Ludzie na polach s¡ mali i bezgªo±ni jak mrówki. Kiedy ksi¡dz si¦ schyla, szele±ci jego ornat, sªycha¢ jego ci¦»ki oddech, gdy przeªamuje z trzaskiem biaª¡ hosti¦. Na dworze bzykaj¡ muszki, ministrant kl¦ka, wtedy okno dzwoni, bo drog¡ jedzie wóz. z tomu Groza (Groza, 1963)
Sie¢
Na starej barce stoj¡ rybacy i poruszaj¡ miarowo w gª¦binie dªugimi wiosªami, znów i znów, i znów i jeszcze raz, a» skromny ludzki zapaª wyczuwa granic¦ i odgaduje siª¦ w ciemnej wodzie,
Edvard Kocbek
która rzuca wyzwanie zdrowej m¦skiej sile. Na rue pi¦trzy si¦ sie¢. Zwini¦ta w ci¦»ki koªtun cicho czeka a» j¡ rozpostr¡ nad gª¦bin¡. Niebo si¦ nieco chwieje, sie¢ buja ªodzi¡ z lud¹mi i swoj¡ zatopion¡ form¡. Wsz¦dzie spokój, po±rodku kr¦gów na wodzie jest stara barka i nastaje noc. z tomu Groza (Groza, 1963)
Trzech usiadªo na ªawce
Trzech usiadªo na ªawce, szyje maj¡ poowijane starymi chustkami, nie s¡ przyzwyczajeni do siedzenia, nieruchomi, pochylaj¡ si¦ niezgrabnie, nieomal wrogo. Ludzie przechodz¡ obok, drobni i zªo±liwi, sªowa s¡ puste, po±piech drepcze bez tupotu. Kiedy w gaª¦ziach nad nimi wi¡»e si¦ owoc i upada im pod nogi, spokojnie schylaj¡ si¦ jeszcze bardziej i na niego patrz¡, ich pochylenie jest majestatyczne, ich skupienie peªne zag¦szczonej grozy. Trzech olbrzymów siadªo na ªawce, trzech niemych s¦dziów ±wiata. z tomu Ziemia (Zemlja, 1934)
(1904-1981) Jeden z najwybitniejszych poetów sªowe«skich XX wieku, wielokrotny kandydat do Nagrody Nobla, autor opowiada«, esejów, dzienników. Do kanonu jego twórczo±ci nale»¡ trzy zbiory wierszy: Ziemia (1934), Groza (1963) i Sprawozdanie (1964) oraz trzy obszerne cykle (Pentagram, ar i Panna mªoda w »aªobie) opublikowane ª¡cznie w drugim tomie Wierszy zebranych (1977). Po±miertnie ukazaª si¦ zbiór Kamie« skaªa (1991). W Polsce znany z przekªadów Katariny Salamun-Biedrzyckiej, drukowanych m.in. w Twórczo±ci i Literaturze na wiecie oraz z ksi¡»ki Joanny Sªawi«skiej Poetycka kosmogonia Edvarda Kocbeka. W przyszªym roku w serii Meridian wydawnictwa Pogranicze uka»e si¦ wybór wierszy Kocbeka.
EUROPA 129: To nie byª cud (23.09.2006)
Cud na ±niadanie
O szóstej rano czekali±my na kaw¦, czekali±my na kaw¦ i bezpªatny chleb, które miaªy by¢ dane z pewnego balkonu - jak dawni królowie lub cud. Nadal byªo ciemno. Jedna stopa sªo«ca stan¦ªa na zmarszczkach rzeki. Pierwszy prom dnia przepªyn¡ª wªa±nie rzek¦. Byªo zimno, dlatego s¡dzili±my »e kawa b¦dzie gor¡ca, wiedz¡c »e sªo«ce nas nie ogrzeje; a chleba b¦dzie du»o, bochen dla ka»dego, posmarowany cudem. O siódmej wyszedª na balkon czªowiek. Staª przez minut¦ sam na balkonie, patrz¡c, nad naszymi gªowami, na rzek¦. Sªu»¡cy podaª mu akcesoria cudu skªadaj¡ce si¦ z jednej li»anki kawy oraz z jednej samotnej buªki, któr¡ pokruszyª, jego gªowa, mo»na powiedzie¢, w chmurach - obok sªo«ca. Czy ten czªowiek zwariowaª? Czego pod sªo«cem chciaª dokona¢, na tym balkonie!
Elizabeth Bishop (1911-1971)
Ka»dy z nas otrzymaª jeden suchy okruch, który wielu strz¡sn¦ªo pogardliwie do rzeki, a w li»ance jedn¡ kropl¦ kawy. Niektórzy stan¦li wokoªo, czekaj¡c na cud. Powiem, co zobaczyªam pó¹niej - to nie byª cud: W sªo«cu staªa pi¦kna willa a od jej drzwi dochodziª zapach gor¡cej kawy. Na froncie, biaªy tynk barokowego balkonu ozdobionego ptakami, gnie»d»¡cymi si¦ wzdªu» rzeki, - spostrzegªam to, z jednym okiem wpatrzonym w okruch oraz galerie i marmurowe sale. Mój okruch mój apartament - czyniª dla mnie cuda przez wieki, przez owady, ptaki i rzek¦ poleruj¡c¡ kamienie. Ka»dego dnia w czasie ±niadania siadam w sªo«cu na swoim balkonie, z nogami na balustradzie, i pij¦ litry kawy. Zlizali±my okruchy i przeªkn¦li kaw¦. Po drugiej stronie rzeki szyba nagle zabªysªa w sªo«cu, jak gdyby cud odbywaª si¦ na niewªa±ciwym balkonie. przeª. Krzysztof Boczkowski
Jest jedn¡ z najwybitniejszych poetek ameryka«skich. Wychowaniem jej zajmowali si¦ dziadkowie, a po uko«czeniu studiów mieszkaªa na Florydzie i w Brazylii. Jest poetk¡ o ±wietnie opanowanym warsztacie - autork¡ wierszy o odcieniu metazycznym przenikni¦tych dystansem do ±wiata, a czasem gorzkim humorem. Pisaªa niedu»o, lecz stworzyªa wªasny, oryginalny ±wiat poetycki. Nie wi¡zaªa si¦ z m¦»czyznami, lecz jedynie z kobietami. Nie pozwoliªa na drukowanie swoich tekstów w tzw. antologiach kobiecych, które - jak s¡dz¦ uwa»aªa za ±mieszne lub traktuj¡ce kobiet¦ jako odr¦bny gatunek czªowieka.
EUROPA 130: Podzieli¢ si¦ na cz¦±ci (30.09.2006)
List oceaniczny
List oceaniczny nie jest nowym gatunkiem poezji To praktyczny komunikat o malej¡cej tarye i ta«szy ni» radio Cz¦sto nim si¦ posªuguj¡ na statku aby doko«czy¢ sprawy na które wcze±niej nie starczyªo czasu przed wyjazdem i »eby przekaza¢ ostatnie polecenia To tak»e uczuciowy komunikat który pozdrowi was ode mnie gdzie± mi¦dzy dwoma odlegªymi od siebie portami jak LeixoÏs i Dakar kiedy nikt nie spodziewa si¦ ode mnie wiadomo±ci skoro jestem od sze±ciu dni na otwartym morzu Posªu»¦ si¦ nim ponownie podczas przeprawy przez poªudniowy Atlantyk mi¦dzy Dakarem a Rio de Janeiro aby wysªa¢ wiadomo±ci we wstecznym kierunku albowiem jedynie w ten sposób mo»na si¦ nim posªugiwa¢ List oceaniczny nie zostaª wymy±lony aby pisa¢ wiersze Ale kiedy si¦ podró»uje kiedy si¦ uprawia handel kiedy jest si¦ na statku to wówczas wysyªa si¦ listy oceaniczne I pisze si¦ wiersze
Kartki z podró»y
Jeste± pi¦kniejsza ni» niebo i morze Kiedy kochasz musisz wyjecha¢ Opu±ci¢ »on¦ opu±ci¢ dziecko Opu±ci¢ przyjaciela opu±ci¢ przyjacióªk¦ Opu±ci¢ kochank¦ opu±ci¢ kochanka Kiedy kochasz musisz wyjecha¢ wiat jest peªen Murzynów i Murzynek Kobiet i m¦»czyzn m¦»czyzn i kobiet Spójrz na pi¦kne sklepy Na doro»k¦ na m¦»czyzn¦ na t¦ kobiet¦ Na te wszystkie pi¦kne towary Jest powietrze i jest wiatr S¡ góry woda niebo i ziemia S¡ dzieci i zwierz¦ta S¡ trawy i w¦giel kamienny Naucz si¦ sprzedawa¢ kupowa¢ handlowa¢ Dawaj bierz dawaj bierz Kiedy kochasz musisz si¦ nauczy¢ piewa¢ biega¢ je±¢ pi¢ Gwizda¢ Musisz nauczy¢ si¦ pracowa¢ Kiedy kochasz musisz wyjecha¢
Blaise Cendrars
Nie u±miechaj si¦ przez ªzy Nie kryj twarzy na jej piersi Odetchnij wsta« odejd¹ K¡pi¦ si¦ i patrz¦ Widz¦ usta które znam R¦k¦ nog¦ oko K¡pi¦ si¦ i patrz¦ Caªy ±wiat jest nadal tutaj ycie jest peªne dziwnych spraw Wychodz¦ z apteki Wªa±nie si¦ zwa»yªem Mam swoje 80 kilo Kocham ci¦
W drodze do Dakaru
Jest zimno Morze jest stalowe Niebo jest zimne Moje ciaªo jest stalowe egnaj Europo któr¡ po raz pierwszy opuszczam od 1914 roku Niczym teraz na statku si¦ nie interesuj¦ podobnie jak emigranci na dolnym pokªadzie rosyjscy ydzi Baskowie Hiszpanie Portugalczycy i niemieccy akrobaci który t¦skni¡ za Pary»em Chc¦ wszystko zapomnie¢ i ju» nie mówi¢ twoimi j¦zykami spa¢ z Murzynami i Murzynkami Indianami i Indiankami zwierz¦tami i ro±linami K¡pa¢ si¦ i »y¢ w wodzie K¡pa¢ si¦ i »y¢ w sªo«cu wraz z wielkim bananowcem Zakocha¢ si¦ w jego wielkim owocu Podzieli¢ si¦ na cz¦±ci samemu I sta¢ si¦ twardy jak kamie« Spa±¢ pionowo Zaton¡¢
Pªywam
A» do równika byªa zima A teraz jest lato Kapitan rozkazaª przygotowa¢ basen na górnym pokªadzie Nurkuj¦ pªyn¦ obracam si¦ na plecy Ju» nie pisz¦ Jak dobrze jest »y¢
(1887-1961) Blaise Cendrars (wªa±ciwie Frédéric-Louis Sa, Szwajcar naturalizowany we Francji w 1916 roku), sªynny poeta i pisarz; wraz z Apollinaire'em najwa»niejszy nowator poetycki j¦zyka francuskiego z pocz¡tku XX wieku: w 1913 roku wychodzi w nakªadzie 150 egzemplarzy rewelacyjna Proza transsyberyjskiej kolei i maªej anny z Francji, w 1919 nowatorski zbiór Dziewi¦tna±cie wierszy elastycznych. Ci¦»ko ranny w I wojnie ±wiatowej, traci praw¡ r¦k¦. Pisze wiersze narracyjne, wiersze-reporta»e, wiersze-fotograe, wiersze-kola»e. Od 1925 roku uprawia proz¦, reporta», scenariusz lmowy, anga»uje si¦ w przemysª lmowy, du»o podró»uje. Po 1945 roku powrót wielkiej aktywno±ci pisarskiej wraz z autobiograczno-mitotwórczymi powie±ciami jak Ra»ony gromem (1945), Uci¦ta r¦ka (1946), Le lotissement du ciel (1948). Pierwsz¡ »on¡ pisarza byªa ±wietnie wyksztaªcona i obdarzona niezwykªym charakterem polska ydówka z odzi, Felicja Pozna«ska, która zmarªa samotnie w 1943 roku w Aix-en-Provence, ukrywaj¡c si¦ przed francusk¡ policj¡ kolaboruj¡cego z III Rzesz¡ rz¡du Vichy.
EUROPA 131: W królestwie cieni (07.10.2006)
Miªo±¢
Dwa razy si¦ zbudziªem w ±rodku nocy i wlokªem si¦ do okna, i lampiony, i fragment wiersza, ze snu wyªowiony, jak wielokropek, donik¡d wiod¡cy, nie przynosiªy ulgi upragnionej. niªo mi si¦, »e oto jeste± w ci¡»y, i wtem, »yj¡c od lat z tob¡ w rozª¡ce, odczuªem win¦ sw¡, i r¦ce, dr»¡ce, z rado±ci¡ po omacku brzuch obj¡wszy, z nawyku zªapaªy spodnie, a ko«ce palców kontakt. I wlok¡c si¦ pod okno, wiedziaªem - zostawiªem ci¦ samotn¡, tam, gdzie wyczekiwaªa±, w mroku, we ±nie, cierpliwa, za perdi¦ wielokrotn¡ rozsta« nie wini¡c mnie, kiedy niewcze±nie znowu wracaªem. Wªa±nie tam, w ciemno±ci, trwa, co urwaªo si¦ przy ±wietle w ±wiecie. My±my maª»e«stwem tam, wzorem wierno±ci, my dziwol¡gi dwuplece, a dzieci s¡ tylko wytªumaczeniem nago±ci. Nadejdzie kiedy± taka noc, godzina, »e znów si¦ zjawisz wychudªa i biedna, i córk¦ wówczas zobacz¦ lub syna, bez imion jeszcze wci¡» - tym razem jednak w stron¦ kontaktu nie si¦gn¦, powstrzymam dªo« i w bok nie wyci¡gn¦, nie mam prawa zostawi¢ was w owym królestwie cieni, milcz¡cych, przed biaªych dni przepierzeniem,
Josif Brodski
staj¡cych si¦ zawisªymi od jawy, z moim na niej niedost¦pnym istnieniem. Luty 1971
Do pewnego tyrana
Bywaª tu kiedy±: jeszcze nie w bryczesach w jesionce z auszu; skulony, ponury. Zamkn¡wszy pó¹niej bywalców w aresztach, rozwi¡zaª kwesti¦ wysokiej kultury, jakby w ten sposób si¦ zem±ciª (nie na nich, tylko na Czasach) za upokorzenia, ohydn¡ kaw¦, nud¦ i wspomnienia partyjek w oczko, w kafejce przegranych. Czasy ten odwet przeªkn¦ªy z nawyku. Teraz tu tªok i znów si¦ bawi¡ setnie. Lecz nim si¦ zajmie miejsce przy stoliku, co± korci, »eby w tyª zerkn¡¢ dyskretnie. Wszystko jest nowe - nikiel z pleksiglasem; w ciastkach czu¢ bromku dawk¦ nale»yt¡. Tu» przed zamkni¦ciem wst¦puje tu czasem w drodze z teatru, ale incognito. Gdy wchodzi, z miejsc si¦ podrywaj¡ go±cie. Jedni - sªu»bowo, a reszta - z przej¦cia. Skinieniem dªoni poni»ej ±ródr¦cza przywraca nastrój wieczornej bªogo±ci. Wypija kaw¦ - lepsz¡, ni» bywaªo, i je rogalik, który sobie chwali, tak bardzo smaczny, »e i martwi ±miaªo by przytakn¦li, gdyby zmartwychwstali. Stycze« 1972
(1940-1996) Poeta, eseista i tªumacz. Urodziª si¦ w Leningradzie, zmarª w Nowym Jorku, pochowano go w Wenecji. Laureat literackiej Nagrody Nobla za rok 1987. Genialny samouk. Wielki przyjaciel Polski i Polaków. Bliskie kontakty utrzymywaª m.in. z Bara«czakiem, Drawiczem, Miªoszem, Zagajewskim. Nauczyª si¦ j¦zyka polskiego, »eby mie¢ ªatwiejszy dost¦p do literatury zachodniej. Szkoª¦ porzuciª w wieku 15 lat. Imaª si¦ rozmaitych zawodów. Pierwsze utwory publikowaª w samizdacie. W obiegu ocjalnym ukazywaªy si¦ jedynie przekªady. W 1964 roku po donosie prasowym, co w Zwi¡zku Radzieckim byªo swoist¡ tradycj¡, trute« z marginesu literackiego zostaª skazany na 5 lat pracy przymusowej na Póªnocy. Wtedy narodziªa si¦ legenda poety zbuntowanego przeciw systemowi totalitarnemu. Dzi¦ki nagªo±nieniu procesu i wstawiennictwu luminarzy sztuki, w±ród nich Achmatowej i Szostakowicza, ju» w 1965 roku wªadze pozwoliªy mu wróci¢ do Leningradu. W tym samym roku ukazaª si¦ w USA pierwszy tomik jego wierszy. W 1972 roku zdecydowaª si¦ na emigracj¦. W roku 1980 otrzymaª obywatelstwo ameryka«skie. W USA wykªadaª literatur¦ rosyjsk¡ i angloj¦zyczn¡. Najsªawniejszym jego utworem jest napisana w 1963 roku Wielka elegia dla Johna Donne'a. Sam autor wprawdzie bagatelizowaª pó¹niej rosyjski okres twórczo±ci, ale czytelnicy wybrali inaczej. Jego wiersze wyró»niaj¡ si¦ wirtuozersk¡ form¡, liryzm miesza si¦ w nich z ironi¡ i sarkazmem. Niezapomniane s¡ równie» jego znakomite eseje o Achmatowej, Cwietajewej, Audenie i... ukochanej Wenecji. Zmarª we ±nie. W lutym min¦ªa 10. rocznica ±mierci. Wi¦cej o poecie w po±wi¦conym mu 92 numerze Zeszytów Literackich.
EUROPA 132: Rzeki uciekaj¡ z Edenu (14.10.2006)
Shalom
Starzej¡c si¦ idzie czªowiek w dóª ciemnych schodów. Mówi o Duszy wytatuowanej Prawem. O snach zw¦glonych w ko±ciach. Spogl¡da w gór¦ na przyjacióª, którzy wychylaj¡ si¦ nad studni¡ schodów ze ±wiatªa i wina. Prosz¡, by im wybaczyª ciemno±¢, której nie mog¡ zapobiec. Napeªniony gwiazdami Babilon dr»y w jego »yªach staro»ytnym t¦tnem. Rzeki uciekaj¡ z Edenu. Przed Adamem Adam pªonie.
Denise Levertov (1923-1997)
Wszystko w porz¡dku odpowiada czªowiek id¡c w dóª, wszystko w porz¡dku - jest wiele alei, wiele korytarzy duszy, które s¡ równie ciemne. Shalom. przeª. Krzysztof Boczkowski
Do czytelnika
Gdy to czytasz, biaªy nied¹wied¹ powoli siusia, farbuj¡c ±nieg szafranem, i gdy to czytasz, wielu bogów le»y mi¦dzy lianami: oczy z szarów ±ledz¡ pokolenia li±ci, i gdy to czytasz, morze odwraca swoje ciemne karty, odwraca ciemne karty.
Jadna z najwybitniejszych poetek ameryka«skich, pochodz¡ca z rosyjskiej »ydowskiej rodziny. Byªa dziaªaczk¡ spoªeczn¡ i przeciwniczk¡ wojny w Wietnamie. W swoich wierszach, niekiedy o zabarwieniu mistycznym, pragn¦ªa osi¡gn¡¢ wewn¦trzn¡ harmoni¦ b¦d¡c¡ kontrastem do chaosu, w jakim pogr¡»yª si¦ ±wiat. Wiele jej wierszy przeªo»yª Czesªaw Miªosz, z którym byªa zaprzyja¹niona - ukazaªy si¦ one w jego ksi¡»ce Przekªady poetyckie (wyd. Znak).
EUROPA 133: Czemu ±wiat zadr»aª (21.10.2006)
ANIELE Z NIEBA
Gwiazdka 56 Aniele z nieba, zejd¹ nareszcie, Pozosta« w mro¹nym Budapeszcie; W kr¡g ruskie czoªgi, mury biaªe, Zastygªy dzwonki oniemiaªe. Tu pierwsza gwiazdka nie rozbªy±nie, Blask na choinkach nie zawi±nie, Jest mróz i gªód, i j¦k rozpaczy. Opowiedz ±wiatu, co to znaczy I wykrzycz wszystkim z gª¦bi nocy Wie±¢ o cudownej Boskiej mocy. Rozpostrzyj skrzydªa, le¢ gorliwie, Bo ci¦ czekaj¡ niecierpliwie, Ale im nie mów nic o ±wiecie, W którym od±wi¦tnie pªon¡ ±wiece. Stóª si¦ nakrywa w ciepªych domach, Ksi¡dz niesie rado±¢ w pi¦knych sªowach; Szelest pazªotka, podarunki, Sªodka pociecha na frasunki, A zimne ognie sypi¡ iskry... Ty mów o cudzie oczywistym. Bo to zaiste jest cud cudów: Choinka dla ubogich ludów; W±ród nocnej ciszy Bóg si¦ zbli»a I wielu czyni ju» znak krzy»a, I patrz¡, patrz¡ kontynenty, Co znaczy ten obrazek ±wi¦ty. Nie dowierzaj¡ gªusi, niemi, W modlitwie, zgrozie pogr¡»eni, e tam na drzewie - nie cukierki Chrystus narodów - lud w¦gierski! I wiele ludzi tam przechodzi: oªdak, co w serce go ugodziª I Faryzeusz, który zdradziª, I ten, co wyparª si¦ trzy razy, I ten, co najpierw z nim wieczerzaª, Potem go za srebrniki sprzedaª. I drwiª, i biª, i upokorzyª, Krew jego piª i ciaªo spo»yª... Teraz tªum ludzi patrzy, stoi, Ale przemówi¢ do« si¦ boi.
Sándor Márai
Bo on te» milczy, nie ubli»a, Patrzy jak Jezus patrzyª z krzy»a... Ach, ta choinka niesªychana, Anielski dar czy pªód szatana? Znów nie±wiadomi swej podªo±ci O pªaszcz Chrystusa graj¡ w ko±ci, W¦sz¡ i wyj¡, i skowycz¡ Nad ciemnej nocy tajemnic¡, Gdy si¦ ±wi¡teczne drzewa staªy Narodu mego szubienic¡. wiat gªosi cud, co zªo zwyci¦»a, Mamrocz¡ o odwadze ksi¦»a, M¡» stanu opªakuj¡c, sªawi I ojciec ±wi¦ty bªogosªawi. A wszystkie stany, wszelkie ludy Pytaj¡: na co takie cudy? Czemu nie sczezn¡ª po kryjomu, Czemu nie czekaª cicho zgonu, Czemu zatrz¦sªy si¦ niebiosy, Gdy jeden naród krzykn¡ª: Dosy¢!? I poj¡¢ tego nikt nie mo»e, Co tu wezbraªo niczym morze. Czemu ±wiat zadr»aª, co usªyszaª? Krzyk ludu. Potem martwa cisza. Pytaj¡ teraz, co si¦ staªo, Kto zmieniª w prawo ko±¢ i ciaªo, Pytaj¡ wszyscy, w wielkim tªumie Ka»dy si¦ dziwi, nie rozumie, Bo gdy kto± wolno±¢ odziedziczy, Ju» jej do skarbów nie zaliczy! Aniele, niech si¦ wie±¢ rozchodzi, e nowe »ycie z krwi si¦ rodzi. Kiedy± spotkali si¦ ju» przecie Pasterz, osioªek, maªe dzieci¦ W marzeniu sennym przy stajence, Gdy ycie si¦ rodziªo w m¦ce. I nadal chroni¡ cud przed czartem, Trzymaj¡ oddechami wart¦ I pªonie gwiazda, ±wit rozbrzmiewa... Powiedz im to, aniele z nieba. (Bo»e Narodzenie 1956) przeª. Jerzy Snopek
(1900-1989) Jest dzi± powszechnie uwa»any za jednego z najwi¦kszych pisarzy XX wieku. Urodziª si¦ w Kassa (Koszyce) na Górnych W¦grzech (dzisiejsza Sªowacja) w starej mieszcza«skiej rodzinie wywodz¡cej si¦ z w¦gierskich Sasów. Po uko«czeniu gimnazjum wyjechaª do Budapesztu, a niebawem (1919) przeniósª si¦ do Berlina, potem do Frankfurtu. Podj¡ª tam studia i nawi¡zaª wspóªprac¦ z Frankfurter Zeitung. Ogªaszaª jednocze±nie swoje utwory i przekªady (byª pierwszym w¦gierskim tªumaczem Kafki) w prasie koszyckiej. Rychªo wydaª te» zbiór wierszy i przez jaki± - krótki - czas w poezji widziaª gªówn¡ dziedzin¦ swej twórczo±ci artystycznej. W 1923 roku przeprowadziª si¦, wraz z po±lubion¡ w tym»e roku »on¡, do Pary»a. W 1928 roku Márai wróciª do Budapesztu. W tym czasie objawiª si¦ w nowej roli - jako wybitny powie±ciopisarz. Przeªomowe znaczenie miaªa powie±¢ Wyznania patrycjusza (1934), która przyniosªa mu wielkie uznanie czytelników i krytyków. Szybko odnalazª oryginaln¡ dykcj¦, bogaty i sugestywny styl, peªen godno±ci i powagi ton. Przywi¡zanie do wªasnego kraju, j¦zyka, rodzimego ±rodowiska kulturowego ª¡czyª z otwarto±ci¡ prawdziwego, zaanga»owanego uczuciowo Europejczyka. Daª temu ±wiadectwo równie» w swych dzieªach powojennych, po±ród których wyró»niaj¡ si¦ monumentalne, prowadzone od 1943 roku Dzienniki (wydano dotychczas 12 tomów) oraz niezwykªy tom prozy Ziemia, ziemia!.... W 1948 roku udaª si¦ na emigracj¦. Na wie±¢ o rewolucji skªonny byª wróci¢ do ojczyzny, ale w Monachium zatrzymaªa go wiadomo±¢ o sowieckiej interwencji. Przez dªugie okresy mieszkaª na przemian we Wªoszech i USA. We wªasnym kraju byª zapomniany i zakazany, sam zreszt¡ nie godziª si¦ na publikacj¦ swych utworów w ojczy¹nie, dopóki nie opuszcz¡ jej sowieccy »oªnierze i nie odb¦d¡ si¦ w niej wolne wybory. W przededniu tej upragnionej chwili zmarª w San Diego ±mierci¡ samobójcz¡.
EUROPA 134: Miasta poezji (28.10.2006)
MIASTO WILKÓW
Niech tygrysy. Ich zabij¡ niech nied¹wiedzie. Ich zabij¡ niech tasiemce glisty i oble«ce. Ich zabij¡ niech oni. Wyzabijaj¡ si¦ nawzajem niech kolce je»ozwierza. Ich zabij¡ niech zatrucie ªososiem. Ich zabije niech skalecz¡ j¦zyk na ko±ci i si¦ wykrwawi¡. Na ±mier¢ niech. Zamarzn¡ niech. Pomr¡ z gªodu niech dostan¡. Krzywicy niech maj¡. Artretyzm niech maj¡. Padaczk¦ niech dostan¡. Katarakty i o±lepn¡ niech. Zabiegaj¡ si¦ na ±mier¢ niech orªy. Porw¡ ich dzieckiem w koªysce niech niesione wiatrem ziarno. Zakopie si¦ im w wewn¦trznym uchu niszcz¡c im równowag¦ niech maj¡. Bardzo dobre ucho tak niech. Sªysz¡ jak sun¡ chmury. Nad ich gªowami.
MIASTO MIERCI
Dzi±. Za ka»dym razem, gdy si¦ zatrzymuj¦.
Anne Carson
Haªas tego miasta.
MIASTO PAMICI
W ka»dym z was których maluj¦. Znajduj¦. Pogrzebany skªad materiaªów radioaktywnych. My±lisz »e osiem mil w dóª wystarczy? Pi¦tna±cie mil? Sto czterdzie±ci mil?
MIASTO MIOCI Wbiegªa w pole. Mokrej kukurydzy. Na jej plecach. óªty warkocz.
MIASTO JUDASZA Nie Nie Nie Nie
pó¹na godzina nie ciemne uliczki. drzewka oliwne nie zamki nie serce. ksi¦»yc nie ciemny las. pionek nie ja.
MIASTO SZCZCIA
Kopi¡c jam¦. By pochowa¢ »ywcem dziecko. I móc kupi¢ jedzenie dla starej matki. Pewnego dnia. M¦»czyzna natraª na »yª¦ zªota.
(ur. 1950) Anne Carson, urodzona w Toronto w Kanadzie, zdaniem wielu krytyków jest jedn¡ z najbardziej fascynuj¡cych poetek j¦zyka angielskiego. Susan Sontag powiedziaªa o niej: Jest jednym z tych niewielu twórców pisz¡cych w j¦zyku angielskim, których dzieªa czytam od deski do deski. Wydaje si¦, »e oryginalno±¢ Carson wynika z faktu, i» posªuguje si¦ ona form¡ literack¡ przekraczaj¡c¡ ramy popularnie czy akademicko rozumianej poezji. Form¦ t¦ mo»na by okresli¢ jako esej poetycki. Wszystkie tomy poetki, od Sªodkogorzkiego Erosa po Szkªo, Ironi¦ i Boga, posªuguj¡ si¦ wielogªosowym, ironicznym dyskursem nawi¡zuj¡cym do Alexandra Pope'a, ale te» wielkich modernistów j¦zyka angielskiego, jak Auden czy Yeats. Zasadnicz¡ ró»nic¡ mi¦dzy Carson a jej literackimi poprzednikami jest porzucenie przez poetk¦ logosu jako spójnego argumentowania scalaj¡cego tekst. wiat, który przedstawiaj¡ jej poematy, jest niepojmowalny, chaotyczny i sfragmentaryzowany. Podobna jest materia jej tekstów, utkana z cytatów i aluzji. Anne Carson wykªada literatur¦ antyczn¡ na Uniwersytecie McGill w Toronto, jest laureatk¡ wielu nagród literackich, w tym presti»owej nagrody MacArthur Fellowship (2000) oraz Nagrody T. S. Eliota (2001).
EUROPA 135: Bóg si¦ nie zni»y (04.11.2006)
Kometa Halleya
W pierwszej klasie panna Murphy napisaªa jej nazw¦ kred¡ na tablicy i powiedziaªa, »e kometa p¦dzi z rykiem przez Mleczn¡ Drog¦ tak strasznie pr¦dko, »e je±li skr¦ci ze swego toru i walnie w ziemi¦ nie b¦dzie jutro lekcji. Rudobrody kaznodzieja z gór przystan¡ª nieopodal placu zabaw i dziko bªyskaj¡c oczami obwie±ciª, »e zsyªa go Bóg, by ocali¢ nas wszystkich, nawet maªe dzieci. - Kajajcie si¦ grzesznicy, wrzeszczaª i wymachiwaª odr¦cznym transparentem. Podczas kolacji byªo mi smutno, bo my±laªem, »e to chyba ostatni posiªek, który jem z mam¡ i siostrami. Ale byªem te» podekscytowany i prawie nie tkn¡ªem jedzenia, wi¦c mama mnie skrzyczaªa i wysªaªa wcze±niej do ªó»ka. Caªa rodzina ±pi z wyj¡tkiem mnie. W ogóle nie sªyszeli jak skradam si¦ po schodach i wchodz¦ po drabinie ku rze±kiemu powietrzu nocy. Odszukaj mnie, Ojcze, tam na dachu domu z czerwonej cegªy u wylotu ulicy Zielonej, gdzie mieszkamy, jak wiesz, na ostatnim pi¦trze.
Stanley Kunitz
Jestem chªopcem w biaªej, anelowej koszuli le»¦ na twardym posªaniu ze »wiru wpatrzony w rozgwie»d»one niebo i czekam, a» sko«czy si¦ ±wiat.
Twórca obrazów
Wiatr przemkn¡ª nad mym umysªem pos¦pny i zimny. To my±l - pomy±laªem, ale byª to tylko jej cie«. Przybyªy sªowa albo oddech mych sióstr z czarnym szelestem skrzydeª. Przybyªy z wezwaniem, które nast¡piªo po bªogosªawie«stwie. Nie mogªem uwierzy¢, »e te» b¦d¦ ukarany. Mo»e czas odej±¢, wydosta¢ si¦, jak przy narodzinach, z tego roz±wietlonego domu, gdzie ta«czyªy wszystkie moje dzieci. O Nocy-Uwodzicielko! Stoj¦ przy oknie najdªu»sz¡ godzin¦ obserwuj¡c jak kwa±ny opªatek ksi¦»yca rozpuszcza si¦ w szybuj¡cej chmurze i sªysz¦ jak najdalsze ukryte gwiazdy woªaj¡ mnie po imieniu. Sªucham, lecz zatykam uszy na ostrze»enie Mistrza Eckharta: Nale»y zaniecha¢ wszystkiego. Bóg si¦ nie zni»y, by objawi¢ si¦ w obrazach.
(ur. 1905) Stanley Kunitz, nestor ameryka«skiej poezji, który ko«czy w tym roku sto jeden lat, to posta¢ wyj¡tkowa. Jego twórczo±¢ rozpina si¦ niemal na caªy dwudziesty wiek, ª¡cz¡c tradycj¦ wczesnego i pó¹nego modernizmu. W mªodo±ci otrzymaª staranne wyksztaªcenie: uko«czyª z wyró»nieniem Uniwersytet Harwarda w 1926 roku, lecz ze wzgl¦du na »ydowskie pochodzenie nie mógª kontynuowa¢ pracy naukowej na tej uczelni. Debiutowaª w 1930 roku tomem Intelektualne sprawy. Zwie«czeniem jego mªodzie«czej twórczo±ci byªa przyznana mu w 1959 roku nagroda Pulitzera za tom Wiersze wybrane 1928-1958. Od tego momentu Kunitz byª jedn¡ z najwa»niejszych postaci na mapie literatury ameryka«skiej, czego potwierdzeniem byªy liczne kolejne presti»owe wyró»nienia - nagrody Bolligen Prize i Harriet Monroe Award oraz stypendium Fundacji Forda, by wymieni¢ tylko kilka. Zupeªnie niedawno, bo w latach 2000-2001, Kunitz piastowaª zaszczytne stanowisko Poety Laureata przy Bibliotece Kongresu. Jego ostatnia wa»na ksi¡»ka, Wiersze zebrane, ukazaªa si¦ w 2000 roku, gdy poeta ±wi¦towaª swoje dziewi¦¢dziesi¡te pi¡te urodziny. Warto doda¢, »e Kunitz jest równie» zasªu»onym edytorem (opracowaª mi¦dzy innymi kanoniczny wybór wierszy Johna Keatsa i Williama Blake'a) oraz tªumaczem poezji rosyjskiej (przekªadaª wiersze mi¦dzy innymi Anny Achmatowej i Osipa Mandelsztama). Kunitz to poeta oszcz¦dnej frazy, stroni¡cy od jaskrawych metafor i karkoªomnych porówna«. Jego najwspanialsze wiersze s¡ kronikarskimi zapiskami, stylistycznie bliskimi klasycznej odzie. Prosta obserwacja jest dla Kunitza drog¡ do medytacji nad kwesti¡ (nie)obecno±ci Boga czy (nie)uchronno±ci ±mierci. W ten sposób kilkoma kreskami zostaje naszkicowany metazyczny plan ª¡cz¡cy poezj¦ Kunitza z nurtem poezji religijnej, którego najwa»niejszymi przedstawicielami w dwudziestowiecznej poezji angloj¦zycznej byli T.S. Eliot i W.H. Auden. Lecz poezja Kunitza ró»ni si¦ od poezji wysokiego modernizmu: rezygnuje ona z ambicji gªoszenia uniwersalnych prawd, nigdy nie przekraczaj¡c prywatnej perspektywy, nasyconej detalem i ciepª¡ ironi¡.
EUROPA 136: Moda na ró»ne style (10.11.2006)
Par¦ pyta« w sprawie Romea
A co gdyby tak Romeo le»¡c w kaplicy w Weronie nieszcz¦sny, pryszczaty, z caªym ±wiatem na bakier gdyby tak doznaª ol±nienia »e Julii tam nie ma? Gdyby tak przed wieczn¡ noc¡ która wszelkie spory gªadzi ujrzaª przez szpar¦ w murze ogród w nagªym rozkwicie i cienie ró»owego kwiecia drgaj¡ce na kamieniach? I gdyby ujrzaª jej usta, oczy, policzki i piersi jak u ka»dej dziewczyny niby ornament na maªo chyba romantycznym szkielecie? Czy mógªby wypi¢ trucizn¦, gdyby poj¡ª »e ±wiat i bez niej nadal promienieje a miªo±¢ nie zawiera si¦ tylko w jednym ksztaªcie? Z wi¦zienia, w którym, jak wierz¡ skazani, wszystkie »ywe istoty zamieszkuj¡ jak mógªby z nich który± nie pragn¡¢ ucieczki? Biedny Romeo, biedna Julia, biedna ludzko±ci!
Zªudzenie
Gdybym mógª wybra¢ godzin¦ w której mier¢ mnie wybierze I sposób w jaki Dokona swego swawolnego wyboru Nie przychodzi mi na my±l nic lepszego ni» Zapa±¢ w sen o póªnocy w jakiej± ªodzi
Brian Patten
Wpªywaj¡cej w port nowo otwarty W ªodzi Przy ±wietle gwiazd w górze I w dole A wsz¦dzie wokóª mnie Pogodne tony muzyki i roze±miane gªosy W mowie mi nieznanej. Tak chciaªbym odej±¢ Zm¦czony i radosny Maj¡c przyszªo±¢ caª¡ przed sob¡ Wci¡» gªodny widzialnej yznej ziemskiej kuli
Najpi¦kniejszy sen muªa
Kiedy muª za±piewa, zmilkn¡ wszystkie ptaki. Spo±ród siebie wybior¡ posªa«ca. Poleci do dworu Cesarza I w±ród najwyszuka«szych ukªonów Poskar»¡ mu si¦ gorzko. A Cesarz, który dawno ju» temu zabroniª posiadania klatek I do tej pory zachwycaª si¦ Lotem i ±piewem ptaków Otworzy okna i przysªuchuj¡c si¦ Odkryje w pie±ni muªa Kilka miªych uchu d¹wi¦ków I powie do ptaka: O, gªuptasie Niech»e muª ±piewa Bo nadszedª czas gdy trzeba zmiany Teraz jest moda Na ró»ne style. Oto sen muªa ulubiony. On sam go wymy±liª. W gª¦bi swego mózgu rozkwitªych pokªadów.
(ur. 1946) Jeden z najpopularniejszych brytyjskich poetów, przedstawiciel grupy poetyckiej Liverpool Poets i poetyckiego undergroundu. Ju» w wieku pi¦tnastu lat, porzuciwszy szkoª¦, zacz¡ª redagowa¢ pismo poetyckie Underdog i odt¡d po±wi¦ciª si¦ wyª¡cznie literaturze. Jego poezja ª¡cz¡ca w sobie zarówno elementy reeksyjnej powagi, jak i satyry zyskaªa du»y odd¹wi¦k czytelniczy dzi¦ki przyst¦pno±ci j¦zyka i podejmowanym tematom. Opublikowaª wiele tomów poetyckich; najbardziej znane spo±ród nich to: Vanishing Trick (1976), Love Poems (1981), Storm Damage (1988) oraz Armada (1996). Znane i popularne s¡ tak»e jego zbiory wierszy dla dzieci Gargling with Jelly (1985) oraz Juggling with Gerbils (2000). Patten pisze równie» bajki dla dzieci i dorosªych oraz opowiadania (m.in. zbiór The Story Giant z 2001 roku).
EUROPA 137: Widzie¢ przepªyw ±wiatªa (18.11.2006)
Taniec
Faszystowskie ±wi¦to. Na biwaku maczuga ludzi ubranych [w skór¦ leoparda. Pªat arbuza czerwonawego nieba: gargulce. Maska mówi antycznym gªosem [z metalu, który si¦ ªamie. (1988)
Sztuka poetycka
Co» wi¦cej ni» dar syntezy: widzie¢ w ±wietle przepªyw ±wiatªa. (1980)
Jedno±¢ Dla Marie José i Octavia Paz
Podyktowany przez zmierzch, podyktowany przez ciemne powietrze, okr¡g otwiera si¦ i w nim mieszkamy: przemieszczenia, przestrze« pomi¦dzy. Nie miejsce
Pere Gimferrer (ur. 1945)
objawienia, lecz miejsce ponownego spotkania. Szpada która oddziela ±wiatªo. Od oka do spojrzenia, trwaªa jasno±¢, kr¡g d¹wi¦ków, dzwon, który zamyka ziemsk¡ wizj¦ jak nieubªagane oko o kwietnym ksztaªcie przykleja ogie« karbunkuªu. To oko widzi moje oko? Jest lustrem pªomieni oko, które teraz mnie widzi. Z d¹wi¦kiem obr¦czy, osi nocy. Osaczona, pogr¡»a si¦ ciemno±¢ i, po omacku, sªo«ce poznaje noc. (1974) przeª. Piotr Sobolczyk
Urodziª si¦ w Barcelonie, gdzie studiowaª prawo i literatur¦, studiów jednak nie uko«czyª. Uchodzi za jednego z najwa»niejszych poetów hiszpa«skich drugiej poªowy XX wieku, chocia» jego pierwsze tomy ukazywaªy si¦ w j¦zyku kastylijskim - wczesny debiut Mensaje de Tetrarca (1963) i tomik, który zapewniª mu uznanie Arde el mar (1966). Od 1970 pisze i publikuje po katalo«sku; wa»niejsze tomy to: Els miralls (1970), Foc sec (1973), El vendaval (1988) oraz Mascarada (1998). Jest czªonkiem Real Academia Espa?ola i laureatem wielu nagród, m.in. presti»owej Premio Nacional de Literatura (1966 i 1989) oraz Premio Reina Soa (2000). Jest poet¡ zmiany i poszukiwania, pozostaj¡cym pod wpªywami awangardy, pozwala sobie niekiedy na poetyckie ekstrawagancje czy wr¦cz prowokacje. Poza zbiorami wierszy opublikowaª równie» ksi¡»k¦ o poezji Octavia Paz, z którym si¦ przyja¹niª. Prezentowane wiersze zostaªy przetªumaczone z katalo«skiego.
EUROPA 138: miaª si¦ jak lekkomy±lny pªód (25.11.2006)
Pan Apollinax
Gdy pan Apollinax odwiedziª Stany Zjednoczone, miech jego dzwoniª po±ród li»anek. Pomy±laªem o Fragilionie, tej nie±miaªej gurce w brzezinie, I o Priapie w zaro±lach Gapi¡cym si¦ na dam¦ na hu±tawce. W paªacu czcigodnej wdowy, pani Flaccus, u profesora LamLamparta miaª si¦ jak lekkomy±lny pªód. Jego ±miech byª gª¦boki i gª¦binowy Jak morskiego starca Ukrytego pod koralowymi rafami, Gdzie udr¦czone ciaªa topielców w zielonej ciszy dryfuj¡ w dóª Kapi¡c z palców nadbrze»nych fal. Rozgl¡daªem si¦ za gªow¡ pana Apollinaxa turlaj¡c¡ si¦ pod krzesªem Lub szczerz¡c¡ z¦by znad parawanu, Z wodorostami we wªosach. Sªyszaªem t¦tent kopyt centaura na ubitej darni, Gdy jego oschªa i nami¦tna przemowa po»eraªa popoªudnie.
Thomas Stearns Eliot
To czaruj¡cy czªowiek - Ale co miaª wªa±ciwie na my±li? Jego szpiczaste uszy. ... Jest chyba niezrównowa»ony. Mógªbym zakwestionowa¢ to, co powiedziaª! My±l¡c o pani Flaccus i profesorze Lamparcie z maª»onk¡, Mam w pami¦ci plasterek cytryny i nadgryzione kruche ciasteczko.
Ciotka Helena
Ciocia Helena Slingsby byªa star¡ pann¡, Miaªa domek w pobli»u szykownego placu I zajmowaªo si¦ ni¡ czworo sªu»by. Teraz, gdy zmarªa, cisza nastaªa w niebiosach, Cisza jest tak»e w jej ko«cu ulicy. Opuszczono »aluzje, przyszedª pogrzebowy Agent, dla niego pogrzeb nie byª niczym nowym. Psom zapewniªa hojne do»ywocie, Lecz i papuga zdechªa wkrótce potem. Zegar mi±nie«ski nadal tykaª na kominku, A w jadalni na stole usiadª lokaj, Trzymaj¡c na kolanach drug¡ pokojow¡, Która dawniej - sw¡ pani¡ bawiªa rozmow¡.
(1888-1965) Prawdopodobnie najwa»niejszy poeta pierwszej poªowy XX wieku. Laureat Nagrody Nobla w 1948 roku. Wywarª ogromny wpªyw na poezj¦ ±wiatow¡ w okresie mi¦dzywojennym. Uwa»ny i krytyczny obserwator otaczaj¡cej go rzeczywisto±ci jeszcze przed opublikowaniem swego najsªynniejszego poematu Ziemi jaªowej (1922) napisaª szereg utworów o ±rodowisku ameryka«skim, w którym sp¦dziª mªodo±¢ - m.in. Pie±« miªosn¡ J. Alfreda Prufrocka i Portret damy. S¡ one niejako podsumowaniem tego awangardowego i buntowniczego okresu jego »ycia. Bohaterem wiersza Pan Apollinax jest Bertrand Russell, który odwiedziª Uniwersytet Harvarda w 1914 roku, gdy Eliot byª asystentem na wydziale lozocznym tej uczelni.
EUROPA 139: Muzyka zrzuciªa p¦ta (02.12.2006)
C-dur
Gdy po spotkaniu z ni¡ wyszedª na ulic¦, w powietrzu wirowaª ±nieg. Podczas gdy oni spali, przyszªa zima. Noc ±wieciªa biaªo. Z rado±ci biegª. Caªe miasto byªo przychylne. U±miechy przechodniów wszyscy si¦ u±miechali za podniesionymi koªnierzami. Co za swoboda! Wydaªo mu si¦, »e wszystkie znaki zapytania ±piewaj¡ o istnieniu Boga. Muzyka zrzuciªa p¦ta i w szalej¡cym ±niegu, szªa dªugimi krokami. Wszystko zd¡»aªo ku d¹wi¦kowi C. Dr»¡cy kompas wskazuj¡cy C. Godzina ponad udr¦czeniem. Co za lekko±¢! Wszyscy si¦ u±miechali za podniesionymi koªnierzami.
Pod ci±nieniem
Ogªuszaj¡cy jest huk niebieskiej machiny. yjemy tu w miejscu pracy, które caªe dr»y, Gdzie nagle mo»e si¦ objawi¢ morska gª¦bia -
Tomas Tranströmer ur. 1931
muszle i telefony szumi¡. Pi¦kno mo»na zobaczy¢ tylko przelotnie i z boku. G¦ste zbo»a na polach, mnóstwo kolorów w »óªtym strumieniu. Niespokojne cienie w mojej gªowie, ci¡gnie tam. Chc¡ wej±¢ w zbo»e i zamieni¢ si¦ w zªoto. Zapada zmierzch. O póªnocy id¦ spa¢. Z wi¦kszej ªodzi, wypªywa na fale mniejsza ªódka. Zostaj¦ na wodzie sam. Ciemny kadªub spoªecze«stwa odpªywa coraz dalej.
Allegro
Po ci¦»kim dniu gram Haydna i czuj¦ zwykªe ciepªo w dªoniach. Klawisze ulegªe. Uderzaj¡ ªagodne mªoteczki. Barwa tonów zielona, »ywa i spokojna. D¹wi¦ki mówi¡, »e wolno±¢ istnieje i kto± nie pªaci podatku cesarzowi. Wkªadam r¦ce do mych haydnowskich kieszeni i udaj¦, »e patrz¦ na ±wiat ze spokojem. Wci¡gam haydnowsk¡ ag¦ - to znaczy: Nie poddajemy si¦. Chocia» pragniemy pokoju. Muzyka jest domem ze szkªa, stoj¡cym na zboczu, po którym lec¡ kamienie, tocz¡ si¦ kamienie. I kamienie przelatuj¡ na wylot a ka»da szyba pozostaje nietkni¦ta.
Urodzony w Sztokholmie, jeden z najwybitniejszych poetów wspóªczesnych, od wielu lat wymieniany w±ród gªównych kandydatów do literackiej Nagrody Nobla. Do roku 1990 pracowaª jako psycholog (m.in. w zakªadzie karnym). Jest autorem dwunastu tomików poezji. W Polsce ukazaªy si¦ m.in.: Dziki rynek. ywym i umarªym (1989), Moja przedmowa do ciszy (1992), Pó¹nojesienny labirynt (1999) oraz Podsªuchany horyzont (2005). Poezja Tranströmera to precyzyjny obraz widzialnego ±wiata. Przyroda, muzyka, podró»e, a przede wszystkim czªowiek - ze swoim uwikªaniem w labiryncie losu - stanowi¡ najcz¦stsze tematy jego wierszy. Ten ±wiat, dotykalny, rzeczywisty i zwykªy, zawsze jednak ma jeszcze inny, metaforyczny, tajemniczy, a cz¦sto tak»e religijny wymiar.
EUROPA 140: Ile» muzyki u Boga (09.12.2006) W±ród nocy, kiedy u±nie trwoga I miasto skryje si¦ za mgª¡ O, ile» muzyki u Boga, Na ziemi jakie» d¹wi¦ki brzmi¡! Có» burza »ycia, skoro ró»e Twe dla mnie kwitn¡ i gorej¡! Có» ludzkie ªzy, gdy na lazurze Wieczorne zorze czerwieniej¡! Przyjmij, o Pani wszechistno±ci, Przez m¦ki, groby, przez krwi strugi Puchar ostatniej nami¦tno±ci Z r¡k niegodnego ciebie sªugi!
Romancero
Ty przechodzisz bez u±miechu, Opu±ciwszy skromnie rz¦sy, A w ciemno±ci ponad cerkwi¡ Jej kopuªy zªoto l±ni¡. Jak»e twoja twarz podobna Do wieczornych Bogurodzic, Rz¦sy swe opuszczaj¡cych, Znikaj¡cych w sinej mgle... Z tob¡ idzie k¦dzierzawy Grzeczny chªopczyk w biaªej czapce, Ty prowadzisz go za r¡czk¦, Nie pozwolisz upa±¢ mu.
Aleksander Bªok
A ja w cieniu pod portalem, Gdzie wiatr wieje przenikliwy, Zasnuwaj¡c oczy ªzami, Wyt¦»ony m¡ci wzrok. Chc¦ st¡d wyj±¢ niespodziewanie I zawoªa¢: Matko Boska! Po co do podªego miasta Dzieci¡teczko wleczesz w noc? Ale krzyk mi wi¦¹nie w gardle. Ty przechodzisz. A za tob¡ Granatowy mrok spoczywa Nad ±ladami ±wi¦tych stóp. I tak patrz¦, wspominaj¡c Opuszczone skromnie rz¦sy, Jak u±miechn¡ª si¦ do ciebie W biaªej czapce chªopczyk twój. Na brzegu zielonym nad mogiª¡ maª¡ W ±wi¦to Zwiastowania wzniosªy psalm ±piewano. Kilku biaªych duchownych z u±miechem chowaªo Dziewczynk¦ w niebie±ciutk¡ sukienk¦ odzian¡. Wszyscy oni - z pomoc¡ Wy»szego Wyroku Rozkwitli we krwi Boga Ojca Przedwiecznego. Dym cichutko do nieba wznosiª si¦ w obªoku, Jakby nie z kadzielnicy, a z bªonia zielonego.
(1880-1921) Byª najpopularniejszym przedstawicielem drugiego pokolenia symbolistów rosyjskich. Debiutowaª w 1905 roku zbiorem Wiersze o Pi¦knej Damie, który pocz¡tkowo zwróciª uwag¦ tylko w¡skiego grona czytelników. Popularno±¢ zyskaª dzi¦ki wystawionemu przez Meyerholda w 1906 roku dramatowi Buda jarmarczna. To do niego w 1915 roku skierowaª swoje kroki mªody Sergiusz Jesienin i dzi¦ki jego listom polecaj¡cym bªyskawicznie wszedª na petersburskie salony literackie. Jemu dedykowaªy wiersze Achmatowa i Cwietajewa. W drugim dziesi¦cioleciu XX wieku staª si¦ autentycznym idolem mªodej inteligencji rosyjskiej. W najwi¦kszym uproszczeniu mo»na powiedzie¢, »e twórczo±¢ Bªoka przeszªa ewolucj¦ od opiewania kobiety jako Wy»szej M¡dro±ci Bo»ej i Maryi Dziewicy do opiewania rewolucji bolszewickiej w genialnym poemacie Dwunastu. Ostatnim wierszem, napisanym niedªugo pó¹niej, s¡ Scytowie, mroczna wizja nowej w¦drówki ludów, która dzi± mo»e brzmie¢ szczególnie zªowieszczo.
EUROPA 141: Logika bezprawia (16.12.2006)
Kol¦da stanu wojennego
Wiktorowi Woroszylskiemu i Andrzejowi Drawiczowi Topniej¡ wi¡t biele, wilgo¢ agi plami. Polscy przyjaciele wszyscy za kratami, niczym zera w nawias uj¦ci w ±cian »ebra: logika bezprawia prostsza ni» algebra. Narody jak dzieci moresu si¦ ucz¡: znów wªadców podnieci brz¦k kajdan i kluczy. Jeden ruch stalówki minus w plus przemienia, skre±laj¡c los ludzki krzy»em krat wi¦zienia. Z czoªa upartego szkarªat kapie w obrus ±wi¡tecznego ±niegu. Twarz naszego globu, oszpecona wi¦zie« i ªagrów w¡grami, zwraca si¦ ku gwie¹dzie, chªodnej jak my sami. Gªodne twarze. Szaro±¢.
Josif Brodski
Niczym nie speszony s¡d skazuje naród ludzi, powalonych nie tyle przez tanki szturmuj¡ce bramy, ile przez te banki, w których konta mamy. Gª¦bszy od otchªani, któr¡ my±l sonduje, jest sen rozstrzelanych ciaª w kopalni Wujek; wy»sza ni» podatek jest dªo«, co potra utrwali¢ upadek jak na fotograi. Sªowo tutaj na nic. Przecie» od ªzy lepsze, gdy przez druty granic tam stara si¦ przedrze¢, gdzie polskich przyjacióª serca, mrozem ±ci¦te: znów proces si¦ zacz¡ª. Znów ko«cz¡ si¦ wi¦ta. Z oryginaªu angielskiego przeªo»yª Stanisªaw Bara«czak (C) The Estate of Joseph Brodsky A Martial Law Carol z Collected Poems in English Przedrukowano za zgod¡ Farrar, Straus and Giroux, LLC
(1940-1996) Jeden z najwybitniejszych poetów rosyjskich XX wieku. Laureat Nagrody Nobla za rok 1987. Wielki przyjaciel Polski i Polaków. Wa»ne miejsce w±ród jego przyjacióª zajmuje Stanisªaw Bara«czak, tªumacz Kol¦dy stanu wojennego, i obaj adresaci dedykacji, którzy jako jedni z pierwszych tªumaczyli i popularyzowali u nas jego wiersze. Po wprowadzeniu stanu wojennego zostali internowani. Wi¦¹niem systemu komunistycznego byª te» niegdy± Brodski. Przyja¹« brodsko-polska byªa zjawiskiem wyj¡tkowym. Zaowocowaªa licznymi przekªadami jego wierszy na j¦zyk polski i Brodskiego przekªadami na rosyjski i angielski takich poetów jak Gaªczy«ski, Herbert, Szymborska czy Miªosz. Czesªaw Miªosz, w przedmowie do polskiego wydania 82 wierszy i poematów Brodskiego, zaliczyª go do poetów metazycznych. Obydwu tym poetom nieobca byªa jednak postawa obywatelska, czego dowodem jest i Miªoszowski wiersz Który skrzywdziªe±, i wªa±nie Kol¦da stanu wojennego. Historia Polski pojawiaªa si¦ w poezji Brodskiego kilkukrotnie. W 1967 roku napisaª wiersz pod znamiennym dla ka»dego Polaka tytuªem 1 wrze±nia. Po pi¦tnastu latach nasza historia zainspirowaªa Kol¦d¦.... Andrzej Drawicz skomentowaª to tak: Rosjanin napisaª po angielsku wiersz o Polsce dla Amerykanów i zadedykowaª go polskim przyjacioªom; poezja chadza kr¦tymi ±cie»kami, ale traa do celu najkrótsz¡ drog¡.
EUROPA 142: Módl si¦ za nami teraz (23.12.2006)
Animula
Z r¦ki Boga wychodzi zwykªa dusza Na pªask¡ Ziemi¦ zmiennych blasków i okrzyków, W ±wiatªo i ciemno±¢, w wilgo¢ albo w susz¦, w »ar i chªód; Biega w±ród nóg foteli i stolików, Staje i pada, chciwa zabawek i pieszczot, miaªo id¡ca, nagle przera»ona Chroni si¦ w zgi¦ciu ªokcia i kolana, Spragniona sªów otuchy, cieszy si¦ Aromatem i blaskiem choinki w pokoju, Podmuchem wiatru, ±wiatªem sªonecznym, i morzem; Studiuje plamy sªo«ca na podªodze I jelenie biegn¡ce wokóª srebrnej tacy; Pl¡cze z prawdziwym - przywidziane; Uwielbia karty, królów i królowe, Proroctwa wró»ek i bajania sªu»by. Ro±nie wci¡» brzemi¦, kiedy ro±nie dusza, Rani¡c i dr¦cz¡c coraz bardziej, dzie« po dniu; Rani¡ i dr¦cz¡ coraz silniej, tydzie« po tygodniu,
Thomas Stearns Eliot
Imperatywy jest i zdaje si¦, Mo»liwe i niewykonalne, pragnienie i umiar. Na koniec ból istnienia i snów narkotyki Kul¡ duszyczk¦ w fotelu przy oknie Za tomami Encyclopaedia Britannica. Z r¦ki czasu wychodzi zwykªa dusza, L¦kliwa, samolubna, kulawa, bez wzroku, Niezdolna cofn¡¢ si¦ lub otworzy¢ drzwi, L¦ka si¦ ciepªej realno±ci, nie ufa dobroci, Wyrzeka si¦ natr¦tnych wizji krwi, Cienia wªasnego cie«, widmo we wªasnym mroku; Zostawia stos papierów w zakurzonym gabinecie; I »yje po raz pierwszy, w ciszy po wiatyku. Módl si¦ za Guiterrieza, chciwego szybko±ci i wªadzy, Za Boudina, rozdartego w strz¦py, Za tego, który zrobiª ogromny maj¡tek, I tego, który poszedª wªasn¡ drog¡. I za Floreta - ogarami zaszczutego po±ród cisów, Módl si¦ za nami teraz i w godzin¦ naszych narodzin.
(1888-1965) Wiersze Ariela zajmuj¡ kluczow¡ pozycj¦ w twórczo±ci Eliota zarówno dlatego, »e s¡ pami¦tnikiem kolejnych etapów jego przemian duchowych, jak i ze wzgl¦dów artystycznych, gdy» b¦d¡c ukoronowaniem jego poezji, s¡ jednocze±nie peªn¡ realizacj¡ jego postulatu obiektywnego odpowiednika. Animula stanowi tutaj wyj¡tek, bo przypomina raczej operowe recitativo secco, którego sªuchamy, aby zrozumie¢ akcj¦ przed now¡ wzruszaj¡c¡ ari¡. Jest to wa»ny wiersz, gdy» przynosi nam rozumienie znaczenia spowiedzi i komunii, co byªo nowym do±wiadczeniem dla Eliota. Wiersze Ariela ogªaszaª Eliot corocznie w okresie Bo»ego Narodzenia, od roku 1927. W Europie dwa poprzednie Wiersze Ariela byªy drukowane w numerach 1 oraz 51 z 2005 roku.
EUROPA 143: Ci którzy bªyszcz¡ chwaª¡ kolibra (30.12.2006)
Marina
Quis hic locus, quae regio, quae mundi plaga? Jakie to morza i brzegi jakie skaªy siwe i wyspy Jaka woda obmywa dziób statku I zapach sosen i drozd ±piewaj¡cy we mgle Jakie obrazy wracaj¡ O moja córko. Ci którzy ostrz¡ z¡b psa - a znaczy to mier¢ Ci którzy bªyszcz¡ chwaª¡ kolibra - a znaczy to mier¢ Ci którzy siedz¡ w chlewach zadowole« - a znaczy to mier¢ Ci którzy cierpi¡ zwierz¦ce ekstazy - a znaczy to mier¢ Staj¡ si¦ zwiewnym, rozwianym przez wiatr, Oddechem sosny, ±piewem mgªy w±ród drzew Dzi¦ki ±wietlistej ªasce tych okolic Czyja to twarz - tak mglista a jasna
Thomas Stearns Eliot (1888-1965)
T¦tno w przegubie dªoni - tak wiotkie a mocne Dane czy u»yczone? Bardziej odlegªe ni» gwiazdy a bli»sze od ¹renic Szepty i ±miech stªumiony mi¦dzy stop¡ biegn¡c¡ a li±¢mi Pod snem, gdzie wszystkie wody ª¡cz¡ si¦ koli±cie. Bukszpryt p¦kaª w±ród lodów, farba p¦kaªa w upale. Uczyniªem to, zapomniaªem I pami¦tam. Liny sªabe i »agle zbutwiaªe Pomi¦dzy tamtym czerwcem a poprzednim wrze±niem. Uczyniªem to nie wiedz¡c, póª±wiadomie, nieznane, me wªasne. Dno przecieka i fugi trzeba uszczelni¢ w kadªubie. Ten ksztaªt, ta twarz, to »ycie yj¡ce by »y¢ w ±wiecie czasu poza mn¡; obym ycie mógª odda¢ za to »ycie, swoj¡ mow¦ za t¦ niewymówion¡, Obudzon¡, rozchylone wargi, nadziej¦, nowe okr¦ty. Jakie to morza i brzegi jakie wyspy granitowe naprzeciw mych »eber I drozd woªaj¡cy przez mgª¦ Moja córko.
Tytuªowa posta¢ pochodzi z Peryklesa, ksi¦cia Tyru Szekspira. Imi¦ Marina wywodzi si¦ od ªaci«skiego przymiotnika marinus morski, z morza. Dziwi motto z Herkulesa szalej¡cego Seneki: Co to za miejsce, jaki kraj i jaka cz¦±¢ ±wiata. S¡ to sªowa, jakie wypowiedziaª Herkules, odzyskawszy ±wiadomo±¢ po zabiciu swojej »ony i dzieci pod wpªywem szaªu zesªanego przez Junon¦. Herkules zabija swoj¡ rodzin¦, ale dokonuje tego bezwiednie, co jak gdyby odgradza go od jego czynu. Podobne przebudzenie nast¦puje u bohatera Mariny Peryklesa, który odnajduje swe dawno utracone dziecko. Wedªug C.G. Junga dziecko symbolizuje odnalezienie wªasnej duszy, pocz¡tek nowego »ycia. Wprowadzaj¡c motto z Herkulesa szalej¡cego, Eliot uwikªany w problemy swego nieudanego maª»e«stwa wskazuje na ciemny, tragiczny warunek odrodzenia duchowego. Jest to ostatni i najpi¦kniejszy z cyklu Wiersz Ariela, ogªoszony w roku 1930. Wiersze Ariela ogªaszaª Eliot corocznie w okresie Bo»ego Narodzenia, od roku 1927. W Europie trzy poprzednie Wiersze Ariela byªy drukowane w nr. 1 i 51 z roku 2005 oraz w nr. 51 z 23 grudnia br. Krzysztof Boczkowski
EUROPA 144: Kalendarz alzacki (06.01.2007)
Stycze« - pytanie
marzy¢ o sªo«cu w lochach zimy marzy¢ o ±niegu w lochach lata z kul¡ u nogi ale czy pod t¡ sam¡ gwiazd¡? co to jest kula co to jest gwiazda? a potem przeci¡¢ twoje »ycie na póª by¢ tob¡ tu i tam patrze¢ na siebie i sobie mówi¢ id¹ st¡d ale »adne z nas dwojga nie ma na to odwagi wi¦c co?
Luty zagniewany
troszcz¦ si¦ o siebie przez caªy luty i tucz¦ dusz¦: aby dobrze przetrwa¢ rozmyte czasy które nadchodz¡ i spadn¡ deszczem jak z cebra
André Weckmann
»eby potopi¢ myszy które podgryzaj¡ pola zimowej kapusty ale czy» my sami nie jeste±my polnymi myszami które przegryzaj¡ wªasne korzenie? wi¦c kiedy nadejdzie ten potop który nas pochªonie?
Marcowy blues
czuj¦ bluesa smutnego bluesa przemierzaj¡c Rosj¦ gdzie straciªem kumpla a w Oslo kochank¦ w Szkocji niebo Asy»u brata widnokr¡g w Niemczech j¦zyk we Francji w Alzacji duszyczk¦ w czy±¢cu co mam teraz zrobi¢ gdzie ukry¢ to co mi pozostaªo przed oprawcami? czuj¦ bluesa smutnego bluesa
ur. 1924 Urodzony w Steinbourgu koªo Saverne (Alzacja), jest wybitnym i pªodnym poet¡, prozaikiem, eseist¡ pisz¡cym po francusku, niemiecku i alzacku. W czasie II wojny ±wiatowej przymusowo w wermachcie, ranny na froncie wschodnim, ucieka z armii niemieckiej w 1944 roku, ukrywa si¦ do czasu wyzwolenia Alzacji przez wojska ameryka«skie. Od 1960 roku wykªadowca j¦zyka francuskiego, autor wielu podr¦czników metodycznych i pedagogicznych. Przeciwnik ideologii totalitarnych, populistycznych, dziaªacz obywatelski, regionalny, ekologiczny, gor¡cy or¦downik przyja¹ni francusko-niemieckiej, miªo±nik i obro«ca j¦zyka i to»samo±ci alzackiej. Otrzymaª m.in. nagrody: Johann Peter Hebel-Preis (1976), Jacob Burckhardt-Preis (1986), Gustav Regler-Literaturpreis (1999), Prix Européen de Langue Régionale (2002). Tªumacz dzi¦kuje serdecznie autorowi André Weckmannowi oraz wydawnictwu HIRLÉ za udzielenie zgody na przetªumaczenie i publikacj¦ Kalendarza alzackiego, a Fryderyce Laurent z Pary»a za niezb¦dne wskazówki lingwistyczne.
EUROPA 145: Zadomowi¢ si¦ w pustce (13.01.2007)
Pustkowie
Umysª teraz jest jasny jak bezchmurne niebo. Czas wi¦c zadomowi¢ si¦ w tej pustce. Có» przyszªo mi czyni¢ innego jak tylko wodzi¢ oczyma po drzewach. Wi¦c musz¦ co± stworzy¢: »on¦ rodzin¦, poszuka¢ s¡siadów. Albo zgin¡¢ w samotno±ci lub z braku jedzenia czy te» od pioruna, czy w ªapach nied¹wiedzia (musz¦ oswoi¢ jelenia i przystroi¢ nied¹wiedzia). A mo»e pos¡g postawi¢ na pami¦¢ mych w¦drówek, maªy pos¡»ek grobowy przy drodze, aby oznaczaª podró»nym, gdzie mieszkam tu, na pustkowiu, czujny i zadomowiony
Odwiedziny ducha
Przedmioty na moim stole zegarek. Caªe »ycie zawiera si¦ w tym tykaniu Kurz na nowoczesnej lampie, wszelki ksztaªt, przestrze«, krzywizna. Ostatnie próby mówienia.
Allen Ginsberg (1926-1997)
I wyrze¹biony W¦»owaty nó» z Meksyku z dziecinn¡ gªow¡ orªa w r¦koje±ci.
Có» innego w ko«cu jest do powiedzenia? Kiedy siedz¦ przed kartk¡ papieru pisz¡c, mój umysª si¦ zmienia w rodzaj kobiecego obª¦dnego trajkotu, ale czekam by pomy±le¢, zobaczy¢ zewn¦trzne, w mieszkaniu, ±ciany samego wszech±wiata czekam, czekam póki niebo nie pojawi si¦ caªe, czekam na chwil¦ kiedy wiersz sam stanie si¦ form¡ mojej wypowiedzi, bez deklamacji, patetycznej frazy, lecz tylko - wyrazem prawdy *** Czuj¦ si¦ tak, jakbym ju» nie miaª wyj±cia i byª sko«czony. Jestem ±wiadomy wszystkich prawd duchowych Lecz nigdy nie mog¦ uwolni¢ si¦ od uczucia, »e jestem uwi¦ziony w n¦dzy wªasnej ja¹ni, w pustocie tego wszystkiego co widziaªem, robiªem, mówiªem. By¢ mo»e, gdybym dalej ci¡gn¡ª te sprawy, polubiªbym je bardziej, lecz teraz nie mam nadziei i jestem zm¦czony.
O popularno±ci tego poety, nie tylko na scenie ameryka«skiej, ale wr¦cz ±wiatowej, nie trzeba si¦ rozwodzi¢. Dla porz¡dku przypomnijmy lata 50. i 60. XX wieku i fal¦ mªodzie»owych ruchów protestu przechodz¡c¡ »ywioªowo przez Stany oraz zwi¡zane z nimi przemiany obyczajowe, których wyrazicielami i podmiotami byªy pokolenia Beat Generation i hippies. Ich czoªowym przedstawicielem byª wªa±nie Ginsberg, wraz z takimi poetami jak Ferlinghetti, Corso, Lamantia, Kerouac. Publikowane tu wiersze pochodz¡ z wczesnego okresu twórczo±ci poety. Ró»ni¡ si¦ one znacznie od pó¹niejszych, jak najgªo±niejszy i najbardziej kontrowersyjny zarazem Howl (Skowyt) czy Kaddish dla zmarªej matki Naomi, która cierpiaªa na chorob¦ psychiczn¡. W.C. Williams w przedmowie do zbiorku wczesnych wierszy Ginsberga Empty Mirror (Puste lustro) tak pisaª: Ten mªody »ydowski chªopak (...) odkryª co±, co uszªo uwagi wi¦kszo±ci naszych twórców: »e czªowiek zagubiª si¦ w ±wiecie wªasnego umysªu. Allen Ginsberg kilkakrotnie odwiedziª Polsk¦, byª te» w Chinach i Czechosªowacji, a poznanie tych krajów wyleczyªo go skutecznie z sympatii komunistycznych.
EUROPA 146: Gdzie znale¹¢ schronienie (20.01.2007)
Liczby i twarze
Królestwo liczb caªe jest z granic, Które mog¡ by¢ pi¦kne i musz¡ by¢ prawdziwe; Spyta¢, czy jest du»e czy maªe, to zdradzi¢, e jest si¦ kochankiem wiernym wci¡» tym samym twarzom. Miªuj¡cym maªe liczby brak pi¡tej klepki; S¡dz¡ oni, »e ka»da opowie±¢ ma trzyna±cie rozdziaªów, Hoduj¡ sobowtóry zwierz¡t, nosz¡ pentagramy, Millenary±ci, czciciele Bacona, wierz¡, i» ziemia jest pªaska. Miªuj¡cy wielkie liczby zupeªnie ton¡ w szale«stwie; Pragn¡ zlikwidowa¢ Szwajcari¦, a nas wszystkich ochrzci¢, Nauczy¢ gry w baseball, odda¢ w ªapy dyktatorów i dentystów: Opró»niaj¡ bary, psuj¡ imprezy, kandyduj¡ do Kongresu. Prawd¡ jest, »e ka»da liczba mo»e si¦ przyda¢ Twarzom, a Jeden jest dla nich zawsze rzeczywiste. Ale któr¡ liczb¦ nazwiemy dobr¡, skoro nazwanie Niesko«czono±ci liczb¡ nie czyni nic dobrego? (czerwiec 1950)
My te» poznali±my zªote godziny
My te» poznali±my zªote godziny, Gdy ciaªo i dusza brzmi¡ jednym tonem. Ta«czyli±my z tymi, których kochali±my, A ksi¦»yc w peªni sun¡ª nieboskªonem. U Escoera siadali±my za stoªem
Wystan Hugh Auden
Po±ród szlachetnej kompanii, A nasze j¦zyki byªy wesoªe Do ko«ca wystawnej biesiady. Czuli±my jak natarczywa chwaªa Rozdziera nasz¡ pow±ci¡gliwo±¢. piewem dudniªy nam serca, O»ywaª dawnych dziejów splendor. Lecz wy±winione i wy±miane Przez po»¡dliwy tªum, Przeinaczone przez wydawców, Aby ogªupi¢ tªum, Sªowa takie jak Pokój, Braterstwo, Ba, ka»de m¡dre twierdz¡ce zdanie Zostaªo spodlone i skalane, adna cnota stylu nie stawiªa Czoªa temu pandemonium, Jedynie sotto voce i drwina, Jednobarwna ironia. I gdzie znale¹¢ schronienie Dla rado±ci czy duchowej pogody, Gdy ocalaªy jedynie cienie Przedmie±¢ niezgody. (1950)
(1907-1973) Co zostaªo z Audena? Obiegowa opinia, powtarzana przez wi¦kszo±¢ akademickich podr¦czników Nortona od ko«ca lat 70. ubiegªego stulecia, gªosi, »e w poezji Audena najlepszy byª pocz¡tek jego kariery, gdy poeta wydaª tomy Wiersze (1928) i Oratorzy (1932), oraz sam jej koniec, gdy ukazaªy si¦ Wybrane dªu»sze wiersze (1969) i po±miertny tom Dzi¦kuj¦, mgªo (1974). Dlaczego pierwsi badacze Audena odrzucali ±rodek tego ogromnego tortu? Wydaje si¦, »e to raczej tomy Tarcza Achillesa z 1955 roku czy W hoªdzie Klio z 1960, czyli te, które nale»¡ do ±rodkowego etapu jego twórczo±ci, tak naprawd¦ stanowi¡ o wielko±ci poety. By¢ mo»e klasycyzuj¡cy ton medytacji z moraªem w naªowym kuplecie nie mógª robi¢ wra»enia na czytelnikach (i krytykach) dojrzewaj¡cych intelektualnie w ceni¡cych awangardowo±¢ latach 60. i 70., gdy zaja±niaªy gwiazdy Thomasa Pynchona, Harry'ego Matthewsa czy Johna Ashbery'ego. Dopiero z perspektywy pierwszej dekady nowego milenium poezja Audena staje si¦ bardziej jednolita, jakby bieg czasu wygªadzaª jej faªdy i meandry. Czy jest raczej klasyczna ni» awangardowa? Niech b¦dzie, »e tak. Ale przede wszystkim jest poezj¡ Audena...
EUROPA 147: Jego cie« padª na ziemi¦ (27.01.2007) *** Jego cie« padª na ziemi¦. Czy»by przeszedª niedaleko po±ród ±wiatªa gwiazd? Niedaleko naszego obozu, w drodze do czego±, co inne ni» my? Jego cie« padª na nasze namioty i zbudzili±my si¦ w nocy jak od silnego blasku. Jego cie« to nie on sam, lecz w namiotach zrobiªo si¦ jasno. Tej nocy nie mogli±my ju» zasn¡¢. *** Jak chmura, jak motyl, jak lekki oddech na lustrze Przypadkiem, niestale, ju» po chwili daleko st¡d. Panie niebios, ±wiatów, przeznacze«, co chciaªe± przeze mnie powiedzie¢? *** Ty, który byªe±, nim staªy si¦ góry i obªoki,
Par Lagerkvist (1891-1974)
morze i wiatry. Ty, którego pocz¡tek wcze±niejszy od innych pocz¡tków i którego rado±¢ i smutek s¡ starsze od gwiazd. Ty, który - wiecznie mªody - w¦drowaªe± po drodze mlecznej i przez wielkie ciemno±ci mi¦dzy nimi. Ty, który byªe± sam nim powstaªa samotno±¢ i którego serce peªne byªo l¦ku wcze±niej od serca czªowieka nie zapomnij mnie. Ale jak mógªby± mnie pami¦ta¢. Jak morze mogªoby pami¦ta¢ muszl¦, w której zdarzyªo mu si¦ zaszumie¢. *** Chciaªem by¢ kim± innym, nie wiem jednak kim. Obcy stoi odwrócony, z czoªem zwróconym ku pªon¡cemu domowi gwiazd. Nie zobacz¦ nigdy jego pªon¡cych oczu, nigdy rysów jego twarzy. Chciaªem by¢ kim± innym, obcym, innym ni» ja.
Prozaik, poeta i dramatopisarz, jeden z najwa»niejszych szwedzkich autorów XX wieku. Debiutowaª ju» w roku 1912 powie±ci¡ Ludzie, ale rozgªos przyniósª mu dopiero opublikowany w Szwecji w 1916 roku tomik wierszy Trwoga, uwa»any za pocz¡tek szwedzkiego ekspresjonizmu. Od pocz¡tku lat 20. zasadniczym tematem twórczo±ci Lagerkvista staª si¦ problem istnienia Boga - wokóª tego zagadnienia koncentruje si¦ narracja powie±ci Go±¢ w rzeczywisto±ci (1925) i Zawojowane »ycie (1927). Najbardziej poczytnym dzieªem Lagerkvista jest opublikowana w roku 1950 powie±¢ Barabasz opowiadaj¡ca o losach biblijnego zªoczy«cy od chwili, kiedy Poncjusz Piªat darowuje mu »ycie. W rok po jej wydaniu pisarz otrzymaª literack¡ Nagrod¦ Nobla.
EUROPA 148: Czuj¡ ziemi¦ jak ogie« (03.02.2007) z cyklu Okloniusz
I. Krew
Umarªy na ±mier¢, »ywy jak sen szcz¦±liwy »yª¦ otwiera, z rozpoªowion¡ gªow¡, przed zwierciadªem odªaman¡ w ±wietle, ale w ±wietle. Je±li jest taki, po co przychodzi? Ja my±l¦ zawsze na dwoje; oko jak ba«ka w m¦tnym szkle, policzek jak drucik w »arówce Sam jak »aªo±¢, sam jak noc, gwiazda - »agiew bez ognia, okno bez powietrza, sól bez twarzy, obrus przez trupie morze Z upªywu krwi rodzi si¦ Okloniusz. Z mojej my±li ugniata swoje oko, jego niezmierzone szale«stwo i moja niezmierzona ±lepota. Teraz sobie ka»dy »yªy zamyka, na ªodziach gasn¡ lampki, nikt sobie nie wyobra»a ruchu meteorów, »yj¦ dla cudzej ±mierci.
***
Li±¢mi sªonecznika zakryje sobie twarz i wgryzie si¦ w czarne ziarna. Je»eli kto± zagrzebie dªo« w roz»arzonych w¦glach, wyobra»a sobie cudze »ycie. Ju» iskra, która szmyrgªa noc¡ z komina lokomotywy, jest czym± wi¦cej ni» my±l mo»e unie±¢. Palce odpoczywaj¡ na chªodnej glinie, nad morzem dojrzewaj¡ banany.
Jure Detela
Pestka rusza si¦ w ustach jak motyl w poczwarce. Dªonie nie poznaj¡ twarzy. Kieªkowanie, szalone jak wspinaczka: smutek p¦kni¦tej ziemi. Nad czarnymi ±wierkami zbieraj¡ si¦ chmury. Nogi czuj¡ ziemi¦ jak ogie«. Dziupla wydr¡»ona w ziarnku sªonecznika b¦dzie dla »ywych ust obca i jedyna.
II. Morze
Nigdy nie ±pi¡ roznosiciele ognia, nie ma godziny, któr¡ wybija pióro, nie ma czarnego feniksa po drugiej stronie »aru, nie ma ksi¦»yca przy za¢mieniu sªo«ca Czarna nieobecno±¢ na martwej twarzy, kropla roztopionego oªowiu gasi ziarenko prochu w nienarodzonym oku Tak pozostanie Okloniusz »ywy a» do ko«ca Nie pªaci za czarny szereg chwil, cho¢ »ycie my±li. Mówi¦ do Okloniusza: Przecie» niebo tak samo jest moje jak i twoje. Odpowiada: MNIE nie we¹miesz. W morzu s¡ nieodczuwalne ruchy, meduza pulsuje jak sªo«ce, muruj¦ skaª¦ dla swojej ±mierci, »eby pozosta¢ przejrzystym. Kropla krwi rozªupie si¦ na dwoje, w grudce zgniecionego wosku widz¦ ba«k¦, co nie jest ±ladem zgaszonego knota, Okloniusz patrzy na mnie z bliska.
(1951-1992) Ten urodzony w Lublanie poeta nale»y do grona ekscentryków, na poªy legendarnych i z pozoru ciesz¡cych si¦ - jak nasz Wojaczek - spor¡ popularno±ci¡. Niestety ich biograa przesªania caªkowicie twórczo±¢ i wªa±ciwie j¡ zast¦puje. Mimo to przytoczmy kilka biogracznych anegdot. Detela byª wojuj¡cym pacyst¡, obok za± kwestii zniesienia kary ±mierci i demilitaryzacji Sªowenii (podówczas nale»¡cej jeszcze do federalnej Jugosªawii) zajmowaªo go równie» wyzwolenie zwierz¡t - sªynne s¡ jego wyprawy do lubla«skiego zoo, gdzie noc¡ otwieraª klatki, pozwalaj¡c pensjonariuszom zazna¢ wolno±ci. Podczas wyst¦pów recytowaª z pami¦ci obcoj¦zyczne wiersze, tªumacz¡c je a vista. Zmarª prawdopodobnie z gªodu, redukuj¡c skªad przyjmowanych pokarmów. Wydaª dwa tomy wierszy: Mapy (Zemljevidi, 1978) oraz Srebro i mech (Mah in srebro, 1983). W jego wierszach dostrzec mo»na niesªychan¡ intensywno±¢ metazycznych napi¦¢ oraz niezbyt mo»e bogat¡, ale jedyn¡ w swoim rodzaju rekwizytorni¦ surrealistycznej wyobra¹ni.
EUROPA 149: Wolaªbym zabi¢ czªowieka (10.02.2007)
Zranione jastrz¦bie
1 Zªamany staw skrzydªa sterczy spod zakrzepªej rany Skrzydªo zwisa jak sztandar po kl¦sce By nigdy ju» nie wzlecie¢ ku niebu, lecz »y¢ o gªodzie I w bólu czas jaki±: koty i kojoty wtedy Ju» ba¢ si¦ nie musz¡ ±mierci, nie gro»¡ im szpony On za±, ukryty w d¦binie, czeka Na ratunek kalekiego skrzydªa, a noc¡ wolno±¢ wspomina I marzy o locie, póki sen nie pry±nie o ±wicie. Jest silny, a silnych ból bardziej m¦czy, kalectwo bardziej dokucza W dzie« psy nadbiegaj¡ i dr¦cz¡ go Z odlegªo±ci, lecz nic prócz zbawczej ±mierci jego ªba nie ukorzy, Tych strasznych oczu, tej gotowo±ci na wszystko. Surowy Bóg ±wiata jest czasem miªosierny dla tych, Którzy prosz¡ o ªask¦, rzadko dla arogantów. Nie znacie go wy, miejscowi ludzie, albo zapomnieli±cie o nim Gniewnym i srogim, jastrz¡b o nim pami¦ta O pi¦knym i okrutnym; jastrz¦bie i ludzie o nim pami¦taj¡...
Robinson Jeers (1887-1962)
2 Ja raczej bym wolaª, pomijaj¡c karalno±¢, zabi¢ czªowieka ni» jastrz¦bia lecz ten, ogromny, z czerwonym ogonem Miaª tylko swe n¦dzne kalectwo, T¦ ko±¢ zbyt strzaskan¡, aby j¡ wyleczy¢, to skrzydªo ni»ej szponów opadªe, chwiej¡ce si¦ przy ka»dym poruszeniu. Karmili±my go przez sze±¢ tygodni, pu±ciªem go wolno Polatywaª nad przybrze»nym wzgórzem i na wieczór powróciª prosz¡c o ±mier¢. Nie tak jak »ebrak prosiª, lecz wzrokiem ostrym, jak dawniej Z nieugi¦t¡ but¡... Dostaª o zmroku ode mnie oªowiany prezent. To co upadªo, byªo ju» spokojne, Byªo to pierzaste jak przybrany w pióra damski strój balowy, Lecz to, co wzleciaªo w dzikim p¦dzie, to byªy czaple nocne nad wezbran¡ rzek¡, podniosªy wrzask w strachu, »e jeszcze poleci Nim nie przenikn¡ª w peªn¡ nierealno±¢.
Jeden z najoryginalniejszych poetów ameryka«skich, zaliczany do modernistycznego nurtu, jak T.S. Eliot czy W. Stevens. Syn prezbiteria«skiego pastora, urodzony w Pittsburghu w Pensylwanii, sp¦dziª wraz z rodzicami dzieci«stwo i wczesn¡ mªodo±¢ w Europie (Niemcy, Szwajcaria), zyskuj¡c ju» wtedy szerok¡ wiedz¦ humanistyczn¡ i znajomo±¢ j¦zyków obcych, w tym staro»ytnych. Po powrocie do Stanów studiowaª medycyn¦ i le±nictwo, a w 1913 roku osiedliª si¦ ze ±wie»o po±lubion¡ »on¡ w okolicy miasteczka Carmel na kalifornijskim wybrze»u. Z dala od centrów »ycia literackiego, przez wiele lat maªo byª znany i dªugo niezauwa»any przez krytyków. Cz¦±ciowo w wyniku wychowania w klimacie surowo±ci religijnej, cz¦±ciowo pod wpªywem lektur Biblii, klasyków greckich, a tak»e dzieª Nietzchego wyra»aª w swej poezji, której tªem byª najcz¦±ciej krajobraz wybrze»a kalifornijskiego - lozo¦ pesymistyczn¡, ukazywan¡ poprzez poematy sui generis alegoryczne, lecz osadzone w realistycznej scenerii. Istot¡ tego pesymizmu byªa negacja roli czªowieka w przyrodzie, niszcz¡cego harmoni¦ natury i jej pierwotne pi¦kno. Poetyk¦ Jeersa cechuje wiersz wolny, o dªugiej frazie, przypominaj¡cy b¡d¹ wersety biblijne, b¡d¹ wiersz Walta Whitmana. Wielki renesans Jeersa rozpocz¡ª si¦ po ±mierci poety. Sporo jego wierszy tªumaczyª Czesªaw Miªosz, który odwiedziª poet¦ w jego posiadªo±ci.
EUROPA 150: Burza na niebie i my±li (17.02.2007)
***
Burza na niebie wieczornym, Morza gniewnego w kr¡g szum Burza na niebie i my±li, My±li dr¦cz¡cych mnie tªum Burza na niebie i my±li, My±li kª¦bi¡cych si¦ tªum Chmura za chmur¡ gna czarna, Morza gniewnego w kr¡g szum. (1842)
***
Dªugo si¦ jeszcze pojarzy skromny kaganek Wespera; Ale ju» ±wieci z niebiosów panny niestaªe oblicze, Srebra cieniutkie w¦»yki bªyszcz¡ na ±pi¡cej gª¦binie, Niebo gwia¹dziste we mgieªce czeka na obªok daleki. Oto nadci¡gn¡ª z przestworzy, tchnieniu wiaterka posªuszny, Zakryª bogini¦ i ciemno±¢ bªoga okryªa w kr¡g ziemi¦. (1842)
Bachantka
W poªudniowej godzinie, w bªogim cieniu sadu, W szerokolistnym wianku z pn¡czy winogradu
Afanasij Fet
I nu»¡cym napojem Bakcha napeªniona, By zaczerpn¡¢ powietrza, rozwarªa ramiona. Odchyliwszy w tyª gªow¦, z pijanym u±mieszkiem, Rozgl¡daªa si¦ wªa±nie za powiewem rze±kim, Jakby wªosy zacz¦ªy pali¢ bez pªomienia Ciekªym zªotem jej ró»¦ kr¡gªego ramienia. Coraz ni»ej gor¡ca szata opadaªa I coraz bardziej mªoda pier± si¦ obna»aªa, A lubie»ne jej oczy, ªzami upojone, Wywracaªy si¦ z wolna, »¡dz¡ przepeªnione. (1843)
***
Nudzi mnie wieczne gl¦dzenie o tym, co wzniosªe i pi¦kne; Wszystkie te gªosy jedynie mnie do ziewania przywodz¡... Pozostawiwszy pedantów, spiesz¦, by z tob¡ pomówi¢; Wiem, przyjacielu, »e w twoich czarnych i m¡drych ¹renicach Wi¦cej jest pi¦kna, ni» w wielu setkach wspaniaªych foliaªów, Wiem, »e sok »ycia sªodkiego z twoich ró»owych ust pij¦. O, tylko pszczoªa wyczuwa w kwiatku kryj¡c¡ si¦ sªodycz, Tylko artysta we wszystkim zawsze dostrzega ±lad pi¦kna. (1842)
(1820-1892) Poeta w Polsce niemal nieznany. Rodowe nazwisko Szenszyn i przywileje szlacheckie zostaªy mu odebrane w wieku lat czternastu, kiedy stwierdzono, »e urodziª si¦ przed zawarciem maª»e«stwa przez rodziców. Zawa»yªo to na caªym jego »yciu. Po studiach lologicznych na Uniwersytecie Moskiewskim sªu»yª pi¦tna±cie lat w armii, by odzyska¢ tytuª szlachecki. Udaªo si¦ to dopiero w 1874 roku. Uwa»any jest za jednego z prekursorów symbolizmu i impresjonizmu rosyjskiego, kontynuatora liryki reeksyjnej Tiutczewa. Gªówne miejsce w jego twórczo±ci zajmuj¡ miªo±¢ i przyroda. Byª tak»e Fet nowatorem formalnym, pierwszym w poezji rosyjskiej autorem wierszy wolnych, powstaªych na samym pocz¡tku lat 40. XIX wieku. Prawdopodobnie byª to wpªyw tªumaczonych przez niego poetów niemieckich, tzw. pindarystów, którzy omyªkowo doszukali si¦ wiersza wolnego w utworach starogreckiego liryka, nie rozpoznawszy skomplikowanych wzorców metrycznych. Z jego bogatej spu±cizny translatorskiej wymieni¢ nale»y przekªad Fausta Goethego i wielu wierszy i ballad Adama Mickiewicza. Wªadysªaw Chodasiewicz w eseju Krwawe po»ywienie tak pisaª o ostatnich chwilach poety: Fet, wzór szcz¦±liwego pisarza rosyjskiego, sko«czyª w ten sposób, »e chwyciª nó», »eby si¦ zabi¢ i w tym momencie zmarª na atak serca. Taka ±mier¢ w wieku siedemdziesi¦ciu dwóch lat nie ±wiadczy o szcz¦±liwym »yciu.
EUROPA 151: Nie bój si¦ mojego ciaªa (24.02.2007)
Korzenie i li±cie
Korzenie i li±cie - s¡ tylko sob¡ i tylko s¡ one; Zapachy przychodz¡ - do kobiet, do m¦»czyzn - od strony lasu, znad stawu, Gdzie przytulia tuli lubczyk i miªorz¡b, ±liski powój ±ciska mocniej ni» winoro±l, Gejzer bucha z ptasich gardeª ukrytych w listowiu, kiedy sªo«ce wschodzi za drzewami. Bryz¦ ziemi i miªo±ci ±l¡ wam zamieszkaªe brzegi, wam, mieszka«com morza, wam, »eglarzom! Marcowe gaª¡zki i mrozem zwarzone jagody, ±wie»e oddaj¡ si¦ mªodym, co wªócz¡ si¦ teraz po polach, na kra«cach zimy. P¡ki miªo±ci przed wami i w sercach waszych, kimkolwiek jeste±cie! Te p¡ki rozkwitn¡ na nowo, poddane staremu prawu; Niech no tylko sªo«ce ze±le na nie ciepªo, zaraz si¦ otworz¡ i odnajd¡ form¦, kolor, zapach - dla was. Je±li si¦ staniecie ich pokarmem i napojem one stan¡ si¦ kwiatami, owocami, gaª¦ziami - drzewem.
Jak Adam o ±wicie
Tak jak Adama o ±wicie, Kiedy wychodzi na ganek, snem pokrzepiony, Uchwy¢ mnie swoim spojrzeniem, kiedy ci¦ mijam, usªysz mnie, zbli» si¦,
Walt Whitman (1819-1892)
Dotknij mnie, dotknij mnie dªoni¡ otwart¡, kiedy przechodz¦, Nie bój si¦ mojego ciaªa.
Podstawa wszelkiej metazyki
A teraz panowie, Daj¦ wam sªowo, niechaj zapadnie wam w pami¦¢ i w dusze, Jako podstawa i naª zarazem, wszelkiej mo»liwej metazyki. (Tak do studentów profesor na zako«czenie popularnego kursu.) Przestudiowawszy nowe i staro»ytne, te greckie i te germa«skie, systemy, Przestudiowawszy Kanta, krytycznie, Fichtego, Schellinga i Hegla, Zgª¦biwszy nauk¦ Platona i Sokratesa, nad tamtym góruj¡cego, Po Sokratesie za±, naukom boskiego Chrystusa najlepsze lata oddawszy, Dzisiaj je wszystkie przywoªuj¦, owe systemy, greckie i germa«skie, Przeró»ne lozoe, doktryny wyzna«, dogmaty Ko±cioªa, I widz¦ wyra¹nie, co legªo u podstaw nauk Sokratesa i poprzedziªo Chrystusa samego; To miªo±¢ serdeczna czªowieka do swego bli¹niego, intymna blisko±¢ przyjacióª, Ta miªo±¢, ª¡cz¡ca m¦»a z maª»onk¡, rodziców z dzie¢mi, Miasta z miastami, kraj z krajem.
Walt Whitman jako poeta daª si¦ pozna¢ pó¹no i pozostawiª dzieªa nierównej jako±ci. A jednak udaªo mu si¦ stworzy¢ niezwykle sugestywny styl j¦zykowy, w którym biblijne frazy przechodz¡ gªadko we frazeologi¦ codziennej mowy farmerów i nowojorczyków, a terminologia lozoczna miesza si¦ z politycznym »argonem dziennikarskim. Moc¡ jednego tomu wierszy d¹bªa trawy zdobyª sobie tytuª ojca poezji ameryka«skiej, a tym samym wyraziciela ameryka«skiego ducha. W jego typowo romantycznych, swobodnych monologach sªycha¢ wyra¹ny pie±niowy rytm, za± zmysªowe odczuwanie przyrody nadaje intymnym wyznaniom nastrój podniosªej wizji. Zdeklarowany homoseksualista, wierz¡cy z jednak¡ moc¡ w chrze±cija«skiego Boga, w panteistycznie poj¦tego Ducha Natury, w ±wi¦t¡ spraw¦ Demokracji, a przede wszystkim w Jednostk¦, niepowtarzaln¡ osob¦, której metazycznym zadaniem jest samorealizacja - nie samotnie, lecz we wspólnocie z drugim czªowiekiem.
EUROPA 152: Zaczyna pada¢ dreszczyk (03.03.2007)
Miasteczko Granit, Montana
Wymarªe miasteczko bªaga, by na nie spojrze¢ opustoszaªe fundamenty z kamienia, dawno zwalone przez wiatr, pos¦pne oszalowanie, którego by¢ mo»e u»yto do czego± lepszego: do kurzu pokrywaj¡cego gór¦ i kopalni¦ albo do warstwy litej skaªy, któr¡ biegnie wykuta droga, wznosz¡ca si¦ prosto z Philpsburga. Wyczerpana nami¦tno±¢ granitu obejmuj¡cego granit, krajobraz skaª jak geometryczne ornamenty ze szczecin¡ porostów, która dojrzaªa na czystym powietrzu i indolencji. O±lepiaj¡cy blask »arówki odbija echem
Mary Jo Bang
jaªow¡ przyszªo±¢: noce zimnych prze±cieradeª zamaskowane to wzmagaj¡cym si¦, to sªabn¡cym ªomotem blachy falistej. I nieruchomi wi¦¹niowie w niepewnej aureoli »arówki, górnicze duchy m¦»czyzn, którzy kiedy± w sobotnie noce zje»d»ali na wiadrach do wydobycia rudy w dóª góry, by urodzi¢ si¦ na nowo w niechlujnym ªó»ku burdelu w obozowym miasteczku. Ciernie krzewów smagaj¡ moje goªe nogi. Niedoskonaªe jagody trzymaj¡ si¦ mocno gaª¡zek - kropelki zawisªe w powietrzu nad czarn¡ ziemi¡, promienna krew, spó¹nione ostrze»enie: j u » k o n i e c.
(ur. 1946) Urodzona w 1946 roku w Waynesville w stanie Missouri, jest jedn¡ z najbardziej oryginalnych poetek ameryka«skich. By¢ mo»e oryginalno±¢ ta wynika z wszechstronno±ci jej zainteresowa«: oprócz literatury studiowaªa socjologi¦ i fotogra¦. Jest autork¡ czterech tomów wierszy, z których ka»dy byª wydarzeniem literackim i przyniósª jej liczne nagrody, m.in. presti»owe stypendium fundacji Guggenheima i nagrod¦ Poetry Society of America. Jej najnowszy tom, Oko jak dziwny balon, ukazaª si¦ w 2004 roku. Od 1995 roku poetka jest redaktork¡ pisma literackiego The Boston Review. Uczyªa poezji na wielu uniwersytetach, obecnie wykªada na Washington University w St. Louis. Bang wydaje si¦ by¢ kontynuatork¡ ameryka«skiej szkoªy nowojorskiej. Podobnie jak Franka O'Har¦ czy, mo»e trafniej, Johna Ashbery'ego, inspiruj¡ j¡ sztuki wizualne: malarstwo Willema de Kooninga czy Maxa Ernsta, a tak»e lmy Davida Lyncha czy programy telewizyjne. Jej teksty maj¡ cz¦sto kompozycj¦ podobn¡ do kola»u, a ich narracja zbudowana jest z j¦zykowych skrawków, mistrzowsko nanizanych na ni¢ konceptu i aliteracji. Jak powiada sama poetka, ª¡cz¡ one pozornie niezwi¡zane ze sob¡ zdarzenia i uciekaj¡ w ironiczny dystans, zamiast bezpo±rednio wyra»a¢ uczucia. My±l¦, »e Freud mógªby wiele powiedzie¢ o takim artystycznym wyborze. Dystans ten jest ostatecznie sposobem obrony sztuki przed zakusami ideologii czy te» szerzej - tªamsz¡cego obucha sensu, który podporz¡dkowuje nasz¡ percepcj¦ totalizuj¡cym schematom. Mary Jo Bang odwiedzi Polsk¦ w maju 2007 na zaproszenie Centrum Kultury Zamek w Poznaniu oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
EUROPA 153: Paryski spleen (10.03.2007)
I Obcy
- Kogo kochasz najmocniej, powiedz mi tajemniczy czªowieku, ojca, matk¦, siostr¦, a mo»e brata? - Nie mam ojca ani matki, ani siostry, ani brata. - A przyjacióª? - Jak dotychczas nie poznaªem, co to sªowo znaczy. - A ojczyzna? - Nie wiem nawet, gdzie jest na mapie. - Pi¦kno? - Pokochaªbym je, gdyby byªo absolutne i nie±miertelne. - Pieni¡dze? - Nienawidz¦ pieni¦dzy tak, jak wy Boga. - Có» wi¦c kochasz strasznie obcy czªowieku? - Kocham chmury... chmury, które pªyn¡ o tam wysoko... cudowne chmury!
XXXIII Odurzajcie si¦
Trzeba by¢ zawsze odurzonym. To wszystko i jedyne co najwa»niejsze. Trzeba bez przerwy odurza¢ si¦, aby nie czu¢ straszliwego brzemienia Czasu, który ªamie barki i powala do ziemi. Ale czym? Winem, poezj¡ albo cnot¡, czymkolwiek chcecie. Ale odurzajcie si¦. I je»eli czasami, kiedy b¦dziecie na schodach paªacu, na zielonej trawie parowu, w ponurej samotni pokoju, obudzicie si¦, a odurzenie osªabnie albo zniknie, zapytajcie si¦ wiatru, zapytajcie si¦ fali, gwiazdy, ptaka, zegara, tego co ucieka, tego co j¦czy lub p¦dzi, która godzina jest, a wiatr, fala, gwiazda, ptak, zegar odpowiedz¡ wam: Wybiªa godzina pija«stwa. Odurzajcie si¦, aby nie by¢ niewolnikami zam¦czonymi przez Czas, odurzajcie si¦ nieustannie! Czymkolwiek chcecie, winem, poezj¡ albo cnot¡.
XLVIII Gdziekolwiek byleby poza tym ±wiatem
To »ycie jest jak szpital, gdzie ka»dy op¦tany jest pragnieniem zamiany ªó»ka. Ten wolaªby cierpie¢ przy piecu, a tamten wierzy, »e
Charles Baudelaire
wyzdrowieje przy oknie. Zawsze wydaje mi si¦, »e b¦dzie mi lepiej tam, gdzie mnie nie ma i problem tej przeprowadzki jest jedyn¡ spraw¡, o której rozmawiam z moj¡ dusz¡. Powiedz mi, moja biedna i zzi¦bni¦ta duszo, co my±lisz o zamieszkaniu w Lizbonie? Tam musi by¢ ciepªo. Jak jaszczurka by± si¦ zregenerowaªa. To miasto stoi nad wod¡. Powiadaj¡, »e caªe jest z marmuru, a jego mieszka«cy tak nienawidz¡ zieleni, »e wycinaj¡ nawet drzewa. Oto twój krajobraz. Krajobraz utworzony ze ±wiatªa, mineraªu i wody, który sprzyjaªby twoim rozmy±laniom. Dusza nie odpowiada. Ale skoro lubisz tak bardzo odpoczywa¢ na otwartej przestrzeni, mo»e wolaªaby± zamieszka¢ w Holandii, na tej ziemi obiecanej? Mo»e by± odpocz¦ªa w tej okolicy, której widoki tak cz¦sto podziwiaªa± w muzeach? Co my±lisz o Rotterdamie, przecie» lubisz lasy masztów oraz statki zacumowane u stóp domów? Ale dusza nadal milczy. Mo»e Batawia byªaby lepsza? Znajdziemy w niej istot¦ Europy wymieszan¡ z tropikalnym pi¦knem. Ani sªowa. Czy»by moja dusza umarªa? Czy»by± dotarªa do takiego ot¦pienia, »e znalazªa± upodobanie w swojej chorobie? Je»eli to prawda, to ucieknijmy do krajów podobnych do mierci. Duszyczko, ja na tym si¦ znam! Spakujmy si¦ i jed¹my na Torneo. Albo jeszcze dalej, na sam kraniec Baªtyku, albo nawet poza samo »ycie - zatrzymajmy si¦ na biegunie. Tam sªo«ce jedynie uko±nie dotyka ziemi, barwy gasz¡ szare nast¦pstwa dnia i nocy, monotonia ro±nie, a przecie» to poªowa nico±ci. Tam b¦dziemy mogli k¡pa¢ si¦ w mrokach, a zorze polarne, aby nas rozrusza¢, od czasu do czasu wysyªa¢ nam b¦d¡ ró»owe strzaªy, jak ognie sztuczne puszczane z samego Piekªa. Wreszcie dusza wybucha i rozs¡dnie woªa: Niewa»ne gdzie, niewa»ne dok¡d! Byleby poza tym ±wiatem!.
(1821-1867) Poeta francuski uwa»any za najwi¦kszego, obok Arthura Rimbauda i Stéphane'a Mallarmégo, nowatora sztuki poetyckiej w epoce dramatycznie rodz¡cej si¦ i przeksztaªcaj¡cej kapitalistycznej nowoczesno±ci w Europie. Autor sªynnych Kwiatów zªa (1857) oskar»onych o obraz¦ moralno±ci (dopiero w 1911 roku ukazuje si¦ ponownie peªne wydanie utworów). Paryski spleen pojawiª si¦ po raz pierwszy drukiem w czasopi±mie La Presse w 1862 roku, caªo±¢ ju» po ±mierci autora w 1869 roku. Powiada si¦, »e Les Fleurs du Mal, z racji poª¡czenia nieskazitelnej, klasycznej formy z romantycznymi, hybrydycznymi tre±ciami, otworzyªy drog¦ poezji nowoczesnej, a Les petits Poe`mes en prose. Le Spleen de Paris rozpocz¦ªy poezj¦ nowoczesn¡, przedstawiaj¡c w sposób bardziej emocjonalny i realistyczny skomplikowany charakter paryskiego, neurastenicznego przechodnia-±wiatowidza: le âneur parisien.
EUROPA 154: Marzeniem byªa Polska (17.03.2007)
Generaª Sikorski
Generaª Sikorski - jasno widnieje na karcie Nie podr¦cznika historii, ani teatralnej sztuki Lecz w katalogu ro±lin, pod rycin¡ Clematis, powojnika, rudego i pos¦pnego jak ów dzie«. On nie uton¡ª w±ród wzburzonych fal Ani padª w kawaleryjskiej szar»y. Zgin¡ª Kiedy samolot wpadª w mroczn¡ to« morza Dawniejszego ni» spisek, niewykryty przez przypªywy wód. Jego marzeniem byªa Polska, rozlegªa i wolna. Jak¡ nie jest dzi±. Clematis za± sªyn¡ce z ªakomstwa Wypijaj¡ wod¦ haustami jak ko« Który j¡ chªepcze z kaªu»y wraz ze l±ni¡cymi glistami. Mój kwiat jest purpurowy, prawie jak królewski Dopóki nie zniknie za czerwon¡ krat¡. Gdzie s¡ korzenie? Pogr¡»yªy si¦ same Pod przyjazn¡ muraw¡, umarªe (Cho¢ to tylko ko±ci). Brunatne i mocne Pr¡ obrosªe ziemi¡. Ale niewidoczne Bez ±ladu w pot¦»nej przestrzeni Jak tropy starców na ±cie»ce zasypane ±niegiem. Ich ludzie, milcz¡cy w tramwajach My±l¡ mo»e, mniej z l¦kiem ni» z rozpacz¡, O tym czªowieku pomniejszonym do samego nazwiska, O tym krwawym kwiecie, który roz±wietla sfery. Czego» pragn¦li, ci ludzie wojen? Nie chcieli trybunaªów ani przebaczenia Im nie chodziªo o nasz¡ win¦ czy ªzy, Pragn¦li deszczu. Co siecze nasze ogrody.
piewam dla siebie
piewam dla siebie, mówi Carmen, u±miechem Kwituj¡c kªamliwe wykr¦ty. Jest uwi¦ziona. oªnierz przy drzwiach, spieszna uliczka. api¡c z trudem oddech
Alison Brackenbury ur. 1953
±piewa dla niego. Ogarnia j¡ zapaª. On my±li (jest w bª¦dzie) e znów t¦ podniosª¡ pie±« sªysze¢ b¦dzie. Linda umarªa. Dziecko s¡siadki. Wci¡» dzwoni¡ s¡siedzi. Wstrz¡s, mówi¡ Ona odmawia jedzenia. Wydaje si¦ ptakiem O drobnych kosteczkach, z min¡ »óªtodzioba Ogarnia mnie smutek. Nie daj¦ go pozna¢ po sobie. Czy ptak mr¡cy z gªodu zapomni o grobie? Mo»e po obudzeniu, mi¦dzy Wstaniem a lustrem, drog¡ a dniówk¡ Próbujesz dobra¢ ton. Traasz na rozgaª¦zienie Melodii jak gªogu krzew, jeszcze zielony Kurz biaªy jak ±nieg osiada na wszystkim Uciekaj, z pokoju, z holu pustk¡ zawiewa Mijasz ciemne wisz¡ce kotary. piewasz.
Twój ojciec
My±laªam, »e on umiera, starzec Który prze»yª wojny, widziaª zrujnowane ulice I rosn¡ce szklane wie»owce, i tych co si¦ ostali, bogaczy, Podlewaªam swój ogród w majowym upale. Sªo«ce zawsze ±wieci mocniej przed walk¡. W domu przypi¦ªam krzy» do czego±, co Jak my±laªam, mog¦ utraci¢ w jakiej± przyszªo±ci jaªowej Bo teraz byªam zbyt napi¦ta maj¡c zaj¦¢ mrowie. Nie umarª, co prawda, ni kartki jeszcze nie spaliª Ze swych dokumentów, lecz telefonowaª gªo±no i gniewnie. Szalaª, by go wypu±ci¢. Nigdy go nie widziaªam, lecz ujrzaªam Spienion¡ wod¦ z drenu pulsuj¡c¡ w blaskach Przy przerosªych sino-zielonych pn¡czach kapryfolium Tworzyªa kr¦gi, krople coraz g¦±ciejsze spadaªy Jak z fajerwerków rozprysªych: w ka»dym rozjarzonym sztonie wist wiatru si¦ spaja z krzykiem w telefonie.
Wybitna poetka brytyjska ±redniego pokolenia. Autorka wielu tomów poetyckich, laureatka kilku nagród literackich. Urodziªa si¦ w Gainsborough (Lincolnshire), studia anglistyczne uko«czyªa w Oksfordzie. yje niejako na peryferiach literackiego ±wiata Wielkiej Brytanii (ostatnio pracuje w rodzinnej rmie metalurgicznej). Nale»y wspomnie¢ o szczególnej wªa±ciwo±ci jej poetyckiego tworzywa, w którym przedmiot emocjonalnej wra»liwo±ci ª¡czy si¦ w jak¡± ontologiczn¡ jedno±¢ ze ±wiatem przyrody. Ten ostatni nie ma cech arkadyjskich ani tym bardziej nie sªu»y prostej ornamentacji. Dla czytelnika polskiego pozytywnym zaskoczeniem jest pi¦kny wiersz o generale Wªadysªawie Sikorskim, napisany i opublikowany w czasie stanu wojennego. Wczucie si¦ w jego marzenia o Polsce rozlegªej i wolnej u poetki brytyjskiej, urodzonej równo 10 lat po tragicznej ±mierci generaªa, jest spraw¡ tyle» niezwykª¡, co wzruszaj¡c¡. Leszek Elektorowicz
EUROPA 155: Próbowaª obj¡¢ ksi¦»yc (24.03.2007)
List »ony kupca rzecznego
Gdy miaªam jeszcze grzywk¦ prosto obci¦t¡ nad czoªem Bawiªam si¦ przy bramie zrywaj¡c kwiaty. Przechodziªe± na bambusowych szczudªach udaj¡c konia, obszedªe± moje domostwo, bawi¡c si¦ niebieskimi ±liwkami. I »yli±my dalej w wiosce Chokam: dwoje zwykªych ludzi bez niech¦ci i podejrze«. twój kr¦gosªup, twoje z¦by, twoj¡ skór¦. Czternastoletnia, zostaªam twoj¡ »on¡ Panie. Nigdy nie ±miaªam si¦, zawsze zawstydzona. Pochylaj¡c gªow¦ patrzyªam w ±cian¦. Woªana, po tysi¡ckro¢, przychodziªam natychmiast. Pi¦tnastoletnia przestaªam si¦ d¡sa¢, pragn¦ªam, aby mój proch zmieszaª si¦ z twoim Na zawsze, na zawsze i na zawsze. Czemu miaªabym si¦ niepokoi¢. Gdy miaªam szesna±cie lat odjechaªe±. Popªyn¡ªe± a» do Ku-to-en, rzek¡ peªn¡ wirów I nie ma Ciebie od pi¦ciu miesi¦cy Maªpy nade mn¡ haªasuj¡ »aªo±nie. Odchodziªe± powoli, ogl¡daj¡c si¦. Przy bramie ro±nie teraz mech, nowy mech, Zbyt g¦sty aby go wytrzebi¢!
Ezra Pound (1885-1972)
Li±cie wcze±nie opadaj¡ tej jesieni na wietrze. Motyle s¡ »óªte ju» w sierpniu, Kr¡»¡c parami nat traw¡ w zachodnim ogrodzie Rani¡ mnie. Starzej¡ si¦. Je±li wracasz przez cie±nin¦ Kiang, Uprzed¹ mnie, A wyjde ci na spotkanie, A» do Cho-fu-Sa Rihaku (Li-Po)
Epitaa
Fu I Fu I kochaª wysokie chmury i pagórki, Niestety, zmarª z pija«stwa. Li Po I Li Po równie» umarª pijany. Próbowaª obj¡¢ ksi¦»yc W óªtej Rzece.
U Paganiniego, 8 listopada
Nagle odkry¢ w oczach bardzo pi¦knej Normandzkiej kokoty Bardzo m¡dre oczy asystenta British Museum. przeª. Krzysztof Boczkowski
Szukaj¡c zawsze nowych ¹ródeª mog¡cych rozwija¢ nowoczesn¡ poecj¦, si¦gaª Pound do wªoskiej i prowansalskiej twórczo±ci wieków ±rednich oraz Odrodzenia. Jak równie» do poezji chi«skiej i japo«skiej. Przykªadem wpªywu poezji chi«skiej mo»e by¢ wiersz List »ony kupca rzecznego, napisany na podstawie notatek ameryka«skiego sinologa Ernesta Fenollosa. jest to tªumaczenie pierwszego z dwóch wierszy Li Po, których tytuª brzmi Dwa listy z Chang-Kan (przedmie±cie Nankinu nazwane Cho-Kan). Z kolei poezja japo«ska miaªa równie» poprzez haiku wpªyw na krótkie wiersze Pounda.
EUROPA 156: wiatªo z wczoraj i jutra (31.03.2007)
Noc miªo±ci bezsennej
Noc nad dwoma w peªni¦ rozlana, ja zapªakaªem a ty si¦ ±miaªe±. Twa pogarda - bogiem, w mych »alach widziaªe± chwile i goª¦bie w kajdanach. Noc pod dwoma. Szkªo zatroskane, w gª¦bokich dalach ty pªakaªe±. W mym bólu agonie widziaªe± o twe serce z piasku zn¦kane. Jutrzenka zª¡czyªa nas na ªo»u, usta zªo»one na wytrysku zamarzni¦tym krwi co rozlewa niesko«czone morze. I weszªo sªo«ce przez balkon zamkni¦ty i koralowiec »ycia sw¡ gaª¡¹ otworzyª nad mym sercem w caªun owini¦tym.
Teoremat w krajobrazie
Drzewo czerwonego wiatru na pokonanym morzu. A, B, C i D przybite do koralowca i gipsu. Szale«stwo, które uderza w wyczekuj¡c¡ rt¦¢, spokojna chmura w szklanej rurce do nieba. Chmura rzuca cie« krokodyla. A prima pojawia si¦ podwójnie w ciemnej wodzie. Serce dziecka, które lancet przekªuwaª przeczy urokowi bez pulsu ksi¦»yca. A, B, C i D mocuj¡ i pokonuj¡ ruchomy drakkar z czoªami, zawieszonego pªywaka.
Piosenka o maªej ±mierci ¡ka ±miertelna z ksi¦»yców i krwi pod ziemi¡.
Federico Garcia Lorca (1898 - 1936)
¡ka starej krwi. wiatªo z wczoraj i jutra. Niebo ±miertelne z traw. wiatªo i noc z piachu. Spotkaªem si¦ ze mierci¡. ¡ka ±miertelna z ziemi. Taka maªa ±mier¢. Pies na dachu. Samotna dªo« moja lewa przemierzaªa góry bez ko«ca zasuszonych kwiatów. Katedra z popioªów. wiatªo i noc z piachu. Taka maªa ±mier¢. Taka ±mier¢ i ja czªowiek. Czªowiek samotny i ona taka maªa ±mier¢. ¡ka ±miertelna z ksi¦»yców. nieg wzdycha i dr»y z tyªu za bram¡. Czªowiek, no i co? Powy»sze. Czªowiek samotny i ona. ¡ka, miªo±¢, ±wiatªo i piach. *** Wszystko: od cienia radiograi po sªaby ±lad uduszonych dªoni, od starego sªonia ze ±luzem dwóch wieków po dziecko, które rozbijaj¡ na kawaªki i ró»e.
Wybrane tu utwory Federica Garcii Lorki, którego dwa wczesne wiersze zamieszczono w Europie nr 98 z 2006 r., nale»¡ do ineditów. Sonet Noc miªo±ci bezsennej przynale»y do cyklu Sonetów miªo±ci ciemnej i pierwszy raz ukazaª si¦ drukiem w 1984 roku, w nowych edycjach krytycznych zamyka caªy cykl. Piosenka o maªej ±mierci ukazaªa si¦ w argenty«skim pi±mie La Nación w 1933 roku i pod tytuªem Spotkanie przedrukowywano j¡ w antologiach, przynale»y do cyklu Tierra y luna niedrukowanego w osobnym tomie. Teoremat... datowany jest na 1928 rok (cykl Ody), nie wszedª do »adnego tomu. Wszystko:... pochodzi z lat 20. Lorca miaª w Polsce szcz¦±cie do przekªadów, gdy chodzi o ilo±¢, mniejsze gdy o jako±¢; ze wzgl¦du na do±¢ ±wie»¡ publikacj¦ tych wierszy w oryginaªach mo»na mówi¢ o ich premierze w Polsce.
EUROPA 157: Na trzeci dzie« wstan¦ (07.04.2007)
Ogród Getsemane
Po±wiata gwiazd dalekich oprószyªa Zimnym poblaskiem drogi tej zakole. Droga w kr¡g Góry Oliwnej si¦ wiªa, U jej podnó»a Cedron pªyn¡ª w dole. ¡czka ko«czyªa si¦ raptem w poªowie. Szlak Drogi Mlecznej zaczynaª si¦ za ni¡. Siwe srebrzyste drzewa oliwkowe Chciaªy w powietrzu i±¢ ponad otchªani¡. Na ko«cu byª czyj± ogród, grunt nadzielny. Uczniów za grodzi¡ zostawiª kamienn¡ Rzekªszy im: Dusza smuci si¦ ±miertelnie, Zosta«cie tutaj i czuwajcie ze Mn¡. Wyrzekª si¦ bez sprzeciwu, bez wahania, Jak rzeczy, u»yczonych mu jedynie, Wszechmocy swojej i cudów sprawiania, I byª, jak my, ±miertelny, w tej godzinie. Przestworza nocy naraz mu si¦ zdaªy Skrajem nico±ci i unicestwienia. Bezmiar wszech±wiata byª niezamieszkaªy, I tylko ogród byª miejscem schronienia. I, w te czelu±cie czarne zapatrzony, Tak puste, bez pocz¡tku i bez ko«ca, By kielich ±mierci zostaª oddalony, Oblany krwawym potem bªagaª Ojca. Modlitw¡ ukoiwszy trwog¦ ±mierci Wyszedª za ogrodzenie. Tam na ziemi Uczniowie, snem gª¦bokim ogarni¦ci, W przydro»nej trawie le»eli skuleni.
Borys Pasternak (1890 - 1960)
Obudziª ich: Was wybraª Pan Wszechrzeczy y¢ w Moje dni, wy - legli±cie jak kªoda. Oto ju» nadszedª czas i Syn Czªowieczy W r¦ce grzeszników teraz Siebie odda. Ledwo to rzekª, nie wiedzie¢ sk¡d w ogrodzie Wyrosªa zgraja sªug, wªócz¦gów tªumek, Pochodnie, miecze i Judasz na przodzie Na ustach niósª zdradziecki pocaªunek. Piotr, dawszy odpór czeredzie bandziorów, Ucho jednemu spo±ród nich odsiecze, Lecz sªyszy: Broni¡ nie rozs¡dzaj sporów, Wªó» tedy miecz swój na miejsce, czªowiecze. Czyli» legionów skrzydlatego wojska Ojciec w tej chwili nie wysªaªby do Mnie? I, nie dotkn¡wszy na Mnie nawet wªoska, Wrogowie pierzchliby wraz bezprzytomnie. Lecz ksi¦ga »ycia dotarªa na stron¦ Dro»sz¡ nad wszystkie ±wi¦to±ci uznane. Proroctwa musz¡ zosta¢ wypeªnione, Niechaj si¦ tedy wypeªniaj¡. Amen. Bieg wieków jest podobny przypowie±ci I mo»e ogniem zaj¡¢ si¦ napr¦dce. Dla doniosªo±ci jej straszliwej tre±ci Do grobu zst¡pi¦ w dobrowolnej m¦ce. Do grobu zst¡pi¦, na trzeci dzie« wstan¦, I, niczym tratwy spªawiane w dóª rzeki, Do Mnie na s¡d, jak barki karawany, Popªyn¡ z mroku dziejów wszystkie wieki. 1949
Znakomity poeta i prozaik. W mªodo±ci zwi¡zany z jednym z odªamów rosyjskiego futuryzmu. Pocz¡wszy od lat 30. staª si¦ or¦downikiem niewiarygodnej prostoty danej jedynie wybitnym twórcom. Nie poddawszy si¦ dyktatowi socrealizmu, utrzymywaª si¦ z przekªadów, tªumacz¡c dramaty Szekspira, Fausta Goethego, a z literatury polskiej utwory Sªowackiego i Le±miana. wiatowy rozgªos zyskaª dzi¦ki powie±ci Doktor ywago, któr¡ uwa»aª za swoje najwy»sze osi¡gni¦cie. Po nieudanych próbach wydania jej w Zwi¡zku Radzieckim powie±¢ ukazaªa si¦ po raz pierwszy w 1957 roku w tªumaczeniu na j¦zyk wªoski. Wkrótce nast¡piªy emigracyjne wydania rosyjskie i przekªady na wiele j¦zyków, a w efekcie sªawa i Nagroda Nobla za rok 1958. W ZSRR spowodowaªa ona histeryczn¡ nagonk¦ na poet¦, w wyniku której Pasternak nagrody nie przyj¡ª. Podupadªszy na zdrowiu, zmarª 30 maja 1960 roku. Ogród Getsemane jest jednym z wierszy Jurija ywago, gªównego bohatera powie±ci. Utwór przywoªuje skojarzenia z wierszami bliblijnymi Rilkego, którego Pasternak znaª, niezwykle ceniª i przekªadaª na rosyjski. Mo»na te» dopatrzy¢ si¦ tu polemiki ze sªynnym poematem Bªoka Dwunastu, w którego zako«czeniu pojawia si¦ Chrystus na czele rewolucyjnego oddziaªu czerwonoarmistów. Jezus z wiersza Pasternaka zna skutki rewolucji, Guªagu, ale i drugiej wojny ±wiatowej. Decyduje si¦ na m¦cze«sk¡ ±mier¢, »eby ocali¢ ±wiat mog¡cy zaj¡¢ si¦ w swoim biegu ogniem. Ogniem apokalipsy.
EUROPA 158: Wszystko jest na zewn¡trz (14.04.2007)
Tubylcy
Estetyka wybrze»a
Wizyta
Medytacja
W opuszczonym domu szare wróble przekomarzaj¡ si¦ z br¡zowymi myszami. Dziwna obecno±¢ w pustym pokoju to deszcz.
Nadej±cie
Las w lutym: trzask zmro»onych li±ci pod butami.
Morze Japo«skie Zej±cie z gór pusty umysª huk fal.
Kolacja
Co to jest? Co to jest? Ksi¦»yc odbija si¦ w zupie.
Kenneth White
Czarny biaªo-czarny czarno-biaªo-czerwony szybki lot ostrygojadów nad oªowianym morzem. wi¡tynia w górach: szuranie miotªy szuranie miotªy.
Lato
Noc w czerwcu: na skraju mokradªa zew kulika.
nieg o poranku w Montrealu Niektóre wiersze nie maj¡ tytuªów ten za± tytuª nie ma wiersza wszystko jest na zewn¡trz.
W górach Tajwanu
Tutaj nie ma ju» Wschodu ani Zachodu biaªa czapla roztapia si¦ w mgle.
ur. 1936 Kenneth White urodzony w Glasgow, szkocki kosmopoeta, od lat mieszka we francuskiej Bretanii w pobli»u miasta Lannion. Jest emerytowanym profesorem paryskiej Sorbony (doktorat o nomadyzmie intelektualnym w 1979 roku), a przede wszystkim oryginalnym lozofem, poet¡, podró»nikiem (nomad¡-±wiatologiem) pisz¡cym w j¦zykach angielskim i francuskim. Zajmuje si¦ lozocznym badaniem i poetyck¡ eksploracj¡ kulturowego i naturalnego dziedzictwa krain le»¡cych nad Atlantykiem (w tym o rodowodach celtyckich: od geologii i kosmograi po medytacj¦ w ruchu). Fascynuje si¦ ponadto Dalekim Wschodem. W poszukiwaniu wªasnej drogi poznania Rzeczywisto±ci, w drodze i nieustaj¡cej przemianie, posiªkuje si¦ lozo¡ Heideggera, Nietzschego, sceptyków greckich, mistrzów zen, lozofów celtyckich, jak np. Szkot Eriugena. Stale szuka formy bardziej pojemnej i otwartej na zewn¦trzny ±wiat (medidationes de prima poesia). W Polsce opublikowano wybór jego rozwa»a« i wierszy Atlantica w tªumaczeniu Kazimierza Brakonieckiego.
EUROPA 159: Nie kocha¢ jest po prostu niemo»liwe (21.04.2007) *** Sam w pokoju: wª¡czam muzyk¦ i ta«cz¦ wspaniale, my±l¡c o zmarªych najbli»szych. Nie rozumiem, dlaczego uchodz¦ za kiepskiego tancerza. *** Pó¹nym wieczorem w delikatesach zobaczyªem ich wszystkich naraz i pojedynczo. Okrutne ±wiatªo elektryczne omijaªo mi¦±nie, wodniste oczy, twarze zdrowo napracowanych zabójców. Obok, koªysz¡c si¦, jak wodorosty, staªy na chudych nogach ich na wpóª senne dzieci; ich brzydkie »ony w maskach z pudru i szminki biªy ekspedientki. Kiedy który± z nich przekraczaª granic¦ ±wiatªa moje serce si¦ ±ciskaªo i wyrywaªo w ciemno±¢, i rozumiaªem, »e nie kocha¢ ich jest po prostu niemo»liwe. *** Lubi¦ twoje s - to w tobie po±wistuje wietrzyk. Lubi¦, jak przez szyby trolejbusu posyªasz mi swobodnie i spr¦»y±cie, niczym mistrzyni ±wiata w tenisie stoªowym, r¦k¡ caªusa. Lubi¦, jak mój przyjaciel, lingwista o twarzy rabbiego,
Igor Pomierancew ur. 1948
na moich oczach zamienia si¦ w twojego narzeczonego... *** Z takimi losami w tej niemieckiej gªuszy poranni alkoholicy, znajomi z kawiarni Aelita. Jak»e podobni. Jak»e podobni do poetów. Ta sama »arliwo±¢ i kokieteria, podrygi swobody, artyzm i niedogolenie. Siedz¡ na skrzynkach w pobli»u boisk o presti»u dzielnicowym. Gdyby byª kobiet¡, to tylko kogo± takiego. Gdyby »yª, to tylko tak. *** Oto komu w dzieci«stwie wspóªczuª: tym, co nie do»yli do rewolucji. Jack London (1916 r.) Teraz ucieszyª si¦ z powodu Chodasiewicza* (1939 r.) Kretyn. Co za poza: byª m¡drzejszym od »ycia. Czy»by kto± tak»e o mnie? * Wªadysªaw Chodasiewicz, wybitny poeta rosyjski polskiego pochodzenia. Emigrowaª w 1922, zmarª w Pary»u. *** Teraz sam b¦dzie musiaª chodzi¢ na targ, przeciera¢ okulary, wª¡cza¢ telewizor, drapa¢ si¦ w pi¦t¦. Jakie to jednak ±wi«stwo: znie±¢ niewolnictwo!
Wieczny emigrant. Urodziª si¦ w Saratowie na Ukrainie. yª na Zabajkalu i Zakarpaciu. Absolwent wydziaªu lologii roma«skogerma«skiej uniwersytetu w Czerniowcach. W 1978 roku emigrowaª na Zachód. Pracowaª w Radiu BBC, a nast¦pnie w Radiu Swoboda, w którym prowadziª program Ponad barierami. Swoje wiersze i proz¦ publikowaª w wielu pismach rosyjskich i zagranicznych. Jest autorem kilku ksi¡»ek poetyckich i prozatorskich, m.in. Dlaczego wa»ki?, Ci, co trzymali nas za r¦ce, umarli. Obecnie prawdopodobnie mieszka w Pradze. Jego twórczo±¢ poetycka jest zjawiskiem ªatwo rozpoznawalnym. Przede wszystkim nale»y on do w¡skiego grona tych poetów rosyjskich, którzy uprawiaj¡ wiersz wolny. Posªuguje si¦ j¦zykiem potocznym, lubi epatowa¢ paradoksem. Swoista mieszanina sarkazmu i liryzmu przypomina niekiedy poezj¦ innego rosyjskiego emigranta, Wªadysªawa Chodasiewicza. Dla polskiego czytelnika bardziej oczywiste mo»e by¢ jednak skojarzenie z wierszami Andrzeja Bursy, i to zarówno pod wzgl¦dem formy, jak i tre±ci.
EUROPA 160: Klucz do sªodkiej muzyki (28.04.2007)
TO
S¡ jaªowe, ponure tygodnie, gdy natura w swej bezpªodno±ci dorównuje gªupocie ludzi. Rok pogr¡»a si¦ w noc, a serce pogr¡»a si¦ gª¦biej ni» w noc w pustej, wymiecionej wiatrem przestrzeni bez sªo«ca, gwiazd lub ksi¦»yca, lecz ze szczególnym ±wiatªem jak gdyby my±li, która roznieca ciemny ogie« wiruj¡cy wokóª siebie, do czasu gdy w chªodzie zabªy±nie by u±wiadomi¢ czªowiekowi nico±¢, któr¡ zna: nie samotno±¢, nie ducha lecz rzekomo obj¦te rozumem - pustk¦, rozpacz - (One ªkaj¡ i skoml¡) w±ród ªun i zgieªku wojny; domy, gdzie zimno pokoi jest nie do wyobra»enia, ludzie, których kochali±my - odeszli, ªó»ka stoj¡ puste, kanapy wilgotne, krzesªa opuszczone Ukryj to daleko, gdzie± poza umysªem, niech ukorzeni si¦ i ro±nie - niezale»ne od zazdrosnych oczu i uszu - samo dla siebie. Wszyscy przychodz¡ kopa¢ do tej kopalni. Czy jest tam klucz do sªodkiej muzyki? ródªo poezji widz¡c martwy zegar mówi:
William Carlos Williams
Zegar stan¡ª, A jeszcze wczoraj tykaª tak ±licznie i sªyszy plusk wody jeziora które jest teraz kamieniem.
Wiosna i wszystko
Przy drodze do szpitala chorób zaka¹nych pod fal¡ sinych nakrapianych chmur, p¦dz¡cych z póªnocnego wschodu dmie zimny wiatr. Poza pustkowiem rozlegªych, bªotnistych pól brunatnych od uschªych chwastów, stercz¡cych lub upadªych kaªu»e stoj¡cej wody garstka wysokich drzew Wzdªu» caªej drogi czerwonawe, purpurowe, rosochate, stercz¡ce k¦py krzewów i drzewek, z martwymi brunatnymi li±¢mi, pod nimi bezlistny powój Bez »ycia na pozór, ospaªa oszoªomiona zbli»a si¦ wiosna A one wchodz¡ w nowy ±wiat nagie zimne, niepewne niczego z wyj¡tkiem tego, »e wchodz¡. Wszystko wokóª nich jest zimne i dobrze znany wiatr Dzi± trawa, jutro b¦dzie to twarda, k¦dzierzawa na¢ dzikiej marchwi Jedna po drugiej ro±liny nabieraj¡ ksztaªtów, o»ywaj¡: klarowno±¢, kontury li±ci Lecz teraz sztywna powaga wej±cia - Mimo to, gª¦boka zmiana ju» na nie zst¡piªa: ukorzenione zagarniaj¡ ziemi¦ i zaczynaj¡ si¦ budzi¢
(1883-1963) Trudno w kilku zdaniach wprowadzi¢ w twórczo±¢ tego jednego z najwybitniejszych poetów ameryka«skich, który wi¦ksz¡ cz¦±¢ »ycia sp¦dziª w Rutherford w stanie New Jersey, gdzie prowadziª praktyk¦ lekarsk¡ jako pediatra, a jednocze±nie pisaª wiersze, krytyki, proz¦ i dramaty. Jego celem byªa wspaniaªa konkretno±¢ opisu i zwi¦zªo±¢ wynikaj¡ca z niech¦ci do sztuczno±ci, o jak¡ oskar»aª Eliota. Jego twórczo±¢ wywarªa ogromny wpªyw na nast¦pne pokolenia poetów ameryka«skich, chc¡cych tak jak on opisywa¢ prawd¦ i codzienno±¢ »ycia w Ameryce. Poezje W.C. Williamsa ukazaªy si¦ w przekªadzie Leszka Elektorowicza w roku 1972.
EUROPA 161: Koªysaª si¦ w sªo«cu (05.05.2007)
JOHANNES BRAHMS, OPUS 6
Mow¡ uderze« tych mªotków okre±la si¦ czuªo±¢. Ka»da fraza brzmi sw¡ wªasn¡ przyszªo±ci¡ przeciwstawno±¢ rozwi¡za«, dysonans w harmonii nadto za± kunsztowne wprawki rozwa»ny entuzjazm, o»ywcze napi¦cie ze smutkiem przyzwolenia z zachowaniem godno±ci, bez »adnej rozpaczy. Nie ª¡cz narodzin z przeznaczeniem, cho¢ w tym wypadku mógªby± to sªusznie uczyni¢. Kondycja ducha w r¡k ukªadzie. II Albo odegra¢ gestami wielkopa«sko±¢ manier. Wszystko to ujdzie, lekki klekot klawiszy w najwy»szym rejestrze, oci¦»aªe d¹wi¦ki sªuchajmy jak cichn¡, jak Berkeley mówi cz¡steczki s¡ jednostkami energii umysªu: w chwili gdy ¹ródªo naszego napi¦cia schnie i zanika, zawsze nie±miertelnie je±li sprzyja temu nasza wra»liwo±¢, inaczej przewa»y kadencja i naª.
Georey Hill (ur. 1932)
***
I kiedy czekali±my, zdawaªo si¦, »e pocz¡ª i±¢ ku nam znikn¡ª Zostawiª monety za swoje mieszkanie i ±lady czerwonego bªota.
Z HYMNÓW O MERSJI
Podziwiaª biurko - brunatny d¡b inkrustowany hebanem wysmakowane cenne pióra, zªote piecz¦cie i pospolity metal, w którym wyryª swe imi¦. Wªa±nie tu pochylaª si¦ nad skargami ludu skªadaª podpisy i wymierzaª kary; wybaczaª swym nieprzyjacioªom ich ±miertelne j¦ki. Tam tak»e wymieniaª dary z Muz¡ Historii. Jak winien czªowiek pojmowa¢ skruch¦, aby odnie±¢ korzy±¢ na duszy? Powiedz mi Powiedz wszystko mamie, kochanie, i Bóg z tob¡. Koªysaª si¦ w sªo«cu oddaj¡c marzeniom. Próbowaª smaku maªych gruszek, Smarowaª mi¦t¡ wn¦trze dªoni by jego kot j¡ wylizywaª. Pªakaª staraj¡c si¦ w rol¦ ancilla i servus.* *sªu»¡ca i niewolnik (ªac.)
Uwa»any za jednego z najwa»niejszych poetów brytyjskich XX stulecia. Typowy poeta doctus, zwi¡zany przez caªe niemal »ycie z uniwersytetami brytyjskimi i ameryka«skimi. Byª profesorem Uniwersytetu w Leeds, potem przeniósª si¦ do Cambridge, a po paru latach wyjechaª do Stanów, gdzie najdªu»ej - bo do roku 2006 - wykªadaª literatur¦ i religi¦ na Uniwersytecie w Bostonie. Obsypany gradem nagród poetyckich, nie byª jednak szeroko znany - jako poeta trudny i wymagaj¡cy. Hill zacz¡ª publikowa¢ wiersze jeszcze w latach studenckich i odt¡d wydaª kilkana±cie tomów poetyckich i kilka tomów esejów. Jego tworzywem poetyckim jest przede wszystkim historia - dawna i wspóªczesna. Poetyk¦ jego cechuje syntetyczna skªadnia, g¦sto±¢ znaczeniowa, aluzyjno±¢. Najwy»ej cenione zbiory wierszy Hilla to Tenebrae (1978), Canaan (1997) czy The Orchard of Syon (2002). Najwi¦ksz¡ za± popularno±ci¡ cieszy si¦ tom Mercian Hymns (1971), najbardziej zreszt¡ przyst¦pny, si¦gaj¡cy do starej anglosaskiej historii królestwa Mersji i jej króla Oa z VIII wieku po Chr. Z tego tomu wªa±nie pochodz¡ dwa w±ród niniejszych przekªadów. Niezwykle interesuj¡cym eksperymentem poetyckim jest wiersz Johannes Brahms, Opus 6 tªumacz¡cy niejako muzyk¦ na poezj¦, pochodz¡cy z tegorocznego marcowego numeru Poetry.
EUROPA 162: Klucz w szae moich ust (12.05.2007)
Powtórki
* Mój ojcze moja matko ziemniaki z waszego pola s¡ lepsze ni» nostalgia i poezja ruin. * Epitety kolorów id¡ za rzeczownikiem który zmieniaj¡ reektory ustawione za jeszcze wilgotnym rzeczownikiem Wiadomo »e przychodz¡ z daleka: czarny kos czerwona ksi¡»ka popielista zatoka. * Rama roweru w krzakach fragment fajansu usypisko rozkruszonej gleby dró»ka która prowadzi w okolice mrówki po niej id¡ azot i tlen nios¡c mrówki to takie proste. * Niebieskie emaliowane wiadro na obierki okiennica otwarta w bluszczu przewrócony rower z kr¦c¡cym si¦ wci¡» pedaªem w kuchni kran zimnej wody si¦ zmywa.
Paol Keineg
Bª¦kitne niebo: wyja±nienia
* Odcisk rozwartej dªoni na ziemi obok ±ladu ªap psa O wy których fascynuje poezja macie racj¦ »e odwracacie si¦ ode mnie plecami. * W bªocie na ko«cu drogi koniec podró»y: samochody jak s¡ daleko niebo kipi poplamione krwi¡ pranie podnie±my wysoko ten czerwony dzbanek z kaw¡ którego dziobek jest znacz¡cy. * Mur naprzeciwko: lubi¦ kiedy kruszy si¦ i stopniowo ªuszczy wida¢ wtedy na nim nieco wilgotny i sªony granit ka»dego dnia ubywa go troch¦ ±cieram go nawet ªokciem »adne to l±nienie »aden ±wi¦ty kwarc albo mika to mur nic wi¦cej mikrolity pod wi¦dn¡c¡ powªok¡ tak jak mój rozpad który naturalnie objawi si¦ zwªokami.
(ur. 1944) Breto«ski poeta i dramaturg pisz¡cy w j¦zykach francuskim i breto«skim, od trzydziestu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest wykªadowc¡ na Duke University w Póªnocnej Karolinie. Debiutowaª we francuskiej Bretanii w 1967 roku gªo±nym Le poe`me du pays qui a faim (Poemat o gªodnym kraju), którym wpisaª si¦ w batali¦ mªodego pokolenia Breto«czyków o odrodzenie narodowe i kulturowe Bretanii (buntowniczy tom poematu zwróciª uwag¦ Louisa Aragona). W tym czasie Paol Keineg nale»aª ju» do aktywnych dziaªaczy lewicowo-nacjonalistycznej Breto«skiej Unii Demokratycznej (UDB). Walka o wolno±¢ skolonizowanej przez rz¡d francuski Bretanii zbiegªa si¦ w czasie z rewolt¡ pokolenia '68, co doprowadziªo m.in. do niezwykªego o»ywienia tradycji i ruchu breto«sko-celtyckiego. Paol Keineg, okrzykni¦ty breto«skim bardem, po wyje¹dzie do USA (tu zaczynaª jako spawacz, aby w ko«cu zosta¢ profesorem literatury) porzuciª coraz bardziej go kr¦puj¡c¡ narodow¡ tematyk¦ na rzecz poezji bardziej intelektualnej, wr¦cz laboratoryjnej (widoczne fascynacje twórczo±ci¡ Williama C. Williamsa i pó¹niej Paula Celana). Pomimo odej±cia od typowej literatury korzennej, cieszy si¦ nadal niesªabn¡cym uznaniem w ojczy¹nie jako najwybitniejszy poeta breto«ski.
EUROPA 163: Wszyscy o tym marz¡ (19.05.2007)
Lornetka teatralna, spadochron
Wiele godzin przetrz¡saªem graty w naszej piwnicy. Byªo ciemno i wilgotno, Bóg jeden wie, jakie stwory si¦ tam zal¦gªy. I znalazªem dudy, tobogan, koªo ruletki, projektor lmowy, mikser, odkurzacz, kandelabr, zestaw do gry w krokieta, »elazo do pi¦tnowania, chi«sk¡ sukienk¦, sprz¦t dentystyczny, kilka puªapek na homary i bazook¦. Mieszkali±my w tym domu od wielu lat i nigdy nie widziaªem »adnej z tych rzeczy, cho¢ nie powiem, »ebym szczególnie wiele czasu sp¦dzaª w piwnicy. Jednak to byªo upiorne, jakby obok toczyªo si¦ osobne »ycie, bez nas. I by¢ mo»e ciekawsze »ycie, co mnie troch¦ wkurza. I mam nieomylne przeczucie, »e to wierzchoªek góry lodowej.
Drobny deszcz
Partyjka pokera przeci¡gn¦ªa si¦ po blady ±wit. Przegraªem wszystko, co miaªem, a pó¹niej jeszcze wi¦cej. Don zaproponowaª, »e mnie podwiezie do domu, lecz chciaªem si¦ przej±¢. Padaª bardzo
James Tate (ur. 1943)
drobny, ciepªy deszcz. Orze¹wiª mnie i zmyª ze mnie poczucie przegranej. Caªe »ycie sp¦dziªem w tej dzielnicy. Znaªem tu wszystkich. Wszyscy o tym marz¡, ale nikt st¡d nie ucieknie, przeszywaªy mnie spojrzenia, to byª mój szcz¦±liwy dzie«.
By poczu¢ si¦ jak ludzie
Jedno jabªko wyrosªo na naszym drzewku, co byªo pewnego rodzaju cudem, poniewa» tym drzewkiem jest grusza. Dreptali±my wokóª niego, drapi¡c si¦ po gªowach. - Chcesz je zje±¢? spytaªem »on¦. - Pr¦dzej bym umarªa, odparªa. Wrócili±my do domu. Staªem w kuchni przy oknie i si¦ w nie wpatrywaªem. My±laªem o Adamie i Ewie, ale nie wierz¦ w Adama i Ew¦. ona powiedziaªa: - Je±li nie przestaniesz gapi¢ si¦ na to gªupie jabªko, pójd¦ do ogrodu i je zjem. - Wi¦c id¹, odparªem, ale najpierw zrzu¢ ubranie, id¹ naga. Popatrzyªa na mnie, jakby mi odbiªo, a pó¹niej zacz¦ªa si¦ rozbiera¢, wi¦c zrobiªem to samo.
W ostatnich latach ameryka«scy poeci coraz cz¦±ciej si¦gaj¡ po alegoryczn¡ przypowie±¢ jako sposób wypowiedzi. Alegori¡ posªugiwaª si¦ zmarªy niedawno A.R. Ammons. Wci¡» si¦gaj¡ po ni¡ ulubie«cy kampusowej publiczno±ci, jak Billy Collins czy W.S. Merwin, a ostatnio nawet tak rewolucyjni w traktowaniu materii wiersza jak John Ashbery. By¢ mo»e alegoria pozwala na precyzyjniejsze i peªniejsze opisanie relacji podmiotu lirycznego ze ±wiatem. Cho¢ przede wszystkim ªatwiej j¡ przyswoi¢ czytelnikom urobionym narracjami nieustannie produkowanymi przez kultur¦ popularn¡ - od historii zawartych w serialach i sitcomach, po anegdoty z »ycia gwiazd rozpowszechniane przez tabloidy. James Tate w swych tomach poetyckich równie» z upodobaniem si¦ga po alegoryczn¡ przypowie±¢. Tym, co wyró»nia jego gªos z chóru wspóªczesnych alegorystów, jest humor, pod którym ukrywa si¦ zupeªnie powa»ny program przewarto±ciowania poetyckiej dykcji i spoªecznych priorytetów. Alegoria zawsze proponuje pewn¡ perspektyw¦ etyczn¡ i pewien system warto±ci. Tate, pod pªaszczykiem humoru, przekazuje nam warto±ci jawnie sprzeczne z konsumenckim modelem »ycia oferowanym przez media: przegraj w karty wszystko, co posiadasz, zrób w swoim »yciu co± szalonego, odkryj, »e pod nu»¡cym nurtem codzienno±ci jest ukryta inna rzeczywisto±¢, w której wiedziesz ekscytuj¡ce »ycie - nawet je±li jest to »ycie skoczka spadochronowego. James Tate jest jednym z najwybitniejszych »yj¡cych poetów ameryka«skich, laureatem licznych nagród, w tym Nagrody Pulitzera. Ostatnio wydaª tom Zgubiona rzeka.
EUROPA 164: Sªowa s¡ tutaj (26.05.2007)
HISTORIA
Tu jest jaki± czªowiek Tu jest jaki± trup Tu jest jaki± pomnik.
CZAS
Niniejszy wers jest tera¹niejszy. Wers który wªa±nie przeczytaªem ju» jest przeszªy - ju» zostaª z tyªu po lekturze. reszta wiersza jest przyszªy, który istnieje poza wasz¡ percepcj¡. Sªowa s¡ tutaj, czy je czytacie czy nie. I »adna siªa ziemska nie mo»e tego zmodykowa¢.
AKWARIUM
Rym rytm matryce formalne. Patrz¦ na ryby w wodzie. Idee w mózgu musz¡ rusza¢ si¦
Joan Brossa
w podobny sposób. Rym rytm matryce formalne.
WIERSZ
Wej±cie ABCDEFGHI JKLMNOPQR STUVWXYZ Wyj±cie.
JAPOSKA ZUPA
Mieszkanie do wynaj¦cia. Fikcyjni bohaterowie których preferujecie? Jezuchryst i Sherlock Holmes!
ROMANCA
To maªy detal, ale nie stawiajcie panie przed moim nazwiskiem gdy kierujecie do mnie sªowo. Dzi¦ki!
(1919-1998) Katalo«ski poeta, dramaturg i plastyk, przez caªe »ycie zwi¡zany z Barcelon¡. Autor okoªo stu tomików poetyckich, kilkudziesi¦ciu sztuk teatralnych, a tak»e wªasnego wynalazku - wierszy-przedmiotów, wierszy wizualnych oraz instalacji zwanych wierszami mieszkalnymi, owocu przyja¹ni z Joanem Miró. Zawsze wierny zaleceniom awangardy. Si¦gaª po tradycyjne formy poetyckie - sestyn¦, od¦ czy sonet - by je nast¦pnie awangardowo przetworzy¢. Do lat 70. jego twórczo±¢ byªa niedoceniona, od lat 80. jego dzieªa tªumaczy si¦ i wystawia, tak»e poza rodzim¡ Kataloni¡. Po polsku ukazaªy si¦ jego 62 wiersze (tªum. Marcina Kurka, 2006).
EUROPA 165: Centrum istnienia (02.06.2007) 1. Wypu±¢ te sªowa z ust i we¹ je sobie do serca. Je»eli nie ma tam Boga, nie wierz w Niego. Credo quia absurdum doprowadza do wojen i bezprzedmiotowych miªo±ci, i nawet w czasach Tertuliana byªo herezj¡. Widz¦ go jako »óªwia brn¡cego przez niezmierzon¡ pustyni¦ niewiary. Cienie miªo±ci nie s¡ cieniami Boga. To nast¦pna herezja, stworzona przez pierwszego czªowieka z Piltdown w jaskini Platona. Ogie« rzuca cie« albo nie rzuca. Czerwone baloniki, pomara«czowe baloniki, oletowe baloniki, wszystkie razem wrzucone w d»d»yste niebo. Niebo, gdzie czªowiek skamle o czªowieka. I nad niebem ksi¦»yc albo kosmonauta u±miecha si¦ w telewizorze. Miªo±¢ do Boga albo czªowieka przeksztaªcona w dystans. To jest trzecia herezja. Dante byª pierwszym pisarzem science ction. Beatrycze migocze w przestrzeni bez ko«ca. 2. Papie» o krok od ±mierci z powodu czkawki. Albo wi¦ty Piotr zeznaj¡cy policji: Jak Boga kocham, nie znam tego czªowieka, a» kogut zapiaª trzy razy i wypu±cili go. Skaªa, na której wybuduj¦ ko±cióª mój. A jednak stoi tam. Przyjmuj¡c bosko±¢ jak Jezus przyj¡ª czªowiecze«stwo. Niech¦tnie, bez entuzjazmu, ale to najwa»niejsza
Jack Spicer (1925-1965)
sprawa na tym ±wiecie, w co raczej nie wierzymy. Bóg jest widomie nieprawdziwy. Rzeczy rozpostarte nad kosmosem jak lekcje. Ale Jezus umiera i znów powraca z dziurami w r¦kach. Jak pogoda, i da si¦ go, mam nadziej¦, dosi¦gn¡¢, i jest po co si¦ modli¢, i jest Synem Boga. 4. Poruszamy si¦ automatycznie po Boskim Wszech±wiecie, niezdolni si¦ ruszy¢ bez Jego ªaski albo nienawi±ci. Centrum istnienia. Troch¦ jak, bez ªaski, centrum komputerowe. Bez Jego nienawi±ci jaªowy ±wiat. Centrum istnienia - a nie egzystencja robotów. Gdyby chciaª, mógªby zrobi¢ Chrystusa-maszyn¦, wprowadzi¢ go w drugiej osobie, któr¡ jest Ty. Czemu zawracaª gªow¦ czªowiekowi, to tajemnica, nawet Hiob byª ciekaw. Bóg staj¡cy si¦ czªowiekiem staje si¦ przedmiotem bada« antropologów, historyków i obiektem wszystkich tych obrzydliwych zachcianek zwierz¦cia, któremu nagle (zbyt nagle?) dano dusz¦. Kiedy patrz¦ w oczy i dusze tych, których kocham, to (w ciemnym lesie pomi¦dzy ªask¡ a nienawi±ci¡) w¡tpi¦ w Jego m¡dro±¢. Cur Deus Homo, taki byª tytuª ksi¡»ki wi¦tego Anzelma. Bez pytajnika. aska! z cyklu Cztery wiersze Dla Ramparts przeª. Adam Wiedemann
Poeta ameryka«ski. Urodzony w Los Angeles, nieomal caªe »ycie sp¦dziª w San Francisco. Studiowaª j¦zykoznawstwo, w 1957 roku poprowadziª sªynne warsztaty pisarskie zatytuªowane Poezja jako magia. Zmarª z powodu alkoholizmu, na wszystkich zdj¦ciach ma strasznie zapuchni¦te oczy. Od czasu powstania debiutanckiej ksi¡»ki After Lorca (1957) Spicer uwa»aª si¦ za aparat radiowy, transmituj¡cy sygnaªy dochodz¡ce do« z zewn¡trz. Pisarz jedynie zapisuje to, co zostaªo mu podyktowane - twierdziª (podobnie zreszt¡ jak Czesªaw Miªosz pracuj¡cy na macierzystej uczelni Spicera, w Berkeley). Jego pó¹niejsze zbiory wierszy oraz kryminaª The Tower of Babel ukazaªy si¦ ju» po±miertnie.
EUROPA 166: Nie mog¦ wyobrazi¢ sobie twojej twarzy (09.06.2007)
Madonna wieczornych kwiatów
Caªy dzie« pracowaªam i teraz jestem zm¦czona. Woªam: Gdzie jeste±? Lecz tylko d¡b szepce na wietrze. Dom jest cichy, Promienie sªo«ca padaj¡ na twoje ksi¡»ki, Na no»yczki i przed chwil¡ odªo»ony naparstek, Lecz ciebie nie ma. Nagle czuj¦ si¦ samotna: - Gdzie jeste±? Id¦ szuka¢ ciebie Wtedy widz¦ Stoisz pod bladoniebiesk¡, strzelist¡ ostró»k¡, Z bukietem ró» w ramionach; Jeste± chªodna, jak srebro, I u±miechasz si¦. Wydaje si¦, »e dzwony Canterbury wydzwaniaj¡ cich¡ melodi¦. Mówisz »e peonie nale»y spryska¢, e orlik bª¦kitny rozpleniª si¦ niernie,
Amy Lowell (1874-1925)
A grusza japo«ska powinna by¢ przyci¦ta, w ksztaªcie kuli. Mówisz do mnie A ja patrz¦ na ciebie, serce ±wiatªa, biaªy Pªomieniu serca z bªyszcz¡cego srebra, Pªon¡cy pod bª¦kitnymi wie»yczkami ostró»ki, I pragn¦ ukl¦kn¡¢ u twoich stóp Gdy wokóª nas rozbrzmiewa gªo±no, sªodkie Te Deum dzwonów Canterbury.
Wiosna rozmarynów
Nie mog¦ wyobrazi¢ sobie twojej twarzy. Gdy my±l¦ o Tobie, Widz¦ zawsze twoje r¦ce. Twoje r¦ce Szyj¡ce i ceruj¡ce, Trzymaj¡ce ksi¡»k¦, Odpoczywaj¡ce na chwil¦ na parapecie okna. W mych oczach jest zawsze widok twoich r¡k, Lecz w moim sercu trwa stale twój gªos, I ªagodna ±wiatªo±¢ która jest twoj¡ dusz¡.
Urodzona w Brooklynie, w zamo»nej rodzinie zaliczaj¡cej si¦ do ameryka«skiej arystokracji - uczyªa si¦ pocz¡tkowo w domu, a potem w szkoªach prywatnych w Brooklynie i Bostonie, zyskuj¡c sobie opini¦ wyj¡tkowo niesfornej dziewczyny. Po zako«czeniu niezbyt dªugiej formalnej edukacji ksztaªciªa si¦ sama. W roku 1912 poznaªa aktork¦ Ad¦ Dwyer Russell, z któr¡ dzieliªa »ycie a» do ±mierci i o której mówi¡ zamieszczone wiersze. Oprócz poezji wydawaªa zwykle jedn¡ ksi¡»k¦ prozatorsk¡ rocznie, opublikowaªa równie» ±wietn¡ biogra¦ Keatsa. Zarówno jej poezja, jak i proza przyniosªy jej wielkie uznanie krytyków i czytelników.
EUROPA 167: Spokój niosªy burze (16.06.2007) *** 1 Sam wychodz¦ na trakt o wieczorze; W mgle go±ciniec kamienny si¦ mieni; Cicha noc. Boga sªucha przestworze, Gwiazda z gwiazd¡ rozmawia w przestrzeni; 2 Uroczysty i pi¦kny rmament! Ziemia ±pi w lazurowej po±wiacie... Zatem sk¡d we mnie smutek i zam¦t? Czekam na co±? rozpaczam po stracie? 3 Ju» nie czekam od »ycia osªody, Nie »al mi dni mªodo±ci dalekiej; Szukam tylko ciszy i swobody! Chc¦ zapomnie¢ i zamkn¡¢ powieki! 4 Lecz nie zasn¡¢ zimnym snem mogiªy... Takim snem pragn¦ zasn¡¢ na wieki, By drzemaªy w piersi »ycia siªy, eby pier± koªysaª oddech lekki; 5 eby noc¡ i dniem sªodycz lej¡c O miªo±ci tkliwy gªos mi ±piewaª, A nade mn¡, wiecznie zieleniej¡c, Ciemny d¡b konarami powiewaª. 1841
Michaª Lermontow (1814 - 1841)
agiel
Samotny »agiel pochylony Bieleje w mgle bª¦kitnej morza!.. Czemu rodzinne rzuciª strony? Czemu w nieznane mknie przestworza? Wiatr ±wiszcze - w koªo kipi¡ fale I trzeszczy maszt male«kiej ªodzi... On nie za szcz¦±ciem gna zuchwale I nie przed szcz¦±ciem w dal uchodzi! Pod nim ja±niej¡ wód odm¦ty, A zªoty promie« sªo«ca w górze... On burzy wzywa, nieugi¦ty, Jak gdyby spokój niosªy burze. 1832
Z Goethego
Gór skaliste szczyty W mroku noc¡ ±pi¡, Doliny spowite G¦st¡ ±wie»¡ mgª¡. Droga si¦ nie pyli, Las w bezruchu tkwi... Poczekaj, za chwil¦ Odpoczniesz i ty. 1840
Krótkie, bo niespeªna 27-letnie »ycie Lermontowa byªo niezwykle twórcze literacko. Jest autorem 400 wierszy lirycznych, kilkunastu poematów, kilku sztuk teatralnych oraz powie±ci Bohater naszych czasów. Zapocz¡tkowaªa ona powie±¢ psychologiczn¡ i wywarªa znaczny wpªyw na proz¦ rosyjsk¡. Z poematów najwi¦kszym uznaniem cieszy si¦ Demon, opowiadaj¡cy histori¦ miªo±ci tytuªowego bohatera do nieziemsko pi¦knej gruzi«skiej mniszki Tamary. Prezentowane tu liryki to perªy poezji rosyjskiej. Na szczególn¡ uwag¦ zasªuguje napisany w roku ±mierci wiersz Sam wychodz¦ na trakt o wieczorze..., ka»¡cy w¡tpi¢ w przypadkowo±¢ ±miertelnego pojedynku poety. Wedle przekazu, jego zgon zostaª skwitowany sªowami:. Psu - pieska ±mier¢.
EUROPA 168: W±ród póªsennych marze« (23.06.2007)
Kanada - historia choroby
Oto kraj licealistów tkwi¡cy wci¡» bez zmiany w wieku mªodocianym gªo±ne ±miechy piej¡ce, spontaniczne, nagªe, niezgrabne zachowanie, policzki rumiane. To chªopiec wysportowany cudownie, i zdrowy zycznie jak ryba; prowadz¡ go jeszcze na msz¦ co niedziela on my±li nieczyste starannie ukrywa. Nie lubi ksi¡»ek, chyba o nied¹wiedziach, zbiera nowe monety, lataj¡ce montuje modele i zawsze wychodzi naprzeciw wyzwaniu. Wujek, oczywi±cie, sªodyczami go psuje, ale te» napomina, by gªosu nie podnosiª przy stole. Podobny z wygl¡du do swej matki Francuzki nie tak mo»e dowcipny, lecz nie bardziej staªy. Naprawd¦ jednak ojca przypomina, chocia», gdy mu to mówisz, krzywi si¦ niech¦tnie. Pragnie by¢ inny ni» wszyscy o wielkim sukcesie marzy sobie m¦tnie. Rodzice bez ±lubu, »yj¡ za granic¡ maj¡tek mu krewni gotowi s¡ zw¦dzi¢, schizofrenii w przypadku tym nie da si¦ wykluczy¢, czy dojrzeje, nim jeszcze za stary nie b¦dzie?
Nied¹wied¹ na drodze do Delhi
Nierealny wielki jak z mitycznej ba±ni nied¹wied¹ himalajski na drodze w powietrzu wymachuje jasnym swymi zgi¦tymi ªapami Obok dwaj m¦»czy¹ni póªnadzy w kr¡g skacz¡ niby rój owadzi
Earle Birney
Jeden ci¡gnie go za pier±cie« metalowy wkªuty w mi¦kkie wielkie nozdrza za± partner jego wywija wywija przed spªoszonymi oczami kijem Nie przyprowadzili go tu z bajecznych gór na t¦ ªys¡ obc¡ równin¦ w ten ±wiat haªa±liwy po to by go zabi¢ lecz »eby go ta«ca nauczy¢ Pokojowe maj¡ wi¦c obaj zamiary ci skromni ludzie z Kaszmiru wszak nied¹wied¹ póki »ywy utrzymanie im daje Na drodze daleko od Delhi ta«cz¡ w kr¡g dziwacznie dlatego aby odwróci¢ odwróci¢ od cielska kudªatego póªsenne pragnienie by pozosta¢ na zawsze kªusuj¡cym w jagodach misiem czworonogim Ju» dla nich nie zabawne harce w upale i kurzu poza zasi¦giem jego proszalnych pazurów ostrych dla ªapania mrówek w cieniu himalajskich cedrów Nieªatwo uwolni¢ mit od rzeczywisto±ci by zwierza d¦ba postawi¢ i z nogi na nog¦ kiwa¢ si¦ razem z nimi w ta«cu w±ród póªsennych marze«
(1904 - 1991) Jeden z najwa»niejszych poetów kanadyjskich XX wieku. Nie sposób przypisa¢ go jakiemu± nurtowi: nieustannie eksperymentowaª, co rusz zmieniaj¡c styl swej poezji. Jego twórczo±¢ doskonale obrazuje losy wspóªczesnej literatury kanadyjskiej - rozpaczliwe poszukiwanie odr¦bnego idiomu dla historii i scenerii swego kraju, w obliczu dominacji przez kultur¦ ameryka«sk¡, tu» za miedz¡ (patrz wiersz Kanada - historia choroby). W mªodo±ci trockista, w czasie II wojny ocer w kanadyjskiej armii, podobnie jak gªówny bohater jego powie±ci Turvey. Wykªadaª literatur¦ na University of British Columbia.
EUROPA 169: Ulewa spªukaªa serce i wycisn¦ªa jak g¡bk¦ (30.06.2007)
Kurdyjska wiosna
Syn Boga Jedynego brnie wielkimi krokami w topniej¡cym ±niegu mrucz¡c jak¡± piosenk¦ wsiada do samochodu turban przekrzywiony z wielk¡ pukawk¡ za pasem i pod±piewuje sobie Pami¦tam dobrze rzeka wezbraªa gardªo nieba wypeªnione deszczem niby zwierz¦ pochylaªo si¦ nad niezmierzon¡ czarn¡ gleb¡ Drop bocian i to wszystko co zaraz pokochaªem gdzie± tutaj w tajemnicy si¦ gnie¹dziªo. Na przeciwlegªym brzegu kto± nie wi¦kszy od maªego i przekazywaª nam znaki t¦dy nie ma ju» przej±cia Ulewa spªukaªa moje serce i wycisn¦ªa jak g¡bk¦ samo to »e istniaªem wypeªniªo horyzont szczelnie To godzina kiedy Belzebub nie ma prawa do wyboru broni i ucieka st¡d przeklinaj¡c Widziaªem jego powóz z latarniami z miedzi jak znikaª w milczeniu wierzb Ale ja pozostan¦
Nicolas Bouvier (1929 - 1998)
na dªu»ej zostan¦ tu stoj¡c mocno w zªocistym mule zaczarowany w¦drowiec zbyt ol±niony aby o±mieli¢ si¦ postawi¢ krok Mahabad-Geneve, 1981
Rozkªad dnia
To lato jest najcieplejsze w tym stuleciu a ten dzie« najcieplejszym dniem tego lata robotnicy maj¡ podgolone karki i papierowe wachlarze Na ko«cowym przystanku linii 23 tego ranka nauczyªem si¦ dziesi¦ciu chi«skich liter wsiadªem do ró»owego autobusu który wspi¡ª si¦ na przeª¦cz w cieniu bambusów potem dªuga w¦drówka wzdªu» rzeki szedªem pªywaªem a teraz sªo«ce wisi prosto jak spªawik rzek¡ pªyn¡ nadgryzione gi pierze kurczaka zabitego przez sokoªa »aby salamandry wa»ki niebo jest szar¡ g¡bk¡ trzy góry robi¡ kuliste plecy Na kamiennych sªupach granicznych koªo ry»owiska napisane jest »e »ycie to marno±¢ i ja b¦d¦ miaª swoj¡ marno±¢ jak legn¦ w chªodzie na cmentarzu pomi¦dzy Ayabé i Miyama zapomniaªem dziesi¦¢ chi«skich liter Kyoto-ken, juin 1970
Sªynny szwajcarski pisarz, jeden z odnowicieli travel writing, obok Chatwina czy Theroux. Debiutowaª autobiograczno-podró»nicz¡ proz¡ z wyprawy ze Szwajcarii do Azji L'Usage du monde (1963, wersja polska Oswajanie ±wiata), która przeszªa do legendy. Jest tak»e autorem zbioru wierszy Le Dehors et le Dedans (Wewn¡trz i na zewn¡trz, 1982). W wywiadzie udzielonym kilka lat przed ±mierci¡, zapytany o swoje wiersze, odpowiedziaª: Poezja jest mi bardzo potrzebna, poniewa» jest niezwykle bezpo±rednia, brutalna to co± jak full-.
EUROPA 170: Bóg czeka w ogrodzie (07.07.2007)
Bóg sporz¡dza sw¡ list¦ pªynów
Byªa listopadowa noc hucz¡ca wiatrem. Oberwane li±cie gnaªy za oknem. Bóg otworzyª ksi¦g¦ »ycia na stronie PRZYJEMNOCI i przycisn¡ª j¡ jedn¡ r¦k¡, bo wiatr zaci¡gaª spod drzwi. Tedy uczyniªem ludzkie ciaªo niby sito napisaª Bóg u góry strony, a pó¹niej wyliczyª kolejno: Alkohol Ból zy Nasienie Pami¦¢ Pie±« Samotno±¢ Wieczno±¢
Imi¦ Boga
Bóg nie miaª imienia. Izaak miaª dwa. Izaaka nazywano te» lepcem. W czarnych niebiosach swego umysªu Izaak sªyszaª, jak Bóg idzie wiejsk¡ drog¡ z rz¦dami drzew. Po tym, jak Bóg odbijaª si¦ w drzewach,
Anne Carson (ur. 1950)
Izaak wiedziaª, które z nich s¡ proste i wysokie, i kiedy nios¡ swe gaª¦zie, jak ciaªo niesie gªow¦, albo dlaczego inne kucaj¡ w krzakach nisko przy ziemi. Izaak sªyszaª, jak Bóg idzie przez wszech±wiat, i dzi¦ki temu zadaª swe pytanie. Mogªabym wam na nie odpowiedzie¢, lecz to by wiele nie pomogªo. Jego imi¦ to nie rzeczownik. To przysªówek. Podobnie jak maªe, czarne zeszyty, które Beethoven nosiª w kieszeni pªaszcza, na u»ytek przypadkowych rozmówców, boski przysªówek jest jednokierunkow¡ ulic¡, która wiedzie tam, gdzie akurat jeste±cie. Nie ma sensu mówi¢ wam, jak brzmi. Po prostu »ujcie go i wcierajcie.
Bóg z bukietem nieumieraj¡cej miªo±ci Kwietniowy ±nieg. Bóg czeka w ogrodzie. Wolno, jak blado±¢ na twarzy, sun¡ pªatki, osiadaj¡c na Bogu. Na bukiecie Boga. Drzewa s¡ biaª¡ siatk¡ nerwów.
Urodziªa si¦ w Kanadzie. Jest profesorem literatury klasycznej na Uniwersytecie McGill, laureatk¡ licznych nagród. Jej tomik Szkªo, ironia i Bóg doczekaª si¦ w USA ju» siedmiu wznowie«. Carson skutecznie pokazuje, »e poezja klasycyzuj¡ca wcale nie musi by¢ przewidywalna - widzi ±wiat w nieschematyczny sposób. Mo»e przez to poezja ta wydaje si¦ nieco szorstka, toporna. Jednak ten pozorny brak poetyckiej ogªady skrywa skarby metafor i intertekstualnych zawiªo±ci, podporz¡dkowanych precyzyjnemu obrazowi. Krytykom nieuchronnie nasuwa si¦ porównanie z Safon¡: jak u zarania poezji, w jej wierszach my±l i sªowo znów stanowi¡ jedno±¢ wsªuchan¡ uwa»nie w ludzkie nami¦tno±ci.
EUROPA 171: Niesko«czony krzyk (14.07.2007)
Krzyk
Szedªem drog¡ z dwoma przyjacióªmi - sªo«ce zaszªo Poczuªem jakby oddech smutku Niebo nagle staªo si¦ krwistoczerwone Przystan¡ªem, pochyliªem si¦ ku balustradzie wycie«czony spojrzaªem na chmury pªon¡ce jakby krwawy miecz ponad granatowym ordem i miastem Moi przyjaciele szli dalej - ja staªem dr»¡cy ze strachu I poczuªem jakby wielki, niesko«czony krzyk przeszyª natur¦.
Scena w lesie
Wzrok mój padª na nag¡ szyj¦ - nagie rami¦ zobaczyªem koªysz¡ce si¦ biodra - T¦dy±my szli oboje przez jodªowy las - Jak wysmukªe lary w gotyckim ko±ciele staª pie« obok pnia A gaª¦zie nad nami zasklepiaªy si¦ w ko±cielny dach I wysoko iglice - iglice -
Trwoga
Zajrzaªem pod maski wszystkich ludzi roze±miane, spokojne - ciche twarze spojrzaªem przez nie i we wszystkich ludziach znalazªem cierpienie -
Edward Munch (1863 - 1944)
±miertelnie bladzi - jak w bole±ci bez czasu - biegali wkoªo po kwitn¡cej drodze, której ko«cem grób.
Madonna
Kiedy tak le»ysz sun¡ ponad tw¡ twarz¡ peªn¡ caªego pi¦kna ziemi jakby ból i zachwyt widz¦ w twojej twarzy tysi¡ce umarªych pokole« i tysi¡ce tych, które nadejd¡ Teraz bowiem mier¢ podaje r¦k¦ yciu zap¦tla si¦ ªa«cuch, który wi¡»e tysi¡ce umarªych pokole« z tysi¡cem tych, które nadejd¡
Melancholia
Byª wieczór - Szedªem brzegiem morza ksi¦»yc bªyszczaª w±ród chmur Gwiazdy górowaªy nad wod¡ zagadkowe jak ludzie morza wielkie biaªe gªowy, co ±miaªy si¦ i pªakaªy niektóre w górze na pla»y, inne na dole w wodzie ona szªa obok mnie wygl¡daªa jak syrena ±wiec¡ce oczy, rozpuszczone wªosy l±ni¡ce zªotem w ±wietle spoza horyzontu Ale jej przecie» tu nie ma, jest daleko st¡d ale to przecie» nie jest blask ksi¦»yca -
Sªynny malarz i grak norweski, autor m.in. Krzyku, Zazdro±ci, Madonny, Wampira. W pisanym przez lata dzienniku, powstaj¡cym raczej z potrzeby ducha ni» jako ±wiadomie ksztaªtowany projekt literacki, Munch odnotowywaª swe prze»ycia i obserwacje, z których wiele legªo u podstaw dzieª malarskich. Prozatorsko-poetyckie impresje koresponduj¡ cz¦sto z obrazami w sposób na tyle ±cisªy, »e mo»na odczytywa¢ je jako rodzaj komentarza do dzieª plastycznych. Tematyka walki pªci, zazdro±ci, osamotnienia, fascynacji i l¦ku przed kobieco±ci¡, obecna w malarstwie Muncha, jest bardzo silna tak»e w jego zapiskach.
EUROPA 172: mier¢ to n¦dzny ªajdak (21.07.2007)
Poci¡g nareszcie rozp¦dza si¦ powoli
Sªo«ce jeszcze wysoko, ale zgodnie z moim kieszonkowym zegarkiem miaªby ju» by¢ wieczór Porz¡dkowy obchodzi przedziaª i odbiera podró»nym oszczepy (swoj¡ strzelb¦ raczy pan sobie zostawi¢) konduktor roznosi thé Trwa to chyba godzin¦ zanim poci¡g wypl¡cze si¦ z uliczek Bhikathilatawaru Handlarze odsuwaj¡ z torów swoje kramy, krzesªa, stoªy, skrzynie, beczki, worki Odganiaj¡ bydªo i drób Policjant macha lask¡ Starzec chwyta za b¦ben M¦»czy¹ni zaczynaj¡ tupa¢ i tupi¡ tak, »e wagon omal si¦ nie rozpadnie piewaj¡ pie±« podró»n¡ Ludzie mówi¡ to, co mówi¡ pie±ni Z miasta jeszcze nikt nie wróciª I tylko wiatr zna ±miech wielkiego szakala Ale to prawda: jest jedno miasto Konduktor przychodzi mnie powiadomi¢, »e pullman przyª¡cz¡ w Hriszkaridandi, dok¡d dojedziemy najwcze±niej pojutrze Daj¦ mu dwupensówk¦ B¦d¦ czuwaª, prosz¦ mi rano posªa¢ jakiego± fryzjera B¦ben, tupot bosych nóg, stukot wagonu i gªos ±piewaka usypiaj¡ mnie
Ivan Wernisch (ur. 1942)
A inni znowu mówi¡, »e wiatr to kªamca, »e nie ma »adnego miasta Miasta nie ma, a ±mier¢ to tylko n¦dzny ªajdak, który napada ludzi na drodze
Leniwiec
Leniwiec wisiaª na swojej gaª¦zi i paliª fajk¦. Caªymi dniami tak wisiaª. I gdyby pewnego razu pod wieczór nie zlazª z gaª¦zi »eby pój±¢ do Chi«czyka, spaliªby si¦ z pewno±ci¡, bo jak tylko wysypaª popióª z cybucha, zlazª z drzewa i odszedª, zaraz pod drzewem zapaliªa si¦ trawa. Ogie« rzuciª si¦ na drzewo i spaliªo si¦ wszystko: drzewo ze wszystkimi gaª¦ziami, zegar z kukuªk¡, ksi¡»ki ze wszystkimi historiami, worek na tyto«, jak równie» tyto« w tym worku. I jak to byªo dalej? Wracaj¡c od Chi«czyka pijany leniwiec wpadª do rzeki, która go odniosªa gdzie± daleko, sk¡d ju» nigdy nie wróciª, poniewa» nie miaª pieni¦dzy na poci¡g. Miaª szcz¦±cie. Miaª szcz¦±cie ten leniwiec, bo nie dowiedziaª si¦ o swoim pechu. I miaª te» pecha, bo nie dowiedziaª si¦ o swoim szcz¦±ciu. Je±li dobrze licz¦, to szcz¦±cie miaª w tym przypadku dwa razy, a pecha te» dwa razy. W¦drowiec zamilkª obserwuj¡c powa»ne twarze m¦»czyzn siedz¡cych wokóª ognia. Maafadal przez chwil¦ jakby co± przeliczaª na palcach, po czym otworzyª usta i wydawaªo si¦, »e zaraz co± powie. Ale nic nie powiedziaª.
Jeden z najwybitniejszych czeskich poetów wspóªczesnych. Od 1961 roku, kiedy debiutowaª tomikiem Dok¡d leci niebo, jego wiersze opublikowano w ponad dwudziestu zbiorach i wyborach, w okresie komunizmu wydawanych tak»e w samizdacie oraz w wydawnictwach emigracyjnych. W ostatnim dziesi¦cioleciu jego ulubionym gatunkiem literackim byª anegdotyczny poemat proz¡. W swojej niejednorodnej, zmiennej poetyce ª¡czy przywi¡zanie do czeskiej i europejskiej awangardy XX wieku (zwªaszcza dadaizmu, surrealizmu i poezji eksperymentalnej) z ironicznym upodobaniem do ±rodkowoeuropejskiego banaªu i kiczu. Jego poetyk¦ charakteryzuje tak»e skªonno±¢ do parafrazy, pastiszu, czarnego humoru i absurdu.
EUROPA 173: Diabeª te» jest stary (28.07.2007)
Szaleniec spogl¡daj¡cy zza bramy ogrodu
Czªowieku normalny co przez chwil¦ krzy»ujesz swe »ycie z dziwadªem musisz wiedzie¢ to nie dlatego »e zabiªem pelikana lecz za nic za to »e le»¦ tutaj po±ród innych grobów i niczemu jak tylko przypadkowi nie »adnej ±wi¦tej sile szatana lub boga zawdzi¦czam swoj¡ ruin¦.
Z cyklu HAIKU
*** Z jednej skaªy zwisaj¡ dwaj m¦»czy¹ni lepiej by byªo zwisa¢ z jednej chmury. *** Jezioro si¦ narodziªo: w mojej czaszce unosz¡ si¦ ryby.
Leopoldo Maria Panero ur. 1948
Spirytuaªka I
Wyszedªem na ulic¦ i nie ujrzaªem nikogo, wyszedªem na ulic¦ i nie ujrzaªem nikogo, o Panie!, zejd¹ wreszcie albowiem w Piekle ju» nie ma nikogo.
Dziewi¡ty wiersz staruchy
Powiedziaª demon do staruchy rozbierz si¦ i zata«cz ze mn¡ poka» mi swoje ciaªo saczaªe jak kwiat gubi pªatki diabeª te» jest stary i jak twój tyªek zaró»owiony ªzy to rzecz ludzi bo pªaka¢ to nie rzecz starych.
Syn poety re»imowego Leopolda Panero i brat poety Juana Luisa Panero, z którym si¦ serdecznie nienawidz¡. Jest jedynym znacz¡cym w literaturze hiszpa«skiej poet¡ o»ywiaj¡cym mit poety przekl¦tego: przez caªe »ycie leczy si¦ psychiatrycznie, siedziaª w wi¦zieniu, próbowaª popeªni¢ samobójstwo, zna narkotyki nie tylko z literatury, ma skªonno±¢ do prowokacji (jeszcze za czasów dyktatury opowiadaª o swoim homoseksualizmie i wi¡zaª si¦ z ruchami antyfrankistowskimi) i transgresji, nie dba o publiczno±¢. W±ród jego poetyckich inspiracji pojawiaj¡ si¦ m.in. Baudelaire, Rimbaud, Mallarmé, Sade, Poe, alchemia, symbolologia. Chocia» niezwykle wpªywowy krytyk na pocz¡tku lat 70. uznaª go za jednego z najwa»niejszych mªodych poetów, zacz¦to go docenia¢ dopiero w latach 80. i 90., obecnie doczekaª si¦ biograi, prac doktorskich i wyda« krytycznych.
EUROPA 174: Wi¦zie« w areszcie miªo±ci (04.08.2007)
Do»ywocie
Odsiaduj¦ kar¦ do»ywocia. Utrzymuj¦, »e jest to wi¦zienie lekkie i otwarte, albowiem nie ruszaj¡c si¦ z miejsca, mam widok na morze, a szcz¦±cie moje to pejza» szczytów górskich w dolinie. Miaªem przyjemno±¢ wybra¢ sobie kar¦, gªosuj¡c w wyborach bez cienia wyboru. Przebywam w wi¦zieniu z ostr¡ dyscyplin¡, wyczekuj¡c zwiastunów nowego spojrzenia wraz z eksplozj¡ wpisanej w nie czuªo±ci. Przest¦pca pogodny, wi¦zie« w areszcie miªo±ci. Uwierz mi, kiedy mówi¦, »e cela jest jasna i przestronna, »e wªa±nie w tej chwili przybija do brzegu, jak zwykle, eskadra pocaªunków.
Heretyk z wyboru
Koniec z liturgi¡, która zmroziªa mnie do szpiku ko±ci. Odrzuciªem uniform i powróz na szyj¦, znieczulenie z kcyjn¡ etykiet¡ i obietnic¡ jak cios nied¹wiedziej ªapy. Mówca sprzedawaª nam parcele raju,
Jorge Olivera Castillo (ur. 1961)
kopyta i rogi, »eby byªo co przegry¹¢ oryginalnie. Dzi± ±wi¦tuj¦ swoj¡ ekskomunik¦, powtarzaj¡c gªo±ne NIE, z którym odª¡czyªem si¦ od stada.
Towarzyszowi z celi
Mimo wszystko masz odwag¦ by¢ ze mn¡. Pow±ci¡gliwe, wytrwaªe, pora»asz mnie jak piorun. Niewa»ne, »e z twego wn¦trza tryska niemota. Wiem, »e blu¹nierstwa chc¡ ujrze¢, jak bledniesz w moim ±nie. Nie odchod¹, zosta«, bym mógª si¦ oprze¢ o twoj¡ przyszªo±¢. Czyste jak zapach lasu, b¦d¦ oddychaª tob¡ do ostatka, cho¢by po to, »eby powiedzie¢: dzi¦kuj¦ ci, milczenie!
Dziennikarz, poeta i prozaik. Pracowaª w rz¡dowym Kuba«skim Instytucie Radia i Telewizji. Od roku 1995 uprawia dziennikarstwo niezale»ne. Przez 10 lat byª dyrektorem opozycyjnej Habana Press. Aresztowany na fali masowych represji w marcu 2003 roku i skazany na 18 lat wi¦zienia. Zwolniony warunkowo po blisko dwóch latach z powodów zdrowotnych znajduje si¦ pod staª¡ inwigilacj¡. Po wyj±ciu z wi¦zienia opublikowaª zbiór wierszy Confesiones antes del crepusculo, z którego pochodz¡ dwa z publikowanych dzi± wierszy. wiadomo±¢ bycia heretykiem, który odrzuciª ocjalne zakªamywanie rzeczywisto±ci, idzie w tej poezji w parze z heroicznym optymizmem: siªa marzenia jest zdolna wzi¡¢ gór¦ nad przemoc¡.
EUROPA 175: Tkni¦te intymn¡ wra»liwo±ci¡ (11.08.2007)
Psalm
Veritas sequitur... W najpi¦kniejszym mateczniku Kªad¡ si¦ dzikie jelenie... Ach, wi¦c one s¡ tam! W ich oczach adnego wysiªku, drobnymi z¦bami, Mi¦kkimi wargami asz¡ si¦ do trawy; Jej korzenie Wisz¡ im u pysków, Rozmiataj¡c ziemi¦ mi¦dzy drzewa. Bo one s¡ tam! Na jelenie ±cie»ki, Wyskubane w ª¡kach, d¹bªa rzucaj¡ cienie Spod samego sªo«ca. Skromne rzeczowniki Gªo±no wyznaj¡ wiar¦ W to, co spªoszyªo jelenie A czego one teraz wypatruj¡.
Siostrzenica
Ulice San Francisco s¡ moim Ojcem i matk¡ - mówiªa O sobie do go±ci zebranych w salonie
George Oppen (1908 - 1984)
Z oknami wychodz¡cymi na wzgórza I na zatok¦ w dole. Wyobrazili±my j¡ sobie, Przechadzaj¡c¡ si¦ w le±nej przeszªo±ci Zachodniej metropolii... a jej matka... Nie, to nie to miasto, To moja starsza siostra. Pami¦tam, Ratownika z pla»y, który nam oznajmia, e wªa±nie sko«czyªa si¦ wojna. To byªa pierwsza wojna ±wiatowa, Póª wieku temu, moja siostra miaªa Czerwon¡ wst¡»k¦ we wªosach.
Zuluska dziewczyna
Jej piersi S¡ nagie, dalej ªagodne Wgª¦bienie w ciele Pod pach¡, sk¡d napi¦te ci¦gna wypinaj¡ maªe Piersi bez »enady; sutki Tkni¦te t¡ intymn¡ Wra»liwo±ci¡, Która dotkni¦ta, dotkn¦ªaby j¡ Do gª¦bi. Wyprostowana, W wysokiej trawie stoi. przeª. Artur Grabowski
Znakomite wyksztaªcenie, anarchistyczne skªonno±ci, buntownicza a zarazem gª¦boko moralistyczna postawa »yciowa, która tego aktywnego niegdy± komunist¦ zaprowadzi pod próg ±wi¡tyni, pozwoliªy George'owi Oppenowi nie zosta¢ pupilkiem salonów i akademii. Jego wiersze - skupione, precyzyjne, ascetyczne - czyta si¦ jak miniaturowe traktaty lozoczne. Zwi¡zany z takimi twórcami, jak W.C. Williams, Charles Rezniko, Louis Zukofsky pod opieku«czym okiem Ezry Pounda wspóªtworzyª jedn¡ z najbardziej wpªywowych grup poetyckich XX wieku. Zarazem bohaterskie i traumatyczne do±wiadczenia wojenne spowodowaªy, »e na 20 lat osiadª w Meksyku, porzucaj¡c pisanie. Kiedy w ko«cu wróciª do Stanów i opublikowaª nowy tom wierszy, w 1969 roku zgarn¡ª Pulitzera.
EUROPA 176: Ech, wiosna... (18.08.2007)
Kolor pleców
Ta dzielnica na zaokr¡glonym ko«cu miasta Przek¡tnych ±cie»ek i wie»owców, Wielu wielopi¦trowców. Do zapadliska bezkresnej misy Wlewa si¦ powietrze, Wiosenne, przytªumione, nieomal dymowe. Ech, wiosna, Tony wieczornego powietrza I najlepiej je wida¢ Spod póªodkrytej plandeki ci¦»arówki. Znowu wiosna I co za absurd: Nagle nie wiedzie¢ czemu chcesz Zna¢ wszystkie j¦zyki roma«skie I ±piewa¢ w nich spr¦»y±cie Zaokr¡glonymi ustami. To jakby ta«czy¢ z nieznajom¡ dziewczyn¡ Na ±ródziemnomorskim brzegu, Ta«czy¢ - ta«czy¢ i tak nie pozna¢ si¦. Drzewa na wybrze»u mocniej ±wiec¡ Na zadziwiony ksi¦»yc, na mroczne restauracje. To nieznajomy kolor jej pleców Pomi¦dzy biaªymi norskimi drzewami Na zawsze zostanie w twojej pami¦ci. To znaczy zostaªby. Wybacz.
Zielone okna ATS*
Ech, Olu - Olu - Olu! Nie wiem nawet, gdzie teraz mieszkasz, Kilka lat temu, wiem, »e byªa± z jednym policjantem, W jakim± nieurz¡dzonym mieszkaniu, Gdzie± tam, w pobli»u stadionu. A mieszkaªa± w pokoju z zielon¡ lamp¡, Z zielonymi tapetami, Zielony przedpokój byª w twoim mieszkaniu, Zielony dzwonek i zielony et, Nawet gªadki budynek brudnozielony, A pod twoj¡ biaª¡ - biaª¡ skór¡ Koªysaªy si¦ zielone »yªy. Pami¦tasz, jak ogromniaªa wiosna I wszystko kryªa ju» nie topniej¡ca woda?
Oªeh Kocarew ur. 1981
Jak skuwali±my si¦ wód¡ i nied¹wiedzi¡ krwi¡, Jak grali±my w butelk¦ i dªugo caªowali±my si¦, A za twoimi plecami bez migotania ±wieciªy Te» tak zielone w¡skie okna ATS? Tak sobie my±l¦, »e ty to pami¦tasz, Ale do±¢ mgli±cie, A i dla mnie to bardzo epizodyczne obrazy, Tyle co przyzwyczaiªa± si¦ do szkoªy - a si¦ sko«czyªa, Jak wiosna, I ju» po dyskotece na cze±¢ ostatniego, kurwa, dzwonka. Zaci¡gn¡ªem jedn¡ dziewczyn¦ na dach tego budynku, Mówi¦: No dawaj! Chod¹ ze mn¡ na dach! Bo i co tam innego wyniesiesz z tego wieczoru?, Lecz ona nie zgodziªa si¦ pole¹¢ ze mn¡ na ten dach, Nie chciaªa niczego wynosi¢ z tego wieczoru, I ja te», Olu, niczego z niczego nie wyniosªem, Oto chyba odczucia, jakie miaªem id¡c w nocy do domu, A cienie silnego mªodego listowia Ruszaªy si¦ w pomara«czowej kaªu»y latarni Koªo Poczty Gªównej. W ogóle nie rozumiem, Po co to wszystko wspominam?
Wspomnienia miªosne
Je±li nawet nie pami¦tam, Na jakim instrumencie Graªa w szkole muzycznej Je±li nawet nie przypominam sobie, Czy spostrzegªem jej pierwsz¡ zmarszczk¦, Kiedy powiedziaªa: Nie znajdziesz!, Je±li na pewno mog¦ wspomina¢ Jedynie jak goniªem i dogoniªem jej autobus, ykaj¡c pªucami caªy park drzew, Naszych zielonych pªuc, Je±li tak, Czy mo»na uwierzy¢ w to, »e to te» byªa prawdziwa miªo±¢? Czy mo»na uwierzy¢ w to, »e co wieczór Odnajdywali±my w sobie Po niewielkiej, niezbyt wspaniaªej, Ale ciepªej i gªadko utoczonej gwie¹dzie I przynosili±my je jedno drugiemu? Czy mo»na?
Ukrai«ski poeta, prozaik, dziennikarz, krytyk, eseista, laureat nagród literackich Pochodnia i Mªode Wino. Autor zbioru poezji Krótkie i dªugie (2003), wydaª te» wspólnie z B.-O. Gorobczukiem i P. Korobczukiem ksi¡»k¦ Caªodobowo! (2007). Podobnie jak znani ju» dobrze w Polsce mªodzi poeci z Kijowa i Lwowa, Kocarew ulega fascynacji wierszem biaªym (na Ukrainie wci¡» jeszcze postrzeganym jako rewolucyjna nowinka techniczna) i sprozaizowanym tokiem wypowiedzi, zdecydowanie jednak ró»ni go od nich zamiªowanie do efektów sentymentalnych, niekiedy tylko przeªamywanych ironicznym zgrzytem. Jego poezja zdaje si¦ nieco tr¡ci¢ myszk¡, zwªaszcza »e nader cz¦sto operuje materi¡ wspomnienia. W tym jednak tkwi te» jej niezaprzeczalny urok. Maria Pastyrczyk, Adam Wiedemann
EUROPA 177: Dziesi¦¢ kr¦gów na stawie (25.08.2007)
POSTA PEWNEJ APOKALIPSY Krajobraz Bestii
Tam, ku wschodnim brzegom morza, Gdzie dymy si¦ kª¦bi¡ w czasze miast spalonych, Ostatnich ludzi delegacje stoj¡ Czekaj¡c na to co biznes siedmiogªowy Obiecaª nam w swych nieujawnionych gª¦biach: Widzie¢ owe tr¡by i diademy, Sªysze¢ siedem gªosów blu¹nierstwa ±miertelnego. Ku zachodowi za±, gdzie inne s¡ wody, gªadkie jak jedwabie, W szarzej¡cym wieczorze faluj¡ nios¡c w¡tªe blaski Zamglone od dymu wypalonych sal Ostatni ludzie czekaj¡ by ujrze¢ to co±, siedmiogªowe. Gromadz¡ si¦ wokóª gªo±ników Z insygniami na swych wychudªych trwo»nych piersiach Powiewaj¡c znakami swych maso«skich rytów. Co stanie si¦, kiedy ujrz¡ te gªowy, te rogi Wyszarpuj¡ce si¦ z poªyskliwego morza? Jak»e odsªoni¡ swoje czoªa i poka»¡ r¦ce I ±cierpi¡ ostatnie niezatarte znami¦, I ból z wypalonej liczby tego zwierza, I obrzydªe imi¦ piek¡ce wieczy±cie? We wn¦trzu l¡du, nie bardzo daleko, gdzie tªum samolotów Huczy jak rój trzmieli dokoªa ruin zwyczajnego miasta, Pªyn¡cy rzek¡ siny smok, po±ledni Wynurza si¦ z bªotnistych wód na l¡d pobaraszkowa¢ chwil¦. Wychodzi na bezdro»a brzegu Tocz¡c si¦ w±ród popioªów spustoszonych krain Lecz nikt si¦ nie ogl¡da, ani si¦ zdumiewa Tym tuªowiem szarym, który w sªo«cu bladym blaskiem bªyska.
Thomas Merton
Któ» tªumy zgromadzi, by w ten czas gniewu ogl¡da¢ caªkiem normalnego smoka, Albo podziwia¢ te ªuski zwyczajne jak grzech? Tymczasem na pop¦kanych skaªach gór poªudnia Nikt nie dostrzega kr¡»¡cych anioªów: Ani nie widzi iskier krzesanych spod kopyt Rumaków rw¡cych, ±nie»nobiaªych. I nikt nie sªyszy, ani si¦ nie l¦ka muzyki bªyszcz¡cych mieczy (A na póªnocy, póªnocy, có» jest do patrzenia? Któ» zdoªa opisa¢ terror na ruinach ulic? I któ» si¦ o±mieli patrze¢ kiedy ptaki Dziobami zªotymi d¹gaj¡ modre oczy mordowanych ±wi¦tych?
OBCY
Gdy nikt nie sªucha Cichych drzew Gdy nikt nie zauwa»a Sªo«ca na kaªu»y. Gdy nikt nie czuje Pierwszej kropli deszczu Nie widzi gwiazdy ostatniej Nie wita wczesnego poranka Nad ogromnym ±wiatem W czas pokoju pocz¦tym A ko«cz¡cym si¦ szaªem: Samotny ptak siada w ciszy ledzi prac¦ Boga: Obrót li±cia jednego, Dwa opadaj¡ce kwiaty, Dziesi¦¢ kr¦gów na stawie przeª. Leszek Elektorowicz
(1915 - 1968) Poeta, pisarz, zakonnik. Urodziª si¦ we Francji, ksztaªciª w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Wcze±nie obudziª si¦ w nim talent literacki - pisaª powie±ci i wiersze. Wkrótce jednak poczuª w sobie powoªanie zakonne. W 1942 roku wst¡piª do zakonu trapistów w klasztorze Gethsemani w stanie Kentucky. Ju» jako zakonnik pisaª i wydawaª ksi¡»ki, które zdobyªy mu ±wiatow¡ sªaw¦. Obok poezji byªy to dzieªa religijne, jak Znak Jonasza czy Nikt nie jest samotn¡ wysp¡ i ksi¡»ki medytacyjne (m.in. My±li w samotno±ci, ycie i ±wi¦to±¢). Najsªynniejsz¡ z nich jest jego autobiograa z 1948 roku Siedmiopi¦trowa góra. Najbardziej znane zbiory poezji to A Man in a Divided Sea oraz Figures of an Apocalypse, z którego pochodzi zamieszczony tu poemat.
EUROPA 178: Bol¡ mnie ludzie (01.09.2007)
POKOJE
(Fragment) Pisz¦ aby zapomnie¢ zapisuj¦ moje kroki Aby zatrze¢ po sobie ±lady aby Zagubi¢ si¦ i aby te wersy nie byªy Niczym innym jak otwarciem ciszy Nie usªysze¢ wi¦cej tego no»a który od zawsze We mnie pracuje Serce Wybaczcie mi »e to wam mówi¦ i sprawiam ból ale Wiem to dobrze e cierpienie jest nie do wybaczenia Ale to na was cierpi¦ bol¡ mnie ludzie którzy Nadejd¡ potem Ale nie dlatego »e tak jest lub b¦dzie si¦ tak wydawa¢ Bóg który nadejdzie kiedy ju» nie otworz¦ Codziennej gazety z nieszcz¦±ciami z caªego ±wiata Widzicie wi¦c »e jestem poraniony wsz¦dzie Ju» Nigdzie Nie mam wi¦cej miejsca na rany Wybaczcie Nikt nie znajdzie wi¦cej pokojów Domy Zostan¡ zburzone bo dzisiaj wiadomo Jak wyburza¢ aby nie pozostaª nawet ±lad Stopy Nie tak jak byªo przed wiekami »aden sen Faraonów lub geologicznych epok Wn¦ka w której kto± prze»yª O cudowny spokoju który nadejdziesz przychod¹ Wielki ±miechu placu gdzie kiedy± »yªem
Louis Aragon 1897 - 1982
Wymie¢cie zewsz¡d mój cie« i moj¡ sªom¦ wymie¢cie Miªosierne wiatry wymie¢cie Mój oddech i moje sªowo Nie wybudujemy wi¦cej cmentarzy Nie b¦dzie ju» wi¦cej »aªobnych ±piewów To b¦dzie koniec ka»dej barbarii Och oby niebo byªo czyste i niewinne powy»ej Naszej nieobecno±ci i naszego czasu Nigdzie nie b¦dzie zegara I b¦dzie pi¦knie Pi¦knem tego pi¦kna bez porównania Gdzie nic nie jest kolorem a jedynie biel¡ Pªótna Pi¦knem Tego pi¦kna bez zmarszczki I bez chmury Pi¦kno Z pi¦kna ust ciemno±ci Dotkni¦te pi¦kno beªkoc¡cego kieliszka Tak pi¦knie b¦dzie umrze¢ kiedy nadejdzie Ten wieczór w ko«cu umrze¢ wreszcie Moja miªo±ci na ±mier¢ wreszcie wieczór nareszcie Umrze¢ Wieczór zakwitaj¡cych gªogów na kresach zapachów I nocy Gª¦boki wieczór jak ziemia milkn¡ca Wieczór tak pi¦kny »e wierzy¢ b¦d¦ a» do ko«ca Zasn¡¢ snem z twoich ramion W kraju bez nazwy bez snów i bez przebudzenia To miejsce w nas w którym ka»da rzecz si¦ rozpada Tªumaczenie wedªug wydania: Louis Aragon, Les chambres (C) 1997 Editions Stock, Paris.
Poeta i pisarz francuski, który do dzi± nie przestaje wzbudza¢ silnych kontrowersji. Nie±lubny syn dyplomaty, dandys, nacjonalista, a po I wojnie wspóªtwórca surrealizmu (Wie±niak paryski, 1926). Nast¦pnie komunista, czªonek ruchu oporu, sybaryta, stalinista, piewca realizmu socjalistycznego i miªo±ci do Elzy Triolet (szwagierki Majakowskiego), a po jej ±mierci zdeklarowany homoseksualista. Przede wszystkim za± wybitny i pªodny pisarz owªadni¦ty wielk¡ pasj¡ opisania dramatycznej epoki, w której przyszªo mu »y¢, zwany niekiedy Victorem Hugo XX stulecia. Jego najwa»niejsze i najbardziej znane utwory to Dzwony Bazylei (1934), Wielki Tydzie« (1958) oraz Elza: poemat (1959).
EUROPA 179: Czªowiek jest zawsze za burt¡ (08.09.2007)
Rozpad wi¦zi
1 za drzwiami które wyªamaªe± nie masz ju» nic do zrobienia niech odchodzi wszystko co nie mo»e wróci¢ strz¡±nij ten proch 2 postaramy si¦ zapomnie¢ to czego nie mogli±my si¦ doczeka¢ postaramy si¦ przypomnie¢ sobie to czego±my nigdy nie wiedzieli postaramy si¦ nigdy nigdy wi¦cej nie wraca¢ do tego miasta - jeste±my mu niepotrzebni 3 jeste±my ju» nie tam gdzie byli±my wczoraj wszystko wokóª jest inne »ycie wyprzedza nas poruszaj¡c si¦ równolegle czªowiek jest zawsze za burt¡ i nie ma niczego oprócz drogi 1980
Andriej Bazylewski ur. 1957
Poste restante
przegrasz zacznij si¦ przyzwyczaja¢ do tej my±li ju» dzi± przegrasz nawet je±li tym razem zwyci¦»ysz tak b¦dzie cokolwiek spróbujesz zrobi¢ tak b¦dzie chocia» nie chcesz w to wierzy¢ ciebie ju» nie ma po tej stronie lustra jeste± tylko cieniem tego kto nadejdzie przygotuj si¦ na to »e w domu który budujesz b¦d¡ mieszkali inni - oddaj im bez walki ten domek z piernika zostan¡ ci przecie»: domek z kart dom z dymu i dom z puszek od konserw 1981 przeª. Zbigniew Dmitroca
Czªowiek-instytucja. Poeta, badacz literatur sªowia«skich, tªumacz i wydawca. Urodziª si¦ w Kaªudze, mieszka w Moskwie. Absolwent slawistyki Uniwersytetu Moskiewskiego. Doktoryzowaª si¦, pisz¡c rozpraw¦ o Julianie Tuwimie i poezji jego czasów, habilitowaª si¦ na podstawie pracy o Stanisªawie Ignacym Witkiewiczu i grotesce w literaturze polskiej XX wieku. Od 1991 roku prowadzi wydawnictwo WAHAZAR, którego nazwa, nawi¡zuj¡ca do tytuªu sztuki teatralnej Witkacego, jest hoªdem zªo»onym polskiemu pisarzowi. W±ród autorów tªumaczonych i wydawanych przez Bazylewskiego znajduje si¦ czoªówka polskich poetów wspóªczesnych. Redaguje Kolekcj¦ literatury polskiej i Polsko-rosyjsk¡ bibliotek¦ poetyck¡. Ostatnio pod jego redakcj¡ ukazaª si¦ opasªy tom utworów Bolesªawa Le±miana. Jako poeta oryginalny wydaª dotychczas trzy tomiki wierszy. Jego poezja, bardzo ascetyczna w formie, wyrasta z do±wiadcze« XXwiecznej awangardy poetyckiej, ale równolegle uprawia te» Bazylewski stylizacj¦ nawi¡zuj¡c¡ do poetyki biblijnych Psalmów.
EUROPA 180: Wers opada w dusz¦ (15.09.2007)
Dwudziesty wiersz o miªo±ci
Mog¦ pisa¢ najsmuteniejsze wersy tej nocy. Napisa¢ na przykªad: Noc jest rozgwie»d»ona i dr»¡ bª¦kitne gwizdy w oddali. Wiatr nocy kr¡»y po niebie i ±piewa. Mog¦ pisa¢ najsmutniejsze wersy tej nocy. Kochaªem j¡ i niekiedy ona równie» mnie kochaªa. W noce takie jak ta trzymaªem j¡ w ramionach. Caªowaªem j¡ tyle razy pod bezkresnym niebem. Ona mnie kochaªa, niekiedy ja równie» j¡ kochaªem. Jak»e byªo nie kocha¢ jej wielkich nieruchomych oczu. Mog¦ pisa¢ najsmutniejsze wersy tej nocy. Pomy±le¢ »e jej nie mam. Odczu¢ »e j¡ utraciªem. Sªucha¢ niezmierzonej nocy, bardziej niezmierzonej bez niej. I wers opada w dusz¦ jak na pastwisko rosa. I co z tego, »e moja miªo±¢ nie mogªa jej zatrzyma¢. Noc jest rozgwie»d»ona a ona nie jest ze mn¡.
Pablo Neruda 1904 - 1973
To wszystko. W oddali kto± ±piewa. W oddali. Moja dusza nie raduje si¦ »e j¡ utraciªa. Jakby chc¡c si¦ zbli»y¢ do niej moje spojrzenie jej szuka. Moje serce jej szuka a ona nie jest ze mn¡. Ta sama noc co wybiela te same drzewa. My, ci z wtedy, ju» nie jeste±my tymi samymi. Ju» jej nie kocham, to pewne, lecz jak»e j¡ kochaªem. Mój gªos szukaª wiatru by zagra¢ jej sªuch. Innego. B¦dzie innego. Jak wcze±niej moich pocaªunków. Jej gªos, jej jasne ciaªo. Jej niesko«czone oczy. Ju» jej nie kocham, to pewne, lecz mo»e j¡ kocham. Tak krótka jest miªo±¢ i tak dªugie jest zapominanie. Poniewa» w noce takie jak ta trzymaªem j¡ w ramionach, moja dusza nie raduje si¦ »e j¡ utraciªa. Nawet je±li ten b¦dzie ostatnim bólem, który ona spowodowaªa, a te s¡ ostatnimi wersami, które jej pisz¦.
Jeden z najbardziej znanych poetów j¦zyka hiszpa«skiego w XX wieku. Pochodziª z Chile, cho¢ mieszkaª tak»e we Wªoszech (jako emigrant polityczny). Tam sp¦dziª lata wojny domowej w Hiszpanii. Byª zaanga»owanym socjalist¡, wrogiem Augusto Pinocheta. Prezentowany tu wiersz pochodzi z gªo±nego tomiku Veinte poemas de amor y una canción desesperada (Dwadzie±cia wierszy miªosnych i jedna piosenka o rozpaczy) z 1924 roku, trzeciego w dorobku poety i nale»¡cego do wczesnej, jeszcze modernistycznej fazy jego twórczo±ci. Niniejszy wiersz zaczyna ju» jednak demontowa¢ modernistyczn¡ metaforyk¦ i ten typ poezji miªosnej. Pó¹niejsza poezja Nerudy bywaªa zarówno przesi¡kni¦ta wpªywami surrealizmu, jak i rewolucyjna, wr¦cz dydaktyczna. W 1971 poeta otrzymaª Nagrod¦ Nobla.
EUROPA 181: Czym jest Czªowiek (22.09.2007)
Ksi¦ga Jolka
Wir haben ein Gesetz Und nach den Gesetz er soll sterben* Dym w¦gli wygasªych i po posiªku cmokni¦cie, Po rzecznym pstr¡gu z grilla, i gdy odchodzisz, by przej±¢ si¦ Wzdªu» ±cie»ki zaro±ni¦tej paproci¡, dok¡dkolwiek wiedzie, Tak aby± tygodnie i ±wiaty caªe byª z dala od domu I w peªni lata w±ród wzgórz zaªo»yª obóz W spi»owym blasku gasn¡cego dnia. Pami¦tasz wcze±niejszy spokojny dzie« W dzieci«stwie, pami¦tasz ów szczególny posiªek: Kukurydziany placek z ogniska na letnim obozie, Tego lata zgubiªe± si¦ na przyrodniczej wyprawie I bardziej, ni» chciaªby± si¦ przyzna¢, my±laªe± o domu, Nikt inny nie wie, dok¡d my±l w¦druje. Pi¡ty sierpnia, 1942. Byª ranek i byªo upalnie. Tego dnia Wkroczyli o ±wicie strosz¡c karabiny do Domu Dzieci ydowskich i przerwali ±niadanie Z chleba ciemnego i zupy, sformowali ich w szereg, I ±ci±ni¦tych razem, prowadzili do szczególnego obozu. Jak»e cz¦sto o tym obozie my±laªe±, Jakby± dziwnym trafem sam byª tam p¦dzony, I o tych dzieciach, jak je zmuszano do marszu, O Jolku, chorym na pªuca, który miaª równo pi¦¢ lat,
Anthony Hecht
I jak mu kazali zostawi¢ jedzenie i dowlec si¦ W±ród zbrojnych »oªdaków do dalekiego miejsca. Znów zbli»a si¦ sierpie«. On ci my±le¢ ka»e O rygorze udr¦k w tym obozie Gdzie Jolka zesªano, o jego n¦dznym, przerwanym, jedzeniu, O naelektryzowanych drutach, o wytatuowanym numerze O niezwyczajnym zupeªnie upale tego dnia Gdy wszystkich zmuszono i±¢ straszliw¡ drog¡. Czy to w czasie swej cichej, samotnej wycieczki, Czy w±ród tªumu, daleko, lub w bezpiecznym domu, B¦dziesz pami¦taª, bezradny, ten dzie« I ów smród dymu, i gªo±niki obozu. Gdziekolwiek b¦dziesz, Jolek b¦dzie tam tak»e, Jego imi¦, niewymówione, przerwie ci posiªek. Gotuj si¦ przyj¡¢ go w domu pewnego dnia, Cho¢ go zesªali do obozu i zabili tam, On wejdzie, gdy b¦dziesz siedziaª przy jedzeniu. (Wiersz ten powstaª pod wra»eniem utworu Ostatnia droga Janusza Korczaka Hanny Mortkowicz-Olczkowej, znanej krakowskiej pisarki. W przekªadzie angielskim ukazaª si¦ w serii Anthology of Holocaust Literature (1973). * motto: tªumaczenie Lutra z Ewangelii w. Jana 19,7, gdzie ydzi odpowiadaj¡ Piªatowi: My mamy Prawo, a wedªug prawa powinien On umrze¢ przeª. Leszek Elektorowicz
1923 - 2004 Wybitny poeta ameryka«ski. Najwi¦kszy rozgªos zyskaª w drugiej poªowie XX wieku - obsypany zostaª wtedy licznymi i presti»owymi nagrodami, m.in.: Nagrod¡ Pulitzera oraz Bollingena i Guggenheima. Wykªadaª na uniwersytetach, m.in. w Rochester i Georgetown. Oprócz zbiorów poetyckich - takich jak The Hard Hours (1967), Million of Strange Shadows (1977) czy The Darkness and the Light (2001) - wydaª kilka tomów krytycznych, w±ród których wa»ne jest zwªaszcza studium o W. H. Audenie, którego wpªyw daje si¦ dostrzec w poezji Hechta. Zwi¡zany gªównie z Nowym Jorkiem, pod koniec »ycia uzyskaª tytuª Emerytowanego Kanclerza w Academy of American Poets w Waszyngtonie.
EUROPA 182: Szpetne potwory te» mog¡ tra¢ do nieba (29.09.2007)
Zarys rzeki
Nasze ciaªo jest uformowan¡ rzek¡ Novalis Wyrwana z wojowniczej przeszªo±ci, z ªoskotu czoªowych kolizji chmur i skaª, w krainie wypi¦trzonych rozpadlin, lawin i trolli, zabójczych dla wszystkiego, co oddycha, rozdziera nam widok poni»ej linii topnienia, gdzie skute jeziora le»¡ pod gniewnym kr¦giem, w krainie kozich dzwonków, wiatrochronów, w¦dzisk, górniczych lamp, za pan brat ze stylem bycia i gestami, z których bierze si¦ jej ªagodno±¢, pªynie, jak powinna, przez jak¡kolwiek podupadª¡ krain¦, wci¡» anonimowa, wci¡» daj¡ca si¦ przeskoczy¢, a jej strumienie zapuszczaj¡ s¡duj¡ce zakola. Ju» wkrótce osi¡ga rozmiar godny nazwy i staje si¦ powodem brudnych walk mi¦dzy wrogimi siªami, mknie przez krain¦ ruroci¡gów i turbin, jakby spadaªa w dóª stromych schodów, a» wybucha pian¡ w kr¦tym w¡wozie wyci¦tym w mi¦kszych warstwach, obr¦biona niebosi¦»n¡ grani¡, w krainie wyzyskiwaczy, lin holowniczych, dróg przewozu, która jest zmor¡ kupców. Wylewa si¦ z przedgórza, najpierw w ciszy meandrów,
Wystan Hugh Auden (1907 - 1973)
pó¹niej w zmarszczonych warkoczach, i pªynie star¡ krain¡, pyszni¡c si¦ na szerokim pªaskowy»u winnic i tªoczni cydru, jej królewski trakt zdobi¡ przez chwil¦ dygresj¦ topoli, a nast¦pnie kominów: wpada do chªodz¡cej i pior¡cej retorty, w krainie mªotów parowych i gazometrów, które zmieniaj¡ jej barw¦. Raz szeroka, raz w¡ska jak bruzda, zale»na od faz ksi¦»yca, zm¡cona prochem odpadów, obmywa bardziej pªask¡ krain¦, monotonn¡, gor¡c¡, gdzie stercz¡ hale odziarniarek, i wreszcie zbli»a si¦ do miejsca pªywów i tam gubi majestat, ulegaj¡c dezintegracji, i w bagnach delty, w krainie »erdzi, broni na ptactwo, szczypców do ostryg, trudzi si¦ nad swym ostatecznym aktem kapitulacji, wymazania, pojednania w ogromnym amorcznym zbiorowisku - to ju» nie kraina, o której ±ni sªodkie, utulone dziecko, lecz obraz ±mierci jako sferycznej kropli »ycia. Szpetne potwory, jak chc¡ nasze opowie±ci, te» mog¡ tra¢ do nieba, cho¢by jako woda, bezinteresowna matka wszystkiego, co wyj¡tkowe. lipiec 1966
W XX wieku by¢ mo»e najwi¦kszym angloj¦zycznym poet¡ regularnie pisuj¡cym ody byª W. H. Auden. Wydanie jego Wierszy zebranych w edycji Edwarda Mendelsona z 1976 roku zawiera kilkadziesi¡t utworów, które mo»na by zakwalikowa¢ jako ody. W literaturze staro»ytnej oda istniaªa w dwóch odmianach: pindaryjskiej (od Pindara, poety greckiego z przeªomu VI i V wieku p. n. e.), która miaªa cechy liryki chóralnej o tematyce religijnej, oraz horacja«skiej (od Horacego), która miaªa cechy liryki indywidualnej o tematyce osobistej. Auden wydaje si¦ ª¡czy¢ te dwa typy poetyckiej wypowiedzi: obserwacja podmiotu lirycznego staje si¦ u niego pretekstem do ogólniejszych rozwa»a« na temat ró»nych aspektów wspóªczesno±ci. W ten sposób w odach Audena tradycja antyczna stapia si¦ z modernistyczn¡ wra»liwo±ci¡: porz¡dkuj¡ one ±wiat, nadaj¡c mu sens utracony w politycznej i technologicznej zawierusze XX wieku. Bo oczywi±cie dla Audena ten sens jeszcze istniaª i najwy»szym powoªaniem poety byªo go ocali¢.
EUROPA 183: Odblask absolutu (06.10.2007)
***
Mistrz Jakob Böhme (to nie mój mistrz) a wi¦c ±l¡ski szewc nazwiskiem Jakob Böhme philosophus teutonicus jak o nim mówiono który mieszkaª koªo mostu w Görlitz opowiedziaª mi jak zobaczyª odblask boskiego ±wiatªa na cynowym dzbanie a mo»e kuu do piwa szedªem ze Zgorzelca do Görlitz »eby kupi¢ buty a mo»e koniak armie mrówek maszerowaªy przez most nios¡c w ramionach Ogrodowe Krasnale Gartenzwerge koszyki wiklinowe napoje wyskokowe nie pami¦tam ju» dokªadnie opowiadania tego skromnego czªowieka i rzetelnego rzemie±lnika który zobaczyª w kuchni na jakim± naczyniu odblask absolutu
Tadeusz Ró»ewicz
patrzcie potomni w jakiej to skromnej postaci objawiª si¦ Bóg szewcowi ze Zgorzelca (ale to byª dobry szewc)
ostatnia rozmowa
zamiast odpowiedzie¢ na moje pytanie poªo»yªe± palec na ustach powiedziaª Jerzy czy to jest znak »e nie chcesz »e nie mo»esz odpowiedzie¢ to jest moja odpowied¹ na twoje pytanie jaki sens ma »ycie je±li musz¦ umrze¢? kªad¡c palec na ustach odpowiedziaªem Ci w my±lach »ycie ma sens tylko dlatego »e musimy umiera¢ »ycie wieczne »ycie bez ko«ca jest byciem bez sensu ±wiatªem bez cienia echem bez gªosu
ur. 1921 Poeta, prozaik i dramaturg. Debiutowaª ksi¡»k¡ poetyck¡ Niepokój (1947). Autor ponad 30 tomów poezji, kilkunastu dramatów i kilku zbiorów opowiada«. Laureat wielu nagród literackich zagranicznych i polskich, m.in. Nagrody Polskiego PEN Clubu (1997), Nagrody Ministra Kultury i Sztuki (1997), Nagrody Nike (2000) oraz Zªotego Berªa (2006). Mieszka we Wrocªawiu. Prezentowane dzisiaj w Europie utwory zapowiadaj¡ autorski wybór wierszy Tadeusza Ró»ewicza Nauka chodzenia z rysunkami Eugeniusza Geta-Stankiewicza, który uka»e si¦ nakªadem Biura Literackiego 9 pa¹dziernika, w dniu 86. urodzin autora.
EUROPA 184: Rozpacz jest uparta (13.10.2007)
Horyzont
Mój palec krwawi Pisz¦ do ciebie Nim Sko«czyªo si¦ panowanie starych królów Sen to kieªbasa Ci¦»ko Zwisa z sutu Popióª twojego cygara Zawiera caªe ±wiatªo Na zakr¦cie drogi Drzewa krwawi¡ Morderca sªo«ce Kaleczy sosny I wszystkich przechodz¡cych po mokrej ª¡ce Wieczór w którym zasn¡ª pierwszy puszczyk Byªem pijany Moje r¦ce zwisaªy lu¹no A niebo mnie podtrzymywaªo Niebo w którym co rano przemywam oczy Moja czerwona r¦ka to sªowo Krótki sygnaª w którym drga pªacz Krew wylana na bibuª¦ Atrament nie kosztuje nic Chodz¦ po plamach-kaªu»ach Pomi¦dzy czarnymi strumykami które dalej pªyn¡ Na koniec ±wiata gdzie jestem oczekiwany Oto ¹ródªo albo krople krwi pªyn¡ce z mego serca które sªysz¦ W bª¦kicie nieba tr¡bka wzywa na zbiórk¦
Nadzieja na powrót
R¦ce uniesione w stron¦ miejsca w którym grzmi
Pierre Reverdy (1889 - 1960)
mocarna w±ciekªo±¢ Kto si¦ zem±ci Nawet je±li wszystko powróci do ciszy na dªugo Zachowana zostanie pami¦¢ o piorunie Sªaby si¦ modli Biedny krzyczy A ja ani pobity ani zwyci¦ski Do poªowy wolny i niewolny o maªo nie umarªem Ci¦»kimi ciosami faªszywej rado±ci wyp¦dzam Nud¦ Jest sucha Stoi za ruchomym wieszakiem jak cie« Przybity do ±ciany Jaki to byª wspaniaªy huk Upiªem si¦ jak winem Gªowa mi si¦ wzd¦ªa Rozpacz jest szczególnie uparta To ona prowadzi do gª¦bi wszystkiego Jakiej gª¦bi Zbadana dziura nie jest warta trudu Wida¢ j¡ Wspinam si¦ na sztywnych r¦kach Usta gorzkie i wykrzywione Po ulicach biegn¦ jak szalony A» do ogrodów gdzie bawi¡ si¦ dzieci Ciche i dzikie ich gesty zapowiadaj¡ Co stanie si¦ pó¹niej W ko«cu zamiast upa±¢ na jezdni¦ Styrany jak zmordowany ko« Wdrapuj¦ si¦ na wy»sze pi¦tra bez wysiªku A ±nieg leciutko zaczyna pada¢ przeª. Kazimierz Brakoniecki
Klasyk francuskiej poezji, wspóªtwórca poezji kubistycznej w paryskim kr¦gu Bateau-Lavoir oraz nadrealizmu (pismo Nord-Sud). W 1926 roku po odnalezieniu w sposób wolny Boga osiedla si¦ w samotni w miasteczku Solesmes, w pobli»u opactwa benedykty«skiego (po latach podobno traci jednak wiar¦). Wielokrotnie wpada do Pary»a, zwiedza obce kraje, ale szybko powraca do strasznego miasteczka, gdzie umiera w wieku 71 lat, opublikowawszy wiele tomów wierszy - pisanych, jak sam twierdzi, bez »adnych poprawek. Nie osi¡gn¡ª czytelniczej popularno±ci, ale zdobyª ugruntowan¡ sªaw¦ w±ród poetów francuskich (w tym René Chara) oraz ameryka«skich (szkoªa nowojorska), którzy ujrzeli w nim maga codzienno±ci. Tªumaczenia wedªug oryginaªów opublikowanych w wydaniu: Pierre Reverdy, Plupart du temps 1915 - 1922 (C) Editions Gallimard 1969. Tytuªy oryginaªów: Horizon, Esprit de retour
EUROPA 185: Zimowe ptaki przelatuj¡ pod mostami (20.10.2007)
Wiersz, który odmawia sobie tytuªu
Dzieci wracaj¡ z w¦dkowania do wsi i nios¡ ryb¦ owini¦t¡ chustk¡ Jest jeszcze »ywa pod mokrym pªótnem niemrawo rusza skrzelami Dopu±ciª Bóg i wydaª dzieciom ryb¦ jako tajemnic¦ niemy klejnot i nieomal okup za wszystko co przed nami skrywa W istocie jednak klucz z zimnego srebra do wszystkich domów które dla nas buduje umy±lnie bez drzwi Dzieci tego nie przeczuwaj¡ dumnie odchodz¡c z poªowem biaª¡ drog¡ w±ród ostów A niebo si¦ zachmurzyªo i zacz¡ª si¡pi¢ deszcz
Gwiezdna proca
Poniewa» wszyscy bez przerwy gadaj¡ wymilczaªe± sobie w duchu kamyk. Ju» przestaªo ci¦ bawi¢ rzucanie grochem o ±cian¦. I nagle czujesz bezpowrotny upªyw czasu.
Jan Skácel
Masz ochot¦ pój±¢ do fryzjera, brod¦ wystawi¢ niemal do gwiazd i przez skór¦ da¢ sobie wymaca¢ braki w uz¦bieniu. Ale w sercu, nazwijmy to po staremu, ukrywasz wymilczany drogocenny kamyk
Mªynek na ±nieg
Zadrapany jak drewno, które stolarz odªo»yª na bok, id¦ wzdªu» rzeki i przywoªuj¦ do siebie siedem jasnych gromów. Pod mostami przelatuj¡ zimowe ptaki, woda jest pusta. Wysoko nad gªowami skrzypi sªomiany mªynek na ±nieg.
***
nikt nam nie podaruje wstydu szkaradni jeste±my i nadzy na czoªach mamy popielcowe znaki i oczka peªne sadzy przeª. Zbigniew Machej
(1922 - 1989) Niezwykªe bogactwo czeskiej poezji XX wieku odsªoniªo si¦ dopiero po aksamitnej rewolucji w ostatniej dekadzie ubiegªego stulecia, a ogromna praca przywracania czeskiej kulturze poezji uprzednio przemilczanej i zakazanej przez totalitarne re»imy pozostaje nadal niezako«czona. W latach 70. ubiegªego wieku, w okresie tzw. normalizacji po inwazji wojsk Ukªadu Warszawskiego na Czechosªowacj¦, w±ród pisarzy zakazanych przez komunistyczny re»im znalazª si¦ tak»e Jan Skácel, poeta zwi¡zany z Morawami, którego Milan Kundera - równie» Morawianin - zalicza do grona najwi¦kszych liryków czeskich. Kundera podziwia w wierszach Skácela prostot¦ poª¡czon¡ z gª¦bok¡ reeksj¡ i porównuje je z tekstami Heideggera. Pro±ciutkie, lapidarne medytacje liryczne Skácela odkrywaj¡ etymologiczn¡ przepa±¢ pojedynczych czeskich sªów, co powoduje, »e - mimo granicz¡cej z naiwno±ci¡ prostoty - Skácel jest jednym z najtrudniej przekªadalnych poetów czeskich.
EUROPA 186: Zbyt niebieskie morze (27.10.2007)
Hotel Claremont, Póªn.-Zach. Zatoka w stanie Maine Klik. Klak. Gªuchy szcz¦k bramek. Dyskretne ludzkie nawoªywania. Takie s¡ odgªosy gry w krokieta, niesione leniw¡ bryz¡. Od morza w pobli»u, szaroniebieskiego, zdobnego w kuliste cumy i kolorowe boje, pod niebem, na którym wisz¡ kª¦bki cyrrusa jak wyczesane kudªy psa - pieszczoszka srebrnobiaªej ma±ci. Letnisko, wsz¦dzie zatoki, »agle i drzewa. Drwale, którzy spªawiali pnie wzdªu» nurtu rzeki, Rybacy, których peleryny deszczowe l±niªy podczas sztormu jak szamoc¡ce si¦ srebra w ich sieciach, przekazuj¡, cho¢ martw¡, surowo±¢ wybrze»a gdzie rankiem bramki na pustych boiskach tworz¡, po±ród cieni, dwuskrzydªowy romb. *** Góry stanu Maine, szcz¡tki Appalachów, niegdy± wy»szych od Gór Skalistych, maj¡ goªe czuby, jak ludzie ªysi, i osuwiska stoków »¡dne siª¡ swych piargów stworzy¢ bloki budynków, gmachy wieku przyszªego. Ja za± bujaj¡c si¦ na ganku hotelu Claremont Patrz¦ od niechcenia na boisko krokieta i peªne »agli, zbyt niebieskie morze i letnie domki nad brzegiem u stóp wzgórz sosnowych kryj¡cych turystyczne szlaki, widz¦ pewne miejsce pod grzbietem, szeroki, szary, nagi plac, tam chciaªbym by¢, bardzo bym chciaª, tak bardzo a»by bªysk pioruna rozparª mi pier± bólem:
widz, jak i widok, maj¡ swój kres drogi.
V. B. Nimble, V. B. Quick
V.B. Wigglesworth: Nauka czysta i stosowana. Quick - profesor biologii uniwersytetu w Cambridge Z pogadanki spisanej z programu BBC - Radio Times V.B. Wigglesworth budzi si¦ w poªudnie, Myje si¦, goli si¦ by wygl¡da¢ schludnie Ju» jest w pracowni, odczytuje listy, Chwyta palcami tuªów glisty, ci¡ga pªaszcz i czapk¦ swoj¡ Paj¡ka zanurza w sªoju Z ªugiem, i ju» notka w prasie jest O nim, znakomitym F.R.S *, Proto-komórk¦ dzieli na sze±¢ szczura dzwonkami zagªusza na ±mier¢ Traktat pisze, a» dwa teksty wy±le Do pracy zbiorowej: Szyfr w ludzkim umy±le?. Ma odczyt, uczniom trzem przypnie ªatk¦ W Sperm-klubie wypija herbatk¦, Odrzuca star¡ komórk¦ macierzyst¡ Rozbija probówk¦, po wiedz¦ si¦ga czyst¡ I j¡ stosuje, ju» do wyj±cia skory Wkªada kapelusz i zapuszcza story Meduz¦ poucza jak rodzi¢ I równo o pierwszej wychodzi. 1954 * Fellow of the Royal Society (czªonek Królewskiego Towarzystwa Naukowego) (nazwiska Nimble i Quick oznaczaj¡ wawy i Pr¦dki)
przeª. Leszek Elektorowicz
John Updike ur. 1932
Jest autorem przeszªo 60 ksi¡»ek i jednym z najgªo±niejszych wspóªczesnych pisarzy ameryka«skich. Spo±ród niezliczonych wyró»nie«, jakie otrzymaª, mo»na wymieni¢ nagrod¦ Pulitzera (uhonorowany zostaª ni¡ dwukrotnie, co zdarzyªo si¦ tylko trzem pisarzom w historii), National Medal of Art oraz National Medal for the Humanities. Oprócz powie±ci, z których jest najbardziej znany, wydawaª tomy poezji, dramaty, eseje, tomy krytyki. Najwi¦ksz¡ popularno±ci¡ cieszyª si¦ jego powie±ciowy cykl o bohaterze, któremu nadaª imi¦ Rabbit (Królik) - wydawany w latach 1960 - 1991. Zostaª on w caªo±ci przetªumaczony na polski, ponadto wydano te» u nas m.in. Farm¦ (1993) Centaura (1998), Po kres czasu (1999) oraz najnowsz¡ powie±¢ Updike'a Terrorysta (2007). Pisarz byª sygnatariuszem listów protestacyjnych w obronie Aleksandra Soª»enicyna i przeciw niszczeniu dziedzictwa kultury »ydowskiej w ZSRR.
EUROPA 187: Zapomniaªem, kim byªem (03.11.2007)
Wiadomo±¢
Drogi przyjacielu, lotny puchu, wysoki budynku. Ujrzaªem twoj¡ twarz w porannym ±wietle, spaªe±, a twoje rysy, uwolnione od walki, zwróciªy si¦ ku bezpiecznej nico±ci obudzonego »ycia. A mnie, który tego dnia ju» wkroczyªem w ±wiat i zapomniaªem, kim byªem, wypeªniªo zdumienie samotno±ci¡ ±pi¡cego: zagadka twarzy, odwróconej zawsze na zewn¡trz od ksztaªtuj¡cego j¡ »ycia i jakby ukrytej w ±wietle. Sen jest obrazem tego gdy zbudzony widzi ±pi¡cego stoj¡c w±ród ±wiata domu pokoju i ciaªa, stoj¡c, rzucaj¡c si¦ poprzez czas samotny ze swoj¡ miªo±ci¡. A miªo±¢ to oczekiwanie. Mo»e widziaªe± we ±nie wspomnienie po raz ostatni. S¡dz¦, »e co± jak ±wiatªo po±ród wody jest dla ciebie wa»ne... i bogaty gªos listowia... to znaki zbie»no±ci mi¦dzy twoj¡ ruchliw¡ dusz¡ oraz ±wiatem. (A moja wiara jest oczekiwaniem.) By¢ mo»e w¦drowaªe± w twardszym, poªudniowym ±wietle, ulic¡ gdzie wychudzone psy porywaª ze sob¡ wiatr, w mie±cie, do którego pojedziemy, by¢ mo»e widziaªe± we ±nie to, co pó¹niej rozpoznajesz w zdumieniu, które wzbudza ch¦¢ opowiedzenia o tym, co zawsze dot¡d - jeszcze si¦ nie zdarzyªo. (Wówczas posªucham.)
Ulf Eriksson
By¢ mo»e widziaªe±; by¢ mo»e powinni±my; by¢ mo»e »ycie jest oczekiwaniem... A w tym czasie, w ±wietle zbudzonego »ycia, które rozpuszcza mierno±¢ do±wiadczenia tak, by±my mogli oddycha¢, w tym czasie dosi¦ga nas, jak wyrok wydany gdzie± w dalekim kraju, ten strach, ten niepokój »e nie odpowiemy na »¡dania ±wiata i wymagania z tej cz¦±ci ±wiata, któr¡ uczynili±my naszym »yciem. Czynisz gest, dziaªanie powstaªe z ciaªa, i on zlewa si¦ ze ±wiatem, którego gªód jest nienasycony, którego pustka jest nienasycona. Albowiem ±wiat nie czeka. Zabiera ci »ycie teraz i nigdy wi¦cej I teraz i nigdy wi¦cej... Jednak w pewnym sensie (a teraz ju» si¦ zbudziªe± i otaczaj¡ mnie, my±l¡cego, wszystkie rzeczy, które widzisz) ±wiat nie istnieje bez ciebie. I tak nie tylko przystosowujesz si¦ do ±wiata, lecz tak»e formujesz ±wiat na swoj¡ modª¦. Powierzasz swe dzieªo ±wiatªu, które otacza ±wiat i miasto, i mow¦, niewidzialne d¹wi¦ki i mnogie cienie znaków. W twej twarzy ujrzaªem wi¦cej ni» oczekiwanie, ujrzaªem bogactwo zalewaj¡ce jaªowe brzegi oczekiwania, ujrzaªem pr¦dkie rado±ci duszy, gwaªtowne nawet w spoczynku. Tak zbudzona zostaªa w rannym ±wietle tajemnicza gorliwo±¢ obietnicy. Zachwyt po drugiej stronie naszych nazw. Wysokie budynki, szerokie spojrzenie, skrzydªo, najdro»sze.
ur. 1958 Szwedzki poeta, prozaik i tªumacz z j¦zyków roma«skich, z wyksztaªcenia archeolog. Autor kilkunastu ksi¡»ek poetyckich. Debiutowaª w roku 1982 tomikiem wierszy Varelser av gräs (Stworzenia z trawy). Laureat wielu szwedzkich nagród literackich, m.in. Doblougska priset (1998), Gerard Bonniers lyrikpris (2003), Signe Ekblad-Ehlds pris (2005), Ludvig Nordström-priset (2006). Jego wiersze tªumaczone byªy m.in. na angielski i francuski. W swojej poezji Eriksson posªuguje si¦ oszcz¦dn¡ metaforyk¡, ch¦tnie pisze o ±wietle i zmysªowym postrzeganiu ±wiata przez czªowieka, o spotykaniu si¦ ludzi mimo ich wyrazistej wobec siebie odr¦bno±ci. Prezentowany wiersz pochodzi z tomu Mörkret bland färgerna (Ciemno±¢ w±ród barw, 1992). Katarzyna Szewczyk-Haake
EUROPA 188: Wszechpot¦»ne sªowo (10.11.2007)
Stance
Krwawy strzelecki ksi¦»yc. Moskwa. rodek nocy. Wielki Tydzie« si¦ ci¡gnie jak droga krzy»owa... M¦czy mnie senna zmora. W kr¡g cisza grobowa I nikt, nikt mi nie mo»e udzieli¢ pomocy. Prawdziwie car powiedziaª - nie sposób »y¢ tutaj. Bestialstwa kremlowskiego mikroby przetrwaªy: Borysa dzika trwoga, gniew, iwanów szaªy, I zamiast praw narodu - samozwa«ca buta. Kwiecie« 1940 Moskwa *** Którego niegdy± nazywali ludzie Szyderczo królem i zaiste Bogiem, Kogo zabito, a narz¦dzie tortur Ogrzaªam ciepªem wªasnej piersi... Zaznali ±mierci ±wiadkowie Chrystusa Stare plotkarki i hardzi »oªnierze, I prokurator rzymski - wszyscy scze¹li Tam, gdzie wznosiªa si¦ arka nad wzgórzem,
Anna Achmatowa (1889 - 1966)
Gdzie o urwisko przybój biª z rozmachem Wypici w winie, powdychani z kurzem I nie±miertelnych ró» zapachem. Rdzewieje zªoto, stal si¦ w proch rozleci, Kruszy si¦ marmur - do ±mierci gotowe. Najbardziej trwaªy smutek jest na ±wiecie, Najdªu»ej »yje - wszechpot¦»ne Sªowo. 1945 *** Podejmuj¦ sªuchawk¦ - prosz¦ o poª¡czenie, Odpowiada mi gªos - od dawna nie z tego ±wiata... Nie jestem a» tak samotna, mija ten chªód ±miertelny, Sm¦tnie dokoªa pªynie bª¦kitniej¡ca po±wiata. Mówi¦: - O Bo»e, nie, nie, ja absolutnie nie wierz¦, Nie mo»e zdarzy¢ si¦ takie spotkanie dwóch gªosów w eterze. I ty odpowiadasz: - Dªugo nosisz sw¡ strat¦ w pami¦ci, Twoje woªanie usªysz¦, aniele mój, nawet w ±mierci. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . I struchlaªa ze strachu swój wªasny sªysz¦ lament. Lata 50.
W mªodo±ci zwi¡zana z kr¦giem akmeistów: pierwsza »ona jego inicjatora Mikoªaja Gumilowa, przyjacióªka Osipa Mandelsztama. Na staro±¢ do grona iratorów jej osoby i twórczo±ci nale»aª mªody Josif Brodski. Bªyskotliwy debiut i kolejne tomiki przyniosªy jej rozgªos i ugruntowaªy pozycj¦ w literaturze. Sytuacja zmieniªa si¦ po wojnie domowej, kiedy to na dwie dekady zostaªa zepchni¦ta na margines »ycia literackiego. Przejmuj¡cym ±wiadectwem tego okresu jej »ycia jest ksi¡»ka Lidii Czukowskiej Zapiski o Annie Achmatowej. Oprócz szeregu niezapomnianych wierszy o tematyce miªosnej ma te» w swoim dorobku takie perªy liryki obywatelskiej jak Stance oraz poematy, z których najbardziej znane to Requiem i Poemat bez bohatera. Jednym z najwybitniejszych utworów jest nieuko«czony dramat liryczny Enuma élisz nawi¡zuj¡cy do babilo«skiego eposu o tym samym tytule. Prezentowane dzisiaj wiersze pochodz¡ z tomu Milczenie byªo moim domem, który uka»e si¦ nakªadem wydawnictwa wiat Literacki.
EUROPA 189: Cie« ±niegu (17.11.2007)
Nago±¢ prawdy
Dobrze wiem Rozpacz nie ma szkrzydeª, Miªo±¢ te» nie, Nie ma twarzy, Nie mówi¡, Nie ruszam si¦, Nie patrz¦ na nie, Nie rozmawiam z nimi Lecz jestem równie »ywy jak moja miªo±¢ i jak moja rozpacz.
Nic
On stawia ptaka na stole i zamyka okiennice. Czesze si¦, wªosy w jego dªoniach s¡ delikatniejsze ni» ptak. * Ona mówi przyszªo±¢. A ja jestem zobowi¡zany to sprawdzi¢. *
Paul Eluard
Stªuczone serce, obolaªa dusza, rozbite r¦ce, siwe wªosy, wi¦¹niowie, caªa woda jest na mnie niczym odkryta rana.
Starze¢ si¦
Cie« ±niegu Serce biaªe, krew n¦dzna, serce dziecka. Dzie«. Zawsze jest dzie« sªo«ca i dzie« chmur. Niebo, otwarte ramiona, go±cina Dla nieba.
Rzeka
Rzeka, któr¡ mam pod j¦zykiem, Woda nie do wyobra»enia, mój maªy statek, I - zasªony zaci¡gni¦te - rozmawiajmy. przeª. Piotr Sobolczyk
(1895 - 1952) Paul Eluard, wªa±ciwie Eugene Emile Paul Grindel, byª wybitnym poet¡ francuskim. Pocz¡tkowo fascynowaª si¦ dadaizmem, nast¦pnie wspóªtworzyª ruch surrealistyczny we Francji, byª jednym z najbli»szych przyjacióª André Bretona. Z tego okresu pochodzi tom Capitale de la douleur (1926), a z niego wi¦kszo±¢ prezentowanych dzisiaj wierszy. W tym samym roku wst¡piª wraz z Luisem Aragonem i Bretonem do Komunistycznej Partii Francji, z której go wykluczono w 1931 roku za zbyt radykaln¡ rewolucyjno±¢. W latach II wojny ±wiatowej dziaªaª w ruchu oporu i pisaª poezj¦ zaanga»owan¡. W 1948 roku wraz z Pablem Picasso wyst¡piª na mi¦dzynarodowym kongresie we Wrocªawiu.
EUROPA 190: Sadyzm przyjacielsko±ci (24.11.2007)
Hipodrom
Deski ogrodze« s¡ ponadgryzane, grunt gdzieniegdzie rozryty niespokojnymi krokami. Jedyne dokumenty, »e byª jaki± bunt. Trzechsetletni r¦kopis, zapomniany, kto± skandowaª wersy o ±mierci wy±cigowego konia: Baggiano generoso destrier - szybszy ni¹li strzaªa jak Pegaz - ±ladem wiatru - dra»ni bªyskawice morto e Bagiano - »agwie w oczach - wojownicze serce zabiª si¦ w czasie skoku - zªamaª sobie kr¦gosªup w tej samej chwili zaoferowaª grzbiet bogom ci¡gnie kwadryg¦ Sªo«ca... - Zat¦chªe szale«stwo perdnej retoryki nie zakryje strasznej, niemej postaci: konia, co p¦dzi obok, galopem, w milczeniu. Elektrowstrz¡sy, zawini¦te w gaz¦. Nie za mocne - »eby nie rozdra»niaªy. limaki, które przekraczaj¡ tªumnie próg kasy o okre±lonych porach, zanim go dzie« zasypie kopytami. Kanie siedz¡ na biaªych sªupkach, wbitych w ziemi¦, zim¡ w ±nieg. - Mamo, a czy koniki nie patrz¡ na chmurki? Rozpacz! Której nie mam prawa nikomu przypisa¢. To jej nie ªagodzi. To j¡ pot¦guje. Gdy si¦ wpisuje w posta¢ siªy i lekko±ci, w emblemat swobody.
Miklav» Komelj ur. 1973
- Widziaªe± kiedy swobodnego konia? - Widziaªe± nieswobodnego? - Widziaªe± swobodnego? Nie ma schematu, który by tutaj cokolwiek uznaª. Wieczne po±lizgi kopyt. Bunt, nieodró»nialny od ta«ca. Który nie wpisuje si¦ nigdzie. Dokumenty, które nie wpisuj¡ si¦ nigdzie. Kr¦gi, niesko«czone kr¦gi. Aktywizacja skurczów biegu podczas tresury. miertelne wyczerpanie. Przez powietrze mknie ciaªo bez ci¦»aru, wa»¡ce 500 kilo. Dwóch chªopców rozmawia w barze: - Wszystkie konie, które wygraªy derby nigdy ju» ich nie byªo... Muchy, co ªa»¡ po kraw¦dziach wielkich oczu i wªa»¡ w ran¦ pod biaª¡ plam¡ na czole. Konie, co nie s¡ ju» tymi samymi. Rozmowy ludzi mi¦dzy sob¡: ziewanie, omdlewanie. Woda, co leci z gumowych rurek po nieprzyst¦pnych nogach, które przest¦puj¡, po grzbietach, które z osobliwym spokojem dziko dr»¡, usuwa si¦ sprzed oczu. Obrz¦dowe kl¡twy. Sadyzm przyjacielsko±ci. Bªogie, przestrzelone zagapienie dzieci. przeª. Adam Wiedemann
Poeta, malarz, historyk sztuki. Wydaª cztery zbiory wierszy: Lu¢ delna (wiatªo delna, 1991), Jantar ¢asa (Bursztyn czasu, 1995), Rosa (Rosa, 2002 - edycja polska 2003) i Hipodrom (Hipodrom, 2006). Laureat Nagrody im. Simona Jenki za najlepsz¡ sªowe«sk¡ ksi¡»k¦ poetyck¡ wydan¡ w 2002 roku. Tªumaczy z wielu j¦zyków, m.in. Gerarda de Nervala, Fernando Pesso¦ i Pierra Paolo Pasoliniego. Mieszka w Lublanie. Komelj jest niestrudzonym poszukiwaczem i wielbicielem tekstów odrzuconych przez tradycj¦, fascynuje go zwªaszcza frenetyczna poezja wªoskiego baroku wynajdywana w neapolita«skich i weneckich antykwariatach. W jego wierszach uderza osi¡gana wyranowanymi ±rodkami przera¹liwo±¢, dochodzenie do wniosków kra«cowych i trudnych do przyj¦cia. Caªa ta twórczo±¢ jest wªa±ciwie jednym wielkim rozwa»aniem eschatologicznym obejmuj¡cym zarówno kwesti¦ duchowo±ci kosmosu, jak i ujmowanych w sposób zaskakuj¡co nieoczywisty relacji mi¦dzy Bogiem, czªowiekiem i zwierz¦ciem. Tym, co ich ª¡czy, jest przebywanie na kraw¦dzi istnienia - stamt¡d wªa±nie dochodzi nas gªos Komelja.
EUROPA 191: Obcy s¡ w ogrodzie (01.12.2007)
ANGLICY S TACY UPRZEJMI!
Anglicy s¡ tacy uprzejmi Tak strasznie uprzejmi Najuprzejmiejsi na ±wiecie. Co wi¦cej, to tak uprzejme z ich strony, »e s¡ uprzejmi I »e wy jeste±cie uprzejmi Bo je±li nie jeste±cie, dadz¡ wam to odczu¢! Amerykanie i Francuzi, i Niemcy, itd. Oni s¡ w porz¡dku, Ale nie s¡ tak naprawd¦ uprzejmi, wiecie, Nie s¡ uprzejmi w naszym rozumieniu, nieprawda»? Dlatego wªa±nie nie mo»na ich traktowa¢ powa»nie My, oczywi±cie, musimy by¢ dla nich uprzejmi Oczywi±cie, naturalnie, »e tak Przy czym nie ma znaczenia, co si¦ do nich mówi Oni i tak nie zrozumiej¡. B¡d¹cie uprzejmi, wiecie, tylko uprzejmi Ale nigdy ich nie traktujcie powa»nie, oni by nie zrozumieli, Po prostu, b¡d¹cie uprzejmi! o, bardzo uprzejmi, Oczywi±cie nie zanadto, oni to wykorzystaj¡,
D(avid) H(erbert) Lawrence
Ale tak w sam raz, po prostu uprzejmi w sam raz Aby odczuli, »e nie s¡ tak uprzejmi jak mogliby by¢.
DRZEWA W OGRODZIE
Ach, we wzburzonym powietrzu Jak ciche s¡ drzewa! A lipa, pi¦kna i wysoka, o nieruchomych li±ciach Nie traci tchnienia swego aromatu A widmowe, blade drzewko z li±¢mi Biaªymi niby ko±¢ sªoniowa w±ród rozbuchanej zieleni I jak»e ulotny jest barwny dziki bez; gdy ona na zielonej trawie wahaj¡ca si¦ Jakby miaªa ulotni¢ si¦ za chwil¦ Z caªym wdzi¦kiem swego oburzenia A modrzew, sªup tylko, za wysoki by co± zobaczy¢ A wonne sosny s¡ bª¦kitne, szarobª¦kitnym kolorem morskiej gª¦bi I mªode buki z li±¢mi ró»owo-krwawymi na kraw¦dziach Jak cicho stoj¡ razem trwaj¡c nieruchomo W powietrzu wzburzonym, wzajem obce sobie We wznieconym blasku zielonej trawy; obcy s¡ w ogrodzie. przeª. Leszek Elektorowicz
(1885 - 1930) Znakomity pisarz, skandalista - jego powie±¢ Kochanek Lady Chatterley dopiero w 1960 roku mogªa si¦ ukaza¢ w Wielkiej Brytanii w peªnej nieokrojonej wersji. Autor ksi¡»ek, które weszªy do kanonu literatury ±wiatowej. Jako poeta zostaª doceniony, a wªa±ciwie odkryty, dopiero w latach 50. ubiegªego wieku wraz z trzytomow¡ peªn¡ edycj¡ wierszy zebranych. Gªosiciel wyzwolenia instynktu i ±wiadomo±ci krwi od dominacji intelektu, erotyki za± od konwenansów, w poezji zerwaª z tradycyjn¡ wersykacj¡, zast¦puj¡c j¡ wierszem wolnym, narz¦dziem wyrazu spontanicznego uczucia poddanego surowej artystycznej kontroli. Jest to poezja obrazu, ekspresji uczuciowej, kontemplatywnego opisu. Oba prezentowane tu wiersze ogªoszone zostaªy po±miertnie. W ostatnim wierszu interesuj¡ca jest zwªaszcza dyskretna aluzja zdradzaj¡ca obecno±¢ kobiety w ogrodzie.
EUROPA 192: Ciemna strona ±wiatªa (08.12.2007)
Pasterka w ko±ciele wi¦tego Michaªa
Zimna noc; idziemy po oblodzonym chodniku. Ciemno±¢ otacza liche domki z drewna, które jeszcze tak niedawno byªo drzewem. Jak¡± godzin¦ temu wychodzili±my z domu mojego ojca, wynosz¡c do samochodu pudªa z prezentami. Brat, zabity sze±¢ miesi¦cy temu, byª nieobecny. Pªakali±my, siedz¡c pod udekorowanym drzewkiem. Ale oto widz¦: anioª po prawej stronie oªtarza, kl¦ka na jedno kolano, z r¦k¡ na piersi. Dªugoigªa choinka, ta co jest w nas naszym bytem, zielonym zim¡ i latem, obwieszona teraz wst¡»kami tryumfu i trzydziestoma zªotymi bombkami, z których ka»da przedstawia odr¦bn¡ planet¦, dom nie±miertelnej duszy. Na zewn¡trz ±nieg odczynia swoje manichejskie czyny, »eby ojca i jego trzod¦ utrzyma¢ w stanie melancholii. piewamy. O póªnocy ksi¡dz zst¦puje, jeden lub dwa stopnie, bierze Dzieci¡tko, po czym kªadzie Je w koªysce u stóp oªtarza, gdzie ju» czekaj¡ ko« i owca. Tu» po póªnocy odwraca si¦ twarz¡ do zgromadzonych, unosi suchy opªatek, ªamie - d¹wi¦k czysty i wstrz¡saj¡cy. Wznosi wy»ej obie cz¦±ci... zal¦kniony... Jak tyle innych czynów i ten powtarza si¦ zawsze. Rozkªadaj¡c r¦ce (wida¢ teraz krzy» na jego szacie), mówi nam, »e Chrystus chciaª pozby¢ si¦ ciaªa. To dziwne. My tak bardzo chcieliby±my zabra¢ nasze ciaªa, kiedy trzeba b¦dzie odej±¢... Widz¦: ciemne wody unosz¡ si¦ a» pod sut, wody wzburzone, w których dryfuj¡ ptaki jak wilki po za±nie»onych polach... Kielich stoi znowu na oªtarzu. Ocean zawirowaª i uspokoiª si¦... Czªowiek, ogromnych rozmiarów, unosi si¦ nad wodami, skrzydªa ma rozpostarte, a na piersi - ran¦.
Robert Bly ur. 1926
Pochwaªa ziarnka ry»u Ziarnko ry»u ma ksztaªt bochenka i jest przezroczyste prawie w trzech czwartych dªugo±ci. Zdaje si¦ zawiera¢ w sobie nadziej¦ i twarde tworzywo ±wiatªa. W mojej dªoni prawie nic nie wa»y. Kawaªek ±wiata sprzed epoki ssaków, istota bezkrwista, w peªni duchowa; z dusz¡ jak suche warzywo, rozta«czone w sitku, tak »e rumor budzi Dionizosa w koªysce. Ksi¦»yc w pierwszej kwadrze, ostry na porannym niebie, wygl¡da solidnie jak zawsze. Stwardniaª ju» dawno temu. Sªo«ce znika, ale nie w nim; plamy na jego powierzchni to ciemna strona ±wiatªa - chªopiec zamkni¦ty w wi¦zieniu za zbieranie drewna w Szabat. No, wi¦c noc¡ smutne wizerunki przepªywaj¡ przez twarz ry»owego ziarna, mnisi zawodz¡, a ono samo wgl¡da w swoje wn¦trze w poszukiwaniu warzywnego dziedzictwa. Kiedy unosz¦ je do ust i kªad¦ na j¦zyku, j¦zyk rozpoznaje ciaªa przodków, które nie rozpuszczaj¡ si¦ nawet wtedy, kiedy obmywa je olej cierpienia. I tak te» z naszymi dzie¢mi - to pewne, »e nie rozpªyn¡ si¦ nigdy. Ka»de jest bowiem ziarnem zrodzonym ze ±wiatªa, wymªóconym z niezliczonych kªosów nieplewionych; i nie z nas ono, nie z matki i ojca, pochodzi. Ich i nasze dusze wchodz¡ i wychodz¡, posªuszne innemu ksi¦»ycowi. Przez caª¡ noc niewyplewione ro±liny kolebi¡ si¦ w ry»owych koªyskach, a ksi¦»yc cicho unosi wody oceanu nad granitowym progiem. przeª. Artur Grabowski
Nale»y nie tylko do najwa»niejszych poetów ameryka«skich ostatniego póªwiecza, ale jest równie» osob¡ publiczn¡, popularnym i cenionym uczestnikiem debat na temat kondycji duchowego dziedzictwa zachodniej cywilizacji. Autor znanej u nas ksi¡»ki elazny Jan, traktuj¡cej o mitycznych ¹ródªach m¦skiej duchowo±ci. Opublikowaª tak»e kilkadziesi¡t zbiorów wierszy i prozy medytacyjnej, przekªady z j¦zyków skandynawskich i z hiszpa«skiego, a tak»e eseje autobiograczne, dziennik intymny oraz rozprawy z dziedziny lozoi kultury, psychologii i religii. Do jego szczególnie interesuj¡cych osi¡gni¦¢ zaliczy¢ wypada odnowienie gatunku medytacyjnego poematu proz¡. Pisarstwo ª¡cz¡ce w¡tki biograczne z tradycyjnymi tematami lozoi, a nawet teologii jest wprawdzie niezwykle rozpowszechnione w literaturze ameryka«skiej, ale Bly zdaje si¦ si¦ga¢ wyra¹nie do ¹ródeª europejskich, do zapomnianej tradycji celtyckiej i nordyckiej poezji religijnej.
EUROPA 193: Coraz rzadziej ich widuj¦ (15.12.2007)
Czterej bezgªowi
Byªo ich czterech i nie mieli gªowy. Czterem im ±ci¦to gªowy. Nazwano ich czterech bez gªowy. Kiedy wino chcieli pi¢, Na ulicy albo placu, Kelner lejek podawaª im dla picu. Kiedy jedli, krwawili, Kiedy we czwórk¦ ±piewali, ªkali, Kiedy kochali, zakrwawiali. Kiedy biegli, wiali, Kiedy pªakali, o»ywali. Kiedy spali, nie pami¦tali. Kiedy pracowali to okrutnie, Kiedy waª¦sali to butnie, Kiedy grali to inaczej, Kiedy grali, to jak wszyscy, Jak ja i ty albo i my. Kiedy grali to dziwnie. Jak mówili to z miªo±ci, Za jeden pocaªunek by dali Wszystko, co w krwi si¦ mie±ci. Na r¦kach mieli niezliczone linie, Które gubiªy si¦ w ciemnym kinie
Robert Desnos
Albo jak szyny w lesie. Kiedy siedzieli to wznio±lej ni» króle, Onie±mielaªy si¦ na ich widok idole, Kiedy niesiono je przed ich oblicze. Przynoszono im gªowy, ile razy nie zlicz¦, Dwadzie±cia albo i ponad sto razy, Z polowania, z biesiady albo od stra»y. Ale nie chcieli ich sobie naªo»y¢, Tych gªów, w których l±niªy ich oczy, Tych mózgów, które wspomnienie toczy. Mo»e i na tym du»o nie stracili Kapelusznicy i denty±ci. Jeden si¦ weseli, gdy drugi smuci. Na pewno czterech bezgªowych gdzie± »yje. Jednego nawet rozpoznaªem obci¦t¡ szyj¦. I inni mo»e sobie gdzie± spokojnie »yj¡. Pierwszy to byª Anatol. Drugi to byª Croquignol. Trzeci to Barbemoll. Czwarty znów Anatol. Coraz rzadziej ich widuj¦, W ko«cu to deprymuje Bywa¢ u zªo±liwych ludzi. przeª. Kazimierz Brakoniecki
1900 - 1945 Francuski poeta-surrealista o wyªupiastych oczach i wygl¡dzie wiecznego marzyciela. Zyskaª sªaw¦ dzi¦ki udziaªowi w seansach hipnotycznych. Byª tak»e radiowcem, jednym z pierwszych gªo±nych twórców reklamy, scenarzyst¡, malarzem i wspóªtwórc¡ ruchu surrealistycznego a» do 1930 roku, kiedy zbuntowaª si¦ przeciwko komunizuj¡cemu wówczas André Bretonowi. W poezji uwielbiaª zabawy sªowne, gry skojarze«, dowcip i humor, nie rezygnuj¡c jednak do ko«ca z uroków poezji klasycznej. Antyfaszysta z przekonania wspieraª ruch oporu, ocjalnie pracuj¡c w prasie Vichy. Uwi¦ziony i deportowany przez gestapo umiera z wyczerpania w obozie Theresienstadt (czeski Terezin) 8 kwietnia 1945 roku. Autor m.in. tomów wierszy Corps et biens (1930) oraz Fortunes (1942).
EUROPA 194: Z porywem Miªo±ci (22.12.2007)
Little Gidding V
To, co zwiemy pocz¡tkiem, to cz¦sto jest kresem, A doj±cie do kresu oznacza poczatek. Kres jest tam, sk¡d wyruszamy. A ka»dy zwrot I zdanie trafne (gdzie ka»de sªowo jest u siebie w domu, Zajmuj¡c swoje miejsce, aby wspiera¢ inne, Sªowo ani nie±miaªe, ani zbyt dostojne, Swobodne wspóªdziaªanie nowego ze starym, Sªowo potoczne, jasne, ale nie prostackie, Sªowo dokªadne, ±cisªe, lecz nie pedantyczne, Caªy korowód ta«cz¡cy zgodnie) Wers ka»dy i ka»da fraza s¡ pocz¡tkiem i ko«cem, Wiersz ka»dy epitaum. A wszelkie dziaªanie Krokiem pod topór, w ogie«, w gardziel morza Lub pod nieczytelny kamie«: oto sk¡d wyruszamy. Umieramy z umieraj¡cymi: Spójrz, ju» odchodz¡, my idziemy z nimi. Przychodzimy na ±wiat ze zmarªymi: Spójrz, powracaj¡, nios¡ nas w ramionach. Chwila ró»y i chwila cisu Trwaj¡ tak samo dªugo. Ludy bez historii Od czasu nie s¡ wyzwolone, gdy» historia jest deseniem Chwil wiekuistych. A wi¦c, gdy wygasa ±wiatªo
Thomas Stearns Eliot 1888 - 1965
W zimowy przedwieczerz, w ustronnej kaplicy Historia jest teraz i Anglia. Z porywem tej Miªo±ci i gªosem tego Wezwania Nie ustalimy w dociekaniach, A kresem wszelkich naszych poszukiwa« B¦dzie doj±cie tam, sk¡d wyruszyli±my I poznanie tego miejsca po raz pierwszy. Przez nieznan¡, pami¦tan¡ bram¦ Gdy na ziemi pozostanie do odkrycia Tylko to, co byªo pocz¡tkiem; U ¹ródªa najdªu»szej rzeki Gªos ukrytego wodospadu A w±ród li±ci jabªoni dzieci Nieznane nam, gdy» nikt ich nie szukaª Lech sªyszane, jako póªgªos, w ciszy Mi¦dzy dwiema falami morza. wawo teraz, tutaj, teraz, zawsze Stan caªkowitej prostoty (Kosztuj¡cy nie mniej ni» wszystko) I wszystko b¦dzie dobrze i Wszelkie sprawy uªo»¡ si¦ dobrze Gdy pªatki pªomienia splot¡ si¦ W koronowany w¦zeª ognia I ogie« i ró»a stan¡ si¦ jednym.
Cztery kwartety Eliota - podobnie jak ostatnie kwartety Beethovena, które Eliot uwa»aª za arcydzieªa - s¡ powi¡zane ze sob¡ tematycznie, a odpowiadaj¡ce sobie cz¦±ci Kwartetów poety wykazuj¡ podobn¡ form¦. Nazywaj¡c swoje dzieªo Kwartetami, Eliot chciaª zapewne podkre±li¢ muzyczne wªa±ciwo±ci poezji. Tematem poszczególnych utworów s¡ cztery »ywioªy: powietrze, ziemia, woda i ogie«. Temat czasu (historii) jak basso continuo przewija si¦ przez wszystkie cztery utwory. W ostatnim Kwartecie zatytuªowanym Little Gidding Eliot przeciwstawia wiatrowi, który jest symbolem zmian i niepokoju, ogie«, symbol wieczno±ci, Boga-Stwórcy, miªo±ci. Kwartety speªniaj¡ funkcj¦, któr¡ sam Eliot okre±liª tymi sªowami: Albowiem ostatecznym obowi¡zkiem sztuki jest narzuci¢ wiarygodny ªad zwykªej rzeczywisto±ci i daj¡c w ten sposób wgl¡d w pewien ªad istniej¡cy w rzeczywisto±ci, doprowadzi¢ nas do stanu pogody, uspokojenia i pojednania.
EUROPA 195: mier¢ i uboczne efekty (29.12.2007)
Znikome sªonie
Cho¢ nasz Pan, Jezus Chrystus, byª nawi¦kszy, uczyniono go najbardziej znikomym ze sªoni Bestiarium Ci, co maj¡ talent, graj¡ w defensywie, bo Chwaªa, Nieruchomo±ci, czy Girlsy - nie s¡ darem cnoty; trudni¡ si¦ oni przekªadaniem na wiersz lub na proz¦, równie dobrzy w tragicznych jak i komicznych fragmentach; zmuszaj¡ opowiadaczy do wymy±lania historii o tym, »e kucharze bior¡ si¦ z nadpsutego mi¦sa. Ale Hugh z Lincoln czy Peter Chaver s¡ tylko zwierzyn¡ dla reporterów, niusami, jak Auschwitz; Dickens by ich nie wymy±liª, a Halley nie przewidziaª: genetyczne literówki wydaj¡ na ±wiat cudowne dzieci, imbecyli, karªy, ale »adnych Liczb Pierwszych, »adnych wi¦tych. Bo te» i zdj¦cie nie uchwyci aureoli: jej »ar si¦ skrywa jak apetyczna ¢ma, która przedstawia za pomoc¡ pantomimy swych niesmacznych kuzynów. Dzicy nawróceni, na morzu, pod »aglem padaj¡cej kultury, wymy±lili kilka opowie±ci, które mog¡ przetrwa¢ - Jerzemu bardzo do twarzy z jego smokiem ale te» mnóstwo bredni, cuchn¡cych gnoz¡ stert kompostu, gdzie plewi¡ si¦ faªszywe kulty: nigdy nie byªo »adnej Katarzyny z Koªem, ani Barbary, która bªogosªawiªaby Artyleri¦;
Wystan Hugh Auden
»aden Uncumber nie szedª w sukurs angielskiej »onie, gdy obªapiaª j¡ spro±ny m¡». Niektóre anegdoty, nawet z tamtych ciemnych lat, dotarªy do nas wystarczaj¡co dziwne, »eby za±wiadczy¢ prawdzie: Perpetua ze zwierz¦c¡ naro±l¡ na czubku gªowy próbuje by¢ przekonywaj¡ca. - Tato, je±li to jest dzban, ja jestem Chrze±cijank¡, i ±ni o pasterzu, który pocieszy j¡ ±mietankowym serem. Mimo naszej smykaªki do nauki - wci¡» jeste±my skonsternowani: co ugryzªo przedstawicieli naszej rasy, »e stali si¦ znikomymi sªoniami? Cie»kie »ycie, cz¦sto ci¦»ka ±mier¢ i uboczne ich efekty, ci¦»kostrawne dla humanistów, to oznaki, które niczego nie zdradzaj¡. Tego, co mogªoby co± zdradzi¢, nie sposób sprawdzi¢: wszyscy, którzy ich spotkali, mówi¡ o Rado±ci, zmieniaj¡cej wygodne »ycie w »aªo±¢ i smród. Je±li ich przeczucia s¡ trafne, dobrze tªumacz¡ dlaczego jest co± ±liskiego w Wysokim Stylu i jego wyznawcach oraz po co dodajemy kªopotliwy przedrostek nadnaturalnemu »yciu, które mogliby±my spokojnie wie±¢, gdyby nie nasza natura. maj 1966 przeª. Paweª Marcinkiewicz
1907 - 1973 Obiegowa opinia ka»e nam wierzy¢, »e jego pó¹ne wiersze nie dorównuj¡ poetyckim osi¡gni¦ciom z czasów mªodo±ci. Zdaniem niektórych krytyków pó¹n¡ poezj¦ Audena wzi¦ªy we wªadanie skostniaªa katolicka dewocja i przem¡drzaªe doktrynerstwo, które wyeliminowaªy zupeªnie j¦zykow¡ nieprzewidywalno±¢ i muzyczn¡ czysto±¢ jego wczesnych utworów. To nieprawda. Poezja Audena nigdy nie straciªa tego, co stanowiªo od samego pocz¡tku o jej wielko±ci: d¹wi¦kowej maestrii i polotu czy te» etycznej przenikliwo±ci. W latach 60. i wczesnych 70. ukazaªy si¦ bodaj najznakomitsze tomy poety: W hoªdzie Klio, Miasto bez murów czy niedoko«czony i wydany po±miertnie Dzi¦kuj¦, mgªo. Pó¹ne wiersze Audena wci¡» mog¡ zachwyci¢ wspóªczesnych czytelników ±wie»o±ci¡ spojrzenia na ±wiat. Mog¡ te» zaintrygowa¢ pewnym rodzajem zaanga»owania w rzeczywisto±¢, który staª si¦ obcy dzisiejszej wra»liwo±ci. Zakorzenienie zarówno w zycznym ±wiecie, jak i w kulturze odczuwamy jako pewien ci¦»ar. Wiersze Audena demonstruj¡, »e tak nie musi by¢.
EUROPA 196: yk po ªyku (05.01.2008)
Dobrana para
Ulica Rambuteau Niedziela godzina jedenasta on i ona ona i on zgodnie mocz¡ zelówki w rynsztoku którym spªywaj¡ wody z rybnego targu a potem starannie wycieraj¡ je o kant trotuaru wdepn¦li bowiem w straszne gówno
Kitty O'Schea
teraz kiedy ucz¦ si¦ pi¢ przewiduj¡c »e ju» wkrótce zostan¦ emerytem od czasu do czasu popoªudniami chadzam do Kitty O'Schea
Jacques Roubaud ur. 1932
i zamawiam a pint of guiness, please zasiadam z ksi¡»k¡ w j¦zyku angielskim i sp¦dzam godzin¦ w samotno±ci na nie±piesznym czytaniu popijaniu ªyk po ªyku czarnej gorzkiej i orze¹wiaj¡cej smoªy Kitty O'Schea to znany irlandzki pub w centrum Pary»a dwa kroki od Tuilleries lecz mimo to wyobra»am sobie »e jestem w Londynie sposób nie gorszy ni» inne »eby znale¹¢ si¦ gdzie indziej ni» w mie±cie w którym mieszkam no no mówi¦ sobie có» za dobrana para przeª. Krystyna Rodowska
Francuski poeta, prozaik, eseista, matematyk i tªumacz poezji. Jest autorem wielu tomów wierszy, jednak najbardziej zaskoczyª Roubaud krytyk¦ i czytelników tomem Quelque chose noir (1986) napisanym po ±mierci ukochanej »ony Alix. Roubaud jest najbardziej znanym obecnie czªonkiem grupy Oulipo (Pracownia Literatury Potencjalnej) stawiaj¡cej sobie za cel wyzwolenie twórczego potencjaªu przez dobrowolne poddanie si¦ wybranym ograniczeniom formalnym. Ten erudyta uprawiaj¡cy wielogªos literackich odniesie« jest tak»e autorem napisanych ze sporym poczuciem humoru wierszy opisuj¡cych Pary». Dwa prezentowane utwory z tomu Ksztaªt miasta zmienia si¦, niestety, szybciej, ni» ludzkie serca (1999) wchodz¡ w skªad antologii 14 poetów francuskich Na szali znaków, która uka»e si¦ na pocz¡tku 2008 roku nakªadem Biura Literackiego Wrocªaw.
EUROPA 197: Ku nowym czasom (12.01.2008)
O nowy pocz¡tek
Zwracam si¦ ku nowym czasom, Kiedy wszystko b¦dzie mo»liwe od razu, Na czuªy dotyk, na drobny znak uwagi, Na dotyk palca i d¹wi¦k imienia, Na ledwie zauwa»aln¡ zmarszczk¦, na drgnienie ¹renicy. Zwracam si¦ ku twórcom »elaznych systemów, Ku strategom pokoju, generaªom ziszcze« i zniszcze«, Mierniczym nowych granic na starych mapach. W nowych czasach jednego zast¡pi wielu, Klony skªoni¡ nawet starców, by zeszli im z drogi. Zwracam si¦ ku tym, którzy sprzedawa¢ b¦d¡ Swoje wspomnienia, swoje kraje, Ksi¦»niczki, rycerzy, gwiazdy lmowe, Wraz z ich ubiorami, bi»uteri¡, r¦kawiczkami, wachlarzami, Karetami, jachtami, samochodami i hulajnogami. W nowych czasach nie ma ogranicze« w kupnie i sprzeda»y. Wszystko jest na sprzeda», wszystko mo»na kupi¢ I ponownie sprzeda¢ w nast¦pnym sezonie. Z ka»d¡ ±mierci¡ - nowe zakupy, na to si¦ tylko czeka. Zwracam si¦ w imi¦ porz¡dku i pokoju, W imi¦ galaktyki i wyobra¹ni. Zwracam si¦ w imieniu narodu, co si¦ gromadzi, I w imi¦ narodu, co w obronie sprawiedliwo±ci M¡drze znosi - niesprawiedliwo±¢. Zwracam si¦ ku nowym czasom. Zwracam si¦ ku wszystkim, którzy szukaj¡ pocieszenia, Ku wszystkim, którzy nie lubi¡ siebie,
Olja Ivanjicki ur. 1931
Znad kraw¦dzi przepa±ci si¦ zwracam W imi¦ dobra, nie zªa, Ku poszukiwaczom i zm¦czonym graczom, Konstruktorom tajnych i jawnych formuª, Ku handlarzom biaªym proszkiem i ciemnymi zamiarami, Ku nowym Lukrecjom, Trucicielom skoncentrowan¡ substancj¡ mierciono±nych mgieª i dymów, Tlenku magnezu, bromu, cyjanku, suldów, fenolu, Kwasów, w¦glanów, jodku potasu, uranu, siarki, azotu. Ku alchemikom fosforyzuj¡cego blasku I mrocznych teorii. Zwracam si¦ ku wszystkim, którzy zbª¡dzili Na ±cie»kach tego milenium i znale¹li si¦ na dnie przepa±ci. Zwracam si¦ ku Globalnej Hali nowych czasów. Widz¦ j¡ caª¡, rozlegª¡, ostrzegaj¡c¡, wszystkowidz¡c¡, Z czujnymi uszami, przyczajon¡, Z obrazami na »yczenie, z histori¡ wedªug potrzeb. Zwracam si¦ ku tym, którzy tu siedz¡ Zamy±leni, a równocze±nie w jaki± sposób zadowoleni Z tych swoich ruchów na szachownicy, Które nie zostaªy jeszcze zarejestrowane, Bo jeste±my ju» poustawiani na tej wielkiej szachownicy Jako pionki, królowe, króle, konie, wie»e, go«cy-uczeni. Panowie, wybierajcie gury, Za chwil¦ zacznie si¦ rozgrywka! Z j¦zyka serbskiego przeªo»yª Grzegorz atuszy«ski
Olja Ivanjicki, urodzona w Panczewie, Wojwodina, córka rosyjskich biaªych emigrantów polskiego pochodzenia, majora Vasilija Ivanjickiego i Weroniki Piotrowskiej. Szkoª¦ ±redni¡ uko«czyªa w Kragujewacu, Akademi¦ Sztuk Pi¦knych w Belgradzie. Po studiach podyplomowych uzyskaªa w nagrod¦ stypendium Fundacji Forda na kontynuacj¦ studiów w USA w 1962 roku, a w 1978 mo»liwo±¢ uczestniczenia w programie Fundacji Fulbrighta Artist in Residence. Jedna z najwybitniejszych malarek serbskich XX wieku, poetka i eseistka, uzyskaªa najwy»sze nagrody w kraju i szereg cennych wyró»nie« i tytuªów mi¦dzynarodowych. Tradycja, dziedzictwo i ci¡gªo±¢ kulturowa w aspekcie przemian cywilizacyjnych to gªówne tematy jej malarstwa i poezji.
EUROPA 198: Ostygªo serce (19.01.2008)
Gªosy
(Dwoje ludzi przelatuje w sferze ±nie»yc) On Nie ma ko«ca ±niegowym chórom! Twoje oczy gwiezdne nie zgasn¡! R¦k¡, wzniesion¡ ku chmurom, Ci¡gniesz mnie w otchªa« przepastn¡! Ona O, dosi¦gnij! O, dogo«»e! Przemkn¦ªy dnie. Min¡ eony. Glob w lód si¦ zmieni. Ksi¦»yc ku ziemi Przechyli si¦! On Komu los mój s¡dzony, Ten zgubiony W bezdennej mgle! Ona Wyzb¡d¹ si¦ trwogi! Zamie¢ w póª drogi Ciebie do±cigªa. Pieszcz¡ ±nie»yce. Ty - w kr¦gu ksi¦»yca. Ciebie przeszyªy ±nie»ne igªy! On Serce jak bryªa Górskiej lawiny Toczy si¦ w bezde«... Tobie zguba miªa, Dziewico gª¦biny
Aleksander Bªok
Gwiezdnej! Ona U±piªam wielu Królów i wojów... Sªuchaj ±niegu bez trwogi! Z ±nie»nego kasztelu, Z nadgwiezdnych pokojów piewaj¡ bojowe rogi! On Miecz mój dwusieczny Uton¡ª w srebrnej ±nie»ycy... Gdzie miecz mój? Gdzie miecz mój! Ona Uwa»aj! Jestem wiatr wsteczny! My - w kr¦gu ksi¦»yca! My - w gwiezdnej otchªani wiecznej! On Wybacz, ojczyzno! Witajcie, chªody! Otwórzcie mi r¦ce st¦»aªe! Ona Sªuchaj, sªuchaj surm, co zagrzmiaªy! Kto mªody Porzu¢ »yciow¡ szarzyzn¦! On Wybacz mi! Wybacz! Ostygªo serce! Gdzie»e± ty, sªo«ce? (nie»yca wznosi biaªy krzy») przeª. Zbigniew Dmitroca
(1880 - 1921) Poeta, tªumacz i dramaturg, najwybitniejszy obok Andrieja Bieªego przedstawiciel drugiego pokolenia rosyjskiego symbolizmu. Jego poezja ewoluowaªa od kultu wiecznej kobieco±ci uosabianej przez tytuªow¡ Pi¦kn¡ Dam¦ z pierwszego tomu wierszy po kontrowersyjny, do tej pory wieloznaczny poemat Dwunastu, w opinii wielu interpretatorów b¦d¡cy apoteoz¡ rewolucji bolszewickiej. Ostatnim utworem jest historiozoczny wiersz Scytowie. Twórczo±¢ Bªoka wywarªa znaczny wpªyw m.in. na mªod¡ Achmatow¡. Na jej wczesny dedykowany mu liryk Do poety przyszªam w go±ci... odpowiedziaª strofami zaczynaj¡cymi si¦ od sªów: Pi¦kno, straszna rzecz, powiedz¡..., które do tej pory niepokoj¡ swoim zªowieszczym profetyzmem. Niebagatelne znaczenie dla rozwoju wiersza rosyjskiego miaªo jego nowatorstwo formalne; z jednej strony polegaªo ono na wprowadzeniu rymów niedokªadnych, z drugiej za± na odej±ciu od wiersza sylabotonicznego i zast¡pieniu go tzw. dolnikiem, którego odpowiednikiem w wersykacji polskiej jest trójzestrojowy wiersz toniczny. Innym przejawem tego nowatorstwa byªy nieliczne wiersze wolne pisane w pierwszych latach XX wieku.
EUROPA 199: To miasto moim nie byªo (26.01.2008)
Dublin
Szara cegªa na cegle Uroczysty spi» Na ponurych cokoªach O'Connel, Grattan, Moore* Piwowarskie barki, ªab¦dzie Na ogrodzonej rzeczuªce I mlecznobiaªe okienko Nad obskurnymi drzwiami Lekki powiew na policzku I z kurka tryskaj¡cy porter Z koªnierzem jasno»óªtej piany Za± Nelson z Kolumny pomnika Patrzy na koniec swego ±wiata. Nigdy to miasto moim nie byªo Nie urodziªem si¦ tu ani wychowaªem Do szkoªy tu nie chodziªem Nie b¦d¦ tu mieszkaª ani tu nie umr¦, Lecz w mej pami¦ci trwa ono Ze sw¡ znoszon¡ elegancj¡ Z delikatnymi ranami deszczu Ze swymi duchami, które spaceruj¡ I tymi, co si¦ kryj¡ poza Murami georgia«skich fasad Poza okrzykiem i cierpieniem Przepychem n¦dzy Bufonad¡ rozmów wiatªa ta«cz¡ na rzece Do taktu harmonii A sªo«ce gdy o poranku wstaje Rozrzuca na wodzie karmelki A mgªa na wzgórzu Wicklow Zbli»a si¦, jest tak blisko
Louis MacNeice (1907 - 1963)
Jak chªopstwo na dworze pana Jak Irlandczyk przy irlandzkim Angliku, Jak morderca jest blisko chwili Kiedy zabije czªowieka, Albo jak wªa±nie ta chwila Jest blisko chwili nast¦pnej. To nie jest miasto irlandzkie Ani nie jest angielskie Ze sw¡ histori¡ walk i zbrodni I z zimn¡ sªaw¡ Odªamu ªaci«skiego Ko±cioªa, Oratorskich frazesów, Lecz, och, jak dnie s¡ ªagodne, O tyle ªagodne, »e w niepami¦¢ id¡ Dobrze nauczone lekcje, Kula na mokrej ulicy Ciemne interesy Poprzez ±miech bªysk stali Cztery dwory spalone. Twierdzo Skandynawów Garnizonie sakso«ski Stolico Augustia«ska Celtyckiego narodu Przyswajaj¡ca wszystko Co obcy wnosili Dajecie mi czas do namysªu I odwracacie mi jak akrobata Sw¡ »onglerk¡ dawne lata By ta szaro±¢ rozkwitaªa Szary kamie«, woda szara I na cegle szarej cegªa zabªysªa. * Postacie historyczne Irlandii przeª. Leszek Elektorowicz
Brytyjski poeta urodzony w Belfa±cie. Studiowaª lologi¦ klasyczn¡ w Oksfordzie i wi¦kszo±¢ »ycia sp¦dziª w Anglii. Wykªadaª literatur¦ greck¡ na uniwersytecie w Birmingham, za± w latach wojny zwi¡zaª si¦ z BBC, pisuj¡c udane i bardzo popularne sªuchowiska radiowe. W okresie studiów zaprzyja¹niª si¦ z W. H. Audenem i dwoma innymi wybitnymi poetami, C. Day Lewisem i S. Spenderem. Wspólnie tworzyli grup¦ poetów lat trzydziestych, dystansuj¡cych si¦ wobec swych bezpo±rednich poprzedników, T. S. Eliota czy Ezry Pounda. Formuªowali program poezji bardziej otwartej na problemy »ycia codziennego, zwªaszcza w aspekcie spoªecznym. Bliskie byªy im nurty lewicuj¡ce - co na ogóª zmieniªo si¦ radykalnie w trakcie wojny domowej w Hiszpanii i podczas II wojny ±wiatowej. Byli przeciwnikami zamykania si¦ poezji w wie»y z ko±ci sªoniowej i to zarówno, gdy chodzi o tematyk¦, jak i poetyk¦. MacNeice w swej znakomitej poezji ª¡czyª rzeczowo±¢ z metazyk¡, ukazuj¡c okrucie«stwo historii i krucho±¢ egzystencji. Sam umarª przedwcze±nie na zapalenie pªuc, którego nabawiª si¦ podczas nagrywania programu w podziemiach starej kopalni.
EUROPA 200: - (02.02.2008) numer jubileuszowy nie zawieraj¡cy poezji
EUROPA 201: Zªudzenia iskier (09.02.2008)
Na ten przykªad
jestem przekonany, »e mo»esz w zupeªno±ci zaufa¢ wyobra¹ni i ±cie»ynom, które wybiera j¦zyk na bezdro»ach. On mógªby wiedzie¢ - w ka»dym razie to rozumniejsza od nas, by¢ mo»e jedyna por¦cz. Kiedy brniesz przez pustyni¦, potrzebujesz wody i rezerwowych cz¦±ci do motoru d»ipa. We¹ zatem wszystko, co jest w tym sªowniku, jak i to, czego nie ma. Mo»e ci si¦ przyda. Jak i pó¹niej, i wtedy, gdy ci¦ ju» nie b¦dzie zªudzenia iskier nad wydmami i gwiazdy b¦d¡ bªyszcze¢. Brzydka pogoda Na to, co si¦ odbywa w tych drobnych kropelkach (teraz ju» trzeci dzie«), nie ma »adnego wyja±nienia. Ani »adnej prognozy. Wszystkie te dªugofalowe s¡ mylne, a te na krótszy termin zawsze si¦ spó¹niaj¡, bo mówi¡ tylko o tym, co ju» wiemy. Nie wiem dlaczego, ale tak mówimy. Nigdy si¦ nie przyzwyczaimy do staªo±ci zmian ani do ich zmienno±ci, inaczej mówiliby±my co innego. Je»eli istnieje jaki± ±wiat, gdzie jest inaczej, mamy farta. Ale tego si¦ nigdy nie dowiemy, jak wiadomo, aczkolwiek tylko w supozycji. Z t¡ jej gªadko±ci¡ satynow¡. Je»eli istnieje
Primoz Cucnik
jaki± ±wiat, który jest taki, mogªoby si¦ nam naprawd¦ upiec. I to bez ±ciem i gró¹b. No i tak. Daªbym ci ch¦tnie prezent, który mam dla ciebie, chocia» nie wiem jeszcze, czy si¦ tam udam, ani czy b¦dziesz powoªana, »eby przej±¢ obok, cho¢by i pod postaci¡ kropli sªonych ªez albo zagadnienia.
Korekta
Wyobra¹ sobie wszystkie swoje bª¦dy wydrukowane na kartce papieru zaznaczone czerwonym albo zielonym kolorem wszystkie lepsze rozwi¡zania ponad wszelk¡ w¡tpliwo±¢ zamarkowane krótko jasnymi znakami jak jednoznaczny bª¦kit niektórych przeczu¢ ostatni dzie« tygodnia do kogo si¦ u±miechasz kogo tracisz w czasie tej jazdy - tego roku zatem b¡d¹ taki przy tej my±li - przy tym oddechu musz¡ od ciebie odpa±¢ wszystkie martwe literki przeªo»yª Adam Wiedemann
ur. 1971 Uwa»any jest w Sªowenii za najwybitniejszego poet¦ swojej generacji. Jego ewolucja twórcza przebiegaªa od zainteresowa« wysokim modernizmem w osobach Edvarda Kocbeka i Czesªawa Miªosza (tom Dve zimi [Dwie zimy], 1999) poprzez wpªywy poezji polskiej lat 90., Franka O'Hary i Johna Cage'a (Ritem v rokah [Rytm w r¦kach], 2002, oraz Akordi [Akordy], 2004) a» po gªos caªkiem ju» wªasny, widoczny w ksi¡»kach Nova okna (Nowe okna, 2005) tudzie» Delo in dom (Praca i dom, 2007). Dojrzaªy wiersz Cucnika ma zwykle ksztaªt kalekiego traktatu, którego logiczny z pozoru tok popada stopniowo w konsternuj¡c¡ nieskªadno±¢, w miejsce za± gªadkich sformuªowa« pojawiaj¡ si¦ brzydkie anakoluty. Wszystko to oczywi±cie robione jest ±wiadomie, z zaci¦to±ci¡ neoprymitywisty albo dziecka, które psuje ulubion¡ zabawk¦. Ta poezja nie proponuje rozwi¡za« ªatwych ani trudnych, proponuje rozwi¡zania rozchwiane. Cucnik jest z wyksztaªcenia lozofem, redaguje miesi¦cznik literacki, tªumaczy poetów polskich i ameryka«skich, a naszym czytelnikom znany jest z ksi¡»ki Zapach herbaty (2002).
EUROPA 202: Po pi¡ce Lasy (16.02.2008)
Solo
Panie mój oto i ja Przybywam z maªej Bretanii Mam chlebak ci¦»ki od ªez Smutków i wierszy Doszedªem A» do twojego wielkiego królestwa To byªa daj¦ sªowo dªuga podró» Jak truwer Szedªem przez miasta I wioski Panie mój oto i ja Rodem z Bretanii Mam dom w Botzulan on¦ i dzieci Psa i cyprysy dwa Czy pozwolisz mi odzyska¢ To wszystko Panie? Wªó» palce W moje zgniªe pªuca Zimno mi jestem wyczerpany O moje blade ciaªo wotum! Panie mój oto i ja Przychodz¦ do Ciebie chory i nagi Zamkn¡ªem wszystkie ksi¡»ki I wszystkie wiersze eby tylko pojawiªa si¦ Ta jedna jedyna my±l Skromna i niedoko«czona Jak zwykªe ¹ródªo Zanim spadn¡ deszcze I zabªysn¡ kwiaty Panie oto i ja Przed twoim Obliczem Pie±niarz dworów i »ywopªotów Có» mam Tobie da¢ W r¦kach mych zm¦czonych Same drogi i szlaki Wierny piec i morza huk Czasy przemin¦ªy Jak woda pod wierzbami Nie poznaj¦ swoich lat Ani pociechy ciaªa Znam jedynie te sªowa I skarg¦ t¦ Oto moja poezja Czy»by moja dusza uspokoiªa si¦ Pod koniec niefrasobliwych lat? Solo Sam Szloch piew Bretani¦ moj¡ dobrze znam
Xavier Grall (1930 - 1981)
piewy i ta«ce Transy Nocne festyny Wytryskaj¡ce po wioskach Po»egnania s¡ jak powitania Jak gwaªtowne miªo±ci I melodie Rock-and-roluj¦ i ja W rytmie Dan Ar Brasa Folkuj¦ i ja We w±ciekªo±ci Glenmora Kan-an-diskanezuj¦ w ta«cu i ja W radosnym fest-noz Tak Marzyªem o zachwyconym narodzie O nowej Ziemi wi¦tej O królach breto«skich i bardach Jak po chªopsku na bombardach Zachwycenia wyczarowuj¡ Miód w pucharach pªonie Ta«cz¡ wioski Na pagórkach Dlaczego wi¦c si¦ skar»¦ Skoro ±wi¦tujemy rado±¢? Sk¡d ten poga«ski smutek Po wyprawach rycerzy Artura? Pªaczcie pagórki Pªaczcie doliny Nad martwymi zamkami Od Bolesnej Stra»y Po pi¡ce Lasy Spoczywaj¡ miecze i poematy Panie Bo»e Dlaczego si¦ ukrywasz Przed oczami tych którzy ci¦ kochaj¡? Panie Bo»e Przez zwiastowania poetów W godzin¦ szcz¦±liw¡ Twego przyj±cia wierz¦ Pojawisz si¦ w sadzie Przyjdziesz Drog¡ Mleczn¡ Orlika ±cie»k¡ A nasze domy z kamienia Stan¡ si¦ schronieniem Twoim Poªo»ymy chleb i wino Na naszym stole Nad oªtarz polec¡ goª¦bice Panie Bo»e Kiedy przyjdziesz w chwale Czy i ja wróc¦ Do parai swojej? Kenavo Kenavo
Pisz¡cy po francusku breto«ski poeta, prozaik, dziennikarz, który uwa»aª, »e droga do wolnej Bretanii prowadzi przez woln¡ kultur¦. Jako publicysta pisywaª gªównie do La Vie catholique, Témoignage Chrétien, Le Monde. Ubolewaª, »e nie zna j¦zyka swoich celtyckich przodków. Wojna w Algierii ukazaªa mu okrutne oblicze imperialnej Francji i spowodowaªa zwrot w jego twórczo±ci i pogl¡dach. Jeden z legendarnych dzi± przedstawicieli odrodzenia breto«skiego w kulturze, sztuce i literaturze lat 60. i 70. XX stulecia we Francji. Emocjonalny poemat Solo ukazaª si¦ na kilka miesi¦cy przed przedwczesn¡ ±mierci¡ pisarza.
EUROPA 203: Przerwana melodia (23.02.2008)
TANTALE
Peªny jestem tantalów. Nie jestem tantalem ja, nie, to oni, ilu? Male«cy, mrówki, bªonkoskrzydªe, podziemne, kopalne, lataj¡ce ryby, ±lubne: tylu tantalów »e skór¦ mi elektryzuj¡, »e pchaj¡ mnie na kraw¦d¹ moich wªasnych warg. I nie s¡ owocami, nie, ni wod¡ w kielichu prze±wiecaj¡c¡ zªoto, któr¡ oni, spalaj¡c si¦, wypiliby lub pogry¹li. Kropla po kropli, por za porem, lilipuci tantale wychylaj¡ si¦, przyszpilaj¡ opuszki mych palców, osiadaj¡, ±lizgaj¡c si¦ na mych rz¦sach, wichrz¡ pochodnie w moich wargach. A ja cichy, tantalowy, nie mog¦ wytrz¡sn¡¢ ich, uzbroi¢, tantale, które nie wiedz¡, czym jest jedwab, sok, sªodycz, spa¢ pocieszonymi. Tantale udr¦ki, tylu i tylu m¦czenników albo tantalów.
***
Wst¡piªem ±ród pustyni wrót nie zamykaj¡c
Gerardo Diego
NADZIEJA
Kto powiedziaª »e si¦ wyczerpuje krzywa zªoto po»¡danie prawowity d¹wi¦k ksi¦»yca na marmurze i doskonaªa plisa skrzydeª ochronnych kina gdy sprawuje swój ªagodny protektorat? Przeszukajcie moj¡ kiesze« Znajdziecie w niej pióra na mocy ptaka okruchy w poszukiwaniu chleba nad»arte bóstwa sªowa o wiecznej miªo±ci bez karty l¡dowania i ukryt¡ ±cie»k¦ fal
***
Wyjawi¦ ci sekret »ycia sekret »ycia to wcisn¡¢ mi¦dzy palm¦ i palm¦ syna marnotrawnego i z prawej od wiatru a z lewej od szale«ca uzyska¢ by przeltrowaªa si¦ królewska korona Wstawaj ka»dego dnia o innej godzinie i mi¦dzy godzin¡ i godzin¡ przekomponuj je aby inkrustowa¢ anioªa Nic nie ma jak wci±ni¦te westchnienie i mi¦dzy westchnieniem i westchnieniem przerwana melodia Pozwól »e ci za±piewam niebiesk¡ szczelin¦ i interwaª przeªo»yª Piotr Sobolczyk
(1896 - 1987) Jeden z najwybitniejszych poetów hiszpa«skich XX wieku, tak»e profesor literatury. W 1918 roku poznaª w Madrycie Vicente Huidobro i przyst¡piª do kreacjonistów, potem za± zwi¡zaª si¦ z pokoleniem 27 (tzw. drug¡ awangard¡), b¦d¡c niejako ª¡cznikiem mi¦dzy tymi grupami. W 1925 roku otrzymaª nagrod¦ Premio Nacional de Literatura. Okres wojny domowej sp¦dziª we Francji. W 1979 roku otrzymaª Premio Cervantes. Wydaª ponad 50 tomów poezji. Prezentowane wiersze pochodz¡ z okresu powojennego, z tomów Alondra de verdad (1941), Biograa incompleta (1953) i rozproszonego cyklu Hojas z lat 70. i 80. (peªne wydanie w trzech tomach poezji zebranych z 1996 roku).
EUROPA 204: Pªug smutku (01.03.2008)
A kiedy ci si¦ zdaje
A kiedy ci si¦ zdaje, »e w±ród ludzi i wszelkich innych stworze« tylko nienawi±¢ budzisz, bo zszedªe± za gª¦boko w dawno±¢ gdzie mieszka ±mier¢ i wszystkiego zbawion kroczyªe± w tempie swojego wzroku, który ogarniaª wszystko podobny do obªoku otoczonego sªonecznym ±wiatªem. Twoje sªo«ce, zaprawd¦, caªym promieniowaniem oddychaªo swoim i na oªtarzu ziemi dwojgiem r¡k spocz¦ªo nad kielichem z krwi¡ W wielkiej ciszy z nieosªoni¦t¡ twarz¡ pogr¡»aj¡c si¦ w smutku szedªe± z powrotem naprzeciw skutkom wszystkiego, co kiedy± byªo - kwiaty, bryªy gliny, szary gªaz, drzewo i rzeka, ziemia i niebo, wszystko czeka, by ci powiedzie¢ O, Jedyny! Kiedy ci si¦ wi¦c zdaje, »e w±ród ludzi i wszelkich innych stworze« tylko nienawi±¢ budzisz,
Jakub Deml (1878 - 1961)
mo»e to prawda! Ucisz si¦ wi¦c, gdzie± usu« i jak ziemia po Wszystkich wi¦tych wyrzeknij si¦ swych dóbr, przywyknij do przymusu zimna i czekaj a» si¦ znów obudzisz! 7.05.1922
Zimowe popoªudnie
Z szerokim pogªosem lemiesza id¡cym przez chmury pªug smutku przewraca na mnie fal swoich ciaªo bezwªadne w¡tªe blade. Szpileczki mgªy dotykaj¡ gªówkami mojej skóry niemo i tak jakby w moje r¦ce i twarz uderzaªy bloki ±wiatªa opuszczonego przez Boga ªaskawe t¦skne bezradne. Pojmuj¡c bezgraniczno±¢ tego opuszczenia szad¹ tuli si¦ do grud ogromnych aby si¦ przy nich ogrza¢. przeªo»yª Zbigniew Machej
Jakuba Demla porównano kiedy± do ogromnego gªazu stercz¡cego kªopotliwie z literatury czeskiej: ten katolicki ksi¡dz, nonkonformista notorycznie popadaj¡cy w konikty z ko±cieln¡ hierarchi¡, byª jednocze±nie zdumiewaj¡co oryginalnym, wyprzedzaj¡cym swoj¡ epok¦ poet¡, prekursorem ekspresjonizmu i surrealizmu, skandalizuj¡cym publicyst¡, niebezpiecznym prozaikiem relacjonuj¡cym w szokuj¡co otwarty sopsób zarówno »ycie wªasne, jak i otaczaj¡c¡ go spoªeczno±¢, pisarzem ªami¡cym dotychczasowe literackie konwencje. Jego zadziwiaj¡co ró»norodna i obszerna spu±cizna literacka nie doczekaªa si¦ jak dot¡d systematycznego opracowania i kompletnego wydania. Pisaª po czesku i po niemiecku. Jego nonkonformistyczna i koniktowa osobowo±¢ budziªa skrajne emocje - uwielbienie, nienawi±¢, pogard¦, oboj¦tno±¢. Przez jednych uwa»any za lokalnego grafomana, przez innych uwa»any za jednego z najwa»niejszych pisarzy czeskich XX wieku, inspirowaª najwybitniejszych twórców literatury czeskiej, m.in. Bohumila Hrabala.
EUROPA 205: Ulotna wieczno±¢ (08.03.2008)
Z gªow¡ bogini w dªoniach
Z ciemnej gliny ulepiono ci twarz, w której zastygª bieg czasu. By¢ czªowiekiem czy bogiem, co za ró»nica; to tylko gar±¢ zwilgotniaªej ziemi, której pradawne sªo«ce nadaªo twardo±¢, pi¦kno ±miertelne i dojrzaªe ±wiatªo. Ale wszystko, czym byªa owa gªowa, jak»e krucha, patrz¡ca poprzez wieki, przez niezliczone ±mierci, gªowa co w moich dªoniach dzi± spoczywa, staje si¦ ulotn¡ wieczno±ci¡. W jej ±niadym obliczu noc zapada, na wargach bªyszczy g¦ste ±wiatªo zmierzchu I znowu o dzie« jest krótsze nasze »ycie. Niepoj¦t¡ tajemnic¡ jest widzie¢, jak jej cialo karmi si¦ wiekami, podczas gdy nasze przestaje by¢ mªode. Tajemnica dwóch kawaªków gliny: z tej samej wyszªy studni, ten sam »ar je trawiª. Ale tylko jednemu z nich przyznaªa Sztuka
Antonio Colinas
rang¦ boskiej istoty, i tylko jeden nie b¦dzie ±miertelny.
Czuwanie
Czytaªe± a» do ±witu poemat Homera, z rozproszonym umysªem, gdy» w pªomieniach zmierzchu mieni¡cych si¦ oletowo, spostrzegªe± dwie dziewczyny zaj¦te sob¡, nerwowe, nami¦tne. Okno na wpóª otwarte, na wpóª te» otwarta byªa noc, jak obity owoc i zapachy wodorostów, kwiatów pomara«czy wchodziªy do ±rodka (znikn¡ wraz z pierwsz¡ ros¡ i z ostatni¡ gwiazd¡) Zapomnie¢ o wszystkim: jaka» peªnia dozna«, jaka to rozkosz czu¢, »e trwasz zawieszony mi¦dzy ±witem a noc¡, w samym ±rodku koªa o niewidzialnych konturach, pusty, zanurzony w d¹wi¦kach muzyki nigdy dot¡d nie sªyszanej, rozmarzony, jak statek strzaskany przy brzegu. przeªo»yªa Krystyna Rodowska
ur. 1946 Hiszpa«ski poeta, prozaik, tªumacz literatury wªoskiej i katalo«skiej, literaturoznawca. Jako poeta zadebiutowaª na pocz¡tku lat 60., mniej wi¦cej w tym samym czasie co twórcy z gªo±nej grupy Novisimos. Jednak w przeciwie«stwie do nich nie skªaniaª si¦ ku eksperymentom formalnym. Jego twórczo±¢ poetyck¡ cechuje klasycystyczne d¡»enie do poª¡czenia w harmonijn¡ caªo±¢ emocji i medytacji, wyobra¹ni i troski o realia, autentyzmu prze»ycia i stylizacji, co nadaje jego wierszom specyczny, nieco staro±wiecki klimat, podkre±lony jeszcze przez styl wysoki, który konsekwentnie uprawia. Jest autorem wielu zbiorów wierszy o ekspresyjnych tytuªach, takich jak Amor que enciende mas amor (Miªo±¢, która rozpala miªo±¢, 1999), Tiempo y abismo (Czas i otchªa«, 2002). Napisaª pi¦¢ ksi¡»ek prozatorskich, ma tak»e na swoim koncie liczne eseje krytyczno-literackie i przekªady, mi¦dzy innymi Piera Paola Pasoliniego i Giacomo Leopardiego.
EUROPA 206: Powiedzie¢ nadzieja (15.03.2008)
Konsystencja
My±l pod¡»a za my±lami. Krzemie«, zwyczajny, niewymieszany, twardy, nie na sprzeda». Nierozpuszczalny, niepodlegaj¡cy dyskusji, jest tym, czym jest, nie przybywa go i nie ubywa. Nieregularny, jednobarwny, po»yªkowany. Ani nowy, ani stary. Nie potrzebuje uzasadnienia, nie domaga si¦ wiary. Nie wiesz, sk¡d go masz, dok¡d zmierza, do czego sªu»y. Bez niego byªoby ciebie maªo
agodna nami¦tno±¢
Mój dziadek, ten szcz¦±ciarz, niewiele rozumiaª z »ycia. Dyszaª apetytem, nosiª chwackie kapelusze
Hans Magnus Enzensberger ur. 1929
i zwykle uwa»aª, »e jego jest na wierzchu. Gdy mu stukn¦ªo lat dziewie¢dziesi¡t siedem, ujrzaª, niedowiarek, po raz pierwszy, klinik¦ od ±rodka. Szkoda, mruczaª, gdybym tylko byª wiedziaª, jakie one s¡ powabne, te mªodziutkie siostry u mego ªó»ka, jak ªagodne s¡ ich dªonie, wcze±niej, du»o wcze±niej byªbym zachorowaª, wykrzywiª k¡ciki ust, wzrok obróciª na dzwonek i umarª.
Interferencja
Powiedzie¢ nadzieja, byªoby przesad¡, lecz gdy nad spustoszonymi wioskami podwójna ukazuje si¦ t¦cza, oni opuszczaj¡, na kilka minut, swoje no»e i patrz¡, jak powoli na ich krwi¡ nabiegªych oczach znika.
Z pewno±ci¡ jeden z najwa»niejszych i najbardziej znanych powojennych poetów niemieckiego obszaru j¦zykowego. Urodziª si¦ w Kaufbeuren w Bawarii. Po latach w¦drówki po ró»nych miastach i krajach (wyje»d»aª m.in. na Kub¦ i do USA) w 1979 roku osiadª w Monachium, gdzie mieszka do dzi±. Jest nie tylko poet¡, ale tak»e wydawc¡, eseist¡, dramaturgiem, tªumaczem oraz autorem sªuchowisk. Uchodzi za twórc¦ politycznie zaanga»owanego (w latach 60. nazywano go z tego powodu gniewnym mªodym czªowiekiem). Jednak jego utwory - szczególnie te wczesne - s¡ jak najdalsze od politycznych agitek; dominuje w nich raczej sarkazm, ironia, melancholia, atmosfera rozczarowania epok¡ Adenauera. U pó¹nego Enzensbergera tonacja ulega jakby wyciszeniu, staje si¦ kameralna, osobista, cz¦sto bliska metazyce.
EUROPA 207: Do samego nieba (22.03.2008)
Wielkanocny dzwon
Dzwon drzemi¡cy w cerkwi Zbudziª wszystkie pola, Do sªo«ca si¦ senna U±miechn¦ªa rola. Do samego nieba Dzwonienie si¦ niesie, Gªo±no si¦ rozchodzi D¹wi¦czny gªos po lesie. Biaªa twarz ksi¦»yca Za rzek¡ si¦ skryªa, Gªo±no zimna fala W dal si¦ potoczyªa. Cichutka dolina Odp¦dza sen bªogi, A d¹wi¦k gdzie± zamiera Nieopodal drogi. 1914
Sergiusz Jesienin
***
Szedª Pan Bóg próbowa¢ ludzi w miªo±ci, Jako »ebrak przechodziª polan¡. Stary dziad na pniaku, w±ród zaro±li, Mamlaª w dzi¡sªach czerstw¡ buªk¦ ma±lan¡. I popatrzaª dziad w stron¦ powsinogi, O »elazny wspartego kijaszek, I pomy±laª: Patrz, jaki ubogi To» on z gªodu si¦ chwieje, biedaczek. Podszedª Pan Bóg, taj¡c »al i udr¦k¦: Snad¹, powiada, nie rozbudz¦ serc z kamienia... I rzekª starzec, wyci¡gaj¡c do« r¦k¦: Na±ci, po»uj... trza ci pokrzepienia. 1914 przeªo»yª Zbigniew Dmitroca
1895 - 1925 Rosyjski poeta, najwybitniejszy przedstawiciel ima»ynizmu. Jego burzliwe »ycie otaczaªa czarna legenda alkoholika i skandalisty. Urodzony w biednej rodzinie chªopskiej koªo Riazania nie zdobyª systematycznego wyksztaªcenia. Na petersburskie salony literackie wszedª jako kilkunastoletni chªopiec dzi¦ki rekomendacji Aleksandra Bªoka. Na jego dorobek skªadaj¡ si¦ gªównie wiersze liryczne. Ponadto stworzyª dwa dramaty poetyckie: Pugaczow i Kraina nikczemników, kilka poematów: Inonia, Anna Sniegina, Czarny czªowiek i nieuko«czon¡ powie±¢ Jar. Pó¹niejsza jego twórczo±¢ to przede wszystkim trzy niezapomniane cykle liryczne: Motywy perskie, Miªo±¢ chuligana i Moskwa karczemna. Popeªniª samobójstwo w leningradzkim, nieistniej¡cym ju» hotelu Angleterre, po»egnalny wiersz napisawszy dosªownie wªasn¡ krwi¡. To m.in. o nim ±piewaª Wªodzimierz Wysocki w jednej ze swoich ballad: Kto miaª tragiczny »ycia kres, prawdziwym jest poet¡.
EUROPA 208: Nieobecno±¢ wyobra¹ni (29.03.2008)
Zwyczajny bieg rzeczy
Kiedy li±cie opadn¡, wracamy Do zwykªego biegu rzeczy. Jakby±my Doszli do kresu wyobra¹ni, Bezwªadnej w swej martwocie. Trudno jest nawet znale¹¢ przymiotnik Dla tej zimnej pustki, tego smutku bez przyczyny. Wielka budowla okazaªa si¦ szop¡. Mi¦czak »aden nie lezie po wpadni¦tym klepisku. Szklarnia nigdy nie wymagaªa tak malowania. Pochyliª si¦ komin pi¦¢dziesi¦cioletni. Zmarnowaª si¦ wysiªek ogromny, powtórka W powtarzalno±ci ludzi i much. Lecz nieobecno±¢ wyobra¹ni sama Musiaªa by¢ te» wyobra»ona. Wielki staw, Zwyczajnym biegiem rzeczy, bez »adnych skojarze«, Li±cie, bªoto, wody brudne zwierciadªo, to wyraz ciszy. Szczególnej, ciszy szczura który wyszedª popatrze¢, Na wielki staw i zagªad¦ wodnych lilii, to wszystko Musiaªo by¢ wyobra»one jako nieunikniona wiedza,
Wallace Stevens
Tak potrzebna, jak tego konieczno±¢ wymaga.
Cichy byª dom i spokój na ±wiecie
Cichy byª dom i spokój na ±wiecie. Czytelnik w ksi¡»k¦ si¦ wcielaª, a letnia noc Byªa jakby czuj¡cym bytem tej ksi¦gi. Cichy byª dom i spokój na ±wiecie. Sªowa wybrzmiewaªy jak gdyby bez ksi¦gi, Tyle »e czytelnik nad stron¡ si¦ schyliª, Pragn¡ª si¦ pochyli¢, pragn¡ª sta¢ si¦ Uczonym, dla którego w dziele tym prawda tkwi, I dla którego noc letnia my±l udoskonala Cichy byª dom bo musiaª by¢ taki. Cisza byªa cz¦±ci¡ przesªania, cz¦±ci¡ umysªu: Dost¦pem do doskonaªo±ci strony. A byª spokój na ±wiecie. Prawda spokoju na ±wiecie, W której nie ma innego przesªania, sama jest Spokojem, sama jest latem i noc¡, sama jest Schylonym do pó¹na nad lektur¡ czytelnikiem. przeªo»yª Leszek Elektorowicz
1879 - 1955 Nale»y do najwi¦kszych poetów XX wieku, a jego reputacja w miar¦ upªywu czasu coraz bardziej ro±nie. Er¡ Stevensa w poezji ameryka«skiej nazwaª pierwsz¡ poªow¦ XX wieku Harold Bloom, jeden z najwa»niejszych wspóªczesnych krytyków. Jego zdaniem poezja ta jest wyrazem rozpaczliwie funkcjonuj¡cego humanizmu, w którym wyobra¹nia poety przeobra»a rzeczywisto±¢ w ±wiat kcji. Poetyka wierszy Stevensa jest niejako przeciwie«stwem imagistycznej supremacji obrazu nad reeksj¡. Jako alternatywa klasycyzuj¡cego imagizmu jego poezja bywa zaliczana (ryzykownie!) do tradycji romantycznej. Przeszªa jednak znacz¡c¡ ewolucj¦, je±li porówna¢ znany Niedzielny poranek z pó¹niejszymi wierszami. Utwory zamieszczone w tym numerze Europy pochodz¡ gªównie z ostatniego okresu twórczo±ci Stevensa.
EUROPA 209: Klejnot rozkoszy (05.04.2008)
Clitoris (caªkowicie bezwiedna) Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na Na
burz¦ i jej baªwany otwarte okno morza. ustnik i jego tr¡bki sªo«ce w ksztaªcie migdaªu. chu¢ i jej spro±ne fantazje ksi¦»yc który zachodzi. »¡dz¦ nienasycon¡ cielsko wyzute ze wstydu. zªo±liwego samca pon¦tna siostrzyca ªona. alkow¦ z kocic¡ pieprzniczka peªna po brzegi. mi¦so»ern¡ z potomstwem harmonia dumnego pionu. twórc¦ majacz¡cego wyzywaj¡ca piecz¦¢. et i jego palce klejnot dreszczu rozkoszy. ryty poufaªo±ci peªnia pªodnego bytu. m¦czennika na stosie pracownia ukojenia. wylew i zwisªe wargi szamotanie si¦ serca. szturcha«ce sadysty pªon¡cy gniewem kwiat. strzelaj¡cy pistolet maªe mieszadªo z ambrozj¡. »arliw¡ rozpust¦ margeritka Erosa. bªyskawic¦ i piorun tajemnicza szczelina.
Fernando Arrabal ur. 1932
Na dobroczynny konar miªosne eliksiry. Na rozpustnego Priapa jarzmo pow±ci¡gliwo±ci. Na amanta z cygarem ró»a ucaªowania. Na zmysªowe lubo±ci ªono oszoªomienia. Na ±lubnego gogusia uwodzicielska koncha. Na kapry±nego sªowika psychodeliczna tarcza. Na spl¡tane fantazje gorej¡ca murawa. Na strzaª¦ manewruj¡c¡ upojna mandolina. Na op¦ta«cze podrygi przesoczysta truskawka. Na hrabi¦ z koneksjami sakramentalne gniazdko. Na rozrzewniony szpinet szuada staj¡ca d¦ba. Na tn¡c¡ karabel¦ urzekaj¡ca muszka. Na otartego fallusa otulaj¡cy sezam. Na obrz¦dowe szaªy rozpªomienione berªo. Monte Carmelo 2007 Przeªo»yª Antoni Libera
Jeden z najbardziej znanych wspóªczesnych pisarzy hiszpa«skich, od lat 50. mieszkaj¡cy w Pary»u, ª¡czony z teatrem absurdu, uwa»any za ostatniego wielkiego surrealist¦. Znany przede wszystkim jako dramaturg, uprawiaª te» inne gatunki literackie, a tak»e sztuki plastyczne. Wªa±nie z tymi ostatnimi wi¡»e si¦ zamieszczony powy»ej wiersz. Nawi¡zuje on do obrazu Myle`ne Besson, który przedstawia parti¦ szachów rozgrywan¡ przez alegorie dwóch pªci. Kolejne wersety - jest ich 30 - to jakby dwa posuni¦cia w formie wyszukanych metafor ich pªciowych jako±ci. Na sztych ywioªu M¦skiego daje odpowied¹ e«ski. Wiersz zbudowany jest na podobie«stwo wymiany zda« szachistów: Na twój szach skoczkiem odpowiadam roszad¡. - Na twój atak hetmanem chowam si¦ królem za piona. Albo graczy w karty: Na twojego waleta kªad¦ moj¡ dam¦. Twojego króla pik przebijam asem kier. Wiersz Clitoris zostaª dotychczas przeªo»ony na ponad 30 j¦zyków.
EUROPA 210: Resztki ±wiatªa (12.04.2008) *** Zrozum: znowu musz¦ ci¦ opu±ci¢ i nie mog¦. Z ka»dym ruchem, z ka»dym krzykiem czuj¦ to szarpni¦cie w ranie i t¦ sªon¡ bryz¦, która najpierw ±cieka z mola, potem plami ±wiatªo wiosny pod miejskimi arkadami. Kraj rudy »elaza i sosen na maszty; resztki ±wiatªa w lesie zasypuje ziemia. Grzmi z daleka; dªugo, jak skrobanie w szyb¦. Szukam zgubionego talizmanu, znaku twojej ªaski, który daªa± mi na po»egnanie. Ale, poza piekªem, nic pewnego nie ma. *** Nie za pó¹no? Ju» pªomienna kita wiewiórki omiata gaª¦zie na so±nie. Sªo«ce gasi zatopiony w nim róg póªksi¦»yca. Dzie« si¦ w noc zanurza. Sªaby powiew wznosi oci¦»aªy dym do góry; niebo si¦ domyka. Nic si¦ zatem nie wydarzy, albo wszystko, je±li z chmury zejdzie Jej Wysoko±¢ Burza.
Eugenio Montale
*** Oto znak; rozszczepia si¦ na wyzªoconym murze: stygmat w ksztaªcie dªoni wypalony blaskiem ±witu. Ten trop, który d¡»y tu od oran»erii, cho¢ go nie przykryªa sier±¢ mªodego ±niegu, znika. Znowu kr¡»y we mnie twoje »ycie, twoj¡ krew mam w »yªach. *** Jaszczurka nagle ucieka pod dach z ci¦»kiego kamienia; fala rzuca si¦ na skaª¦ i znów spada w przepa±¢; dzwon w poªudnie bije ciszej od twojego serca; zegar idzie niesªyszalnym krokiem. Potem? Bªysk na niebie, który ci¦ przemieni w obc¡ i bogat¡ dam¦... W ciebie? przeªo»yª Artur Grabowski
(1896 - 1981) Jeden z najwybitniejszych poetów europejskich XX wieku, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1975 roku. Pierwsze 30 lat »ycia sp¦dziª na liguryjskim wybrze»u, w regionie zwanym Cinque Terre. Twórcza droga artysty, którego pozycja w literaturze wªoskiej odpowiada miejscu Eliota w poezji anglosaskiej albo Celana w j¦zyku niemieckim, daje si¦ niemal w peªni opisa¢ cytatami z rozlicznych lektur w kilku j¦zykach oraz imionami nie mniej licznych kochanek. W latach 30. w stanie twórczej depresji na poªowie »ycia Montale stworzyª cykl 20 motetów uwa»any za esencj¦ twórczo±ci lirycznej. Te biograczne nowelki, jak nazywaª je autor, po±wi¦cone pewnej Amerykance »ydowskiego pochodzenia, badaczce ezoterycznych ¹ródeª wyobra¹ni Dantego, znanej pod poetyckim imieniem Cilicia, s¡ przykªadem eliotowskiego gestu ±wiadomego wyboru tradycji. Motet bowiem jako forma wokalna wywodzi si¦ z XIII-wiecznej liturgii; stamt¡d przejm¡ go trubadurzy, by wpisa¢ w jego kunsztown¡ form¦ erotyczny temat z ezoterycznym kluczem symboli otwieraj¡cych lozoczne i religijne tre±ci. Dante nawi¡»e do nich w zbiorku ycie nowe, opisuj¡c duchowe dojrzewanie artysty pod wpªywem miªo±ci do oddalonej kobiety.
EUROPA 211: Pi¦kno jest spotkaniem (19.04.2008) * Pi¦kno jest spotkaniem. A my podnosimy kamie« Z drogi, Trzymamy go przez chwil¦ w dªoni, Zanim, nie my±l¡c ju» o nim, rzucimy jak najdalej. Nawet sªo«ce, które zachodzi, Zaczepia gór¦, Zatrzymuj¡c si¦ na chwil¦, Zanim ruszy dalej w swoj¡ drog¦ bez wytchnienia. * Droga wyrobiona r¦kami. Droga wyrobiona stopami. Droga »ycia, która si¦ wije Od pieczar po szczyty, Gdzie milcz¡cy ko« staje, Obw¡chuje chmury i odchodzi Na drug¡ stron¦ góry.
Francgois Cheng ur. 1929
* Czªowiek idzie wzdªu» »ywopªotu. Ko« przystaje Po±rodku pól. W wysokich trawach Co± jak mgªa si¦ podnosi, Potem ginie. Stado kruków wydziobuje Z talerza zachodz¡cego sªo«ca Resztki Dnia. * Niesko«czono±¢ jest tym, Co przychodzi i odchodzi, Mi¦dzy tym, co jest darem A tym, co go szuka Tam i z powrotem stale, Mi¦dzy drzewem i ptakiem, Mi¦dzy ¹ródªem a obªokiem. przeªo»yª Kazimierz Brakoniecki
Ceniony poeta, pisarz, eseista, tªumacz i kaligraf francuski pochodzenia chi«skiego. Studiowaª na uniwersytecie w Nankinie, w 1949 roku przeprowadziª si¦ do Francji. Pocz¡tkowo pracowaª jako wykªadowca m.in. w École des Langues Orientales. Dopiero w latach 80. XX wieku zdecydowaª si¦ na pisanie wierszy w j¦zyku francuskim: Szukam sªów, którymi przemawiaj¡ krajobrazy i rzeczy; sªów, które ukazuj¡, jak powstaje pomi¦dzy nimi nowa rzeczywisto±¢ nasycona tym, co niewidzialne. W 2002 roku zostaª wybrany (jako pierwsza w historii osoba pochodzenia azjatyckiego) do Akademii Francuskiej. Zgodnie z duchem buddyzmu i taoizmu Cheng w swoich utworach d¡»y do osi¡gni¦cia harmonii i poczucia Jedni, obrazuje przemian¦ i zarazem jedno±¢ losu czªowieka i ±wiata-kosmosu. Oprócz zbiorów wierszy Cheng opublikowaª kilka ksi¡»ek na temat chi«skiej poezji i malarstwa, a tak»e kilka powie±ci. Spo±ród nich na uwag¦ zasªuguje zwªaszcza Le dit de Tianyi (1998) uhonorowana presti»ow¡ Prix Femina opowie±¢ o dramatycznej miªo±ci w komunistycznych Chinach, która jest jednocze±nie wstrz¡saj¡cym oskar»eniem maoistowskiej dyktatury.
EUROPA 212: Zagubione sªowa (26.04.2008) Dzie« w dzie« pracuj¦ w kawiarni Carmel przy kuchennym zlewie i sªysz¦ brz¦k kieliszków marz¡c o twej smukªej postaci w blasku ±wiec w mym pokoiku z Van Goghiem na ±cianie i brzmi¡cymi w powietrzu wierszami Cocteau Przez caª¡ noc sªuchaªem pie±ni Joan Baez i wªasnego gªosu z ta±my, gdy czytaªem Urodziny, zagubione sªowa, j¦zyk zapomniany Có» to za »ycie? - ulewa w poªowie maja, lecz sªo«ce blaskiem w twarz mnie uderza, gdy wychodz¡c z metra na ostatniej stacji nurzam si¦ w ±wietle w wyblakªych d»insach mªodego poety sªo«ce jawi si¦ w mych snach, blade, w rozdartym wn¦trzu chmur Przez caª¡ noc sªuchaªem Joan Baez przez caª¡ noc do zapomnienia o samotnej ±mierci w ten jeszcze jeden stracony dzie« O zmierzchu (najlepsza pora rozmy±la«) siedziaªem przy
Oded Peled
swym okr¡gªym biurku i otwartych drzwiach - ±ledz¡c swój ruchomy cie« na ±cianie, poj¡ªem ±wi¦to±¢ czasu Czas przeszªy i czas przyszªy jeden kres wskazuj¡ który jest wiecznie tera¹niejszy - pisaª Eliot, tak, pot¦g¦ czasu uchwyciªem przez chwil¦, bowiem w chwil¦ potem jej cz¡stki pªyn¦ªy ku nast¦pnej chwili napeªniaj¡c kocioª czasu który nigdy nie jest ani pusty, ani przepeªniony. Siwy-siwy wiatr siecze mnie, mgªa przenika »ywe ciaªo, wiatr przewiewa skro± trzy pnie przydro»ne tchn¡c nadziej¦ trawie có» to za »ycie? O póªnocy wracam do mego pokoju, zapalam ±wiec¦ i sªucham Koncertów Branderburskich samotny, ¢wicz¡c wariacje wewn¦trznego spokoju, a moje serce bije gªo±no, solo, jak blady wiersz ±wiec¡cy w ciemno±ci. przeªo»yª Leszek Elektorowicz
(ur. 1950) Wybitny pisarz izraelski pisz¡cy w j¦zyku hebrajskim, poeta, prozaik, tªumacz i edytor. Urodziª si¦ w Haie, uko«czyª studia anglistyczne i politologiczne w 1974 r. Debiutowaª ksi¡»k¡ prozatorsk¡ Urodziny. Wydaª 12 tomów oryginalnej twórczo±ci, zarówno proz¦, jak i poezj¦, z przewag¡ tej ostatniej. Tªumacz Whitmana, Conrada, Faulknera, Hemingwaya, Bellowa i wielu innych. W latach 1995 - 1996 byª naczelnym redaktorem wydawnictwa Gvanim. Opublikowaª antologi¦ My Yellow Robe. The Holocaust in the Poetry of the Second Generation, której podtytuª deniuje pokoleniowo poezj¦, której Peled jest znamienitym przedstawicielem. Pokolenie pogrobowców Holocaustu, dla którego jednak straszny los ich rodzin wryª si¦ gª¦boko w zbiorow¡ ±wiadomo±¢, pozostaj¡c niezatartym bolesnym dziedzictwem. Daje temu przejmuj¡cy wyraz cykl wierszy Peleda, z którego cz¦±¢ drukujemy. Niedawno ukazaª si¦ angielski wybór wierszy Odeda Peleda z lat 1973 - 2005 Opening (Otwarcie). Peled uczestniczyª w wielu europejskich festiwalach poetyckich, m.in. w gªo±nym festiwalu berli«skim w 1989 r., w 1994 r. byª pisarzem rezydentem uniwersytetu w Oksfordzie. W uznaniu za sw¡ twórczo±¢ Peled zostaª uhonorowany Nagrod¡ Premiera Pa«stwa Izrael za tªumaczenia (1990) i dwukrotnie za twórczo±¢ poetyck¡ (w latach 1997 i 2007).
EUROPA 213: Ulotno±¢ anioªa (02.05.2008)
Upadek
Panie Bo»e owada, ameby, która niepokoi jelito grube, Bo»e utrudzenia, które wzniosªo kopuª¦ mediola«skiej katedry, by j¡ wida¢ byªo nawet przez mgª¦, Bo»e naiwnych, którzy uwieczniaj¡ siebie na tle wie»y Eia, Bo»e kolejnych naiwnych, którzy fotografuj¡ si¦ na tle ulotno±ci anioªa, Bo»e muzyki i milczenia, ale tak»e kata, który ostrzy swoje narz¦dzie, Bo»e »ywych i umarªych i tych, którzy odchodz¡ od zmysªów, zapomniani na straszliwych regaªach kostnicy, Bo»e, którego wzywamy na szczycie orgazmu, ale tak»e w chwili, gdy musimy rozpozna¢ to co ukochali±my w otwartej trumnie, lub w gª¦bi przepa±ci, Bo»e tego, co rodzi si¦ i umiera, a mi¦dzy jednym i drugim podlega zepsuciu, Bo»e moich ojców i moich synów, tych, którzy przyszli na ±wiat i tych, co nie przyszli, ale zawsze synów, Bo»e samotny, kolego, który pokrywasz na o±lep bazgroªami nieko«cz¡cy si¦ i niecenzuralny brulion, Bo»e bez Boga, aby Ci przebaczyª, bez Kogo± nad tob¡, aby Ci¦ poprawiª, Bo»e bez reklamacji na siebie samego,
Ivan Onate ur. 1948
Bo»e porzucony, Bo»e bez-bo»ny.
Psychoanaliza szcz¦±cia
Doktorze Freud, chciaªem zrobi¢ panu prezent ogromny jak moja wina, wystawiaj¡c w gablocie z wyprzeda»¡ moje przecenione ja. Obok utopii z przeterminowan¡ dat¡ konsumpcji, obróconych w proch. Ale moje »ycie zmieniªo si¦ nagle: którego± popoªudnia wróciªa Natalie Wood i trzymaj¡c si¦ za r¦ce, szli±my przez ª¡k¦ usian¡ parami uczniów. Ona zarzuciªa sobie damsk¡ torebk¦ na plecy i staª si¦ cud, doktorze Freud: byli±my wolni od jarzma ojcowskiej dyktatury i wszystkich wi¦zie«, które kondensuje w sobie j¦zyk, za± Natalie zmieniªa si¦ w najpi¦kniejsz¡ licealistk¦ z dziewczy«skim plecakiem. Nie chc¦ do niczego wraca¢, doktorze Freud. Od tej pory b¦d¦ »y¢ w samym sercu tego wiersza. Je»eli potra pan czyta¢ mi¦dzy wierszami - jak kto±, kto przybli»a oko do krat celi wi¦ziennej zobaczy pan jak ja i Natalie biegniemy wolni przez wieczne ª¡ki sªonecznego blasku. przeªo»yªa Krystyna Rodowska
Poeta, prozaik, eseista. Studiowaª literatur¦ w Ekwadorze, Argentynie, doktoryzowaª si¦ w Barcelonie. Dzi± wykªada literatur¦ i semiotyk¦ w Quito la Universidad Central de Ecuador. Jest autorem wielu tomów i wyborów wierszy, których tytuªy, takie jak En la casa del ahorcado (W domu powieszonego, 1977), Anatomia del Vacio (Anatomia pustki, 1988), La Nada sagrada (wi¦te Nic, 1999), wprowadzaj¡ w rozpoznawalny klimat jego poetyckiego ±wiata naznaczonego pi¦tnem egzystencjalnego tragizmu i metazycznym dr»eniem. Blu¹niercza litania do upadªego, bezbo»nego Boga - jeden z jego najbardziej przejmuj¡cych wierszy - przywoªuje sacrum jako wymiar niezb¦dny do peªnego prze»ycia czªowiecze«stwa. Onate to tak»e bardzo interesuj¡cy prozaik - jeden z jego zbiorów opowiada« El Hacha enterrado (1987) doczekaª si¦ do tej pory ju» siedmiu wyda«. Jego wiersze oraz niektóre opowiadania zostaªy przeªo»one na kilka j¦zyków oraz zamieszczone w wielu antologiach.
EUROPA 214: Sen o przyja¹ni (10.05.2008)
Przybysz
Do tego ogrodu przyszedª prosto Z gór. Witam ci¦, panie, wszystko, co mam, nale»y i do ciebie. Przyszedª tu z gór, stamt¡d wypatrzyª Ten przyjemny cie«. Zasiadª ze mn¡ pod d¦bem. Có»e± to w górach robiª, panie, Prócz tego, »e± polowaª na biaªego jelenia? Polowaªem w górach i knuªem Jak ogród twój zniszczy¢ i obróci¢ w ruin¦. Jak upodobni¢ si¦ my±laªem By wkra±¢ si¦ w twoje zaufanie. Dlatego teraz ci¦ u±miercam, gdy ty nisz sen o przyja¹ni, któr¡ ci przynosz¦. Tak rzekª ów z gór czªowiek, z gór, Który mnie tutaj odwiedziª. Lecz patrz¡c ju» tylko ku górze Gdzie moja gwiazda zawisªa, Rzekª czªowiek, ów czªowiek z gór, B¦d¦ ju» tylko widziaª ogród wspaniaªy, który tu u±mierciªem, Rzekª czªowiek, ów czªowiek z gór.
Monterey
Wzgórza p¦czniaªy od deszczu
David Schubert
I mªodo±ci. Sko«czyªem Co miaªem do zrobienia W chacie w której mieszkaªem z dwoma kolegami. To miaª by¢ w naszym »yciu Punkt zwrotny, chwila Do której±my wracali, Kiedy byli±my wyko«czeni, gdy Do roboty nie byªo ju» Nic. Tak jak powinno by¢ w domu U rodziców. Ona przyjechaªa z kole»ank¡, Byªo je sªycha¢ na drodze. Nie Dogadzaªa jej kwatera. Który± z nas spotkaª je Na drodze, zaprosiª do domu na lunch. Nie pokochaªem jej Dla niej, kochaªem j¡ dla siebie. Byªa, Z wyobra»onych dziewcz¡t, jedn¡. Jestem zaciekªym indywidualist¡; Nie zwlekaªem i nie udawaªem. przeªo»yª Piotr Sommer
(1913 - 1946) David Schubert zawdzi¦cza swoje ponowne narodziny wykªadowi Johna Ashbery'ego z tomu Other Traditions (2000). Ksi¡»ka ta, która jest prób¡ uporz¡dkowania pewnego alternatywnego sposobu my±lenia o »ywej tradycji poetyckiej j¦zyka angielskiego, wkrótce uka»e si¦ w Polsce. Schubert urodziª si¦ w Nowym Jorku, dzieci«stwo sp¦dziª w Detroit. Od pi¦tnastego roku »ycia, po odej±ciu ojca i samobójstwie matki, byª bezdomny. Pracowaª m.in. jako sprzedawca gazet i napojów gazowanych, pomocnik kelnera i pomocnik na farmie. Zostaª równie» zatrudniony na jednym z turnusów organizowanych przez Civilian Conservation Corps, ameryka«skie hufce pracy, które Roosevelt uczyniª elementem walki z bezrobociem w czasie Wielkiego Kryzysu. Byª studentem Amherst College, nowojorskiego City College i Columbii. O»eniª si¦, gdy miaª 20 lat. Niedªugo pó¹niej choroba psychiczna zniszczyªa maª»e«stwo i przyja¹nie. Zmarª na gru¹lic¦ w szpitalu dla umysªowo chorych na Long Island. Dopiero w 1961 roku wdowie udaªo si¦ opublikowa¢ zbiór jego wierszy zatytuªowany Initial A. Wiersze z tej ksi¡»ki, a tak»e wszystkie inne pisma, które si¦ uchowaªy (w tym juwenilia oraz listy), zawiera zredagowany przez Theodore'a i Renée Weissów tom Works and Days (1983). Reszt¦, mi¦dzy innymi kompletn¡ powie±¢, Schubert zniszczyª w przyst¦pie szaªu. Z powie±ci owej ocalaªo tylko pierwsze zdanie: Na dworze byª wtorek.
EUROPA 215: W czarnym niebie (17.05.2008)
***
Niechaj si¦ stanie dzie«! - i dzie« ponury Na martw¡ wod¦ niczym caªun spadª. - Niechaj si¦ stanie noc! - rzekª wtedy wtóry, Z dziwnym u±mieszkiem spojrzawszy na ±wiat. I odwróciwszy zamy±lone oczy Dalej sw¡ drog¡ zaobªoczn¡ szedª. C i e b i e wysªawiam, rodzicielu nocy, Co± moim nocom i mnie sta« si¦ rzekª. (3 lub 4 lipca 1917)
***
W czarnym niebie - sªowa zapisane, I o±lepªy oczy najpi¦kniejsze... I nie straszne nam jest ªo»e ±mierci, I ªo»e nami¦tno±ci nie n¦ci. W pocie - tworz¡cy, w pocie - orz¡cy! Inny zapaª nas opromienia: Lekki ognik, nad gªow¡ pl¡sz¡cy Tchnienie - natchnienia! (14 maja 1918)
Marina Cwietajewa
***
K¦dziorów poªudniowy cie« Nad siwiej¡c¡ moj¡ gªow¡. Rówie±ny mi rok w rok, dzie« w dzie« Mym synem staniesz si¦ stopniowo. Wspólnie±my trzydzie±ci sze±¢ mieli Czaruj¡ca byªa z nas para! I zda si¦ - jest promyk nadziei e tak czy siak - n i e b¦d¦ stara! (czerwiec 1921)
***
Hardo±¢ i sªabo±¢ - dwie rodzone siostry, Co nad koªysk¡, zgodnie wzeszªy, wzrosªy. Z gªow¡ do góry! - hardo±¢ przykazaªa. Z oczami na dóª! - sªabo±¢ wyszeptaªa. I tak przechodz¦ - z oczami na dóª Z gªow¡ do góry - Hardo±¢ i Sªabo±¢. (20 wrze±nia 1921) przeªo»yª Zbigniew Dmitroca
(1892 - 1941) Urodzona w Moskwie, zmarªa samobójcz¡ ±mierci¡ w Jeªabudze nad rzek¡ Kam¡. Wiele lat sp¦dziªa na emigracji: w Berlinie, nast¦pnie w Pradze, a ostatecznie we Francji. Do Zwi¡zku Radzieckiego wróciªa w 1939 roku w ±lad za m¦»em Sergiuszem Efronem, za którym kilkana±cie lat wcze±niej udaªa si¦ na emigracyjn¡ tuªaczk¦. Na jej losie zawa»yªo dane mu za mªodu sªowo, »e nigdy go nie opu±ci. Pisa¢ i wydawa¢ wiersze zacz¦ªa wyj¡tkowo wcze±nie, jeszcze jako gimnazjalistka. Na jej dorobek poetycki skªadaj¡ si¦ w du»ej mierze wiersze liryczne, najcz¦±ciej ukªadane w cykle, i kilka poematów: Poemat powietrza, Poemat góry, Poemat schodów, Poemat kresu. Jest te» autork¡ dramatów poetyckich oraz wnikliwych szkiców literackich i wspomnie«.
EUROPA 216: Gªosy pokusze« (24.05.2008)
Burnt Norton
V Sªowo porusza si¦, muzyka porusza Jedynie w czasie; ale to, co tylko »yje, Umrze¢ mo»e tylko. Sªowa wymówione Docieraj¡ do ciszy. Tylko forma, wzór Da¢ mog¡ sªowom albo d¹wi¦kom bezruch Chi«skiej wazy, która nieruchoma Porusza si¦ bez przerwy w swym bezruchu. Nie bezruch skrzypiec - gdy nuta wci¡» trwa, Nie tylko to, ale wspóª-istnienie, Lub powiedzmy - »e to kres poprzedza pocz¡tek, A kres i pocz¡tek zawsze byªy tutaj, Przed pocz¡tkiem, ale i po kresie. I wszystko Jest zawsze teraz. Sªowa s¡ napi¦te, Pod ci¦»arem p¦kaj¡, czasem nawet si¦ ªami¡, Pod ci±nieniem po±lizgn¡ si¦, grz¦zn¡ i gin¡, Niszczej¡ w nieprecyzji, ust¦puj¡ pola, Nie stoj¡ nieruchomo. Haªa±liwe gªosy Zawsze napadn¡ na nie. Na pustyni Sªowo Dr¦cz¡ najbardziej gªosy pokusze«,
Thomas Stearns Eliot
Cie« szlochaj¡cy w pogrzebowym ta«cu, Rozgªo±ny lament niepocieszonej chimery. Szczegóªem wzoru jest jedynie ruch, Tak jak w gurze o dziesi¦ciu schodach. A po»¡danie samo w sobie ruchem jest, Niegodnym jednak nawet po»¡dania; Miªo±¢ jest sama w sobie nieruchoma, Przyczyna tylko i cel ruchu, Ponadczasowa, oraz bez po»¡da«, Z wyj¡tkiem gdy jest w perspektywie czasu Schwytana w form¦ ograniczenia Pomi¦dzy niebytem a bytem. Nagle w snopie sªonecznego ±wiatªa, Kiedy jak iskry leci w gór¦ pyª, Rozlega si¦ ukryty ±miech Dzieci w listowiu wawo teraz, tutaj, teraz, zawsze mieszny jaªowy smutny czas Rozci¡gaj¡cy si¦ przedtem i potem. [fragment] przeªo»yª Krzysztof Boczkowski
(1888 - 1965) Cztery kwartety Eliota - podobnie jak ostatnie kwartety Beethovena, które Eliot uwa»aª za arcydzieªa - s¡ powi¡zane ze sob¡ tematycznie, a odpowiadaj¡ce sobie cz¦±ci Kwartetów poety wskazuj¡ podobn¡ form¦. Nazywaj¡c swoje dzieªo Kwartetami, Eliot chciaª zapewne podkre±li¢ muzyczne wªa±ciwo±ci poezji. Tematem poszczególnych utworów s¡ cztery »ywioªy: powietrze, ziemia, woda i ogie«. Temat czasu (historii) jak basso continuo przewija si¦ przez wszystkie cztery utwory. Tytuª poematu Burnt Norton, którego pi¡t¡ cz¦±¢ dzi± prezentujemy, pochodzi od nazwy opuszczonego dworu w Gloucestershire w pobi»u Chipping Campden, który poeta odwiedziª latem 1934 roku. Elementem symbolicznym tego kwartetu jest powietrze. Kwartety speªniaj¡ funkcj¦, któr¡ sam Eliot okre±liª tymi sªowami: Albowiem ostatecznym obowi¡zkiem sztuki jest narzuci¢ wiarygodny ªad zwykªej rzeczywisto±ci i daj¡c w ten sposób wgl¡d w pewien ªad istniej¡cy w rzeczywisto±ci, doprowadzi¢ nas do stanu pogody, uspokojenia i pojednania.
EUROPA 217: Zwierciadªo Czy±¢ca (31.05.2008)
Wiosenny wiatr
Wiatr to jest smok o strasznym ciele, bez nóg, z bezmiarem skrzydeª, otchªani¡ strachu w sercu i ci¦»k¡ gªow¡, peªn¡ j¦zyków we wszystkich kolorach t¦czy. Zostaªo mu odebrane ±wiatªo duszy, wi¦c wiatr goni za nim, goni i ªka, we wszystko bije, na wszystko wpada, bo jest wewn¦trznie ±lepy i ±wiatªa swojej duszy szuka. Przerzuca ±nieg i po»era go, przetrz¡sa wody, myszkuje pod tynkiem ±cian, szuka we wªosach kobiet i w rozpaczy m¦»czyzn. Poªyka wod¦, chrust i ±nieg, rozwala mury, ale ±wiatªa swojej duszy nie znajduje. A ono si¦ ukrywa pod postaci¡ zielonoprze¹roczystego ptaszka na piersiach Luny. I darmo wiatr zgarnia chmury w ksztaªt najcichszych gniazd podobnych ró»om przetykanym promieniami i wy±cieªanym czuªo±ci¡ mgªy. Przecie» pozostaj¡ puste i wszelka ich sªodycz obraca si¦ ku ziemi w postaci zªudze« i majowych deszczyków. Kiedy wi¦c wiosn¡ ujrzysz t¦cz¦, pami¦taj o ªakomych j¦zykach wiatru, pami¦taj, »e nie ma w nim ±wiatªa duszy, »e t¦cza jest tylko odblaskiem jego przepastnej t¦sknoty za tym ±wiatªem, za szklistozielonym ptaszkiem, którego
Bohuslav Reynek
±piewu nie sªyszy z powodu huku wªasnego lamentu. Dlatego poªó» swoje r¦ce w bªogosªawie«stwie na jego ci¦»kiej, szalonej gªowie.
Ksi¦»yc Niektórzy widz¡ w nim par¦ obj¦tych kochanków, inni twarz pijaka, ale ja uwa»am go za zwierciadªo Czy±¢ca. Jest wielu takich, co si¦ go boj¡ wªa±nie z tego powodu, a s¡ i tacy, których fascynuje, poniewa» ziemia jest dla nich twarda, zªa i niepewna. A morze, które jest obrazem dusz czy±¢cowych, przewala si¦ na swoim ªo»u przez magi¦ jego przyci¡gania. Albowiem póki Czy±ciec nie zaniknie na ko«cu ±wiata, póty ksi¦»yc nie wyda ±wiatªa swojego. Wszelako ocalony i odnowiony wyjdzie z r¦ki Bo»ej w czas S¡du Ostatecznego u górnych wrót dªugiej Doliny Jozafata jako góra z zielonego krysztaªu srebrzystym obr¦biona obªokiem. I na tej górze ksi¦»ycowej stanie Panna Maria z Dzieci¡tkiem na r¦ku, które tak oto przyjdzie s¡dzi¢ »ywych i umarªych. I z jego prawej, podniesionej r¡czki popªynie jasno±¢ stygmatycznej krwi. Przeªo»yª Zbigniew Machej
(1892 - 1971) Bohuslav Reynek, jeden z najwi¦kszych samotników i outsiderów czeskiej poezji, byª równie» wybitnym tªumaczem poezji niemieckiej (Georg Trakl) i francuskiej (m.in. Baudelaire i Max Jacob), a tak»e znakomitym oryginalnym grakiem. Po pierwszej wojnie ±wiatowej mieszkaª na przemian w Czechach i we Francji. W 1936 roku przej¡ª po zmarªym ojcu gospodarstwo w rodzinnej wsi Petrkov, które w 1948 roku zostaªo znacjonalizowane przez wªadze komunistyczne. Pozbawiony wi¦kszo±ci odziedziczonego maj¡tku poeta »yª z rodzin¡ w bardzo skromnych, wiejskich warunkach i utrzymywaª si¦, pracuj¡c jako robotnik rolny. W okresie komunizmu nie miaª niemal zupeªnie mo»liwo±ci publikowania swoich wierszy. Jego twórczo±¢ zyskaªa nale»ne jej szerokie uznanie dopiero po 1989 roku. Jego wczesna ekspresjonistyczna poezja pozostawaªa pod wielkim wpªywem symboliki biblijnej i chrze±cija«skiej. Z tego okresu pochodz¡ jego poematy proz¡ napisane w pierwszej poªowie lat 20. ubiegªego stulecia.
EUROPA 218: Czarne Kolibry (07.06.2008) To jest grzmot od razu zaczyna tak gada¢ gdzie± tam od wschodu Wsªuchujemy si¦ w krzykliwy nieprzera»aj¡cy jego gªos i zapadamy w sen Taka aura nie dba o to »eby pozna¢ siebie zyczny zapis w naszym wewn¦trznym dzienniczku Niczym nie ró»ni si¦ lodowaty deszcz od wilgotnego ±niegu przy ±niadaniu od potopu w lecie który si¦ga do jesieni Wszystko to razem w jednej nawiedzi nas odpowiedzi »e zima nam nie oszcz¦dzi glazury lodu nad rozci¡gªo±ci¡ pól Zanim si¦ zbudzimy usªyszymy chmury które cicho eksploduj¡ z siebie Z wody ksi¦»ycowe skrawki wal¡ w dach i mówi¡ w razie gniewu grad wielko±ci pi¦±ci zgªadzi wszystko Horyzont nad lasem wymalowany b¦dzie wyra¹n¡ lini¡ w kolorze lawendy a otoczona na »óªto plama stanie si¦ bez cienia w¡tpliwo±ci sªo«cem które wtªacza ludzko±¢ w przestrzenne wymiary uobecniaj¡c si¦ nam jako obecno±¢ tej dwoisto±ci »e Czarne Kolibry mog¡ nas zbawi¢ lub odda¢
Ray A. Young Bear (ur. 1950)
zabójcom Babka Ziemia siedzi odwrócona grubo ciosanymi plecami do ciebie obserwatora niby-buntownika tego co to wyklepuje zbawcz¡ nowin¦ srebrnym instrumentem chirurgicznym Matka rozpoznaje synka swojej córki ale krwi dziedzictwo j¡ za±lepia Co by¢ miaªo okresowym samooczyszczeniem objawi¢ mo»e dopiero badanie sonograczne jako protoplazmatyczny cier« pokryty nieczytelnymi rytami Kiedy obozowe ±wiatªa znad plemiennego osiedla wy±wietlaj¡ si¦ na niebie przyrzekamy »e w tym nie ma nic z apokalipsy Zbieracz sªów w za ciasnej koszuli w kratk¦ w podartych jeansach i w darowanych przez Ko±cióª trampkach utrzymuje równowag¦ nad skorup¡ rw¡cej pod ni¡ lawy pod odci±ni¦tym w czerwonej glinie okiem piecz¦ci I tak tulimy cudowne szue przysposobione do plastrowania ziemi rzucamy za siebie prostok¡tne znaki jakiej± niegdy± uprzemysªowionej spoªeczno±ci przeªo»yª Artur Grabowski
Ray A. Young Bear zanim zacz¡ª chodzi¢ do ameryka«skiej szkoªy podstawowej, mówiª tylko w j¦zyku plemienia Mesquakie zamieszkuj¡cego zachodni¡ cz¦±¢ stanu Iowa. Swoje pierwsze pie±ni zapami¦tywaª, »eby w przyszªo±ci przeªo»y¢ je na angielski i opublikowa¢. Od dawna ju» tworzy wiersze i proz¦ w obu j¦zykach równolegle i jest chyba najbardziej znanym poet¡ india«skim w Ameryce. Zarazem rytmiczne i skªadniowo zdeformowane, peªne tajemniczych aluzji i nienaturalnych zwrotów poematy nawi¡zuj¡ wyra¹nie do gatunków literatury oralnej. W istocie ten plemienny pie±niarz i wykªadowca uniwersytetów, mistyczny artysta i aktywista spoªeczny w jednej osobie przyznaje, »e inspiracje czerpie gªównie z narodowych mitów i z osobistych snów, za± rol¦ poezji okre±la mianem post¦powego konserwatyzmu, dzi¦ki któremu wspólnota odnajduje w tradycji wizj¦ swojej przyszªo±ci.
EUROPA 219: U boku ±mierci (14.06.2008)
Jak jest mo»liwe by przeznaczenie czasem nadchodziªo opó¹nione
Kiedy »yjemy tak, »e trzeba dopªaca¢ rachunki jest jak samobójcze ±wiatªo w miªo±ci co± skrycie, u boku ±mierci myli kierunki i s¡ miªo±ci co trwaj¡ krócej ni» pocaªunki, i pocaªunki co trwaj¡ dªu»ej ni» jedno »ycie.
Dom rozpalony
Albowiem wszystko jest tak samo i ty o tym wiesz, dotarªe± do swojego domu i zamkn¡ªe± drzwi takim samym gestem jak zrzuca si¦ dzie«, jak zrywa si¦ nieaktualn¡ kartk¦ z kalendarza gdy wszystko jest tak samo i ty o tym wiesz. Dotarªe± do swojego domu i wchodz¡c odczuªe± dziwno±¢ swoich kroków które ju» byªo sªycha¢ w korytarzu nim jeszcze dotarªe±, zapaliªe± ±wiatªo, by raz jeszcze przekona¢ si¦
Luis Rosales (1910 - 1992)
»e wszystkie rzeczy s¡ dokªadnie poªo»one jak b¦d¡ i za rok, i potem wyk¡paªe± si¦ z szacunkiem i smutkiem, tak samo jak samobójca, i spojrzaªe± na swoje ksi¡»ki jak drzewa spogl¡daj¡ na swoje li±cie, i poczuªe± si¦ samotny, po ludzku samotny, ostatecznie samotny albowiem wszystko jest tak samo i ty o tym wiesz.
Autobiograa
Jak metodyczny rozbitek co liczyªby fale które zostaªy mu do ±mierci, i liczyª je, i na powrót liczyª, aby unikn¡¢ bª¦dów, a» do ostatniej, a» do tej, która ma posta¢ dziecka i caªuje go i zakrywa mu czoªo, tak »yªem ja ze zwiewn¡ rozwag¡ konia z tektury w wannie, wiedz¡c, »e nigdy nie pomyliªem si¦ w niczym, tylko w rzeczach które najbardziej kochaªem.
Poeta hiszpa«ski, debiutowaª w 1935 roku tomem Abril. Przyja¹niª si¦ wówczas z Pablem Nerud¡, Federikiem Garcia Lork¡ (który sp¦dziª ostatnie dni przed ±mierci¡ w jego domu), Jorgem Guilleném, jednak podczas wojny domowej opowiedziaª si¦ za Falang¡ i dziaªaª w jej Serwisie Narodowym Propagandy. Po wojnie nale»aª do poetów re»imowych - w±ród nich byª jednym z najciekawszych. Opublikowaª klasyczne studium o poczuciu rozczarowania w poezji barokowej (1966) oraz eseje o ksi¦ciu de Villamediana i Cervantesie. Od 1964 byª czªonkiem Real Academia Espan ola. Otrzymaª Nagrod¦ Cervantesa w 1982 roku. Jego tom wierszy Dom rozpalony (1949), prezentowany tu we fragmencie, nale»aª do najwa»niejszych wyst¡pie« poetyckich po wojnie. Wiersz Autobiograa pochodzi z wa»nego tomu Rimas (1951 roku - tu prezentowna jest wersja poprawiona przez autora w 1971 roku) i zostaª wykuty w kamieniu na dziedzi«cu uniwersyteckim w Granadzie, rodzinnym mie±cie poety.
EUROPA 220: Magiczna Aleksandria (21.06.2008)
Miasto
Wyjad¦, powiedziaªe±, gdzie± do innego kraju, nad jakie± inne morze. Jest wiele innych miast, s¡ inne, lepsze miejsca. Tu ci¡»y nade mn¡ fatum, na wszystkich moich d¡»eniach, a moje serce jak trup zostaªo ju» pochowane. Mój umysª te» odr¦twiaª w tej jaªowej przestrzeni. Tutaj, gdziekolwiek spojrz¦, widz¦ tylko ruiny mojego »ycia, które przez wiele lat trwoniªem, a» w ko«cu roztrwoniªem. Nie znajdziesz nowej krainy ani innego morza. Zabierzesz to miasto z sob¡. Ju» zawsze b¦dziesz si¦ bª¡kaª po tych samych dzielnicach, po tych samych ulicach. Wªosy ci b¦d¡ siwie¢ po±ród tych samych domów. Nie umkniesz z tego miasta. Nie wierz zªudnej nadziei: nie ma dla ciebie okr¦tu, nie ma drogi gdzie± indziej. Jak roztrwoniªe± »ycie tutaj, w tym cichym k¡cie, roztrwoniªe± je wsz¦dzie, wsz¦dzie, na caªym ±wiecie.
Dwaj mªodzie«cy dwudziestotrzy-, czteroletni Czekaª w kawiarni od wpóª do jedenastej, licz¡c, »e zaraz przyjdzie. Min¦ªa póªnoc. Wci¡» czekaª. Okoªo wpóª do drugiej zrobiªo si¦ pustawo, prawie wszyscy ju» wyszli. Znu»yªo go mechaniczne przegl¡danie dzienników.
Konstandinos Kawas (1863 - 1933)
Czekaj¡c tyle czasu, wypiª kaw¦ i koniak i z trzech szylingów, co miaª, zostaª mu tylko jeden. I wszystkie, co do jednego, wypaliª papierosy. Zm¦czyªo go to czekanie. Bo kiedy tak siedziaª i siedziaª, samotnie, przez tyle godzin, naszªy go ci¦»kie my±li, »e marnuje swe »ycie. Ale gdy tylko go ujrzaª, wchodz¡cego z ulicy, wszystko od razu min¦ªo: i zm¦czenie, i my±li. Spó¹niony miaª dla niego niesªychan¡ nowin¦: w jakiej± szulerni wygraª równo sze±¢dziesi¡t funtów. I oto ich pi¦kne twarze, urzekaj¡ca mªodo±¢, gor¡ca, wzajemna miªo±¢ - wszystko to zaraz od»ywa, rozpala si¦, roznami¦tnia od sze±¢dziesi¦ciu funtów wygranych w jakiej± szulerni. Rozradowani, pi¦kni, peªni uczu¢ i siª, udali si¦... ale» nie! nie do »adnego z domów ich wielce czcigodnych rodzin (gdzie zreszt¡ ju» od dawna nikt za nimi nie t¦skniª), lecz do znanego im dobrze pewnego domu schadzek, i wynaj¦li tam pokój, i zamówili trunki, bardzo drogie, i pili. A gdy ju» je wypili, okoªo czwartej nad ranem, upojeni, szcz¦±liwi, oddali si¦ miªo±ci.
przeªo»yª Antoni Libera
Najwybitniejszy poeta nowo»ytnej Grecji i jeden z najwa»niejszych poetów europejskich XX wieku. Wi¦kszo±¢ »ycia sp¦dziª poza krajem, gªównie w Aleksandrii, któr¡ uwieczniª w swojej twórczo±ci. Uznawany za przedstawiciela parnasizmu i symbolizmu wypowiadaª si¦ w zwi¦zªych formach zbli»onych do miniatur epickich. Posta¢ charyzmatyczna, owiana legend¡. Melancholijny spadkobierca wielkiej cywilizacji helle«skiej, tworz¡cy epigramy w dwa tysi¡ce lat po jej upadku. W Polsce do±¢ dobrze znany, gªównie dzi¦ki przekªadom Zygmunta Kubiaka. Jego wiersze tªumaczyª te» Czesªaw Miªosz. Zbigniew Herbert za± uwa»aª go za swego przewodnika i mistrza. Szkic po±wi¦cony Kawasowi, uwzgl¦dniaj¡cy w du»ej mierze publikowany wy»ej wiersz o dwóch mªodzie«cach, opublikowaª Paweª Huelle w tomie Inne historie. Wiersze Kawasa w przekªadzie Antoniego Libery, w tym sªynn¡ Itak¦, publikowali±my na ªamach Europy 26 maja 2004.
EUROPA 221: Odbity w lustrze (28.06.2008)
Jak fotograa
Mógªby± chcie¢ mieszka¢ w jednym z tych niewielkich domów, co zacz¡wszy wspina¢ si¦ na wzgórze, niezdarnie wracaj¡ do punktu wyj±cia jak gdyby si¦ nic nie staªo.
John Ashbery
Mogªyby ci smakowa¢ kanapki jedzone na kolacj¦ z s¡siadem daj¡cym koncesje. Za minut¦ ju» b¦dzie po wszystkim, powiedziaªe±. Obaj wierzyli±my w to, a zegar tyka. Pªo« dalej, pªo« dalej.
(ur. 1927) John Ashbery to posta¢ legendarna, aczkolwiek ci¡gle »ywa i aktywna, czego dowodem najnowszy tomik A Worldly Country (2007), przez wielu uwa»any za jedno z najbªyskotliwszych osi¡gni¦¢ wielkiego ameryka«skiego poety. W prezentowanych tutaj utworach zwraca uwag¦ rezygnacja z karkoªomnych stylistycznych wolt na rzecz umiarkowania i szlachetnej prostoty. Mimo to wci¡» jednak pozostaje w mocy typowo ashbery'owska technika zderzania ze sob¡ pozornie niepowi¡zanych ze sob¡, cz¦sto wr¦cz balansuj¡cych na kraw¦dzi banaªu zda«, na których styku dochodzi do wytworzenia wysokich napi¦¢ stanowi¡cych wªa±ciw¡ racj¦ istnienia wiersza. Wierny swoim powszednim rekwizytom i kolokwialnym frazom poeta oddaje si¦ powa»nej metazycznej medytacji - dbaj¡c wszak»e o swoist¡ nieokre±lono±¢ tego, kto jest bohaterem wiersza, uzyskuje efekt tyle» intymny, co i introwertyczny, nowoczesny, a przy tym bliski ideaªu klasycznego pi¦kna.
EUROPA 222: Noc jak kwitn¡cy paw (05.07.2008)
Rawenna
Ogród nieustannie nowe wytwarza rozkosze. ...Jak p¡k, który ma si¦ ju» otworzy¢, ale co± go powstrzymuje, zaraz si¦ otworzy, ale ±wiatªo nie jest ju» po stronie umarªych. * ...a noc stanie si¦ niebieska i zielona jak kwitn¡cy paw i wszystkie cierpienia sczezn¡. * Trzej królowie prowadz¡ dwadzie±cia dziewic do boskiego dzieci¡tka i si¦ wpóª kªaniaj¡. * Kolumny i grobowce. Wsta«. Co± powiedz. Wró¢ do trumny. Za±nij. * Sam w grobowcu przy grobowcach ja, ani mniej ani bardziej martwy ni» wy wszyscy, ja. Grobowiec, relikwiarz, ale czy kto± by otworzyª wieko tak, »eby ol±niony zemdlaª? Sant'Apollinare in Classe
Maªy fresk w kaplicy
Du»y chªopaczek ju», ale ustami jeszcze przywiera do matczynej piersi... Dobre serce ma u±miechni¦ta matka. Jej oczy patrz¡ rozszerzaj¡c si¦ przez dziecko,
André Frenaud (1907 - 1993)
o które si¦ boi, dziecko wielokrotne, oczekuj¡ce od powstania ±wiata miªo±ci. A krew pªynie, wªa±nie st¡d wypªywa, z czoªa matki, z owocu matki, pªynie wzdªu» policzków a» do piersi, która staje si¦ czerwona. W koronie cierniowej ona to jest. I mleko z niej pªynie, z jej peªnych piersi - o, soku kobiety, o, darze kobiety to krew przecie» jest, co mleko »ywi, to krew jest, co cierpi tu i pier± co milczy, gdy w usta je bierze zªakniony. Z bª¦kitu w bª¦kit leci czerwona krew. Spragniony czªowiek ssie i dr»y, aby wszystkich zbawi¢ nas, jedynie dobro jest. Corippo, Val Verzasca przeªo»yª Kazimierz Brakoniecki
Andre Frenaud debiutowaª tomem poezji Rois mages w 1943 roku, który otworzyª mu drog¦ do kariery literackiej. Pocz¡tkowo bliski byª mu nadrealizm, lecz wkrótce wybraª wªasn¡ drog¦ wyznaczon¡ przez reeksj¦ antropologiczn¡, wyznanie intymne i specyczny stoicyzm (kulturowy i egzystencjalny). Jego poezja »ywi si¦ silnie pejza»em, kultur¡, tematem religijnym, malarstwem. Odwieczne zmagania czªowieka i ±wiata s¡ ukazywane w krótkich, ol±niewaj¡cych medytacjach poetyckich albo fragmentarycznie ujmowanych traktatach humanistycznych. Opublikowaª kilka zbiorów poezji, spo±ród których najwa»niesze to Il n'y a pas de paradis(1962) oraz Håres(1982).
Anna Achmatowa 1889-1966 Conrad Aiken 1889-1973 Archie Randolph Ammons 1926-2001 Jurij Andruchowycz ur. 1960 Louis Aragon 1897-1982 Fernando Arrabal ur. 1932 John Ashbery ur. 1927 Wystan Hugh Auden 1907-1973 Mary Jo Bang ur. 1946 Charles Baudelaire 1821-1867 Andriej Bazylewski ur. 1957 Ray A. Young Bear ur. 1950 Samuel Beckett 1906-89 Gottfried Benn 1886-1956 Jaime Gil de Biedma 1929-90 Earle Birney 1904-1991 Elizabeth Bishop 1911-1979 Robert Bly ur. 1926 Tadeusz Borowski 1922-1951 Nicolas Bouvier 1929-1998 Alison Brackenbury ur. 1953 Bertolt Brecht 1898-1956 Josif Brodski 1940-1996 Joan Brossa 1919-1998 Charles Bukowski 1920-1994 Aleksander Bªok 1880-1921 Anne Carson ur. 1950 Jorge Olivera Castillo ur. 1961 Blaise Cendrars 1887-1961 Luis Cernuda 1902-1963 Francgois Cheng ur. 1929 Wielimir Chlebnikow 1885-1922 Wªadysªaw Chodasiewicz 1886-1939 Amy Clampitt 1920-94 Henri Cole ur. 1956 Antonio Colinas ur. 1946 Billy Collins ur. 1941 Primoz Cucnik ur. 1971 Edward Estlin Cummings 1894-1962 Marina Cwietajewa 1892-1941 Jakub Deml 1878-1961 Robert Desnos 1900-1945 Jure Detela 1951-1992 Emily Dickinson 1830-1886 Gerardo Diego 1896-1987 Hilda Dolittle 1886-1961 Stuart Dybek ur. 1942 Gunnar Ekelöf 1907-1968 Leszek Elektorowicz ur. 1924 Thomas Stearns Eliot 1888-1965 Paul Eluard 1895-1952 Hans Magnus Enzensberger ur. 1929 Ulf Eriksson ur. 1958 Afanasij Fet 1820-1892 Jerzy Ficowski ur. 1924 André Frenaud 1907-1993 Pere Gimferrer ur. 1945 Allen Ginsberg 1926-1997 Johann Wolfgang Goethe 1749-1832 Xavier Grall 1930-1981 Eugene Guillevic 1907-1997 Seamus Heaney ur. 1939 Anthony Hecht 1923-2004 Zbigniew Herbert 1924-1998 Georey Hill ur. 1932 Hugo von Hofmannsthal 1874-1929 Horacy 65-8 r. p. n. e. Ted Hughes 1930-1998 Vicente Huidobro 1893-1948 Friedrich Hölderlin 1770-1843 Olja Ivanjicki ur. 1931 Robinson Jeers 1887-1962 Sergiusz Jesienin 1895-1925 James Joyce 1882-1941 Konstandinos Kawas 1863-1933 John Keats 1795-1821 Paol Keineg ur. 1944 Oªeh Kocarew ur. 1981 Edvard Kocbek 1904-1981 Kenneth Koch 1925-2002 Miklav» Komelj ur. 1973
7, 101, 188 62 47, 75 37, 39 178 209 81, 105, 221 29, 42, 86, 107, 146, 182, 195 152 153 179 218 66 27, 48, 120 91 168 63, 129 192 3 169 154 112 131, 141 164 15 88, 140, 198 134, 170 174 130 125 211 14, 92 73, 110 89 126 205 19, 115 201 55 79, 124, 215 204 193 148 77 203 123 102 72 5, 26, 52, 113 40, 65, 76, 90, 138, 142, 143, 194, 216 189 206 187 150 22 222 137 16, 145 33 202 121 116 181 74, 96 161 71 1, 46 60 114 51 197 149 85, 207 59 8, 220 36 162 176 128 97 190
Ted Kooser ur. 1939 Urszula Kozioª ur. 1931 Jerzy Kronhold ur. 1946 Stanley Kunitz ur. 1905 Michaiª Kuzmin 1872-1936 Wilhelm Küchelbecker 1797-1846 Par Lagerkvist 1891-1974 Philip Larkin 1922-1985 David Herbert Lawrence 1885-1930 David Lehman ur. 1948 Michaª Lermontow 1814-1841 Denise Levertov 1923-1997 Ewa Lipska ur. 1945 Federico Garcia Lorca 1898-1936 Amy Lowell 1874-1925 Malcolm Lowry 1909-1957 Karl Lubomirski ur. 1939 Louis MacNeice 1907-1963 Zbigniew Machej ur. 1958 Wasyl Machno ur. 1964 Osip Mandelsztam 1891-1938 Harry Martinson 1904-1978 Wal»yna Martynaua ur. 1981 Leonid Martynow 1905-1980 Edgar Lee Masters 1868-1950 Thomas Merton 1915-1968 William Stanley Merwin ur. 1927 Krystyna Miªob¦dzka ur. 1932 Czesªaw Miªosz 1911-2004 Eugenio Montale 1896-1981 Edward Munch 1863-1944 Les Murray ur. 1938 Sándor Márai 1900-1989 Pablo Neruda 1904-1973 Frank O'Hara 1926-1966 Charles Olson 1910-70 Ivan Onate ur. 1948 George Oppen 1908-1984 Leopoldo Maria Panero ur. 1948 Borys Pasternak 1890-1960 Brian Patten ur. 1946 Cesare Pavese 1908-1950 Oded Peled ur. 1950 Robert Pinsky ur. 1940 Sylvia Plath 1932-1963 Igor Pomierancew ur. 1948 Ezra Pound 1885-1972 Aleksander Puszkin 1799-1837 Irina Ratuszynska ur. 1954 Pierre Reverdy 1889-1960 Bohuslav Reynek 1892-1971 Theodore Roethke 1908-1963 Luis Rosales 1910-1992 Jacques Roubaud ur. 1932 Jarosªaw Marek Rymkiewicz ur. 1935 Tadeusz Ró»ewicz ur. 1921 Nelly Sachs 1891-1970 David Schubert 1913-1946 James Schuyler 1923-1991 Anne Sexton 1929-1974 Charles Simic ur. 1938 Jan Skácel 1922-1989 Piotr Sommer ur. 1948 Jack Spicer 1925-1965 Wallace Stevens 1879-1955 Mark Strand ur. 1934 Jelena Szwarc ur. 1948 James Tate ur. 1943 Fiodor Tiutczew 1803-1873 Tomas Tranströmer ur. 1931 Jan Twardowski ur. 1915 Giuseppe Ungaretti 1888-1970 przeª. Leszek ElektorowiczJohn Updike ur. 1932 Derek Walcott ur. 1930 André Weckmann ur. 1924 Ivan Wernisch ur. 1942 Kenneth White ur. 1936 Walt Whitman 1819-1892 William Carlos Williams 1883-1963 Karol Wojtyªa 1920-2005 William Butler Yeats 1865-1939
100 119 24 135 93 54 147 32 191 67 167 132 43, 103 98, 156 166 45 41 199 9, 28 118 2, 106 64 87 20 99 177 31, 69 12 21 210 171 94 133 180 127 70 213 175 173 157 136 109 212 17 18, 95, 122 159 34, 56, 104, 155 44 84 184 217 108 219 196 10 183 111 214 57 80 68 185 23 165 11, 208 30, 38, 78 58 50, 163 82 139 6 117 186 61 144 172 158 83, 151 13, 25, 35, 160 53 4, 49